0:00
0:00

0:00

Odmrażać gospodarkę? Kiedy? Jak? Państwa takie jak Dania i Niemcy planują stopniowe rozluźnienie restrykcji w kontaktach międzyludzkich, bo są już dobrze po szczycie epidemii. Populistyczni prezydenci USA i Brazylii chcieliby to zrobić w samym środku zagrożenia. W Polsce - która właśnie doświadcza rekordowej liczby nowych zakażeń - rzecznikiem jak najszybszego powrotu do pracy jest Jarosław Gowin, do niedawna wicepremier rządu PiS i szef koalicyjnego Porozumienia.

Odmrażać, jak najszybciej!

W środę 15 kwietnia 2020 rano był gościem Piotra Kraśki w TOK FM. Były wicepremier chwalił się:

„Ja byłem pierwszym politykiem, który zaczął mówić, że potrzebne jest uruchomienie drugiej fazy, drugiego etapu walki z epidemią, czyli właśnie stopniowego odmrażania […]"

I kontynuował: „Jak najszybciej trzeba uruchamiać gospodarkę. Reszta z nas musi wziąć na siebie dźwignięcie Polski z zapaści, skala tej zapaści jest niewyobrażalna. My codziennie tracimy co najmniej miliard złotych, często w sposób nieodwracalny, bo np. spadek konsumpcji w wielu obszarach jest nie do nadrobienia. Skutki nasze pokolenie, obawiam się, że także następne pokolenie będzie odczuwało jeszcze przez długie dekady".

My nie możemy dalej zwlekać z uruchamianiem poszczególnych branż gospodarki, bo jeżeli będziemy to robili, to za chwilę zabraknie pieniędzy na służbę zdrowia, zabraknie pieniędzy na wypłatę emerytur

TOK FM,15 kwietnia 2020

Sprawdziliśmy

To demagogia, środki na emerytury nie są zagrożone. A wielu ekonomistów nie ma wątpliwości: zbyt szybkie zdjęcie ograniczeń będzie kosztować znacznie więcej niż ich utrzymanie

Mamy tutaj wiele znaków zapytania – czy chodzi o całą gospodarkę, czy o niektóre branże? Czy według Gowina ZUS przestałby wypłacać środki na emerytury? Dużo założeń oznacza, że ostatecznie Gowin, jak ma to w zwyczaju, mógłby się ze swojego stwierdzenia wycofać rakiem gdy rzeczywistość zaskrzeczy.

Dlatego zmierzmy się z prostą kwestią: czy faktycznie istnieje niebezpieczeństwo, że zabraknie pieniędzy na emerytury?

Fundusz Ubezpieczeń Społecznych w niezłym stanie

Rzeczywiście emerytury to duża część finansów. To największa pozycja w budżecie.

Emerytury finansowane są z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, którego pieniędzmi zarządza Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Dodatkowym kosztem w tym roku jest tzw. trzynasta emerytura wypłacana w kwietniu (981 zł netto). Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg mówi, że to świadczenie nie jest zagrożone. Koszt wypłaty tego świadczenia dla budżetu państwa wynosi ok. 11 mld złotych.

Jednak roczne koszty wypłaty emerytur są znacznie większe. Skąd FUS bierze na to pieniądze? Główne źródła są dwa:

  • Składki ZUS
  • Dotacje z budżetu państwa

Docelowo system powinien być samowystarczalny i emerytury powinny być wypłacane tylko ze składek, które płacą pracownicy. W praktyce jednak zwykle państwo musi do FUS dopłacić. Jednak w ostatnich latach sytuacja finansowa FUS się poprawia. Budżet dopłacał mniej, niż wcześniej zakładano.

W budżecie za 2018 rok zaplanowano 46,6 mld zł dotacji do FUS. Dzięki bardzo dobrym wpływom ze składek zmniejszono ją ostatecznie o 10,8 mld. Dopłacono więc mniej niż 10 proc. budżetu państwa. W 2019 roku zaplanowano niższą dotację - 38,9 mld. ZUS w planie na 2020 zakładał jeszcze mniej - 33,5 mld.

To po części efekt ozusowania umów cywilnoprawnych, zwiększonej aktywności cudzoziemców na polskim rynku pracy i zwiększający się poziom zatrudnienia.

To nie znaczy, że FUS miał szansę być samowystarczalny w najbliższym czasie. Przed kryzysem analitycy prognozowali, że rosły będą zarówno wpływy jak i wydatki. Analitycy ZUS przewidywali, że wpływy w 2024 wynosić będą w zależności od przyjętego założenia między 74 a 86 proc. wydatków.

Kryzys wywraca te prognozy do góry nogami.

Emerytury to priorytet

Uchwalone właśnie w związku z epidemią wakacje składkowe dla tysięcy firm oznaczają, że w tym roku wpływy do FUS znacznie spadną. Aby emerytury utrzymać, państwo będzie musiało dołożyć znacznie więcej niż zwykle. Czy to znaczy, że – tak, jak twierdzi Jarosław Gowin – zabraknie pieniędzy na wypłatę emerytur?

„Nie chcę nawet wyobrażać sobie takiego scenariusza, że wypłata świadczeń ustanie. Byłaby to katastrofalna sytuacja, świadcząca o totalnej zapaści państwa i nie wierzę, że rząd mógłby do czegoś takiego dopuścić” - mówi OKO.press Łukasz Komuda, ekonomista i analityk rynku pracy. „Wszyscy wiedzą, w jak głębokim kryzysie się obecnie znajdujemy. Dla rządów nadchodzą czasy ogromnych wydatków. Na szczęście rząd ma tutaj sporo pola manewru: może wykreować pieniądz w większej ilości, niż dotychczas - bo i tak to robi każdego roku".

Co jeszcze rząd może zrobić?

Komuda: "Może zadłużyć się, np. emitując obligacje - przy czym o wiele bezpieczniej byłoby, gdyby np. obligacje oprocentowane na poziomie inflacji lub nieco powyżej inflacji zaoferowano obywatelom. Może więcej długu przerzucić na barki NBP czy nawet BGK. Jesteśmy w wyjątkowych czasach, które wymagają śmiałości i szerszego sięgania po mniej konwencjonalne rozwiązania, jakim do tej pory była emisja obligacji dłużnych sprzedawanych zagranicznym nabywcom. Teraz jednak ten kanał pozyskiwania środków może być po prostu zbyt drogi, bo wszyscy zadłużają się jak świat długi i szeroki".

Wyjątkowe czasy, wyjątkowe środki

„Poza tym lepiej byłoby, gdyby bezpieczne papiery na przyzwoity procent dały zysk obywatelom naszego kraju, a nie wielkim graczom rynków finansowych” - kontynuuje Komuda. „Otwartość na niestandardowe formy pozyskiwania kapitału na programy ratunkowe jest dziś większa niż kiedykolwiek, co oznacza, że Polska nie wyróżniałaby się tak bardzo spośród innych krajów, które na takie programy chcą przeznaczać nawet po kilkanaście procent PKB.

Uważam, że nasz rząd prędzej sięgnie po te rozwiązania, niż pozwoli na to, żeby emeryci nie otrzymali pieniędzy.

Nie trzeba się więc martwić, że jak nie otworzymy gospodarki natychmiast, to nagle państwo przestanie funkcjonować. A zbyt szybki powrót do swobodnego poruszania się obywateli i działania firm także oznacza koszty, nie tylko finansowe".

Przedwczesne zdjęcie lockdownu może skończyć się wzrostem zakażeń i gwałtowną koniecznością powrotu do ostrych środków zapobiegawczych - doświadczył tego niedawno Singapur. Komuda:

"Zastanawianie się w tym momencie, czy wystarczy nam pieniędzy na emerytury albo pakiet ratunkowy, przypomina rozważanie, która sikawka jest droższa w momencie, gdy płonie nam dom. Jarosław Gowin stosuje neoliberalny szantaż.

Nie był ministrem finansów i dobrze, bo wygląda na to, że na finansach państwa nie zna się najlepiej i nie rozumie w ogóle powagi sytuacji. Jego wypowiedź uważam za skrajnie nieodpowiedzialną".

Wśród ekonomistów panuje konsensus, że w tych nietypowych czasach należy działać nowymi metodami. Prof. Marcin Piątkowski mówił w wywiadzie dla OKO.press: „To nie czas na oszczędzanie i ekonomiczną ortodoksję. I trzeba też zrewidować wcześniejsze poglądy o długu publicznym: może być on znacznie wyższy, niż nam się wcześniej wydawało, ale tylko w wiarygodnych gospodarkach. Polska już do takich gospodarek w dużym stopniu należy".

Warto przy okazji zaznaczyć: ekonomiści ze znaczącym dorobkiem naukowym zdecydowanie popierają lockdown i inne ostre środki zapobiegawcze.

Panel przeprowadzony wśród amerykańskich akademików pokazuje, że niemal wszyscy zgadzają się z twierdzeniem, że rozluźnienie przepisów w czasie, gdy prawdopodobieństwo gwałtownego wzrostu zakażeń pozostaje wysokie, będzie prowadzić do wyższego kosztu ekonomicznego niż utrzymanie lockdownu.

Warto mieć to na uwadze, ilekroć słyszymy od polityków i publicystów, że lockdown to "lekarstwo gorsze od choroby".

Przeczytaj także:

Kiedy i jak zdjąć lockdown?

Nie znaczy to oczywiście, że, śledząc sytuację epidemiczną, nie należy planować wyjścia za stanu zamrożenia sporej części gospodarki.

Najważniejsza jest jednak ocena wydolności ochronie zdrowia. Na razie Polska jest krajem, w którym wyjątkowo często dochodzi do zakażeń na oddziałach szpitalnych, aż 17 proc. zakażonych to personel medyczny. Jeśli państwo polskie nie jest w stanie zapewnić względnego bezpieczeństwa nawet pacjentom i medykom - m.in. przez brak odpowiedniej ilości sprzętu i środków ochrony - trudno uznać, że jest w stanie w tej chwili zdjąć lockdown w kontrolowany sposób. Na razie rząd po prostu nie dał dowodów, że jest do tego przygotowany. Słowa Gowina, budzące niepotrzebny strach wśród emerytów - tak jakby nie mieli go pod dostatkiem - z pewnością takim dowodem nie są.

O tym, jakie harmonogramy i pomysły na wychodzenie z blokady mają inne kraje, pisaliśmy tutaj:

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze