0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Sgt. Anthony JonesSgt. Anthony Jones

Gdy wojska prezydenta Rosji Władimira Putina gromadzą się na granicach Ukrainy, grożąc największą wojną w Europie od 1945 roku, cały świat próbuje odgadnąć jego intencje. W tej sytuacji demokracje Europy i Ameryki Północnej muszą zadać sobie strategiczne pytanie: A jakie są nasze intencje?

Artykuł Timothy Gartona Asha oprócz w OKO.press ukazał się także w „The Guardian”. Autor jest brytyjskim intelektualistą i historykiem, profesorem na Uniwersytecie Oksfordzkim. Świadkiem i uczestnikiem przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego „Wiosny obywateli”, jest także autorem książek „Polska rewolucja: Solidarność” oraz „Wolny świat: dlaczego kryzys Zachodu jest szansą naszych czasów”.

Długoterminowy cel Putina w Europie Wschodniej jest w gruncie rzeczy całkowicie jasny. Chce on, na tyle na ile to możliwe, przywrócić imperium, status wielkiego mocarstwa oraz strefę wpływów, które Rosja utraciła w tak dramatyczny sposób 30 lat temu, wraz z rozpadem Związku Radzieckiego w grudniu 1991 roku.

To tylko jego taktyka pozostawia nas w niepewności. Od 2008 roku, kiedy to siłą zdobył dwa secesjonistyczne kawałki Gruzji, a już na pewno od czasu zajęcia Krymu w 2014 roku, widać, że jest gotów użyć wszelkich środków, od dyplomacji i dezinformacji po cyberataki, trucie przeciwników i jawną wojnę.

Zachód przyczynił się do tego kryzysu poprzez swoje chaotyczne działania i brak uzgodnienia strategicznego celu w Europie Wschodniej.

Zasadniczo Zachód - jeśli można jeszcze mówić o jednym geopolitycznym Zachodzie - zmarnował lata, które upłynęły od 2008 roku, nie mogąc zdecydować się na jeden z dwóch różnych modeli porządku w Eurazji. Zamiast tego realizując po trochu oba i żaden z nich zarazem.

Przeczytaj także:

Helsinki czy Jałta

Nazwijmy te modele, w skrócie, helsińskim i jałtańskim. Obecnie najpilniejszym zadaniem jest powstrzymanie rosyjskiej inwazji na Ukrainę, ale w tle kryje się i ten bardziej zasadniczy wybór

Na papierze, wszyscy na Zachodzie podpisują się pod modelem helsińskim, najpierw sformułowanym w Akcie Końcowym Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie z Helsinek w 1975 roku, którego ostateczny kształt został nadany w tak zwanej Paryskiej Karcie Nowej Europy w 1990 roku.

Obecnie jest on usankcjonowany w ramach Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Według tego modelu Europa ma składać się z równych, suwerennych, niepodległych państw demokratycznych, szanujących rządy prawa i zobowiązanych do rozwiązywania wszelkich sporów środkami pokojowymi.

Cel ten podsumowują słowa, które zapomniany dziś amerykański dyplomata Harvey Sicherman wpisał do przemówienia prezydenta George'a H. W. Busha: "Europa cała, wolna i w pokoju".

Alternatywnym modelem jest model jałtański. Szczyt pomiędzy Józefem Stalinem, Franklinem D. Rooseveltem i Winstonem Churchillem w Jałcie w lutym 1945 roku, odbywający się (o ironio historii) na Krymie, stał się synonimem wielkich mocarstw dzielących Europę na zachodnią i wschodnią strefę wpływów.

Ostatnie maksymalistyczne propozycje traktatowe Rosji wobec USA i NATO sprowadzają się do żądania tego, co rosyjscy analitycy nazwali „Jałtą 2”. Tylko kilku tak zwanych „realistów” na Zachodzie jawnie i wyraźnie popiera ten model, ale wielu innych w rzeczywistości podpisuje się pod jakąś wersją podziału stref wpływów.

Podwójne standardy, które od wieków charakteryzują podejście Europy Zachodniej do Europy Wschodniej, powodują, że ludzie, którzy byliby oburzeni samym pomysłem, że Polska mogłaby mieć prawo weta wobec decyzji do jakiego sojuszu mogłyby przystąpić Niemcy, albo Wielka Brytania wobec wyborów strategicznych Francji – bez wahania przyznają Rosji prawo weta wobec podobnych wyborów Ukrainy.

Zachodni Europejczycy, którzy krzyczeliby „faszyzm!” na każdą sugestię, że roszczenia terytorialne mogłyby być oparte na istnieniu duńskiej mniejszości w północnych Niemczech lub niemieckojęzycznej mniejszości w północnych Włoszech, uważają za „zrozumiałe”, że Moskwa wysuwa takie roszczenia wobec Ukrainy.

Mali Europejczycy

W Brukseli i Paryżu jest wielu Małych Europejczyków, dla których nawet dzisiejsza UE za bardzo rozciągnęła się na wschód.

Czasami model jałtański skrywa się pod helsińskim. Jeżeli w obliczu agresora, który jest gotów użyć przemocy, aby zdestabilizować i rozbić europejskie państwo, odmawiacie dostarczenia Ukrainie broni defensywnej, a polegacie jedynie na negocjacjach dyplomatycznych i obserwatorach OBWE, to w rzeczywistości uznajecie model jałtański, udając jednocześnie, że działacie w ramach helsińskiego.

Nie broniąc pokoju, zwiększacie prawdopodobieństwo wybuchu wojny.

Niemieccy socjaldemokraci - niegdyś wynalazcy błyskotliwie innowacyjnej zachodnioniemieckiej wersji détente, znanej jako Ostpolitik - są obecnie światowym dowodem na mętne myślenie, samooszukiwanie się i jawną hipokryzję, które to za sobą pociąga. Reprezentują oni rodzaj zawstydzonej Jałty, Jałty, która nie ośmiela się wypowiedzieć swojego imienia.

Od czasu gdy wewnątrz zachodni spór na szczycie NATO w Bukareszcie w kwietniu 2008 roku zaowocował marnym kompromisem w postaci oświadczenia, że Ukraina i Gruzja wstąpią do NATO, połączonym z prywatnym porozumieniem, że NATO nie zrobi nic konkretnego, by tak się stało, cały Zachód tkwi w takim stanie strategicznej dezorientacji.

Zachód musi dokonać strategicznego wyboru

Zachód tylko połowicznie otworzył się na Ukrainę, tylko połowicznie wspierał jej niepodległość, integralność terytorialną i transformację w realne, suwerenne, demokratyczne państwo europejskie. Ukraina nie należy do NATO, ani nie będzie w najbliższym czasie, ale NATO jest na Ukrainie.

Państwa członkowskie NATO, w tym USA i Wielka Brytania, dostarczały tam broń i prowadziły szkolenia wojskowe. Ukraina nie jest w UE, ani nie będzie w najbliższym czasie, ale UE jest na Ukrainie.

Zachód musi w końcu dokonać strategicznego wyboru.

Powinniśmy zdecydować się na model helsiński. Kraje należące obecnie do UE i NATO powinny cierpliwie i konsekwentnie dążyć do celu, jakim jest Europa cała, wolna i w pokoju - nie tylko tak mówić, ale naprawdę działać w tym kierunku.

Zasadniczym elementem tej dalekosiężnej wizji jest jej autentyczne otwarcie również dla przyszłej demokratycznej Rosji. Kiedy starsi panowie z niemieckich struktur bezpieczeństwa zaproponowali niedawno, aby zaoferować Rosji członkostwo w NATO, ktoś mógłby uznać to za przejaw dzikiej niemieckiej rusofilii.

Ale w zasadzie jest to słuszne podejście. W obliczu asertywnego chińskiego supermocarstwa istnieją wszelkie powody by demokratyczna Rosja była pożądanym członkiem obronnego sojuszu bezpieczeństwa łączącego Amerykę Północną, Europę i Eurazję.

Relacje z UE będą bardziej skomplikowane, ale architektura europejska już teraz pozwala na obecność ważnych krajów, które nie są członkami Unii. Piszę te słowa w jednym z nich [W Wielkiej Brytanii- red.].

Antyputinowska, ale prorosyjska

Ta strategia jest więc antyputinowska, ale prorosyjska.

Kilka lat temu większość Rosjan odrzuciłaby takie rozróżnienie akceptując milcząco carskie twierdzenie Putina „La Russie, c'est moi” [Rosja to ja]. Teraz już nie.

Nie jest jasne, czy nawet szybkie podbicie kolejnego zakątka byłego rosyjskiego imperium, znajdującego się na terenie dzisiejszej Ukrainy, znacząco zwiększyłoby jego słabnącą popularność, tak jak to się stało po zajęciu Krymu w 2014 roku.

Dziś reżim Putina tak bardzo boi się politycznego przeciwnika, Aleksieja Nawalnego, który chce by Rosja „podążała europejską ścieżką”, że próbował go otruć i zamknął w kolonii karnej.

W polityce i dyplomacji, podobnie jak w innych dziedzinach życia, potrzebna jest zdolność do kompromisu i do życia z niedoskonałymi, prowizorycznymi ustaleniami.

Ale trzeba wiedzieć, czego się chce. Putin wie. My też powinniśmy.

Przetłumaczyła Anna Halbersztat

Udostępnij:

Timothy Garton Ash

Brytyjski historyk, profesor na Uniwersytecie Oksfordzkim, wykłada też na Uniwersytecie Stanforda. Europejczyk. Świadek i uczestnik przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej. Ostatnio po polsku ukazało się wznowione wydanie jego "Wiosny obywateli".

Komentarze