0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jacek Marczewski / Agencja GazetaJacek Marczewski / A...

Prawniczka Wolnych Sądów znalazła rozwiązanie, jak kandydaci opozycji mogliby wymusić na władzy zmianę terminu wyborów. Nawet gdyby PiS się uparł, że wybory prezydenckie mają się odbyć w terminie, opozycja mogłaby przejąć inicjatywę.

Pomysł jest jednak ryzykowny: "Gdyby wyłamała się choćby jedna osoba, wybory się odbędą" - ocenia Gregorczyk-Abram.

Zgłosiło się ponad 30 komitetów wyborczych. Teoretycznie oznacza to, że trzeba by się umówić w bardzo szerokim gronie. Ale tak nie jest: tylko kilka osób zdoła zebrać 100 tys. wymaganych podpisów. Na razie zrobili to: Małgorzata Kidawa-Błońska, Władysław Kosiniak-Kamysz, Szymon Hołownia i Robert Biedroń.

W obecnych warunkach zbieranie podpisów przez małe komitety jest utrudnione. To zresztą jedna z przesłanek za odwołaniem wyborów - ogranicza bierne prawo wyborcze, prawo do bycia wybranym, mówił o tym m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich.

Czas na zebranie podpisów jest do północy 26 marca 2020.

A co gdyby kandydaci opozycji się wycofali, ale w ostaniej chwili pojawił się nowy kandydat? Musiałby tak jak oni zebrać 100 tys podpisów. A po 26 marca to nie będzie możliwe.

"Trudno powiedzieć, czy to się może wydarzyć, nigdy nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją" - komentuje Gregorczyk-Abram.

O przesunięcie wyborów apeluje stowarzyszenie Obserwatorium Wyborcze. Zbiera podpisy pod petycją w tej sprawie. Jej autorzy podają pięć zagrożeń, jakie stanowiłoby przeprowadzanie wyborów w terminie 10 maja: zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi, dla poczucia bezpieczeństwa wyborców i dla frekwencji, dla członków komisji wyborczych, dla organizacji procesu, dla uczciwego przebiegu kampanii wyborczej.

Całą rozmowę publikujemy poniżej.

Wyborcza kwadratura koła

Z wielu stron słychać nawoływania do tego, by przełożyć wybory prezydenckie zaplanowane na 10 maja. Nasze prawo nie pozwala ich przesunąć. Dopiero jeśli wprowadzony zostanie jeden z trzech stanów nadzwyczajnych (stan wojenny, wyjątkowy lub stan klęski żywiołowej), wybory zostają automatycznie przeniesione na 90 dni po końcu stanu nadzwyczajnego.

Prof. Ryszard Piotrowski mówił OKO.press, że władze powinny wprowadzić stan, który jest najmniej groźny dla obywateli: stan klęski żywiołowej.

Inne stanowisko ma prawnik Maciej Pach: twierdzi, że już mamy "zakamuflowany stan nadzwyczajny", władze wprowadziły go ustawą o zagrożeniu epidemicznym. Tak samo uważa Sylwia Gregorczyk-Abram.

PiS: Wybory mają się odbyć 10 maja

Obóz rządzący długo był w tej kwestii zwarty: trzeba się trzymać terminu 10 maja. Oficjalne powody są różne: bo nie można łamać Konstytucji (Adam Bielan, Błażej Spychalski), bo sytuacja może się poprawić (Radosław Fogiel), bo "nie ma przesłanek" (Krzysztof Sobolewski).

Nieoficjalne: dla PiS jest korzystne, żeby wybory odbyły się teraz, bo Andrzej Duda na kryzysie z koronawirusem zyskuje, a co będzie potem - nie wiadomo. Jedyną, która dotąd powiedziała to wprost, była Beata Mazurek, dziś europosłanka, kiedyś rzeczniczka Klubu Parlamentarnego PiS: "Prezydent Duda coraz bliżej zwycięstwa w pierwszej turze. Z wielu powodów byłoby to bardzo dobre sensowne oraz praktyczne rozstrzygnięcie. W ten sposób można uniknąć sporo potencjalnych implikacji".

Przeczytaj także:

Z tego chóru wyłamał się we wtorek prezydencki doradca Andrzej Zybertowicz: "Moja intuicja wskazuje, że sytuacja epidemiczna do 10 maja nie zostanie wygaszona i ta okoliczność powoduje, że rządzący w porozumieniu z częścią opozycji powinni znaleźć jakieś rozwiązanie" - przyznał w radiu Tok FM.

Dodał: „Niezbędną będzie jakaś forma porozumienia, w której opozycja, jakby zawierzy rządzącym, że np. instrumenty stanu wyjątkowego, nie będą nadużywane. Opozycja jest w pułapce przez jej wcześniejsze obsesje „antyPiSowskie”.

Sylwia Gregorczyk-Abram: Obywatele nie mają możliwości faktycznego wyboru

Agata Szczęśniak, OKO.press: Wybory powinny się odbyć?

Sylwia Gregorczyk-Abram, Wolne Sądy: Nie powinny. Mamy nieformalny stan wyjątkowy.

Ale nie mamy stanu wyjątkowego.

Rządzącym się wydaje, że wystarczy coś nazwać w inny sposób. To, że w ustawie użyli nazwy „stan zagrożenia epidemicznego”, nie znaczy, że ten stan nie spełnia formalnych kryteriów jednego ze stanów nadzwyczajnych określonych w Konstytucji.

Spełnienie formalnych kryteriów wystarczy, żeby to, co się dzieje, uznać za stan nadzwyczajny?

Wystarczy. Wszystko, co dzieje się dookoła, świadczy o tym, że ten stan wyjątkowy mamy. Zgodnie z Konstytucją powinny być spełnione dwa warunki: po pierwsze nagłe zagrożenie, na przykład dla ludności, po drugie, z wyjątkowymi ograniczeniami wolności i praw człowieka. I w związku z tym wybory powinny zostać przełożone. A dlaczego nie są przekładane? Bo istnieje psychologiczna tendencja do gromadzenia się wokół ośrodka władzy w sytuacjach kryzysowych. Władza próbuje z tego skorzystać. Wprowadzić stan wyjątkowy, korzystając z mechanizmów ustawowych, a nie konstytucyjnych. To zresztą cecha charakterystyczna tych rządów. Wielokrotnie mieliśmy do czynienia z próbą zmiany Konstytucji przez ustawy.

Nie obawia się Pani, że gdybyśmy formalnie wprowadzili stan wyjątkowy, władza by nadużywała swoich uprawnień? Mogłaby np. wprowadzić cenzurę prewencyjną.

Ustawa o stanie epidemicznym i tak jest dużym ograniczeniem swobód obywatelskich. Choćby swobody poruszania się. Skoro taką sytuację mamy nie tylko w Polsce, ale też w Europie, nie bałabym się nadużyć. One i tak mogą być wprowadzone ustawą. A stan wyjątkowy daje nam oczywistą konieczność przesunięcia wyborów.

Jeśli to, co dzieje się dziś, nie jest stanem wyjątkowym, to co nim jest?

Dlaczego wyborów nie powinno być?

Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, że ludzie leżą w szpitalu pod respiratorami czy w korytarzach szpitalnych, a za oknem mamy echa kampanii wyborczej. To jest nie w porządku i psychologicznego punktu widzenia, i z punktu widzenia praw obywatelskich.

Spotkało nas nieszczęście. Nie tylko w Polsce, w całej Europie, na całym świecie. Jest epidemia, ludzie są zakażeni. Niektórzy są w obliczu śmierci. Gdyby odbyły się wybory, znaczyłoby to, że ignorujemy tę sytuację. Odbieramy prawo cieszenia się i wykonywania jednego z najważniejszych praw obywatelskich, jakim jest prawo wyborcze. Wybory są świętem demokracji. To dzień, kiedy ja — obywatel mam głos. Wybory w obliczu umierających ludzi albo ludzi pod respiratorami, w obliczu chaosu, niszczą święto demokracji.

Jest też wątek praktyczny. Organizacja wyborów już powinna się rozpocząć. Tysiące pracowników komisji wyborczych — powinni zostać zrekrutowani, przeszkoleni.

Jeszcze w zeszłym tygodniu rzecznik Państwowej Komisji Wyborczej mówił OKO.press, że ludzie zgłaszają się do pracy w obwodowych komisjach wyborczych.

To było w zeszłym tygodniu. Dopóki wybory nie zostaną odwołane, ktoś będzie się zgłaszał. Jak sprawnie przeprowadzić weryfikację osób, które zgłoszą się do komisji? A lokale wyborcze? To na przykład szkoły, przedszkola. Czy ktoś da nam gwarancję, że będą bezpieczne?

Mamy zakaz zgromadzeń. Kandydaci przestali się spotykać z obywatelami. A tak się zdobywa głosy — jeżdżąc od miasta do miasta, spotykając się z setkami, tysiącami obywateli, robiąc konwencje, spotkania, przybijając piątki.

Mówi się, że każda uściśnięta ręka to głos. A jeśli nie możemy ściskać rąk? Jest jedna osoba, Andrzej Duda, która ma nieskończone możliwości prowadzenia kampanii. Spotyka się, jest obecny w telewizji.

Obywatele nie mają możliwości faktycznego wyboru — jest eksponowany jeden kandydat. To uniemożliwia ocenę pozostałych kandydatów. Swoboda wyborów została ograniczona. A kandydaci są pod presją, żeby maksymalnie ograniczać kampanię. Media ich nie pokazują, bo pokazują przede wszystkim to, co się dzieje wokół koronawirusa. Na tym wszystkim korzysta Andrzej Duda, który co dzień się wypowiada, twierdząc, że realizuje obowiązki prezydenta. Inni nie mają takiej możliwości.

Jest jeszcze taki argument: jesteśmy na początku epidemii, do wyborów są jeszcze prawie dwa miesiące. Może w maju sytuacja nie będzie zła.

Kampania to jest proces. Nawet jeśli 10 maja wszyscy będą mogli bez żadnego ograniczenia pójść do urn, to co z kampanią wyborczą? To jest kilkumiesięczny proces prezentowania kandydatów. Oni walczą o najważniejszy urząd w Polsce! Obywatelom zabiera się prawo oceny i świadomego zdecydowania, kto ma ten urząd sprawować. Proces oddania głosu do urny to zwieńczenie wielotygodniowego wysiłku kandydatów i przekonywania obywateli, że ta osoba jest najlepsza.

Pani ma pomysł, jak to rozwiązać, nawet gdyby władze się upierały, że nie ogłoszą stanu nadzwyczajnego.

Gdyby się okazało, że Andrzej Duda nie ma kontrkandydatów, wybory prezydenckie nie mogłyby się odbyć. Nie możemy wybierać, jeśli mamy tylko jednego kandydata. To wynika z artykułu 293 kodeksu wyborczego. W takie sytuacji PKW musiałaby stwierdzić taki fakt uchwałą i wybory zostałyby przesunięte.

Nie można przeprowadzić wyborów, kiedy nie ma wyboru?

Nie można. To scenariusz teoretyczny, bajkowy. Nie wiem, jak kandydaci opozycji się zachowają i czy będą do tego zmuszeni. Najlepszym scenariuszem byłoby to, żeby wybory — ze względu na wprowadzenie stanu wyjątkowego — przełożyć.

Jest zarejestrowanych ponad 30 komitetów wyborczych.

Nie wszystkie zbiorą 100 tys. podpisów. Nie mają jak ich zebrać. W obecnych warunkach to jest praktycznie niemożliwe. Tylko najwięksi gracze będą mieli wymagane 100 tys. podpisów. Nie będzie 30 kandydatów ani nawet 10. A w piątkę czy w szóstkę można się umówić.

Gdyby jednak wyłamała choćby jedna osoba, wybory się odbędą. Trudno powiedzieć, czy to się może wydarzyć, nigdy nie mieliśmy do czynienia z taką sytuacją.

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze