"Nie wprowadzamy godziny policyjnej" - oznajmił premier Mateusz Morawiecki pięć dni po tym, jak wprowadzono ją w rozporządzeniu z naruszeniem konstytucji
W nocy z poniedziałku 21 grudnia na wtorek 22 grudnia rząd opublikował nowe rozporządzenie antycovidowe wprowadzające obostrzenia w okresie świątecznym aż do 17 stycznia. Najwięcej kontrowersji wzbudził zapis o "godzinie policyjnej":
"Od dnia 31 grudnia 2020 r. od godz. 19.00 do dnia 1 stycznia 2021 r. do godz. 6.00 na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej przemieszczanie się osób przebywających na tym obszarze jest możliwe wyłącznie w celu: 1) wykonywania czynności służbowych lub zawodowych lub wykonywania działalności gospodarczej; 2) zaspokajania niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego".
Od pierwszych zapowiedzi obostrzenia eksperci zwracali uwagę na to, że rozwiązanie jest wadliwe z prawnego punktu widzenia. Pomimo tych ostrzeżeń początkowo politycy Zjednoczonej Prawicy twierdzili, że rozporządzenie jest nie tylko konieczne, ale słuszne i sporządzone zgodnie z zasadami poprawnej legislacji.
“Powiem to jako były minister sprawiedliwości: gdzie dwóch prawników, tam cztery opinie. Rząd nie widzi podstaw do kwestionowania legalności tego przepisu. Wprowadzamy go w oparciu o ustawę o stanie epidemii” - przekonywał podczas konferencji prasowej Jarosław Gowin.
"Jest ustawa, która pozwala na wprowadzanie ograniczeń w stanie epidemii, my mamy teraz stan epidemii. Druga rzecz, podobne ograniczenia, a w zasadzie dużo dalsze, obowiązywały wiosną tego roku. My wprowadzamy podobne ograniczenie na kilkanaście godzin" - wtórował Gowinowi 21 grudnia Piotr Müller, rzecznik rządu.
W tym samym czasie Michał Dworczyk zapowiadał, że policja będzie egzekwować przepisy i wystawiać mandaty.
Ale nie wszyscy politycy Zjednoczonej Prawicy mówili jednym głosem.
"Zaniepokoiła mnie informacja, która jest być może uzasadniona względami sanitarnymi, myślę tutaj o wprowadzeniu godziny policyjnej w noc sylwestrową. W tej chwili nie znajduję oparcia tej decyzji w prawie, które obowiązuje w Polsce" – mówił 19 grudnia na antenie Telewizji Trwam Jan Maria Jackowski, senator Prawa i Sprawiedliwości.
Dodał też, że:
W świetle konstytucji wprowadzenie ograniczenia naszej wolności poruszania się może nastąpić, w sytuacji kiedy mamy stan klęski żywiołowej
Również Kamil Bortniczuk, poseł z Porozumienia Gowina, przyznał na antenie TVN24, że rozporządzenie jest wadliwe: "Znamy wszyscy konstytucję. Ograniczenia swobód obywatelskich wymagają zmiany ustawowej i ta regulacja ustawowa, która dotyczy spraw covidowych, no, jest wątpliwa".
Gdyby ktoś dostał mandat i poszedł do sądu jest duże prawdopodobieństwo, że te sprawę by wygrał
"Ja bym radził, żebyśmy traktowali te obostrzenia związane z Sylwestrem, jako prośbę o odpowiedzialność" - dodawał.
Ostateczny cios narracji o obowiązującym rozporządzeniu zadał jednak premier Mateusz Morawiecki. I to do tego tuż po jego opublikowaniu, czyli 23 grudnia.
"Ustawa epidemiczna, która służy nam od marca jako podstawa legislacyjna w wielu obszarach ma rzeczywiście swoje limity, dlatego te nasze bardzo jednoznacznie zapisane sformułowania mogą być kwestionowane" - przyznał na konferencji prasowej.
"Sformułowaliśmy ten zapis, ten postulat, ten dezyderat, to obostrzenie w formie jednoznacznej, pokazując wielkie ryzyka, które mogą się wiązać z przemieszczaniem się. Bardzo mocno apeluję o to, by do tego przemieszczania nie dochodziło, żeby spędzić święta w gronie rodzin" - dodawał.
Nie wyjaśnił, w jaki sposób zapis może być jednocześnie "postulatem" i "obostrzeniem".
W niedzielę 27 grudnia podczas konferencji prasowej poszedł krok dalej i stwierdził, że... godziny policyjnej w ogóle nie będzie.
"Aby godzina policyjna mogła być zastosowana musielibyśmy - za decyzją pana prezydenta - wdrożyć stan wyjątkowy. Uważamy, że dziś nie jest to niezbędne, gdyż ustawa o stanie zagrożenia epidemicznego daje nam niemal wszystkie potrzebne instrumenty, poza m.in. godziną policyjną" - wyjaśniał premier.
Słowa Mateusza Morawieckiego są niestety szczere tylko pozornie. Premier przyznał co prawda, że zakaz przemieszczania się możliwy byłby jedynie w sytuacji wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Jednocześnie jednak rząd uparcie brnie w narrację, że ogłoszenia żadnego stanu nie potrzebujemy.
Skoro sytuacja w kraju wymaga ograniczania naszych praw i wolności, to znaczy, że mamy faktyczny stan nadzwyczajny i bez jego wprowadzenia szereg działań rządu narusza prawo.
Problem nie dotyczy tylko zakazu przemieszczania się, ale i innych obostrzeń. Na przykład zakazu zgromadzeń.
Piotr Müller mówi jednak prawdę - podobne ograniczenia w przemieszczaniu się obowiązywały już wiosną. Paragraf 5 Rozporządzenia Rady Ministrów z 10 kwietnia brzmiał tak:
"Do dnia 19 kwietnia 2020 r. zakazuje się na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej przemieszczania się osób przebywających na tym obszarze, z wyjątkiem przemieszczania się danej osoby w celu: 1) wykonywania czynności zawodowych lub zadań służbowych, lub pozarolniczej działalności gospodarczej, lub prowadzenia działalności rolniczej lub prac w gospodarstwie rolnym, oraz zakupu towarów i usług z tym związanych; 2) zaspokajania niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego, w tym uzyskania opieki zdrowotnej lub psychologicznej, tej osoby, osoby jej najbliższej w rozumieniu art. 115 § 11 ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks karny (Dz. U. z 2019 r. poz. 1950 i 2128 oraz z 2020 r. poz. 568), a jeżeli osoba przemieszczająca się pozostaje we wspólnym pożyciu z inną osobą – także osoby najbliższej osobie pozostającej we wspólnym pożyciu, oraz zakupu towarów i usług z tym związanych; 3) wykonywania ochotniczo i bez wynagrodzenia świadczeń na rzecz przeciwdziałania skutkom COVID-19, w tym w ramach wolontariatu; 4) sprawowania lub uczestniczenia w sprawowaniu kultu religijnego, w tym czynności lub obrzędów religijnych".
Policja podejmowała próby egzekwowania tego zakazu, między innymi podczas protestów przeciwko projektowi antyaborcyjnemu, nad którym w kwietniu obradował Sejm. Funkcjonariusze kierowali do sądu wnioski o ukaranie gromadzących się osób ze względu na naruszenie art. 54 kodeksu wykroczeń w związku właśnie z zakazem przemieszczania się oraz zakazem organizowania zgromadzeń. Ale sądy takie sprawy umarzają.
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieście (Sygn akt V W 1847/20) stwierdził jasno, że „nakładanie ograniczeń w zakresie podstawowych wolności i praw człowieka i obywatela musi odbywać się na postawie prawidłowo stanowionego prawa, w szczególności zgodnie z podstawowymi zasadami wyrażonymi w Konstytucji, a zatem wprowadzenie nakazów i zakazów podstawowych praw i wolności obywatelskich może zastąpić tylko w przypadku wprowadzenia jednego z trzech stanów nadzwyczajnych, co dotychczas nie miało miejsca (…) Brak wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, który to stan nadzwyczajny odpowiada obecnej sytuacji związanej z koronawirusem powoduje, że zakazy wyrażone w treści ww. rozporządzenia należy uznać za niekonstytucyjne, a w związku z tym pozbawione podstawy prawnej”.
Kolejnym argumentem na rzecz umorzenia, jaki przytaczają sądy, to oczywiście niedopełnienie wymogu regulacji ustawowej, czego wymaga art. 52 pkt 3 Konstytucji.
Art. 52.
Sądy wskazują też, że policja po prostu nie dysponuje przepisami, które pozwalałyby jej egzekwować takie zachowania obywateli. Art. 54 kodeksu wykroczeń, którym się posługują, ma na celu ochronę porządku i spokoju w miejscach publicznych. Zawiera on odesłanie do przepisów porządkowych wydawanych w celu zapewnienia porządku i spokoju publicznego. Ten przepis po prostu nie może odnosić się do rozporządzenia epidemicznego, ponieważ ono ma inny przedmiot ochrony, czyli zdrowie i życie ludzi. W konsekwencji, w razie naruszenia przepisów, które mają inny przedmiot ochrony, nie jest możliwe zastosowanie wymienionego przepisu.
Brak wprowadzenia stanu nadzwyczajnego oraz brak ustawowego uregulowania ograniczenia wolności to nie jedyne wady rozporządzenia rządu, na jakie zwracają uwagę eksperci. Art. 46 ust. 4 pkt 1 oraz art. 46b pkt 12 ustawy o chorobach zakaźnych, na podstawie których rząd wprowadził w rozporządzeniu zakaz przemieszczania się, wcale nie dają takiej możliwości. Oba przepisy mówią bowiem o sposobach przemieszczania się.
art. 46 ust 4. W rozporządzeniach [ustanawianych na czas epidemii- przyp.], o których mowa w ust. 1 i 2, można ustanowić: 1) czasowe ograniczenie określonego sposobu przemieszczania się,
Art. 46b. W rozporządzeniu, o którym mowa w art. 46a, można ustanowić:
(...)
9) nakaz ewakuacji w ustalonym czasie z określonych miejsc, terenów i obiektów; 10) nakaz lub zakaz przebywania w określonych miejscach i obiektach oraz na określonych obszarach; 11) zakaz opuszczania strefy zero przez osoby chore i podejrzane o zachorowanie; 12) nakaz określonego sposobu przemieszczania się;
Oznacza to, że w rozporządzeniu można na przykład nakazać obywatelom poruszać się z zachowaniem dwumetrowego dystansu, ale nie całkowicie zakazać wychodzenia z domu.
Rzecznik Praw Obywatelskich, który głośno krytykuje "godzinę policyjną" za naruszanie konstytucji, w rozmowie z OKO.press ocenił mimo wszystko jej ostateczną formę jako rozsądną:
"Proszę zauważyć, że rozporządzenie określa dwa wyjątki. Możemy się przemieszczać, gdy wykonujemy czynności służbowe, zawodowe, związane z działalnością gospodarczą oraz w celu zaspokojenia niezbędnych potrzeb związanych ze sprawami życia codziennego. Podejrzewam, że te przypadki się pojawiły w wyniku debaty, która się odbyła. One dają jakąś przestrzeń, margines oceny i myślę, że mogą spowodować, że ten przepis nie będzie za bardzo egzekwowany, ale i tak osiągnie swój efekt. Co mam na myśli? Pierwszy wyjątek to jest to, że nie ma tego zakazu, jeżeli jest to związane z prowadzoną działalnością gospodarczą bądź czynnościami zawodowymi. Ktoś idzie do pracy, ktoś obsługuje swoją firmę, zarządza centrum informatycznym. Różne rzeczy możemy sobie wyobrazić, kiedy ktoś prowadzi działalność gospodarczą (...).
I ten drugi wyjątek, który dotyczy wykonywania czynności niezbędnych do zaspokojenia naszych potrzeb, również przypomina regulacje z czasów lockdownu. Mieliśmy wtedy siedzieć w domu, ale mogliśmy wyjść na spacer, mogliśmy wyjść z psem, po prostu załatwiać niezbędne potrzeby. I to się opiera na rozsądku. Odpalenie fajerwerków nie jest niezbędną do zaspokojenia codzienną życiową potrzebą. Wyjście do centrum miasta i świętowanie też nie jest niezbędną potrzebą i w ogóle wszelkie formy rozrywkowe nią nie są. Ale wyjście z psem, który potrzebuje chwili świeżego powietrza, już jest. Dlatego ten przepis odwołuje się do rozsądku i wydaje mi się, że w tej formie jednak nie tworzy czegoś, czego byśmy nie obserwowali w pierwszym lockdownie".
Z doniesień medialnych wynika, że w całym kraju policja mobilizuje siły i szykuje się do sylwestra. Mariusz Ciarka w rozmowie z RMF FM mówił o tym, że dla policji priorytetem "będzie kontrolowanie kierujących, którzy mogą prowadzić, będąc pod wpływem alkoholu czy podobnie działających środków. Nie będzie też taryfy ulgowej dla osób spożywających alkohol w miejscach publicznych".
Nie jest jednak powiedziane, że policja nie będzie korzystać z rozporządzenia i ostatecznie spróbuje wystawić nam mandat za przemieszczanie się. Służby powołują się w końcu cały czas na przepisy rozporządzenia zakazujące zgromadzeń spontanicznych, choć one również naruszają konstytucję.
W Warszawie testem dla policji będą zapowiadane zgromadzenia. Część z nich jak "Sylwester u Kaczyńskiego" to raczej internetowe żarty, choć policja twierdzi, że przygląda się rozwojowi sytuacji. W ubiegłym tygodniu warszawski ratusz zarejestrował jednak zgromadzenie zgłoszone przez Patryka Wachowca z Forum Obywatelskiego Rozwoju. Demonstracja ma liczyć pięć osób, zatem teoretycznie jest zgodna z obowiązującym rozporządzeniem Rady Ministrów. Ale ma się zacząć po godzinie 19.00, czyli naruszy przepisy o godzinie policyjnej nowego rozporządzenia. Jeśli policja będzie chciała zareagować, teoretycznie pozostanie jej do wykorzystania tylko przepis o zakazie przemieszczania się, który zdaniem samego rządu nie obowiązuje.
Policja i służby
Sądownictwo
Adam Bodnar
Kamil Bortniczuk
Jan Maria Jackowski
Mateusz Morawiecki
godzina policyjna
koronawirus
zgromadzenia
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze