0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Robert Górecki / Agencja GazetaRobert Górecki / Age...

W reakcji premiera na publikację "Wyborczej" uderza obietnica (żony) przekazania przychodu ze sprzedaży feralnej działki "na cel charytatywny". Jest to bowiem jeden ze sposobów obrony wizerunku Morawieckiego jako biznesmena nie tylko nieskazitelnie uczciwego, ale też o prospołecznym sercu. Podobnie Morawiecki deklarował, że na cele charytatywne przekaże dywidendę z akcji "swego banku" BZ WBK , na których przez prawie dwa lata nadal zarabiał, będąc już wicepremierem (patrz niżej).

Jak pisała już w 2018 roku "Rzeczpospolita”, od wejścia do rządu Beaty Szydło, Morawiecki „deklaruje, że hojnie i systematycznie wspiera cele charytatywne.

Problem w tym, że – choć zapewnia o przejrzystości – Morawiecki nie ujawnia, komu i ile przekazuje”. Cele charytatywne pozostają tajemnicą premiera, co w przypadku tego polityka, który tak łatwo konfabuluje i mija się z prawdą, jest szczególnie niepokojące.

Wygrywali ci, którzy "mieli dostęp do informacji i odpowiednich decyzji"

Działkę w Oporowie pod Wrocławiem Mateusz Morawiecki kupił w 2002 roku od proboszcza cywilno-wojskowej parafii pod wezwaniem św. Elżbiety (sprawiedliwej) za 700 tys. zł. Nieruchomość może być dziś warta 50-70 mln zł.

Publikacja "Wyborczej", która w poniedziałek 20 maja opisała tę transakcję wywołała ogromne poruszenie w rządzie i w całej partii, a także szereg reakcji, które mają zażegnać kryzys wizerunkowy, jaki artykuł wywołał.

Szczególnie trudny dla PiS jest wyłaniający się obraz premiera, jako biznesmena, który w 2002 roku korzystał z układów towarzysko-biznesowych.

Jak zeznawał w prokuraturze w 2006 roku sam Morawiecki "O możliwości nabycia działek na Oporowie dowiedziałem się od księdza kardynała Henryka Gulbinowicza. Moja rodzina od wielu lat dobrze zna księdza kardynała i z tego powodu czasami bywam u niego w gościnie. Pod koniec lat 90. głośno było o możliwości nabycia nieruchomości od Kościoła i ja, słysząc te informacje, zapytałem w czasie któregoś spotkania z księdzem kardynałem o takie nabycie”.

Morawiecki wyjaśniał szczegóły: „W ofercie wskazałem numery działek, które mnie interesują, a miałem je z kancelarii kurii. Tak zalecił mi kardynał, abym ustalił w kancelarii numery i wskazał je w ofercie”.

Doskonale wręcz pasuje to do obrazu neoliberalnych elit, które - w narracji PiS - nieuczciwie się wzbogacały. Sam Morawiecki nie szczędzi przygan „zepsutym elitom”, które jego zdaniem w III RP „kształtowały się przez mętne układy i kamaryle”.

"Dziennik Gazeta Prawna" pytał Morawieckiego 28 grudnia 2018 roku: "Lata 90. były przesiąknięte neoliberalnym klimatem. Nie wierzę, że i pana to nie wciągnęło".

Morawiecki: "Wielu ludziom, w tym i mnie, oczy otwierały się coraz szerzej, kiedy patrzyliśmy, jak pod płaszczykiem haseł wolnego rynku następuje uwłaszczenie postkomunistów i osób dokooptowanych do systemu III RP. (...) Na początku lat 90. wierzyłem, że można coś osiągnąć, prowadząc własną firmę. Panowała filozofia zaczynania od początku.

Ale widziałem, jak zdolniejsi i bardziej pracowici ludzie przegrywają konkurencję z tymi, którzy mieli dostęp do informacji i odpowiednich decyzji administracyjnych".

Obrona premiera prowadzona przez Centrum Informacji Rządu (CIR), które - rzecz zaskakująca - wypowiada się także w imieniu małżonki premiera, a także jego samego i wielu polityków PiS, układa się w spójny przekaz, który ma zaprzeczyć temu obrazowi. OKO.press przypomina to reakcje premiera na sprawę akcji, których przez dwa lata nie pozbył się będąc wicepremierem współdecydującym o polskiej gospodarce.

Premier zrzuca działkę na żonę

Morawiecki i jego obrońcy z CIR utrzymują w odpowiedzi dla "Wyborczej", że cynk o działce dostała żona premiera: „wiedzę o możliwości zakupu działki Pani Iwona Morawiecka pozyskała m.in. od znajomego, który zajmował się pośrednictwem w sprzedaży nieruchomości”.

Morawiecki nie wiedział zapewne, że "Wyborcza" dotarła do jego zeznań z 2006 roku, które cytowaliśmy wyżej (więcej o tym tutaj).

Premier dystansuje się od biznesu z 2002 roku. W wywiadzie dla „Sieci” podkreśla, że to żona „prowadzi działalność gospodarczą, wynajmuje nieruchomości, inwestuje. Będąc prezesem banku i potem na polu działalności publicznej nie chciałem mieć związku z aktywnym inwestowaniem, z działalnością gospodarczą”.

Fakty temu zaprzeczają. Morawiecki dokładnie opisuje, w jaki sposób on sam, dzięki kontaktom z Gulbinowiczem wynalazł i kupił nieruchomość w 2002 roku. Rozdzielność majątkową państwo Morawieccy mają dopiero od 2013 roku, a Iwona Morawiecka prowadzi działalność gospodarczą od 2008 roku.

Dodajmy, że Morawiecki był w zarządzie Banku Zachodniego od 2001 roku.

Zyski przekaże na cele charytatywne

W wielu wywiadach premier podkreśla, że pieniądze ("duże") zarabiał zawsze uczciwie. Dotyczy to także podwrocławskiej działki, choć jej zakup nosi znamiona zakupu spekulacyjnego. Premier broni się też przed zarzutami, że jako radny AWS mógł wiedzieć więcej niż inni gracze rynkowi o planach zagospodarowania terenu, które zwiększą wartość inwestycji.

Premier populistycznego rządu stara się łagodzić swój wizerunek człowieka bogatego: "Nie prowadziliśmy z żoną wystawnego życia, nie zakopaliśmy tych pieniędzy w ogródku, nie wyprowadziliśmy oszczędności do rajów podatkowych, tylko zainwestowaliśmy w Polsce, w kilka nieruchomości" - mówił "Sieci".

Argumentem na rzecz uczciwości i zarazem dobroci serca premiera ma być deklaracja Iwony Morawieckiej:

"Oświadczam, że w przypadku przystąpienia przez Gminę Wrocław do budowy dróg, ujętych w PZP [planie zagospodarowania przestrzennego] dla tego rejonu i przebiegających przez działkę, która jest obecnie moją własnością, a od 2002 roku była współwłasnością, dokonam sprzedaży wszelkich wyodrębnionych terenów po cenie zakupu wynikającej z aktów notarialnych z uwzględnieniem inflacji.

Deklaruję również, że całą otrzymaną kwotę od Gminy Wrocław przeznaczę na cele charytatywne”.

Niejasność tej wypowiedzi (jaka część działki zostanie sprzedana?) nie zmienia jej wymowy: jeżeli Morawieccy zarobili na spekulacji działką, to oddadzą pieniądze.

Wszystkie te pokrętne wyjaśnienia przypominają to, jak premier tłumaczył się w 2018 roku z tego, że po wejściu do rządu Beaty Szydło przez dwa lata zarabiał na akcjach banku BZ WBK, którego wcześniej był prezesem. W obu przypadkach - działki i akcji - premier zapewne nie naruszył prawa, ale nie zachował się przesadnie uczciwie. Poza tym wyjaśniając obie sprawy kręcił na potęgę.

Przypominamy historię akcji Mateusza Morawieckiego, którą opisaliśmy w grudniu 2018 roku.

Jak Morawiecki tłumaczył, że przez dwa lata "nie zdążył" sprzedać akcji. Zarobił na tym 1,23 mln zł netto

Wchodząc do rządu w listopadzie 2015 Morawiecki zachował pakiet akcji "swego" banku, sprzedał je dopiero w grudniu 2017. W wywiadzie dla DGP tłumaczy, że "działo się to w takim tempie, że nie zdążył". I że to było "kłopotliwe".

Tymczasem, jak wynika z wyliczeń OKO.press (patrz niżej) zarobił na tym "kłopocie" minimum 1,23 mln zł netto!

W wywiadzie dla "Dziennika Gazeta Prawna" (28 grudnia 2018) Mateusz Morawiecki tworzy własną legendę nie tylko herosa walki z komunizmem, ale także patrioty, który wchodząc do polityki "z radością" rezygnuje z ogromnych zarobków w bankowości - "lekko licząc 100 milionów". Przy okazji - zupełnie niepotrzebnie z punktu widzenia własnego PR - przypomina wstydliwy fakt:

Kiedy wchodziłem do rządu w 2015 r., działo się to w takim tempie, że nie zdążyłem sprzedać posiadanych akcji banku.
Morawiecki nie sprzedawał akcji przez ponad 2 lata. Zarobił na tym 1,23 mln. Żadne "tempo" tego nie tłumaczy
Wywiad dla DGP,28 grudnia 2018

Zanim zajmiemy się 100 milionami, przyjrzyjmy się tej zdumiewającej deklaracji.

Morawiecki trzyma akcje przez 757 dni, choć było to "kłopotliwe"

Chodzi o pakiet 13 711 akcji BZ WBK, czyli banku, którego prezesem Morawiecki był przez osiem lat: od maja 2007 do listopada 2015. Sprzedał je dopiero, gdy został premierem, najwcześniej 12 grudnia 2017 roku.

Morawiecki trzymał zatem akcje przez ponad dwa lata sprawowania funkcji wicepremiera i ministra rozwoju, a potem także finansów (od 16 listopada 2015).

Przez 757 dni Morawiecki "nie znalazł czasu", by te akcje sprzedać. Tłumaczenie, że wynikało to z tempa, w jakim "wchodził do rządu" to kiepski wykręt. Chyba, żeby uznać, że wchodził do rządu przez ponad dwa lata.

Morawiecki nie naruszył prawa, ale – jak pisało m.in. OKO.press – przez cały ten czas

był w sytuacji „potężnego konfliktu interesów”, bo jako członek rządu odpowiedzialny za gospodarkę podejmował wiele decyzji, które wpływają na kursy akcji (już sama propozycja podatku bankowego mogła wywołać spadki akcji banków na giełdzie).

Co więcej, próbował ukryć przed opinią publiczną, że wchodząc do rządu zachowuje akcje BZ WBK zwlekając z ujawnianiem swego oświadczenia majątkowego.

W wywiadzie dla DGP pada jeszcze jedno kuriozalne wyznanie. Morawiecki skarży się, że trzymanie akcji było "kłopotliwe".

"Było to zresztą kłopotliwe, bo musiałem powstrzymywać się z wypowiedziami na temat banków, żeby nie powstało wrażenie, że w jakikolwiek sposób mogę wpłynąć na pozycję BZ WBK".

Trzeba było sprzedać, panie premierze, nie byłoby kłopotów!

Ile Morawiecki zarobił na zatrzymaniu akcji

W wywiadzie dla DGP Morawiecki się chwali, że "kiedy zostawałem premierem, sprzedałem wszystkie akcje, nie zastanawiając się nad ceną". Jak to się odbyło?

13 grudnia 2017 premier (od dwóch dni) Morawiecki za pośrednictwem służb prasowych przekazał mediom (m.in. „Wyborczej”) informację, że akcje już sprzedał. Takie też były nagłówki w sieci, prasie, telewizji. Zapewne jest to informacja nieścisła. Jak napisał Business Insider 13 grudnia, „Stanisław Starnawski z biura prasowego Ministerstwa Rozwoju oświadczył, że

została złożona dyspozycja sprzedaży całego pakietu akcji w posiadaniu premiera Morawieckiego, czyli 13,7 tys. akcji BZ WBK”.

OKO.press nie było w stanie ustalić, jaką dyspozycję złożył premier. Jest mało prawdopodobne, by tak duży pakiet akcji sprzedał się w całości 12 grudnia. Średni kurs 12 grudnia 2017 wynosił 374,05 zł, obroty nie były zbyt duże – 23 555 sztuk, trudno byłoby w jeden dzień pozbyć się takiej masy akcji. Jest prawie pewne, że premier – jako przecież specjalista – dał zlecenie na dłuższy czas, co najmniej tydzień (może z dolnym limitem ceny).

Notowania BZ WBK w grudniu 2017 rosły aż do 400 zł za akcję. Już 14 grudnia kurs przekroczył 390 zł.

Ile Morawiecki zarobił na zachowaniu akcji? Załóżmy nawet, że sprzedał całość 12 grudnia 2017, choć prawie na pewno zaniża to przychód.

Łatwo policzyć zysk premiera na wzroście kursu między 16 listopada 2015 a 12 grudnia 2018. Kurs akcji wg Bankier.pl rośnie w tym czasie z 282,20 zł na 374,05 , czyli jedna akcja drożeje o 91,85 zł. Oznacza to, że w czasie swej pracy w rządzie premier zarobił na akcjach BZ WBK 1.259.355 zł. (13 711 razy x 91,85 zł).

Nawet jeśli tę sumę pomniejszyć o podatek 19 proc. zostaje 1.020.078 zł. Tyle „netto” premier zarobił zatrzymując akcje BZ WBK.

Do tego dochodzą dywidendy z tytułu posiadania akcji:

  • w 2015 roku – 33 tys. netto;
  • 2016 roku – 143 tys. netto (obie liczby za Rzeczpospolitą) oraz
  • 2017 roku – 59.972 zł .

Dowodem na tę ostatnią dywidendę jest oświadczenie majątkowe premiera z marca 2018, w którym deklaruje, że przekaże na cele społeczne:

Podsumujmy, ile Morawiecki zarobił (netto, po zapłaceniu podatku!) na zwłoce w sprzedaży akcji BZ WBK:

  • trzy dywidendy (razem) 207.400 zł
  • zysk na wzroście kursu akcji (netto) 1.020.078 zł
  • RAZEM 1.227.478 zł

100 milionów? Raczej 60-70 mln

Ja nie polepszyłem swojej sytuacji finansowej, idąc do polityki. Zrezygnowałem, lekko licząc, do emerytury, może nawet z jakichś 100 milionów złotych (śmiech). Zrezygnowałem z radością, muszę dodać.
Zakładając, że nie straciłby posady w banku Santander zarobiłby 60-70 mln, a może więcej
Wywiad dla DGP,28 grudnia 2018

Pisząc o stracie 100 milionów Morawiecki nie uwzględnia zarobków, jakie ma z polityki. Poniekąd słusznie, bo z perspektywy bankstera są skromne. Nawet zakładając, że Morawiecki byłby non stop premierem do 2033 roku (brrr!) zarobiłby w latach 2015-2033 "tylko" 3 mln 758 tys. (18 lat x 12 miesięcy x 17,4 tys.).

Ile stracił na odejściu z banku?

Ze sprawozdań finansowych BZ WBK wiemy, że Morawiecki zarabiał jako prezes banku w 2014 roku 3,62 mln zł (w 2015 roku mniej, bo nie przepracował pełnego roku). Za każdy dzień pracy otrzymywał 9,9 tys. zł, czyli w dwa dni zarabiał mniej więcej tyle, ile jako premier przez miesiąc.

W styczniu 2018 wynagrodzenie premiera wyniosło 14.673 zł plus dodatek za wieloletnią pracę maks. 20 proc., czyli zapewne ok. 17.600 zł.

Gdyby zatem Morawiecki zamiast iść do rządu pozostał w 2015 roku w BZ WBK, i za zgodą hiszpańskiego nabywcy objął posadę prezesa Santander Bank Polska aż do emerytury w 2033 roku zarobiłby przez 18 lat 65 mln zł.

Mówiąc o 100 milionach Morawiecki przesadził - ale zwłaszcza jak na siebie - niewiele, bo mógł liczyć na podwyżkę.

Z drugiej strony, mało prawdopodobne, by tak długo zajmował pozycję w tym samym banku. Mógłby wypaść z rynku, ale mógł też zostać prezesem innego banku i wtedy zarobiłby albo więcej, albo mniej...

Zarobki prezesów dużych banków wahały się w 2017 roku - wg zestawienia bankier.pl - od 9,8 mln w Banku Pekao do 2,0 mln w... BZ WBK, bo tylko tyle dostał następca Morawieckiego Michał Gajewski.

Niech premier nie będzie taki skromny

"Ja stoję na stanowisku, że podejmując się służby publicznej, nie robi się tego dla pieniędzy, tylko dla naprawy państwa polskiego. Ktoś powie: Może tak mówić, bo sam dorobił się milionów” - rozwijał swoją legendę Morawiecki. I uzupełnił ją samochwalstwem:

Tak, w swoim życiu zarobiłem dużo, może nawet zbyt dużo. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, ile pożytecznych inicjatyw wspierałem, nie robię tego jednak, by publicznie o tym mówić.
Najwyższy czas, by premier ujawnił jakie inicjatywy wspiera. Od lat powtarza, że prowadzi charytatywną działalność, ale konkretów brak
Wywiad dla DGP,28 grudnia 2018

To stara śpiewka Morawieckiego, który powtarza, że jest wyjątkowo szczodrobliwy, ale unika jakichkolwiek konkretów.

Jak podsumowała w kwietniu 2018 „Rzeczpospolita”, od wejścia do rządu Beaty Szydło, Morawiecki „deklaruje, że hojnie i systematycznie wspiera cele charytatywne.

Problem w tym, że – choć zapewnia o przejrzystości – nie ujawnia, komu i ile przekazuje”.

Kiedy wybuchła afera z nagrodami, jakie sobie i swoim ministrom przyznała premier Beata Szydło, Morawiecki 5 marca 2018 roku ogłosił, że 75,1 tys. zł swojej nagrody już „oddał na cele charytatywne” i to zanim Jarosław Kaczyński kazał ministrom przekazać pieniądze na Caritas. Nie podał żadnych szczegółów.

Interpelację do premiera z pytaniem, komu przekazał te pieniądze, skierował poseł PO Krzysztofa Brejza, a potem grupa posłów i posłanek PO. W obu przypadkach premier zwlekał z odpowiedzią, aby w końcu nie odpowiedzieć:

Sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Grzegorz Schreiber odpisał grupie posłów, że „informacja dotycząca celu charytatywnego, na jaki została przekazana nagroda, nie stanowi informacji publicznej”.

Premier Morawiecki nie ujawnił także, czy i komu przekazał dywidendę z 2017 roku – 59.972 zł, choć obiecał to w zeznaniu podatkowym (patrz wyżej).

W wywiadzie dla DGP Morawiecki znów zapewnia o swej szczodrobliwości bez konkretów. Trudno to uznać za wiarygodną informację.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze