0:000:00

0:00

Protest migrantów i uchodźców rozpoczął się w poniedziałek 7 lutego 2022. Kilkudziesięciu mężczyzn skandowało: "Wolność!" oraz "Nie jesteśmy przestępcami". W pewnym momencie wszyscy protestujący uklęknęli przed uzbrojonymi funkcjonariuszami. Wszystko na nic, mundurowi ruszyli w ich stronę, używając gazu łzawiącego. To wszystko widać na nagraniach wideo nakręconych przez uczestników protestu, do których dotarło OKO.press.

Mimo pokojowej formy protestu - jak donoszą litewskie media - użyto też paralizatorów, a część osób skuto i wywieziono z ośrodka.

Protest zaczął się dokładnie o godz. 06:00 rano w ośrodku dla cudzoziemców w Podbrodziu na Litwie. Zainicjowali go uchodźcy i migranci z państw afrykańskich, m.in. Erytrei, Konga, Somalii, Senegalu czy Gwinei. Mężczyźni mieli ze sobą kartony, na których wypisali: "Powiedzieliście pół roku, mija już siedem miesięcy. Potrzebujemy wolności", "Jesteśmy ludźmi, nie bronią" (nawiązując do określeń migrantów jako "broni biologicznej" Łukaszenki). Niektórzy mieli też ze sobą obrazy, namalowane przez jednego z mieszkańców ośrodka, na których znajdują się wizerunki ludzi za kratami czy mapa Afryki.

[video width="640" height="352" mp4="https://oko.press/images/2022/02/WhatsApp-Video-2022-02-08-at-12.47.40.mp4"][/video]

Protest w ośrodku w Podbrodziu, mat. własne

"W celu rozwiązania demonstracji zastosowano środki specjalne takie jak kajdanki, paralizatory i gaz (...) [migranci] nie posłuchali żądań funkcjonariuszy, zawiązali grupę i grozili funkcjonariuszom" - mówił przedstawiciel litewskiej Straży Granicznej Giedrius Mišutis. Jednocześnie stwierdził, że żaden z uczestników nie próbował zniszczyć infrastruktury czy wydostać się poza teren ośrodka.

"Jesteśmy ludźmi, nie bronią"

Protest odbył się w Centrum Rejestracji Cudzoziemców w Pabradė (pl. Podbrodziu), które jest odpowiednikiem polskich ośrodków zamkniętych (inaczej strzeżonych). Placówka jest pod kontrolą litewskiej Straży Granicznej, a migranci i uchodźcy, którzy tam trafiają, nie mogą jej opuścić ani na moment.

W ośrodku przebywa aktualnie 677 osób.

Jeszcze kilka miesięcy temu cudzoziemcy mieszkali w namiotach, które teraz zastąpiły blaszane kontenery.
Protest w ośrodku dla cudzoziemców na Litwie, fot. mat. własne
Protest w ośrodku dla cudzoziemców na Litwie, fot. mat. własne

O poniedziałkowych wydarzeniach rozmawiamy z uczestnikami protestu:

"Zorganizowaliśmy pokojową demonstrację i strajk głodowy, bo domagamy się wolności. Od 7 miesięcy jesteśmy przetrzymywani w obozie, czyli od czasu, kiedy wjechaliśmy na Litwę, by ubiegać się o azyl" - opowiada OKO.press jeden z mężczyzn, który ze względów bezpieczeństwa chce pozostać anonimowy. Anonimowi są również inni moi rozmówcy. Jak twierdzą, większość z wniosków o azyl, złożonych przez mieszkańców obozu, została odrzucona.

"Rząd litewski uznał nas za broń używaną przez Łukaszenkę, ale to nieprawda. Przyjechaliśmy tu ubiegać się o azyl, tak jak to się robi w innych krajach europejskich, bo boimy się, że w naszych ojczyznach grozi nam śmierć" - mówi nasz rozmówca.

Mężczyźni skarżą się na złe warunki, to samo jedzenie każdego dnia, ale też na przemoc ze strony strażników. Najgorsze jednak, jak mówią, jest nieustanne przebywanie w zamknięciu i brak informacji, co dalej ich czeka.

"Jesteśmy zmęczeni, chcemy wolności, potrzebujemy jej. Mamy dosyć przemocy, protestowaliśmy pokojowo, nawet nie dotknęliśmy bramy wyjściowej, ale i tak część z nas pobili, a innych zabrali, nie wiemy dokąd" - mówi nam drugi mężczyzna. Dodaje, że jego wniosek o azyl został odrzucony, a jednocześnie nie może wrócić do swojego kraju. Jeśli nic się nie zmieni, kolejne miesiące będą więc wyglądały dokładnie tak samo - w ośrodku, bez perspektywy na zmianę. To historia większości z nich.

"Nie jesteśmy uważani za uchodźców, tylko za kryminalistów".
"Jesteśmy ludźmi, nie bronią, uszanujcie nas! Wolność"
"Jesteśmy ludźmi, nie bronią, uszanujcie nas! Wolność"

Miesiące w zamknięciu

Ewa Wołkanowska-Kołodziej jest dziennikarką i aktywistką, na co dzień pracuje z uchodźcami i migrantami na Litwie. Mówi, że to pierwszy po kilkumiesięcznej przerwie tak duży protest w obozie dla cudzoziemców. Większość z nich odbyła się jesienią. W listopadzie ubiegłego roku pisała reportaż o proteście w ośrodku w Verebiejai.

"Osoby, które poznałam podczas pracy nad tym reportażem, słyszały od funkcjonariuszy i urzędników: »Nie obchodzi nas, umrzesz czy nie«, »Wracaj do swojej Afryki», »Pewnie jesteś terrorystą«, »Dobrowolnie tu przyszłaś, więc nie płacz«, »Chcesz popełnić samobójstwo? Śmiało, choćby teraz«. A w raporcie litewskiego rzecznika spraw obywatelskich na temat tego, jak są traktowani migranci na Litwie, jakie są warunki w miejscach ich przetrzymywania, zaskakująco często pojawia się słowo »tortury«" - czytamy w tekście Wołkanowskiej-Kołodziej.

Dziś dziennikarka potwierdza słowa naszych rozmówców:

"Te osoby przekroczyły litewską granicę jeszcze latem. Mijają miesiące, a oni nadal są zamknięci w miejscu, którego nie mogą opuścić, nie wiedzą też, jak długo jeszcze będą musieli tu tkwić. Zgodnie z litewskim prawem w takim ośrodku mogą przebywać pół roku, ale ci, którzy dostali nakaz powrotu do kraju, a więc zdecydowana większość, nie mogą wrócić, bo ich kraje nie chcą przyjąć ich z powrotem. Rząd litewski postanowił więc przedłużyć ich odsiadkę o kolejne pół roku. Tylko gdy to już minie - co dalej?".

Przeczytaj także:

Taka sytuacja odbija się na zdrowiu psychicznym migrantów i uchodźców. Wołkanowska-Kołodziej mówi o częstych napadach paniki, próbach samobójczych, załamaniach nerwowych. Potwierdza też, że akty przemocy ze strony strażników w obozach zdarzają się cały czas, nie tylko w przypadku protestów.

Skoro sytuacja jest tak zła, dlaczego mieszkańcy obozów na długi czas zrezygnowali ze strajków?

"Zwyczajnie się boją. Wiedzą, co ich czeka - izolatka, przeniesienie, odebranie telefonów i internetu, jeszcze więcej przemocy" - mówi Wołkanowska-Kołodziej.

Trudno stwierdzić, czym dokładnie jest izolatka, chociaż niewykluczone, że właśnie tam trafiła część uczestników poniedziałkowego protestu. Giedrius Mišutis z litewskiej Straży Granicznej poinformował jedynie, że zostali zabrani "w inne miejsce". Izolatka, wedle relacji samych migrantów i uchodźców, to miejsce, do którego "niepokorni" mieszkańcy obozów trafiają na pewien czas. Mówią też na nie "lodówka", prawdopodobnie ze względu na niską temperaturę, albo po prostu "więzienie". Zabranych, jak mówi Mišutis, jest ok. 20 osób, a "rola każdej z nich w proteście będzie rozpatrywana indywidualnie".

Na kolejnym wideo, do którego dotarliśmy, widać grupę mężczyzn, którzy wcześniej mieli brać udział w strajku, skutych i prowadzonych przez funkcjonariuszy. Nie możemy jednak potwierdzić, czy są prowadzeni do izolatki.

"Ci, którzy trafili do »więzienia« jeszcze stamtąd nie wyszli. Większość z nich, gdy skończą swój wyrok, zostanie deportowanych" - opowiada jeden z mieszkańców ośrodka w Podbrodziu.

Jak informuje Wołkanowska-Kołodziej, migranci i uchodźcy zaczęli docierać na Litwę już w maju i do sierpnia wszystkich, którzy poprosili o azyl, Straż Graniczna umieszczała w ośrodkach dla cudzoziemców. Według najnowszych danych rządowych Litwy, w ubiegłym roku granicę białorusko-litewską przekroczyło ponad 4,5 tys. osób. Prawie 3 tys. z nich pochodzi z Iraku.

Strajki w polskich ośrodkach

W polskich zamkniętych ośrodkach dla cudzoziemców również dochodzi do protestów. Migranci i uchodźcy domagają się tego samego: wolności i informacji, co dalej się z nimi stanie. W OKO.press pisaliśmy o strajkach w Wędrzynie, ośrodku utworzonym "na szybko" na poligonie wojskowym, oraz w Białej Podlaskiej, gdzie 13-letnia dziewczynka na znak protestu odmówiła przyjmowania pokarmów i płynów.

Niemal wszyscy, którzy przekroczyli polsko-białoruską granicę poza przejściem granicznym trafiają do ośrodków strzeżonych, których - tak jak na Litwie - nie można opuścić nawet na chwilę. Tymczasem w świetle polskiego prawa detencja to środek ostateczny, a nie podstawowy. Zanim dana osoba zostanie umieszczona w ośrodku strzeżonym, należy przede wszystkim sprawdzić, czy nie była ofiarą przemocy.

“Zgodnie z ustawą o cudzoziemcach nie wolno umieścić w detencji osoby, jeśli zachodzi podejrzenie, że mogła doświadczyć przemocy. Tego się jednak w praktyce nie weryfikuje. Sądy z automatu akceptują wnioski SG o umieszczanie ludzi w ośrodkach strzeżonych, nie pytając o doznaną przemoc, nie powołując biegłych. A przecież wszyscy, którzy przeszli przez wschodnią granicę, mają za sobą koszmarne doświadczenia z białoruskimi funkcjonariuszami. Dochodzi więc nagminnie do poważnego naruszenia prawa” – tłumaczyła Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.

Ahmed, mieszkaniec ośrodka w Kętrzynie, mówił OKO.press: "Żaden z pracowników ośrodka nie mówi nam, ile jeszcze tu będziemy. Nikt z nas nie wie, jak długo mamy czekać. Prosimy ich – powiedzcie sześć, siedem miesięcy, cokolwiek, bo najgorsza jest ta niewiedza”.

;

Udostępnij:

Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".

Komentarze