0:000:00

0:00

Ali* przebywa w ośrodku zamkniętym w Białymstoku od sierpnia 2021. Gdy rozmawiamy, mija właśnie piąty miesiąc jego pobytu. Słabo słyszymy się przez telefon, dlatego swoją historię opisuje w mailu. Wiadomość dostaję tego samego wieczora. To osiągnięcie, bo mieszkańcy strzeżonych ośrodków mają ograniczony dostęp do komputerów.

Od pół roku osób w ośrodku stale przybywa, a z internetu skorzystać chce każdy. Smartfonów, a więc internetu w telefonie mieć nie wolno. Poza starym aparatem komórkowym - jeśli ktoś go ma - stacjonarne komputery to w zasadzie jedyny kontakt ze światem.

“Pochodzę z Kirkuku w Iraku. Pracowałem z siłami koalicji międzynarodowej jako tłumacz. Po wkroczeniu bojówek do miasta wysyłali mi pogróżki. Kilkukrotnie z rodziną musieliśmy się przeprowadzać. Po wejściu ISIS [tzw. Państwa Islamskiego] wyjechaliśmy z kraju, uciekaliśmy przez Białoruś. Przedostaliśmy się do Polski, gdzie zatrzymała nas Straż Graniczna. To było 24 sierpnia 2021 roku. Od tego czasu jesteśmy tu zamknięci.

Bardzo cierpimy - razem z żoną i dwójką naszych dzieci.

Mają dwa i trzy lata. Młodsze nie może spać, lekarz dał mu nawet środki nasenne. Nie wiemy, jak długo jeszcze każą nam tu być. Czy znasz kogoś, kto może nam pomóc?”.

"Dramatyczne warunki", "nie zapewniają godnego traktowania"

Przed wydarzeniami w Usnarzu Górnym w sierpniu 2021 roku w Polsce działało sześć ośrodków strzeżonych (nazywanych też zamkniętymi), którymi zarządza Straż Graniczna: w Białej Podlaskiej, Białymstoku, Kętrzynie, Krośnie Odrzańskim, Lesznowoli i Przemyślu.

W kilku z nich - Kętrzynie, Białej Podlaskiej i Przemyślu - umieszcza się także rodziny z dziećmi oraz, pod pewnymi warunkami, małoletnich bez opieki. Choć zdaniem Rzecznika Praw Obywatelskich “żaden z ośrodków strzeżonych, choćby z powodów panujących tam warunków i detencyjnego [zamkniętego - red.] charakteru, nie jest miejscem właściwym dla dzieci”.

Gdy granicę zaczęło przekraczać więcej osób, pod ośrodki zaadaptowano trzy kolejne miejsca. Dwa z nich - kolejny ośrodek w Białej Podlaskiej i nowy w Czerwonym Borze - należą do Urzędu do Spraw Cudzoziemców. Mogą w nich przebywać rodziny z dziećmi.

Trzeci powstał w Wędrzynie na terenie wojskowego poligonu - dla samych mężczyzn. W ostatnich kilku tygodniach było o nim głośno – fatalne warunki doprowadziły przebywających w nim migrantów i uchodźców do strajku głodowego. Poprzedni bunt miał miejsce niedługo po otwarciu pod koniec listopada 2021.

Jak już pisaliśmy w OKO.press, Wędrzyn to prawdziwy koszmar:

  • nawet po 22 osoby na pokój, poniżej 3 m²/os. (mniej niż minimalna norma w polskich więzieniach);
  • cudzoziemcy odcięci od świata, nie mogą ich odwiedzać aktywiści czy prawnicy;
  • nie mogą mieć smartfonów, a internet kiepskiej jakości jest dostępny raz na tydzień na 30-40 min.;
  • brak możliwości spędzania aktywnie wolnego czasu,
  • ośrodek przypomina zakład karny otoczony płotem z drutem concertina (żyletkowym);
  • migranci czekają wiele miesięcy na decyzję o swoim losie, w tym nawet na deportację.

Przeczytaj także:

Dramatyczne warunki i sytuację w ośrodku na poligonie ostro krytykowali przedstawiciele Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur przy RPO (zespół przeciwdziałający okrutnemu i poniżającemu traktowaniu na podstawie Konwencji ONZ o zakazie tortur).

“Warunki lokalowe w Tymczasowym Strzeżonym Ośrodku dla Cudzoziemców w Wędrzynie ocenić należy jako bardzo złe, niespełniające standardów godnego traktowania osób pozbawionych wolności. Z uzyskanych informacji wynika, iż komendantowi Nadodrzańskiego Oddziału SG zlecono przygotowanie tymczasowego ośrodka w pięć dni”.

Według oficjalnych danych Straży Granicznej we wszystkich strzeżonych ośrodkach w Polsce przebywa dziś prawie 1750 osób. W przeciwieństwie do ośrodków otwartych, nie można z nich wyjść nawet do sklepu.

13-latka na strajku głodowym

W ośrodku w Białej Podlaskiej trzynastoletnia Tiba z Iraku odmówiła jedzenia i picia. Jak informowała TVN24, to protest przeciwko warunkom, w jakich znalazła się razem z rodziną trzy miesiące temu.

“To nie jest zamknięty ośrodek, to więzienie. Więzienie dla dzieci, dla rodziców, dla wszystkich ludzi tutaj, wszystkich uchodźców"

– mówiła TVN24 siostra Tiby, siedemnastoletnia Zainab.

Z zewnątrz ośrodek faktycznie przypomina zakład karny - teren otoczony jest wysokim ogrodzeniem z drutem żyletkowym.

Tiba od miesiąca przebywa w szpitalu na oddziale psychiatrycznym, jest karmiona sondą i pilnowana przez Straż Graniczną. Dziennikarzom nie pozwolono na kontakt z dziewczyną. Z relacji rodziny wiadomo, że w Iraku przeżyła między innymi atak bombowy na szkołę, w Polsce po przekroczeniu granicy musiała przedzierać się przez lasy. Obecny pobyt w zamknięciu tylko pogłębia te traumy.

“Wszyscy psychologowie są zgodni, że detencja (umieszczenie w ośrodku zamkniętym lub areszcie) dłuższa niż kilka dni zawsze odbija się na rozwoju psychofizycznym dziecka” - komentuje dla OKO.press Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej -

“Mówiąc wprost: krzywdzimy dzieci w majestacie prawa”.

W sprawie Tiby głos zabrała zastępczyni RPO dr Hanna Machińska w “Wyborczej”:

“Jeśli ktoś powie, że ośrodek strzeżony jest lepszym miejscem niż to, co ona i jej najbliżsi przeżyli w lesie, to niewątpliwie tak jest. Ale pamiętajmy, że to przecież ciągle dziecko. I że w ośrodkach jest wiele dzieci, które nie powinny tego przeżywać - zwłaszcza u nas, w centrum Europy. Dzieci nie powinny być zamykane w takich miejscach”.

Trwanie w traumie

Długotrwałe zamknięcie odbija się także na zdrowiu psychicznym osób dorosłych.

Rozmawiam z Ahmedem, który razem z żoną i trzyletnią córką przebywa w ośrodku w Kętrzynie. Trafili tu trzy miesiące temu, po dwukrotnym push-backu na granicy. Pochodzą z irackiego Kurdystanu.

“Odkąd tu przebywamy, moja żona jest w depresji. Całymi dniami wygląda przez okno, nie ma z nią kontaktu, nie reaguje ani na mnie, ani na naszą córeczkę. Tak, mamy opiekę psychologiczną. Dali jej tabletki, ale nie chce ich brać”.

Ahmed jest w kontakcie ze swoją pełnomocniczką. Niemal krzyczy z radości, gdy mówi mi, że razem z rodziną mają zostać przeniesieni do ośrodka otwartego. Ale nie wiadomo, kiedy ma to nastąpić.

“Prawdopodobnie decyzja zapadła po mojej rozmowie z psychologiem.

Powiedziałem, że jeśli tu zostaniemy, to moja żona umrze”.

Poziom opieki medycznej i psychologicznej w ośrodkach jest zdecydowanie niewystarczający. “Może to prowadzić do pogorszenia stanu zdrowia poprzez wtórną wiktymizację, której mogą ulec osoby po doświadczeniach tortur wyrządzonych przez organy bezpieczeństwa w krajach pochodzenia. A oddziaływania psychologiczne mają charakter iluzoryczny” – czytam w informacji RPO.

Biuro RPO prowadzi postępowania wyjaśniające w sprawach dzieci, których zdrowie psychiczne po umieszczeniu w strzeżonym ośrodku pogorszyło się gwałtownie do tego stopnia, że konieczna była hospitalizacja. “Dalszy pobyt w detencji mógł zaś powodować poważne zagrożenie nawet życia”.

Tymczasem SG zapewnia, że wszystkie osoby mają stały dostęp do opieki zdrowotnej, ratownika medycznego 24 godziny na dobę oraz psychologa. Rozmowy z migrantami i uchodźczyniami oraz wspierającymi ich aktywistami/aktywistkami wskazują jednak, że ta pomoc nie jest wystarczająca.

Karani za szukanie bezpieczeństwa

W ośrodkach warunki są różne, ale nigdzie nie są dostatecznie dobre. Nie licząc tak ekstremalnej sytuacji jak w Wędrzynie, migranci i uchodźcy, którzy mieszkają w innych placówkach, skarżą się głównie na ścisk (2 m² na osobę, czyli mniej niż na jednego więźnia, obowiązuje we wszystkich ośrodkach zamkniętych na mocy rozporządzenia MSWiA - czytaj tutaj) czy niewystarczającą ilość toalet.

Ale dla wszystkich najgorsze jest pozbawienie wolności.

“Te osoby nie rozumieją, dlaczego zostały pozbawione wolności – powtarzają, że przecież nie są przestępcami i że niczego złego nie zrobili. Że chcą tylko zapewnić bezpieczeństwo sobie i swojej rodzinie. Traktują zamknięcie w ośrodku jak karę” – tłumaczy Aleksandra Chrzanowska.

Sztandarowe hasło organizacji zajmujących się prawami migrantów i uchodźczyń brzmi “Żaden człowiek nie jest nielegalny” i “Migracja to nie przestępstwo”. Dlaczego więc ci, którzy szukają ochrony, w Polsce zostają de facto pozbawieni wolności na długie miesiące?

Żeby to zrozumieć, musimy przyjrzeć się przepisom.

Każda osoba, która składa wniosek o ochronę międzynarodową w Polsce, powinna zostać skierowana do ośrodka otwartego, z którego może swobodnie wychodzić, a dzieci mogą uczęszczać do szkoły (w ośrodkach zamkniętych to nauczyciel/ka odwiedza dzieci, czasem w różnym wieku są w tej samej grupie zajęciowej). Inna opcja to samodzielne utrzymywanie się poza ośrodkiem dzięki pomocy finansowej z Urzędu ds. Cudzoziemców (swoją drogą to kwota bardzo niska, o czym pisaliśmy szerzej tutaj).

Czyli wszystko gra? Jest niestety jedno “ale”.

Zamknięty ośrodek - dla każdego, kto przedzierał się przez las

Zgodnie z zapisami ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium RP oraz ustawy o cudzoziemcach, „gdy istnieje znaczne prawdopodobieństwo ucieczki wnioskodawcy”, stosuje się detencję. Wnioskodawca to osoba, która złożyła wniosek o udzielenie ochrony na terenie Polski.

Przepisy zawarte w ustawie o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej zakładają, że “prawdopodobieństwo ucieczki” dotyczy szczególnie osób, które przekroczyły granicę Polski “wbrew przepisom prawa”.

Zatem do ośrodków strzeżonych są kierowane niemal wszystkie osoby, które w ostatnich miesiącach dniami i tygodniami przedzierały się przez granicę i dalej podlaskie lasy w poszukiwaniu bezpiecznego życia.

Na pierwszy rzut oka, czy nam się to podoba, czy nie, setki osób zostało zamkniętych w strzeżonych ośrodkach zgodnie z prawem. Ale sprawa jest bardziej skomplikowana.

Detencja to środek ostateczny, a nie podstawowy. Zanim dana osoba zostanie umieszczona w ośrodku strzeżonym, należy przede wszystkim sprawdzić, czy nie była ofiarą przemocy.

“Zgodnie z ustawą o cudzoziemcach nie wolno umieścić w detencji osoby, jeśli zachodzi podejrzenie, że mogła doświadczyć przemocy. Tego się jednak w praktyce nie weryfikuje. Sądy z automatu akceptują wnioski SG o umieszczanie ludzi w ośrodkach strzeżonych, nie pytając o doznaną przemoc, nie powołując biegłych. A przecież wszyscy, którzy przeszli przez wschodnią granicę, mają za sobą koszmarne doświadczenia z białoruskimi funkcjonariuszami. Dochodzi więc nagminnie do poważnego naruszenia prawa” - tłumaczy Chrzanowska.

Wielu cudzoziemców czeka na rozpatrzenie ich wniosku o ochronę, nie wiedząc, ile to potrwa. Nie wiedząc też, dlaczego muszą przebywać w zamknięciu.

Jak wskazuje Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, w Polsce dozwolone jest umieszczenie cudzoziemca w ośrodku strzeżonym na 6 miesięcy w trakcie postępowania o udzielenie ochrony międzynarodowej oraz na 18 miesięcy w trakcie postępowania o zobowiązanie do powrotu, czyli deportacji. Oznacza to, że cudzoziemiec, który nie popełnił żadnego przestępstwa, może zostać pozbawiony wolności w sumie aż na 2 lata.

“Żaden z pracowników ośrodka nie mówi nam, ile jeszcze tu będziemy. Nikt z nas nie wie, jak długo mamy czekać. Prosimy ich - powiedzcie sześć, siedem miesięcy, cokolwiek, bo najgorsza jest ta niewiedza” - mówi mi Ahmed.

Chrzanowska tłumaczy: “To jeden z podstawowych problemów – ludzie nie rozumieją swojej sytuacji ani procedur, jakim są poddawani. A te procedury się przedłużają.

W ostatnich miesiącach samo oczekiwanie na możliwość złożenia wniosku o ochronę w niektórych ośrodkach trwa kilka tygodni. Nikt im nie wyjaśnia, co się z nimi dzieje.

Ludzie często dowiadują się o przedłużeniu pobytu w detencji w dniu, gdy myślą, że już wyjdą. Trudno sobie nawet wyobrazić, co wtedy czują.

W takich okolicznościach spędzają w ośrodku zazwyczaj kilka miesięcy, czasem jeszcze dłużej”.

Są inne rozwiązania

Polskie prawo przewiduje szereg innych niż detencja możliwości dla osób, które czekają na rozpatrzenie wniosków o ochronę międzynarodową.

To m.in. zatrzymanie paszportu w depozycie, zwolnienie za kaucją czy obowiązek stawiania się regularnie w placówce SG. Co więcej, w sprawozdaniu dotyczącym wdrożenia tzw. dyrektywy powrotowej (w sprawie cudzoziemców) Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych UE czytamy: "Zastosowanie środka detencyjnego jest możliwe wyłącznie, jeżeli nie ma możliwości skutecznego zastosowania innych wystarczających, lecz łagodniejszych środków przymusu w konkretnym przypadku (...), ale w praktyce państwa członkowskie opracowują i stosują bardzo niewiele realnych alternatyw dla środka detencyjnego".

Dlaczego najczęściej migranci i uchodźczynie trafiają właśnie do ośrodków zamkniętych?

“Za każdym razem pojawia się argument, że inaczej uciekną nielegalnie na Zachód.

Tylko że to jest błędne koło – skoro witamy ich na granicy łapankami i bezprawnymi wywózkami na drut żyletkowy, to nie oczekujmy, że uznają Polskę za bezpieczne miejsce, w którym będą chcieli zostać.

Polska nie wypracowała sensownej polityki migracyjnej i integracyjnej. W żaden sposób nie zachęcamy tych ludzi do pozostania w Polsce. Za to – niejednokrotnie z naruszeniem prawa – gorliwie powstrzymujemy ich przed łamaniem tych wszystkich bezsensownych przepisów” - komentuje Chrzanowska.

Takie rozwiązanie wydaje się najłatwiejsze, ale na dłuższą metę - nie mówiąc już o tragicznej sytuacji samych mieszkańców ośrodków - tylko przysporzy kłopotów Straży Granicznej. Możemy się spodziewać, że jeśli nic się nie zmieni, to strajki w Wędrzynie i Białej Podlaskiej nie będą ostatnie.

*Imiona mieszkańców ośrodków, z którymi rozmawiałam, zostały zmienione

;

Udostępnij:

Anna Mikulska

Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".

Komentarze