0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Kiedyś to bywały prawdziwe zimy. No i latem rzadziej bywało upalnie… Nie, nie idealizujecie państwo wspomnień. Te zmiany zachodzą naprawdę. Widać je w skrupulatnych zapiskach meteorologów z ostatnich ponad stu lat. Raz zdarza się mroźna i śnieżna zima, raz ciepła i deszczowa. Pogoda jest zmienna. Klimat to statystyczna średnia z wielu lat.

W opisie klimatu "częściej", "rzadziej" i "średnia" to kluczowe słowa.

W Polsce ostatnia dekada była niemal o dwa stopnie cieplejsza niż pół wieku temu. Średnia roczna temperatura w naszym kraju w latach 1961-70 wynosiła 7,2 stopnia Celsjusza, w latach 2011-2020 już 9,1 stopnia. Upalnych dni z temperaturami rzędu 30 °C mamy już przeciętnie trzykrotnie więcej – nawet i ponad 15 każdego lata. Pół wieku temu było ich zaledwie kilka, bliżej pięciu.

Jeśli łakną państwo danych i analiz, bezcenny pod tym względem jest serwis “Nauka o Klimacie” (z niego pochodzą powyższe dane). Jego redaktorką naczelną jest dr Aleksandra Kardaś – fizyczka atmosfery i popularyzatorka nauki. Założycielami zaś prof. dr hab. Szymon Malinowski – znawca fizyki chmur, opadów oraz modelowania numerycznego procesów atmosferycznych, dyrektor Instytutu Geofizyki na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego oraz dr Marcin Popkiewicz, fizyk jądrowy, przedsiębiorca, dziennikarz, autor książek: „Świat na rozdrożu”, „Rewolucja energetyczna. Ale po co?” i portalu „Ziemia na rozdrożu”.

No dobrze, będzie cieplej. To chyba fajnie?

Nie. Najcieplejsze lato, jakie państwo pamiętają (większość z nich w Polsce przypada na ostatnią dekadę), jest prawdopodobnie najchłodniejszym latem reszty państwa życia.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Gorzej znosimy upały

Ludzki organizm gorzej znosi upały niż mrozy. By temperatura wnętrza ciała nie wzrosła powyżej 37 stopni, stale utrzymuje temperaturę skóry o około dwa stopnie niższą. Dzieje się tak dzięki poceniu, ale tracimy przez nie dużo wody - w upalny dzień jest to kilka litrów.

Żeby lepiej oddawać ciepło, organizm rozkurcza naczynia krwionośne. Dzięki temu do skóry napływa więcej krwi, ale to sprawia, że mniej ukrwione stają się organy wewnętrzne, w tym mózg. Rozkurczenie naczyń powoduje też spadek ciśnienia krwi (przez to w upał czujemy się pozbawieni energii, senni i rozdrażnieni).

Dla osób starszych i z chorobami układu krążenia może być to groźne dla zdrowia. Ale czasem ten mechanizm działa zbyt silnie nawet u osób młodszych i zdrowych i prowadzi do omdleń.

Mechanizm termoregulacji nie jest też doskonały. Działa gorzej u osób starszych i dzieci. U każdego działa słabiej, gdy ktoś jest odwodniony, jest wysoka wilgotność powietrza (wtedy parowanie mniej skutecznie chłodzi skórę). Nie jest w stanie też pokonać bezpośredniego dopływu ciepła ze słońca przez zbyt długi czas.

Gdy temperatura wnętrza ciała wzrośnie powyżej 40 stopni, do organów dociera za mało krwi i przenoszonego przez nią tlenu. Tak wysoka temperatura zaczyna też niszczyć białka niezbędne do funkcjonowania komórki. Dochodzi do udaru cieplnego. Niemal co druga osoba go nie przeżywa.

20 razy więcej nadmiarowych zgonów

Podczas fali upałów w 2003 roku w Europie odnotowano prawie 70 tysięcy zgonów więcej niż przeciętnie (tak zwanych nadmiarowych). Cytowane przez "New York Times" Centrum Badań Klimatu Uniwersytetu Delaware szacuje, że w USA co roku upał zabija 1500 osób. Pozostałe katastrofy naturalne (tornada, trzęsienia ziemi i powodzie) łącznie zaś 200.

Ryzyko śmierci od upału jest siedem razy wyższe niż w wyniku innej katastrofy naturalnej. W drugiej połowie tego stulecia w Europie ofiar upałów będzie nawet dwadzieścia razy więcej, wynika z innych wyliczeń.

W wyższej temperaturze szczególnie źle funkcjonuje mózg. Im jest wyższa, tym niższe wyniki studentów na egzaminach. Z każdym stopniem temperatury wydajność pracowników spada o 2 procent.

Wyższe temperatury to również więcej przestępstw z użyciem przemocy. Z badań prowadzonych w szpitalach psychiatrycznych w Niemczech wynika, że w dni z temperaturą powyżej 30 stopni Celsjusza agresywnych zachowań jest o 15 proc. więcej. Z temperaturą powyżej 33,5 stopnia o niemal jedną trzecią więcej.

Nie powinno więc dziwić, że im cieplej, tym więcej konfliktów zbrojnych. Tu jednak większy efekt może mieć pośredni wpływ upałów.

Przeczytaj także:

Nie będzie bananów. Za to będzie drogi chleb

Wzrost temperatury wywołuje w atmosferze całą kaskadę zmian. Wyższa temperatura oznacza, że paruje więcej wody i zwiększa się jej ilość w atmosferze. Nie oznacza to automatycznie, że częściej pada deszcz. Raczej to, że padać będzie tak samo często, ale ulewnie (to istotne, ale do tego jeszcze wrócimy).

Wyższa temperatura oznacza też więcej energii w atmosferze (temperatura jest miarą uśrednionej energii kinetycznej cząstek). Cyklony i tornada są już częstsze i silniejsze. Z tego powodu coraz rzadziej pisze się o "globalnym ociepleniu", coraz częściej o "zmianach klimatu". Czasem dodaje się "katastrofalne" albo pisze wręcz o "katastrofie klimatycznej".

Pisze się czasem o trwającej od 2011 roku wojnie domowej w Syrii, że jest to “pierwsza wojna klimatyczna”. Przyczyniła się do niej trwająca dwie dekady susza, która spowodowała wzrost cen żywności i biedę. Potem wystarczyła tylko polityczna iskra. Podobnych związków dopatrują się niektórzy badacze z wybuchem Arabskiej Wiosny w latach 2010-2012.

W 2016 roku badacze, którzy opublikowali pracę w "Nature Climate Change", twierdzili, że plony w Afryce już nie nadążają za globalnym ociepleniem. Wyhodowanie nowej odmiany zbóż, bardziej odpornej na wysokie temperatury i susze, zajmuje od 10 do 30 lat. Wzrost średnich temperatur w strefie tropikalnej jest tak szybki, że gdy nowa (odporniejsza na wyższe temperatury) odmiana zostanie wprowadzona, będzie już dla niej za ciepło. A to w Afryce w tym stuleciu ludności będzie przybywać.

Wróćmy na nasze podwórko. Komisja Europejska prognozuje, że w przeciwieństwie do południa Europy, polskie rolnictwo może stosunkowo łagodnie przejść przez zmiany klimatyczne (przynajmniej w najbliższych 20 latach). "Dla polskich firm jest to szansa na zwiększenie produkcji rolnej i zdobycie nowych rynków eksportowych", oceniała “Polityka Insight”.

Debunking

Z powodu globalnego ocieplenia w Polsce będą rosły palmy i pomarańcze
Nie będzie ani palm, ani pomarańczy. Będzie za to bardzo drogi chleb. Dziennikarze ustalili, że za opowieściami o dobrych skutkach ocieplenia klimatu stały koncerny paliwowe

Ocieplenie nie oznacza jednak, że będą u nas rosły daktyle i awokado, czy banany i pomarańcze, nadal będzie dla nich za chłodno.

Raczej urośnie więcej soi, kukurydzy i słonecznika, mniej pszenicy i ziemniaków. Ale cenami rządzą rynki globalne i na pewno za żywność zapłacimy dużo więcej.

Nawet gdy wojna w Ukrainie się zakończy, a inflacja spadnie, żywność nadal będzie drożeć. Przez zmiany klimatu będzie jej mniej, a do wykarmienia coraz więcej ludzi na świecie. Już dekadę temu eksperci z International Food Policy Research Institute szacowali, że do połowy stulecia zboża zdrożeją przynajmniej o dwie trzecie.

Polska wysycha. Ale dlaczego?

Nie pomoże nam to, że Polska wysycha, a nigdy nie była szczególnie zasobna w wodę. W mediach można czasem przeczytać, że "mamy tyle zasobów wody, co Egipt". To prawda. Ale nie do końca.

Jak tłumaczył serwis “Świat Wody”, oba kraje mają podobne zasoby mierzone ilością wody wpływającą do morza wszystkimi rzekami z obszaru kraju (to tak zwany wskaźnik „odnawialnych zasobów wodnych”). Ale Egipt jest krajem niemal trzykrotnie ludniejszym od Polski. Na głowę mieszkańca mamy trzy razy więcej wody, Dodatkowo, zasoby wodne Egiptu zależą od Nilu, a Polski od opadów i ich retencji.

Niestety w Polsce częściej pada latem, a nie na wiosnę, gdy rośliny najbardziej potrzebują wody. Do niedawna jeszcze niedobory wody uzupełniał topniejący wiosną śnieg, z roku na rok jest go coraz mniej. Do lat 80. ubiegłego wieku susze zdarzały się średnio co pięć lat.

Wystarczyło, by przez te czterdzieści lat średnia temperatura w Polsce wzrosła o niespełna dwa stopnie, i susze mamy średnio już co drugi rok. Średnio, bo od 2013 roku susza zdarza się co roku.

Nie pomaga fakt, że w czasach PRL osuszano bagna i regulowano cieki wodne. Dzięki temu pozbyliśmy się malarii (była u nas chorobą endemiczną do końca lat 50. ubiegłego wieku, to nie pomyłka), ale pozbyliśmy się też naturalnych rezerwuarów, które zatrzymywały opady.

Reszty dokonały wolny rynek i uprawy wielkoobszarowe. Zniknęły stawy i śródpolne zadrzewienia, rowy przed posesjami (łatwiej zasypać, niż zrobić przepust, poza tym woda to komary).

Skoro o drzewach mowa. Zmniejszają parowanie wody z gleby, bo dają cień. Obniżają też temperaturę dzięki ewapotranspiracji, czyli parowaniu wody z liści i z gruntu. Dzięki temu, gdy w cieniu są 32 stopnie, pod drzewem jest 27. Przede wszystkim jednak korzenie drzew ograniczają odpływ opadów o około 20 procent.

Co my na to? Polski wkład to betonoza i lex szyszko. Nie powinno nas zatem dziwić, że latem w niektórych gminach brakuje wody. I jeśli nie zadbamy o małą retencję, będzie tylko gorzej.

Od suszy do powodzi, czyli pogoda na sterydach

Z naukowych badań wiadomo, że 125 tys. lat temu mieliśmy klimat cieplejszy o 2–3 stopnie niż dziś. Poziom wód oceanów i mórz był wtedy około. 5 m wyższy. Takie ocieplenie nie jest wykluczone do końca tego stulecia. Poziom mórz wzrośnie mniej (topienie się lodowców bowiem długo trwa).

Nawet jeśli do końca stulecia poziom wód podniesie się tylko o tylko metr, Gdańsk, Żuławy Wiślane, ujście Redy pod Gdynią i ujście Odry będziemy musieli zabezpieczać przed coraz wyższą wodą. Tak, jak od setek lat robią to Holendrzy.

Wspominaliśmy już o "pogodzie na sterydach". Na sterydach są też deszcze. Im cieplej, tym woda szybciej paruje. Jeden stopień ciepła więcej przekłada się z grubsza na 7 proc. więcej pary wodnej w atmosferze, szacują naukowcy. Suma opadów się nie zmienia, zmienia się to, że deszcz pada rzadziej, ale ulewny. Takie opady, zamiast wsiąkać w glebę, spływają do rzek. Niewiele dają roślinom.

W “Geophysical Research Letters” naukowcy wyliczali, że z powodu globalnego ocieplenia niosące więcej deszczu chmury mogą przemieszczać się nad Europą znacznie wolniej. Wskazują na to superkomputerowe symulacje. Badania te opublikowano po ubiegłorocznej katastrofalnej powodzi w Niemczech. Przyniosła wiele śmiertelnych ofiar, bo nikt nie przewidział, że deszczowy niż będzie utrzymywał się tak długo, a opady będą tak obfite.

Reasumując, globalne ocieplenie to nie palmy i daktyle. To rzadsze, ale ulewne deszcze i podtopienia. Częste susze i droga żywność. Częstsze konflikty na świecie i więcej uchodźców. Męczące upały i więcej zgonów latem. Nic w tym dobrego.

Za narrację o „palmach i pomarańczach” płaciły paliwowe koncerny

Niedzielne wydanie „New York Timesa” z 5 sierpnia 2018 r. miało całą czarną pierwszą stronę i zawierało jeden długi tekst. Nathaniel Rich opisywał w nim, jak w latach 1979-1989 były już bardzo solidne naukowe dowody na to, że temperatura na Ziemi rośnie w wyniku spalania paliw kopalnych i emisji dwutlenku węgla. Nic nie zrobiliśmy. Przegraliśmy z ludzką naturą, twierdził Rich.

To nie ludzka natura, zawiódł system polityczny i gospodarczy, polemizowała w „The Intercept” Naomi Klein. Lata osiemdziesiąte to rozkwit neoliberalizmu, wiary w to, że wolny rynek rozwiąże wszystkie problemy oraz obniżania podatków dla najbogatszych. Mamy niewielki wpływ na to, jakie podatki nakładane są na węgiel, paliwa i gaz albo na to, jakie źródła energii promuje państwo, dodawała Klein.

Słabość rządów wykorzystało paliwowe lobby. Gdy kryzys klimatyczny przyspieszał, globalne koncerny naftowe inwestowały miliony dolarów w działania public relations. Wzbudzały wątpliwości co do naukowych badań, bagatelizowały zmiany klimatu, wreszcie przerzucały odpowiedzialność na konsumentów i wzbudzały w nich poczucie winy.

Jeśli ktoś dziś sądzi, że globalne ocieplenie jest fajne i wyrosną w Polsce daktyle i pomarańcze, to właśnie tak sądzi dzięki miliardom dolarów nafciarzy.

Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Michał Rolecki

Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press

Komentarze