0:00
0:00

0:00

Rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki poinformowała we wtorek 18 stycznia 2022 roku, że sytuacja wokół Ukrainy "jest bardzo niebezpieczna i Rosja może zaatakować w każdym momencie".

O nadal możliwej inwazji mówił w środę 19 stycznia prezydent USA Joe Biden. "Nie jestem przekonany, czy sam jest pewien, co zrobi. Domyślam się, że wkroczy. Musi coś zrobić".

Rosja zgromadziła przy wschodniej granicy z Ukrainą ponad 100 tys. żołnierzy. Przerzuciła też znaczne siły do Białorusi.

Rozmowy między Rosją a Zachodem w ubiegłym tygodniu nie przyniosły żadnych efektów. Robert Pszczel, polski dyplomata m.in. w przedstawicielstwie przy NATO, potem rzecznik NATO, a następnie były przedstawiciel NATO w Moskwie, dziś ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, mówi w rozmowie z OKO.press, że sytuacja na ukraińskiej granicy jest niepewna.

"Wszystkie elementy układanki mówią, że groźba i realne zagrożenie operacją wojskową jest czymś, co należy traktować poważnie. Niestety kolejna militarna agresja rosyjska na Ukrainę jest możliwa" - mówi były przedstawiciel NATO.

Według niego do konfliktu może dojść z trzech powodów.

Rosja to kraj agresywny

"Po pierwsze, Federacja Rosyjska udowodniła, że jest gotowa posunąć się do użycia siły w celu aneksji lub uzyskania kontroli nad terytorium obcego państwa, z czym mieliśmy do czynienia w 2014 roku w przypadku Ukrainy, a wcześniej w Gruzji. Także w 2014 roku Rosja zainicjowała konflikt we wschodniej Ukrainie, w Donbasie. Oficjalnie nie nazywamy tego »inwazją« czy »zagarnięciem terytorium«, ale jest to wspierany politycznie, wojskowo oraz finansowo konflikt sztucznie spreparowany przez Moskwę" - mówi ekspert.

Przeczytaj także:

"Do listy agresywnych działań dodajmy brutalną operację wojskową w Syrii, próby zamachów na Siergieja Skripala czy Aleksieja Nawalnego, ataki cybernetyczne, prowokacyjne ćwiczenia, wspieranie krwawych poczynań Łukaszenki i inne destrukcyjne poczynania Rosji w różnych częściach świata, na przykład w Afryce. Rosja jest nie tylko krajem, który posługuje się agresywną retoryką, ale również działa w ofensywny sposób".

Wojska rosyjskie stacjonują w trzech krajach, które się na to nie zgadzają. "Chodzi o Ukrainę, Gruzję i Mołdawię. Deklaracje woli i polityczne plany Moskwy, a dokładnie Kremla, nie są hipotetyczne. Rosja udowodniła, że jest gotowa do użycia swoich sił zbrojnych".

Bezprecedensowe zmasowanie wojsk

Po drugie, niepokoi sytuacja przy granicy z Ukrainą. "To bezprecedensowe zmasowanie wojsk, a przede wszystkim wszystkich elementów, które wykorzystuje się w celu dokonania ofensywnej operacji wojskowej" - mówi Pszczel.

Na granicę z Ukrainą Rosjanie ściągają zarówno systemy rakietowe, czołgi i artylerię, jak i środki do walki, które umożliwiają zniszczenia systemów informacyjnych i łączności.

"Ta koncentracja wojsk rozpoczęła się wiosną zeszłego roku, potem była kontynuowana pod przykrywką ćwiczeń Zapad 2021. Teraz mamy do czynienia z dalszymi otwartymi działaniami. Na granicę jadą oddziały i sprzęt z dalekich wschodnich części Rosji. Rosja wzmacnia też siły wojskowe na terenie Białorusi".

Obsesja na punkcie Ukrainy

"Po trzecie, chodzi o obsesję Putina na punkcie Ukrainy, jego bzdurne sugestie, że naród ukraiński to naród rosyjski. Od co najmniej kilkunastu lat Rosja kwestionuje integralność terytorialną Ukrainy i legitymizację władz. Kreml twierdzi, że obecny rząd w Kijowie jest niedemokratyczny, bo przejął władzę w wyniku puczu, czyli zamachu stanu w 2014 roku. To oczywiście nieprawda. Władze w Kijowie zostały wybrane w pełni demokratycznych wyborach, w odróżnieniu od władz rosyjskich".

Robert Pszczel wyjaśnia, że to propaganda, która ma na celu dezawuowanie Ukrainy jako suwerennego kraju - bo nikt nie uwierzy w to, że Ukraina zagraża Rosji. "Kontrola nad Ukrainą jest dla Putina celem samym w sobie, ale stanowi też instrument nacisku na Zachód, aby przymusić go do negocjacji".

"Każdy rodzaj kolejnej inwazji na Ukrainę - rakietowy, cybernetyczny czy bezpośrednio przy użyciu oddziałów wojskowych z różnych stron - czym grozi Moskwa - świadczy o tym, że Rosja podważa prawo Ukrainy do funkcjonowania jako niezależnego państwa i nie szanuje porozumień międzynarodowych" - mówi Pszczel.

O tym mówił Biden

"Co więcej, w normalnych krajach, nawet nie w pełni demokratycznych, w sprawach wojny czy konfliktu odbywa się debata, a w przypadku Rosji debaty w ogóle nie ma. Wszystko zależy od woli jednego człowieka, Putina". O tej nieprzewidywalności mówił prezydent USA Biden na swojej konferencji prasowej.

Joe Biden wystąpił w środę 19 stycznia na konferencji prasowej z okazji rocznicy swojej prezydentury i odniósł się do napięcia między Rosją a Ukrainą. Biden mówił m.in., że jeżeli Rosja zdecyduje się na inwazję, to USA zwiększy obecność wojsk w Polsce, Rumunii i innych krajach. "Bo mamy święte zobowiązanie, by bronić tych krajów. One są częścią NATO" - mówił Biden.

Stwierdził też, że koszt sankcji będzie zależał od skali agresji Rosji, co wzbudziło kontrowersje. Słowa Bidena zostały odebrane jako przyzwolenie na inwazję Rosji na Ukrainę.

"Chociaż kilka zdań z tej konferencji (rozróżnienie małej interwencji od dużej inwazji) wprowadziło nieco zamieszania w przestrzeni informacyjnej, rzeczniczka Białego Domu potwierdziła później, że dla Waszyngtonu każda forma agresji na Ukrainę byłaby powodem do wprowadzenia drastycznych sankcji wobec Moskwy i wzmocnienia sił sojuszu na wschodniej flance w Europie" - mówi Pszczel.

Wyjaśnia, że wyciąganie wniosków o tym, że USA porzuciło Ukrainę to nadużycie, bo Biały Dom potwierdził, że jego podejście do sprawy Ukrainy się nie zmieniło.

Dostawy broni przeciwpancernej dla armii ukraińskiej podjęła Wielka Brytania. USA zgodziły się, by Łotwa, Litwa i Estonia przekazały Ukrainie zaawansowaną broń otrzymaną ze Stanów.

"Księżycowe" żądania

"Nowym elementem radykalizmu Rosji są żądania wobec NATO i Stanów Zjednoczonych – czyli wobec »kolektywnego« Zachodu, bo tak nazywa nas sama Moskwa" - mówi Pszczel.

Przypomnijmy. Rosja chce przyjęcia porozumienia w formie traktatu, który wykluczyłby dalsze rozszerzenie Sojuszu Północnoatlantyckiego na wschód. Chce zawrzeć porozumienie o nierozmieszczaniu przez USA i inne kraje NATO przy granicach z Rosją systemów broni uderzeniowej czy ograniczenia ćwiczeń wojskowych na obszarze przylegającym do granic państw NATO z Rosją.

"To żądania »księżycowe«, które nigdy nie zostaną zrealizowane, bo mają na celu wywrócenie całego porządku bezpieczeństwa w Europie - obejmują ultimatum w sprawie polityki rozszerzenia NATO czy cofnięcie się i rozbrojenie sojuszników NATO w Europie".

Rosja chce w ten sposób rozbijać NATO, dzielić sojuszników i osłabiać współpracę z Ukrainą. Pszczel podkreśla, że być może Putin świadomie zaplanował niemożliwe do spełnienia żądania, bo chce uzyskać od Zachodu odpowiedź "nie" i mieć pretekst do agresji.

Czego chce Putin?

Ukraina jest dla Putina celem samym w sobie, ale stanowi też instrument nacisku na Zachód, aby przymusić go do negocjacji.

"Putin wie, że Rosja nie jest krajem wpływowym na arenie międzynarodowej, wynika to z zapaści gospodarczej, autorytarnego modelu politycznego, społeczeństwo rosyjskie jest wystraszone i straumatyzowane" - mówi ekspert.

"Kalkulacje Putina wydają się wiec dosyć oczywiste. Rosja zgromadziła siły zbrojne, dysponuje instrumentami dezinformacji czy uzależnienia Zachodu od rosyjskiego gazu, a Kreml ma obsesję na punkcie układu sił, który jej nie docenia. Wydaje mu się, że to właściwy moment, aby ten układ zmienić, dlatego dąży do konfliktu".

"Putin nie chce, aby takie instytucje jak NATO czy Unia Europejska były zjednoczone, bo Rosja nie ma szans w bezpośrednim starciu z nimi. Prowadzi politykę rozbijania jedności, chce podpisywać porozumienia z poszczególnymi krajami, które blokują porozumienia UE w dziedzinie wspólnej polityki energetycznej".

NATO kluczowe również dla Polski

"Sojusznicy NATO i członkowie UE są zjednoczeni, ale pozostaje jeszcze kwestia uzgodnienia sankcji nakładanych na Rosję. Najważniejsze jest jednolite podejście i rozmawianie z Rosją w sposób kolektywny, a także kolektywna obrona przed jej groźbami" - mówi Pszczel.

"NATO pozostaje najlepszą strukturą, która to umożliwia w kooperacji z Unią Europejską. Nie jestem wiec przekonany czy ostatnie, mało klarowne, idee prezydenta Macrona w sprawie europejskiego planu bezpieczeństwa znajdą poparcie w większości krajów naszego kontynentu. Jeżeli chodzi o Polskę, to niezbędne jest kultywowanie istniejącej zgody narodowej – ponad podziałami politycznymi – w sprawie NATO i jego fundamentalnego znaczenia (art.5) dla naszej obronności. Lepszej polisy ubezpieczeniowej nigdy w swojej historii nie mieliśmy. Dbajmy o nią".

;
Na zdjęciu Julia Theus
Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze