Górnicy straszą katastrofą, eksperci uspokajają. Według tych pierwszych unijna dyrektywa metanowa doprowadzi polskie górnictwo do ruiny. Dokument ma ustalić limity emisji metanu, których nie spełnia na razie większość z naszych kopalń. Czy są powody do paniki?
Transparenty, kukły z podobiznami Grety Thunberg i Fransa Timmermansa, czarny dym z rac i dźwięki syren. Górniczy związkowcy po raz kolejny zadbali o to, by media i politycy ich nie przeoczyli. Tak wyglądał protest kilkuset pracowników kopalń przed siedzibą przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Warszawie. Jego powodem była dyrektywa metanowa proponowana przez Brukselę.
Unia Europejska bierze się za emisje metanu, czyli gazu cieplarnianego, którego pod dostatkiem jest w polskich kopalniach, a który jest wielokrotnie bardziej szkodliwego od dwutlenku węgla. By funkcjonować, spółki wydobywcze muszą odprowadzać szkodliwy dla klimatu związek spod ziemi. Inaczej górnikom groziłyby jeszcze częstsze podziemne katastrofy po wybuchach metanu, a te i tak zdarzają się regularnie. Ostatnia głośna tragedia wydarzyła się w kopalni "Pniówek". Do dziś trwa poszukiwanie górników zaginionych w zeszłorocznej katastrofie.
Metan to gaz nie tylko wybuchowy, ale i silnie cieplarniany. Podobnie jak dwutlenek węgla pochłania wysyłane poza atmosferę promieniowanie podczerwone, co w konsekwencji wpływa na ocieplanie się planety. Robi to jednak skuteczniej od CO2. W pierwszych stu latach od emisji gaz ten ma ok. 28-krotnie większą siłę oddziaływania na klimat niż CO2.
Metan w atmosferze bierze się przede wszystkim z działalności człowieka — według szacunków to nawet 60 proc. całych jego emisji. Znaczącym jego źródłem są przemysłowe hodowle zwierząt — ich procesy trawienne i składowanie odchodów. Metan wydostaje się również ze składowisk odpadów, głównie tych organicznych. Nasza działalność wpływa też na ulatnianie się gazu z terenów topniejącej wiecznej zmarzliny.
Kolejnym dużym problemem są emisje metanu wynikające ze stosowania paliw kopalnych. Gaz ulatnia się w wyniku wycieków z gazociągów i przy odmetanowaniu kopalni węgla kamiennego. Te ostatnie emisje ma opanować dyrektywa metanowa, ustalając limity dla kopalni.
Tych limitów w Polsce nie da się przestrzegać — twierdzą górnicy, ostrzegając przed koniecznością przedwczesnego i nagłego zamknięcia wielu ze swoich zakładów pracy. Według związkowców Bruksela chce do tego doprowadzić z premedytacją.
„To jest chore, co robi Unia Europejska, dlatego, że uderza w polskie górnictwo i teraz to już jest ewidentne uderzenie w Polskę. Ta dyrektywa tak naprawdę będzie dotyczyć tylko Polski, bo tylko tutaj zostały nam jeszcze kopalnie węgla kamiennego” – mówił lider górniczego związku Sierpień '80, Bogusław Ziętek.
Co proponuje Komisja Europejska? Za cztery lata kopanie będą mogły emitować maksymalnie 5 ton metanu na 1000 ton węgla innego niż koksowy (używanego między innymi w hutach). Jeszcze niższe będą limity w 2031 roku — wynosić będą wtedy 3 tony na 1000 ton wykopanego surowca. Zakazane ma być też wypuszczanie metanu w powietrze bez jego uprzedniego spalenia — przy czym do atmosfery dostaje się mimo wszystko mniej szkodliwy dwutlenek węgla. Po przekroczeniu limitów obowiązywać będą opłaty. Według zamierzeń Brukseli mają mocno zniechęcać do nadmiernych emisji. Nikt na razie nie podaje szczegółów dotyczących konkretnych kwot.
To śmierć dla polskiego górnictwa — alarmują związkowcy. Same zakłady Polskiej Grupy Górniczej emitują „średnio od 8 do 14 ton metanu na 1000 ton wydobywanego węgla”. Wszystkie emisje z wydobycia węgla kamiennego osiągnęły w 2021 roku wartość 420 tys. ton. Jeśli rząd zgodzi się na wyśrubowane europejskie normy, złamie postanowienia umowy społecznej z branżą wydobywczą — twierdzą górnicy. Porozumienie zakłada, że węgiel kamienny będzie wydobywany w Polsce do 2049 roku.
„Wprowadzenie unijnego rozporządzenia w obecnym kształcie oznacza już 1 stycznia 2027 roku wcześniejszą likwidację [kopalń] Ruchu Jankowice, Ruchu Rydułtowy, Kopalni Mysłowice Wesoła, kopalni Staszic-Wujek, kopalń Ruda i Sośnica, a od 1 stycznia 2031 roku kopalni Marcel i Chwałowice. Przepisy nie miałyby wpływu jedynie na żywotność kopalni Piast-Ziemowit oraz kopalni Bolesław Śmiały” – przekazuje kierownictwo PGG.
Sprawa metanu na razie nie wybrzmiewa zbyt donośnie w kampanii wyborczej, jednak pojawiła się już na radarze przedstawicieli partii rządzącej. „Nowe przepisy mają ograniczyć limit do 5 ton i nakładać kary za przekroczenie. Nie będą natomiast nakładać żadnych obowiązków na węgiel importowany — to daje dużo do myślenia” — zauważał Grzegorz Tobiszowski, były wiceminister energii, obecnie europoseł PiS.
Podobnej, mocnej deklaracji na razie nie złożyły jednak najważniejsze osobistości z rządowego świecznika, w tym ministra klimatu Anna Moskwa. Górnicy zyskali jednak sojusznika po drugiej stronie politycznego sporu. W ich obronie wystąpił śląski deputowany do Europarlamentu Łukasz Kohut z Lewicy. Według niego dyrektywa metanowa w obecnym brzmieniu jest oderwana od rzeczywistości. "To rozporządzenie jest absolutnie skandaliczne. Ja się z tym nie zgodzę. To zamknęłoby całkowicie sektor górniczy w ciągu 3-4 lat. To po pierwsze, jest niemożliwe. Po drugie, jest śmieszne. Po trzecie, byłoby to skrajnie głupie" - mówił Kohut w rozmowie z portalem Silesia24.
Katastroficznym wizjom sprzeciwia się jednak część ekspertów. Ich zdaniem dyrektywa nie musi być dla branży wydobywczej zagrożeniem. "Istnieją technologiczne możliwości ograniczenia emisji metanu umożliwiające jego produktywne wykorzystanie. Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że 20% emisji metanu kopalnianego w Polsce można uniknąć bez poniesienia kosztów netto. Natomiast dostępne technologie są w stanie zredukować 65% emisji" - piszą eksperci think-tanku Instrat zajmującego się polityką klimatyczną.
I rzeczywiście — emisji metanu można uniknąć poprzez zużycie go do produkcji energii elektrycznej lub cieplnej w przykopalnianych turbinach. Ale to niejedyny sposób na powstrzymanie nadmiarowych emisji. - "Polskie kopalnie mogą inwestować w technologie redukujące emisje metanu z szybów wentylacyjnych poprzez utlenianie, czyli przy niskim stężeniu metanu. Takie technologie są wykorzystywane w kopalniach Australii, Chin i Stanów Zjednoczonych. UE aktywnie wspiera finansowo rozwój technologii redukcji emisji metanu — Jastrzębska Spółka Węglowa otrzymała ostatnio 11 mln euro na realizację Programu Redukcji Metanu" - twierdzi Instrat.
Członkowie organizacji wskazują też na nieznany jeszcze "taryfikator" kar za przekraczanie limitów emisyjnych. Decyzje o ich wysokości jeszcze nie zapadły, a należeć będą do krajowych liderów. "- To od decyzji polskiego rządu zależeć będzie ile kopalnie zapłacą za swoje emisje" - tłumaczy Michał Hetmański z Instratu, jednocześnie wyrażając nadzieję, że opłaty będą odpowiednio wysokie. Tylko w ten sposób skłonimy kopalnie do inwestycji — twierdzi ekspert.
Nawet jeśli dyrektywa metanowa nie stanowi wyroku śmierci dla polskiego górnictwa, to spółki wydobywcze muszą czekać w związku z nią duże koszty. A przecież nikt nie lubi płacić — szczególnie że do tej pory stawka za emisję tony metanu wynosiła zaledwie 34 grosze. Ile wyniosą opłaty według unijnego "cennika"? O tym przekonamy się w toku debat pomiędzy przedstawicielami krajowych rządów. Na razie nad dyrektywą metanową pracują deputowani do Parlamentu Europejskiego.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze