0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Dabrowski / Agencja GazetaGrzegorz Dabrowski /...

„Warunki w Lesznowoli nie są złe, ale nam nie chodzi o warunki, a o to, że jesteśmy traktowani jak przestępcy” – tłumaczy nam jeden ze strajkujących. Mężczyzna ma 39 lat i wyjechał z Syrii w 2021, po atakach Baszszara al-Asada na ostatnie pozycje rebeliantów w Daarze. Tłumaczy, że nie chciał zostać wcielony do wojska, przed którym ukrywał się od dłuższego czasu.

W Syrii służba wojskowa jest obowiązkowa, a wielu mężczyzn nie chce służyć w formacji reżimu, przeciw któremu protestowali. Wojska Asada brutalnie tłumiły protesty w roku 2011. Ponoszą też odpowiedzialność za liczne ataki na cywilów podczas trwającej ponad 10 lat wojnie domowej oraz za niszczenie wielu syryjskich miast, takich jak Aleppo czy Homs.

Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej jest wciąż tragiczna. 21 kwietnia Grupa Granica opublikowała kolejne statystyki:

View post on Twitter

OKO.press monitoruje sytuację na granicy. Czytaj nasze teksty pod tagiem "Granica polsko-białoruska".

Nie jesteśmy przestępcami

Piątka z Lesznowoli rozpoczęła strajk 19 kwietnia, po uprzednim ostrzeżeniu, które mężczyźni wysłali do Urzędu ds. Cudzoziemców oraz kierownictwa ośrodka. Domagali się przeniesienia do ośrodka otwartego. Gdy żądanie nie zostało spełnione, poinformowali władze ośrodka o oficjalnym rozpoczęciu głodówki.

W piśmie, które wystosowali do władz ośrodka, czytamy, że nie chcą być dłużej traktowani jak przestępcy oraz że przekroczyli granice nielegalnie, bo nie mieli innego wyjścia.

Podkreślają, że szanują polskie prawo i nie zamierzają go łamać, ale fakt, że są przetrzymywani w zamknięciu przez tak długi czas, zmusza ich do strajku. Zwracają też uwagę, że inne osoby były zwalniane wcześniej, co rodzi w nich poczucie braku sprawiedliwości.

Mężczyźni są w detencji ponad trzy

Jak długo można żyć w zamknięciu?

"Doskonale rozumiem, że władze muszą sprawdzić, kim jestem, ale wszystkie dane podałem już kilka miesięcy temu, miałem ze sobą paszport i niczego nie ukrywam. Dlaczego więc cały czas jestem zamknięty? Jak długo może trwać sprawdzanie dokumentów?" – pyta nas strajkujący mężczyzna.

Z Syrii mężczyzna wyjechał najpierw do Libanu, ale nie mógł tam znaleźć żadnej pracy, by móc się utrzymać. Mówi nam też, że Syryjczycy nie są już w Libanie mile widziani.

Liban jest bezpośrednim sąsiadem Syrii oraz krajem, który najmocniej odczuł kryzys uchodźczy po wybuchu syryjskiej wojny w 2011 roku. W tym maleńkim państwie o powierzchni województwa świętokrzyskiego, mieszka dziś ponad milion uchodźców z Syrii, a samych Libańczyków jest niewiele ponad sześć milionów. Od kilku lat Liban pogrąża się w potężnym kryzysie gospodarczym, który najbardziej dotyka najbiedniejszych, m.in. właśnie Syryjczyków. To jeden z ważniejszych powodów, dla których Syryjczycy przebywający w Libanie, ale także i sami Libańczycy, decydują się na podróż do Europy zachodniej, przez Białoruś i Polskę.

Po trzech push-backach do Wędrzyna

Mężczyzna, z którym rozmawiamy, próbował przekroczyć granicę Polski trzykrotnie i za każdym razem był zatrzymywany i wypychany. Gdy w końcu udało mu się złożyć wniosek o ochronę międzynarodową, trafił do ośrodka zamkniętego - najpierw w Wędrzynie.

To ośrodek cieszący się wyjątkowo złą sławą, gdzie również miał miejsce strajk głodowy. Poprzedził go bunt, brutalnie stłumiony przez Straż Graniczną.

Jak pisaliśmy 19 stycznia w OKO.press, Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur przy Rzeczniku Praw Obywatelskich kontrolował Wędrzyn w październiku 2021 roku, potem w grudniu – po buncie, a teraz ponownie – 20-21 stycznia. Wyniki kontroli zostały opisane w raporcie.

„Bardzo często tam jesteśmy, bo Wędrzyn jest absolutnie poniżej standardu więziennego. Migrantów w takich dramatycznych warunkach nie wolno trzymać. To miejsce wymaga likwidacji”

- podkreśla dr Hanna Machińska, zastępczyni RPO. Dodaje, że ich zdaniem – czyli także zespołu KMPT – nie ma gorszego ośrodka dla uchodźców w Polsce.

Przeczytaj także:

O tragicznej sytuacji w ośrodkach detencyjnych można przeczytać w raporcie Amnesty International "Witamy w Guantanamo":

Pięć toalet na 130 osób i drut kolczasty

Uchodźcy, z którymi rozmawiało wówczas OKO.press, skarżyli się na tłok, brak prywatności, brak krzeseł, stołów, czy miejsc gdzie można by było spędzić godnie czas.

Na ok. 130 osób miało być ledwie 5 brudnych toalet. Były też 4 komputery na 130 osób. „Od czasu, gdy tu przyjechałem – przez ponad 3 tygodnie – używałem internetu przez 4 godziny” – mówił Munzer, jeden z protestujących mężczyzn, który aktualnie przebywa w Lesznowoli i również podjął strajk głodowy.

Sytuację w Wędrzynie dodatkowo pogarszał fakt, że ośrodek został umieszczony na czynnym poligonie wojskowym. Pamięć o tym jest żywa w Lesznowoli – strajkujący wspominają, że gdy wojskowi ćwiczyli, dobiegały do nich odgłosy wybuchów i wystrzałów. Czuli się, jakby znów byli w Syrii.

Po protestach w Wędrzynie RPO zgłosił swoje rekomendacje. Wnioskował m.in o usunięcie drutu kolczastego z wewnętrznych części ośrodka, poprawę realizacji obowiązku informowania cudzoziemców o stanie postępowania oraz przypomnienie funkcjonariuszom działu ochrony podstawowego obowiązku traktowania cudzoziemców w sposób respektujący ich godność.

Pozbawienie wolności w ośrodku

Małgorzata Rycharska, aktywistka działająca w organizacji Hope&Humanity mówi, że to pokazuje, że protesty w ośrodkach mogą zakończyć się sukcesem. Jednocześnie przyznaje, że postulat piątki z Lesznowoli, z którą jest w kontakcie, jest radykalny, choć – jak podkreśla – zasadny.

„Wszystkie osoby przekraczające granicę na Podlasiu są traktowane tak samo, niezależnie czy są to ludzie po torturach, z doświadczeniem wojennym, czy z innymi traumami. I wszyscy dostają ten sam wyrok: dwa miesiące, które są przedłużane o kolejne dwa miesiące, i kolejne” – mówi Rycharska.

„Dlaczego akurat ta piątka nie została jeszcze zwolniona? Dlaczego część Syryjczyków jest kierowana do ośrodków otwartych? Według nas jest to działanie uznaniowe, pozbawione jakiejkolwiek logiki” – dodaje.

Ośrodki otwarte, o których mówi Rycharska, to m.in. noclegownia Fundacji Dialog w Białymstoku, która od początku kryzysu humanitarnego na Podlasiu pełni funkcję ośrodka otwartego. Tu kierowani są m.in. obywatele Syrii, którym udało się złożyć wniosek o azyl. Większość z nich jednak nie zostaje w Polsce. Opuszczają ośrodek i wyjeżdżają, tym samym nie wchodząc w procedurę azylową w Polsce.

View post on Twitter

Według Straży Granicznej jest to wykorzystywanie polskich instytucji oraz pomocy aktywistów w drodze na Zachód. Aktywiści i działacze na rzecz praw człowieka mówią z kolei o ciągnących się w nieskończoność procedurach oraz ciężkich warunkach materialnych, z jakimi muszą mierzyć się azylanci.

Należy też zauważyć, że szereg osób, które przekraczają granicę polsko-białoruską, ma na Zachodzie rodziny. Duże znaczenie dla wyjeżdżających ma też fakt, że zachodnie społeczeństwa są wielokulturowe, z licznymi diasporami bliskowschodnimi czy afrykańskimi.

Ofiary wojny nie mogą być tak traktowane

Mężczyzna z Lesznowoli, z którym rozmawiamy, mówi, że podczas składania wniosku o azyl został poinformowany, że trafi do ośrodka zamkniętego na dwa miesiące. Tłumacz miał uspokajać go, że może zostać zwolniony wcześniej. Dlaczego więc dalej jest przetrzymywany?

„Nikt mi nic nie wyjaśniał” – przekonuje, choć przyznaje, że rozmawiano z nimi już po podjęciu głodówki oraz podkreśla, że są pod opieką lekarzy.

Innego zdania jest Straż Graniczna, która przekonuje, że mężczyźni są dobrze poinformowani o swojej sytuacji.

W odpowiedzi na nasze pytania przesłane przez rzeczniczkę Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej drogą mailową czytamy: „Od dnia odmowy przyjmowania posiłków przez pięciu wspomnianych cudzoziemców personel strzeżonego ośrodka przeprowadził z nimi rozmowy, zarówno w kwestii ich sytuacji administracyjnej oraz pobytowej, jak i procedur dotyczących prowadzonych wobec nich postępowań przez Szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców, również na bieżąco przekazywane są im informacje o wszelkich zmianach w ich sprawie”.

Dodatkowo dowiadujemy się, że: „Pięciu obywateli Syrii, (…) zostało umieszczonych w Strzeżonym Ośrodku dla Cudzoziemców w Lesznowoli na podstawie postanowienia sądu w związku z ich nielegalnym pobytem w naszym kraju. Wszystkie te osoby złożyły wnioski o udzielenie im ochrony międzynarodowej na terytorium RP. Obecnie cudzoziemcy oczekują na ich rozpatrzenie przez Szefa Urzędu ds. Cudzoziemców”.

Tyle że polskie prawo zabrania umieszczania w ośrodkach zamkniętych cudzoziemców, którzy byli ofiarami przemocy – a w przypadku ofiar wojny należy z góry założyć, że mamy do czynienia z osobami straumatyzowanymi i cierpiącymi na zespół stresu pourazowego (PTSD). Poddawanie takich osób detencji może pogłębiać ich traumy oraz prowadzić do pogorszenia stanu zdrowia. A przepisy mówią jasno, że nie można umieszczać w ośrodkach zamkniętych osób, dla których pozbawienie wolności mogłoby skutkować niebezpieczeństwem dla życia lub zdrowia.

Podobnie - ofiary białoruskich pograniczników

Także same doświadczenia na granicy polsko-białoruskiej powinny być wystarczającym powodem, by nie umieszczać migrantów i uchodźców w detencji. Dysponujemy licznymi doniesieniami o stosowaniu przemocy przez białoruskich, a także polskich pograniczników.

Szczególnie niepokojące doniesienia płynęły z tzw. centrum logistycznego w Bruzgach, gdzie Białorusini mieli gwałcić kobiety.

Tymczasem Straż Graniczna kieruje osoby do ośrodków zamkniętych na mocy przepisów, które mówią o nielegalnym przekroczeniu granicy, bez rozróżnienia, czy ma do czynienia z ofiarami przemocy, czy wojny. Polskie prawo zezwala także na poddawanie detencji małoletnich poniżej 15. roku życia, które przebywają w Polsce bez opieki. Decyzje o poddawaniu detencji były wielokrotnie i z powodzeniem zaskarżane do Europejskiego Trybunały Praw Człowieka, który wydawał wyroki mówiące o ich bezzasadności.

Aktywista, który w ramach solidarności podjął się głodówki w Warszawie mówi, że nie zgadza się na takie działanie systemu w Polsce.

„Detencja powinna mieć na celu weryfikację osób na podstawie realnych podejrzeń, tymczasem zamykani są wszyscy. W ośrodkach pełno jest niewinnych ludzi, przez co identyfikacja tych, którzy mogą stanowić faktyczne zagrożenie, jest utrudniona. Dla mnie to postawienie wszystkiego na głowie”.

Mężczyzna zna piątkę z Lesznowoli osobiście. Działał na Podlasiu, w zimie poznał Muznera, gdy wyciągał z bagien grupę, z którą szedł Syryjczyk. Chce zachować anonimowość, by nie odwracać uwagi od protestujących. Ale jego protest to nie tylko gest solidarności.

„Strajkując na zewnątrz, mogę kontynuować protest w przypadku, gdy dojdzie do nieczystych zagrywek ze strony Straży Granicznej” – mówi.

Swoją głodówkę dokumentuje w formie nagrań wideo, które planuje upublicznić. Także i on informował Urząd ds. Cudzoziemców o swoim proteście, w piśmie wysłanym przed podjęciem głodówki w ośrodku.

Aktywiści uważają, że władze placówki w Lesznowoli powinny zwolnić mężczyzn natychmiast.

Głodówka do skutku

Ale rzeczniczka Nadwiślańskiej SG informuje nas, że „na tę chwilę (…) nie ma podstaw (przesłanek) do zwolnienia ich ze Strzeżonego Ośrodka dla Cudzoziemców w Lesznowoli. W ramach prowadzonych postępowań, jedynie Szef Urzędu do Spraw Cudzoziemców na podstawie decyzji jest uprawniony do zwolnienia cudzoziemców ze strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców”.

Piątka z Lesznowoli oraz wspierający ich aktywista zamierzają głodować do skutku.

;

Komentarze