0:000:00

0:00

Na demonstracji studentów na Uniwersytecie Warszawskim przeciwko ustawie Gowina jeden ze studentów wypowiedział do mikrofonu bardzo celne zdanie:

„Gowin łączy najgorsze cechy obecnego i poprzedniego rządu: jest autorytarnym neoliberałem”.

O ile bowiem rząd Prawa i Sprawiedliwości jest krytykowany przede wszystkim za swoje autorytarne tendencje - ograniczanie demokratycznych procedur oraz samorządności instytucji państwowych i podporządkowywanie ich monopartyjnej władzy, o tyle Platforma Obywatelska była krytykowana (przez publicystów i swoich politycznych oponentów) głównie za tendencje neoliberalne.

Jarosław Gowin jest w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, ale nie jest członkiem PiS, większość swojej poważnej politycznej kariery był związany z Platformą Obywatelską i swoją osobą łączy te dwie partie, wydobywając z nich to, co według mnie jest w nich najbrzydsze.

Autorytaryzm i neoliberalizm

Autorytaryzm łatwo zdefiniować - jest to przekonanie, że władza powinna pochodzić „z góry”, czyli że ci, co są niżej, powinni się podporządkować tym, którzy są wyżej. W swoim autorytaryzmie Gowin pasuje do reszty obozu Prawa i Sprawiedliwości.

Pojęcie „neoliberalizmu” jest za to bardzo wieloznaczne. Ten nurt myśli ekonomicznej łączy się zwykle z Miltonem Friedmanem i tzw. szkołą chicagowską, która stawiała na wolny rynek i zminimalizowanie roli państwa w gospodarce, akceptując rosnące nierówności społeczne i ograniczenie państwa opiekuńczego.

W szerszym sensie pojęcia „neoliberalizmu” używa się do opisu takiego podejścia do społeczeństwa, w którym głównym kryterium oceny jakiegoś zjawiska jest wąsko rozumiana opłacalność ekonomiczna. Neoliberalne jest więc np. likwidowanie szkół we wsiach czy lokalnych PKS-ów, które „przynoszą straty”, ograniczanie państwowej służby zdrowia, wprowadzanie odpłatności za studia, itp.

Neoliberalne jest również założenie, że sposobem na podniesienie efektywności jest zwiększenie konkurencji, w której można zyskać lub stracić. Czyli: tylko pracownik, który czuje się w miejscu pracy niepewnie, będzie się odpowiednio starał.

Ustawa Gowina doskonale łączy w sobie największe wady rządów PiS i rządów PO.

Dlaczego Ustawa Gowina jest autorytarna?

Pojęcie „uniwersytetu” pochodzi od łacińskiego wyrażenia universitas magistrorum et scholarium, czyli „wszyscy nauczyciele i uczniowie” i wskazuje na fakt, że uniwersytet jest wspólnotą. W przeciwieństwie do innych instytucji publicznych, np. wojska czy administracji publicznej, uczelnie wyższe są zbudowane na idei samorządności - czyli na tym, że wspólnota akademicka rządzi się sama, a nie jest zarządzana z zewnątrz.

Samorządność uniwersytetu jest podstawą gigantycznego sukcesu tej instytucji, która odmieniła Europę, a potem cały świat. Jest bowiem gwarantem wolności badań naukowych - czyli tego, że to naukowcy decydują o tym, co chcą badać, a nie państwowi urzędnicy, kościelni hierarchowie czy prywatni przedsiębiorcy.

Dla Jarosława Gowina właśnie ta samorządność jest problemem. Postrzega ją bowiem jako ograniczenie swojej sprawczości jako ministra nauki, jako źródło chaosu i nieuporządkowania i jako jedną z przyczyn słabości polskich uczelni. Wolałby też, by badania były w większym stopniu podporządkowane potrzebom biznesu.

Dlatego jednym z głównych celów jego reformy jest ograniczenie samorządności uczelni.

Jednocześnie, Jarosław Gowin twierdzi, że ustawa na celu zwiększenie autonomii uczelni, gdyż zwiększa siłę organów zarządzających uczelnią, przede wszystkim rektorów.

Warto jednak zauważyć kluczową różnicę między autonomią i samorządnością. Autonomia oznacza niezależność władzy od zewnętrznych nacisków, samorządność zaś oznacza sprawowanie władzy przez samych zainteresowanych, czyli to, że władza płynie od dołu.

Na przykład Korea Północna jest państwem mniej-więcej autonomicznym - gdyż nie uznaje żadnego międzynarodowego prawa - natomiast nie jest państwem samorządnym, gdyż rządzi nim dyktator, a obywatele nie mają nic do gadania. Jest państwem głęboko autorytarnym.

Samorządność i autorytaryzm są więc przeciwieństwami.

Jeśli chodzi o autonomię uczelni, to trudno powiedzieć, czy Ustawa Gowina ją zwiększa, czy zmniejsza - zależy to od tego, jak pojmiemy autonomię. Nie ma natomiast wątpliwości, że ta „reforma” zmniejszy samorządność uczelni - czyli możliwość decydowania o sobie wspólnoty akademickiej.

Które zapisy ustawy mają charakter autorytarny i ograniczają samorządność uczelni?

  • Powołanie Rad Uczelni, które będą składać się w dużej części z osób zewnętrznych wobec uczelni (w poprzedniej wersji ustawy miały obowiązkowo składać się w większości z osób zewnętrznych). Ważne dla uczelni decyzje (np. proponowanie kandydatów na rektora, kwestie finansowe) będą podejmowane przez ciało składające się w dużej części z osób spoza uczelni.
  • Osłabienie wydziałów. W wyniku ustawy uczelnie będą mogły zrezygnować z istnienia wydziałów i w zamian zaproponować inny sposób wewnętrznej organizacji. Tymczasem wydziały są obecnie najbardziej demokratycznie zarządzanymi instytucjami na uczelniach. Rządzą nimi bowiem Rady Wydziału, w których zasiadają przedstawiciele pracowników, studentów, doktorantów. Możliwość rezygnacji z wydziałów to więc możliwość ograniczenia samorządności.
  • Zwiększenie władzy rektora kosztem wspólnoty akademickiej - to on będzie tworzył i rozwiązywał wydziały lub inne jednostki uczelni i decydował o obsadzie stanowisk kierowniczych – choć w niektórych przypadkach musi uzgadniać to z samorządem studenckim. Pod przykrywką restrukturyzacji rektor będzie mógł usuwać niepokorne jednostki.
  • Możliwość włączenia Instytutów PAN do uczelni przez Ministra Nauki bez pytania o zdanie pracowników Instytutu. Obecnie PAN jest strukturą niezależną od pozostałych uczelni, która często prowadzi badania na najwyższym poziomie. W myśl nowej ustawy, Minister będzie mógł jednostronną decyzją włączyć dowolny Instytut PAN do wybranej przez siebie uczelni, podporządkowując go tym samym decyzjom wszechmocnego rektora i statutowi, na którego wybór pracownicy Instytutu nie mieli żadnego wpływu. To tak, jakby Komisja Europejska mogła nagle włączać regiony lub całe państwa do innych państw, bez pytania obywateli o zdanie.
  • Utrwalenie kompetencji Ministerstwa Nauki w zakresie ewaluacji naukowców. W myśl nowej ustawy to ministerialne rozporządzenia ustalą kryteria oceny naukowców. Nie wiemy jeszcze dokładnie, jakie one będą (Gowin zdradzał niektóre ze swoich planów na zamkniętym spotkaniu, opisanym m.in. przez dr Leszka Wrońskiego), wiemy jednak, że przyszłość karier naukowców - oraz ich badań - będzie zależała od decyzji urzędników z Ministerstwa Nauki.
  • Zwiększenie wagi ewaluacji jednostek naukowych przez Ministerstwa Nauki - uczelnie o niższym rankingu stracą niektóre możliwości, np. nie będą mogły nadawać stopnia doktora, bez specjalnego pozwolenia otwierać nowych kierunków studiów, itp. Tym samym rośnie władza ministerstwa, a spada samorządność mniejszych uczelni.

Neoliberalna punktoza i grantoza 2.0

Reforma Gowina jest w dużym stopniu jest pomyślana jako kontynuacja reformy minister Barbary Kudryckiej (PO), której głównymi elementami były:

  • zwiększona parametryzacja nauki,
  • zwiększenie udziału grantów badawczych w finansowaniu badań
  • oraz wybór i dofinansowanie tzw. KNOW-ów (Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących), czyli jednostek osiągających najlepsze wyniki.

W praktyce oznacza to, że dziś naukowcy coraz częściej otrzymują pieniądze na badania, a czasem także pensje dydaktyczne, nie z jednostek, w których są zatrudnieni, ale z grantów od ciał centralnych - takich na przykład, jak Narodowe Centrum Nauki.

Granty przyznawane są na podstawie wyliczeń punktowych - wyznaczeni przez Ministerstwo Nauki eksperci oceniają projekt badań oraz naukowca lub zespół badawczy i przyznają mu pewien wynik punktowy.

Naukowcy są więc uzależnieni od przyznawanych nieregularnie i niepewnych grantów. Aby je otrzymać, muszą utrzymywać wysoką punktację, wyliczaną na podstawie kryteriów ustalanych przez urzędników, którzy nie znają się na ich dziedzinie badań - biorą więc pod uwagę wyłącznie dane w rodzaju „liczba publikacji”, „waga czasopisma”, „ilość prezentacji na konferencjach” itp.

W związku z tym coraz częściej ocena naukowca zależy od tego, jakie parametry wymyślą urzędnicy, a coraz rzadziej od merytorycznej wartości i istotności jego badań. W żargonie naukowców mówi się na to „punktoza”.

Z drugiej strony, bez grantów badawczych nie da się już praktycznie uprawiać działalności badawczej, a często również znaleźć zatrudnienia na uczelni. To ostatnie dotyczy w szczególności młodych naukowców, jeszcze przed obroną lub tuż po obronie doktoratu, którzy często nie mogą liczyć na zatrudnienie na etacie, jeśli nie mają grantu badawczego, który może pokryć część ich pensji!

Dlatego naukowcy dopasowują tematy swoich badań do aktualnych konkursów rozpisywanych przez ministerstwo, goniąc za grantami. W żargonie naukowców nazywa się to „grantozą”.

Humanistyka ukarana

Problemy te szczególnie dotyczą nauk humanistycznych i społecznych, które gorzej poddają się parametryzacji od nauk ścisłych - wiele z efektów ich badań nie przekłada się bowiem bezpośrednio na artykuły w zagranicznych czasopismach naukowych, za to mogą mieć ogromny wpływ na rozwój społeczeństwa i kultury.

Parametryzacja i zwiększenie udziału grantów miały zwiększyć rywalizację o środki między naukowcami (i zatrudniającymi ich jednostkami), dzięki czemu - w myśl logiki neoliberalnej - miał wzrosnąć poziom badań. Czy tak się stało? Jeśli chodzi o pozycje dwóch polskich uczelni, które mieszczą się w najlepszej 500 na świecie w tzw. Rankingu Szanghajskim, w ostatnich latach trudno zauważyć jakiś wyraźny trend wzrostowy:

Uniwersytet Jagielloński - miejsce w Rankingu Szanghajskim
Uniwersytet Warszawski - miejsce w Rankingu Szanghajskim

Z całą pewnością jednak reforma Kudryckiej wprowadziła do życia naukowców element strachu o własną przyszłość i rywalizacji z kolegami o granty. Wydziały i inne jednostki na uczelniach tymczasem w coraz mniejszym stopniu mogą racjonalnie planować politykę badawczą - nie wiedzą bowiem, na co ich pracownicy dostaną granty, a na co nie dostaną.

Ustawa Gowina kontynuuje ten neoliberalny kierunek, dodając do niego dodatkowe elementy, takie jak:

  • Faworyzowanie publikacji w języku angielskim kosztem publikacji po polsku. W ten sposób nauki humanistyczne i społeczne są zmuszane do publikowania wyników prac w języku, którym operuje tylko część społeczeństwa. Ustawa więc traktuje użyteczność nauki w sposób wąski, ignorując jej szersze społeczne oddziaływanie. Na przykład: badacze polskiej poezji międzywojennej będą zachęcani (poprzez wyższą punktację), by wyniki swoich badań publikować… po angielsku. W efekcie mogą się z nimi nie zapoznać miłośnicy Tuwima czy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, którzy nie czytają po angielsku.
  • Zmniejszenie roli uczelni regionalnych. W myśl neoliberalnej zasady „zwycięzca bierze wszystko”, rola największych uczelni ma wzrosnąć, a tych mniejszych - wręcz przeciwnie. Wiele z nich straci możliwość nadawania stopnia doktora, otwierania nowych kierunków studiów bez specjalnego pozwolenia Ministra itp. Tymczasem uczelnie regionalne, nawet jeśli ich pracownicy nie publikują tyle tekstów w zagranicznych periodykach, co ich koledzy z UW czy UJ, są często niezwykle ważnymi ośrodkami budowy społeczeństwa obywatelskiego w miastach średniej wielkości.
  • Zarządzanie uczelniami przez quasi-biznesowe rady. Wprawdzie w ostatecznej wersji ustawy kompetencje Rad Uczelni zostały zmniejszone, ale dalej jest to pomysł typowo neoliberalny - niech zarządzaniem uczelnią zajmą się menadżerowie, którzy może nie znają się na nauce, za to znają się na prowadzeniu firmy, ograniczaniu kosztów itp. Wraz z brakiem wpisania do ustawy gwarancji praw pracowniczych dla pracowników naukowych, można obawiać się, że na uczelniach zwiększy się udział umów śmieciowych, outsourcingu usług itp., podobnie jak ma to miejsca w przychodniach zdrowotnych.
  • Zwiększenie rywalizacji między uczelniami. W ramach myślenia neoliberalnego, publiczne instytucje powinny rywalizować ze sobą podobnie, jak podmioty na wolnym rynku (na przykład szpitale i przychodnie rywalizują dzisiaj ze sobą o środki z NFZ). Wraz z wejściem w życie ustawy, uczelnie będą rywalizowały między sobą już nie tylko o środki finansowe, ale również o kategorię naukową - a zatem np. samą możliwość nadawania stopni naukowych.

Pusta kasa

Co więcej, ustawa Gowina w żaden sposób nie gwarantuje zwiększenia wydatków na naukę. Obecnie jest to zaledwie 0.45 proc. PKB pieniędzy publicznych i ok. drugie tyle z inwestycji firm prywatnych, protestujący studenci i naukowcy domagali się wzrostu docelowo do 2 proc. PKB, czyli średniej w Unii Europejskiej.

Uczelnie maja więc stać się jak najtańszymi fabrykami wiedzy, rywalizującymi między sobą o to, kto jest w stanie wyprodukować jak najwięcej anglojęzycznych artykułów za jak najmniejsze pieniądze.

Skoro Gowin łączy w sobie najgorsze cechy prawicowego autorytaryzmu i neoliberalizmu, to nic dziwnego, że przeciwko reformie protestowali zarówno anarchiści, jak i konserwatywni profesorowie, a nawet niektórzy członkowie PiS, jak np. Krystyna Pawłowicz.

Głosowanie nad ustawą Gowina już na najbliższym posiedzeniu Sejmu 3-4 lipca. PiS zapowiedział, że ustawę poprze, ale wcześniej niektórzy jego posłowie i posłanki dystansowali się od niej. Studenci i naukowcy z Akademickiego Komitetu Protestacyjnego zapowiedzieli kolejną falę protestów.

Czy Gowinowi uda się przepchnąć swoją ustawę? Wszystko może zależeć od pojedynczych głosów posłów PiS - prawdopodobnie wystarczy kilku niepokornych, by projekt przepadł.

Dowiemy się za tydzień.

Przeczytaj o zamieszaniu dookoła ustawy w Sejmie 14-15 czerwca oraz stu poprawkach dopisanych na kolanie:

Przeczytaj także:

Podczas czerwcowej fali protestów Akademicki Komitet Protestacyjny wystosował listę 11 postulatów. Spełnienia ich domagają się strajkujący studenci i naukowcy w całym kraju:

Postulaty Akademickiego Komitetu Protestacyjnego

Żądamy:

1. Demokratyzacji uczelni. Gwarantowanych w ustawie wyborów przedstawicieli społeczności akademickiej do wszystkich organów decyzyjnych i kierowniczych oraz zwiększenia standardów demokratycznych przy wyborach rektorskich.

2. Autonomii uczelni. Pozbawienia rady uczelni prawa do przedstawiania kandydatów na rektora i ustalania strategii uczelni.

3. Utrzymania struktury wydziałowej. Utrzymania istnienia struktury wydziałowej na poziomie ustawy,

4. Uczelni bez polityków. Zaprzestania ataków na niezależność nauki i zabezpieczenia wolności badań przed stronniczą konstrukcją programów grantowych oraz ingerencjami politycznymi.

5. Gwarancji transparentności. Zagwarantowania szerokiego dostępu do informacji publicznej oraz transparentności decyzji finansowych i administracyjnych w obrębie uniwersytetu.

6. Zwiększenia finansowania. Zwiększenia finansowania nauki i szkolnictwa wyższego (w sumie min. do 2 proc. PKB z budżetu państwa) w ciągu najbliższych lat.

7. Zapewnienia godnych warunków socjalnych. Upowszechnienia i waloryzacji stypendiów socjalnych i naukowych na wszystkich szczeblach kształcenia oraz ulepszenia infrastruktury: akademików i Domów Pracownika Naukowego, tak by zniwelować socjalne bariery w dostępie do kształcenia i kariery akademickiej.

8. Wzmocnienia praw pracowniczych. Zapewnienia godnych warunków pracy przez wprowadzenie zbiorowego układu pracy z możliwością podjęcia strajku całej branży względem postanowień ministerstwa oraz związków rektorów.

9. Gwarancji publikowania w języku polskim. Twardych gwarancji dla możliwości prowadzenia i publikowania badań w języku polskim w humanistyce i naukach społecznych.

10. Sprzeciwu wobec centralizacji. Zaprzestania uderzania w interesy regionów oraz wycofania się z przepisów ustawy umożliwiających degradację naukową i finansową uczelni regionalnych, a także otwarcia ścieżek kariery naukowej – tak, aby awans był dostępny nie tylko dla wielkomiejskich elit, ale dla wszystkich zdolnych badaczy i badaczek.

11. Zmiany art. 124 p. 5. Żądamy, by wygaśnięcie umowy o pracę z pracownikiem akademickim następowało w przypadku prawomocnego wyroku sądu za przestępstwo umyślne.

;

Udostępnij:

Krzysztof Pacewicz

Dziennikarz, filozof, kulturoznawca, doktorant na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki "Fluks. Wspólnota płynów ustrojowych" (PWN 2017). Zajmuje się współczesną filozofią polityczną.

Komentarze