W tydzień po orędziu Putina, które było "najważniejszym wydarzeniem politycznego sezonu", najważniejszym wydarzeniem politycznego sezonu jest dokrętka z Putina, który na korytarzu stadionu na Łużnikach, w kurtce, bez eleganckiej scenografii, ujawnia pracownikowi propagandy tajne plany podziału Rosji
Co to znaczy? Oczywiście nie wiem, ale wygląda na to, że coś poszło nie tak ze szczegółowo przygotowywanym orędziem Putina. I propagandzie Kremla potrzebny był plan B.
Przypomnijmy chronologię:
10 lutego, po miesiącach spekulacji, pojawia się oficjalna wiadomość, że “doroczne orędzie” Putina, planowane na wiosnę 2022, wygłoszone zostanie w końcu 22 lutego 2023 roku. Propaganda zaczyna celebrę: że to "najważniejsze wydarzenie polityczne sezonu", że sam Putin przygotowuje tekst, że na pewno będzie coś o operacji specjalnej, ale co, wie tylko Putin. W telewizorze pokazywane są spotkania Putina z liderami frakcji w Dumie. Napięcie rośnie. Bo oto koło mównicy Putina montowane są specjalne ekrany. Ach, co też na nich zostanie wyświetlone?
20 lutego do Kijowa przyjeżdża prezydent USA Joe Biden. Propaganda Kremla przeżywa szok - nie jest w stanie ustalić jednej wersji: czy Biden przyjechał za zgodą Putina, czy też jest to akt symbolicznego zawłaszczenia “prastarego rosyjskiego miasta Kijowa” przez Zachód. Jak wyjaśnić, że Putin nigdy nie był blisko frontu?
21 lutego Putin wygłasza orędzie, w którym nie ma praktycznie nic ekscytującego. Sala pełna oficjeli przysypia.
Pokazują to "specjalne ekrany” i do niczego więcej nie służą. Sam Putin na spotkaniu z żołnierzami trzy dni później przyzna, że przy tak długiej mowie sam by zasnął, gdyby jej nie czytał (propaganda robi dobrą minę do złej gry i ogłasza, że dla 88 proc. Rosjan orędzie było jasne i zrozumiałe). Jedyną nowością w orędziu jest zapowiedź “zamrożenia” udziału Rosji w porozumieniu New START z 2010 roku (o redukcji jądrowych zbrojeń strategicznych).
Retorycznie wygląda to słabo: mocnym punktem mowy nie może być wycofanie się z czegoś, o czym większość słuchaczy nie słyszała lub zapomniała.
Wtedy, 21 lutego, wydaje mi się, że ten fragment o New START został do mowy dopisany jako reakcja na wizytę Joe Bidena i dlatego tak bardzo do niej nie pasuje. Ale możliwe jest inne wytłumaczenie: kawałek o New START miał być tylko wstępem, a
zwieńczeniem orędzia miało być pokazanie testów nowej, wspaniałej, broni atomowej. Do tego miały służyć “specjalne ekrany”. Ale testy się nie udały.
Tymczasem kilka godzin później w Warszawie głos zabiera Joe Biden – i zamiast zasypywać świat detalami o produkcji, procentach i rodzajach uzbrojenia - wygłasza mowę w języku zrozumiałym dla każdego, kto posługuje się językiem Globish. Taką, która nie wymaga wiedzy o lokalnych kontekstach. Do tego zwraca się do Rosjan i wszyscy słyszą, że Putinowi można po prostu powiedzieć “Nie”.
Putin ma jeszcze jedną szansę na odpowiedź. 22 lutego na stadionie na Łużnikach w Moskwie odbywa się koncert z okazji dnia wojska (niegdyś dnia Armii Czerwonej, a obecnie – dnia “obrońcy ojczyzny”).
Wykonawcy w mundurach, wygnane na scenę dzieci przedstawiane jako “uratowane dzieci Mariupola”.
Putin przemawia krótko - znowu coś jest nie tak. W Moskwie jest zimno, słuchacze są przemarznięci, więc słabo wychodzą im gorące okrzyki “Ura!”. A Putin ma do powiedzenia tyle, że obrona ojczyzny jest święta, bo słowo “ojciec” występuje w modlitwie “Ojcze nasz”. Jakby rozwijał myśl z orędzia (stary trop propagandy), że trzeba było najechać na Ukrainę, aby obronić świętość rosyjskiej rodziny przed zboczeniami Zachodu.
A potem zaczyna się w Rosji długi weekend (23-26 lutego). Z okazji "dnia obrońcy ojczyzny” władza dała bowiem poddanym wolne w czwartek i w piątek. Propaganda zamiera. W telewizji zamiast wielogodzinnych programów propagandowych - filmy wojenne i obyczajowe o zwykłym ludzkim losie (czyli zwykłe historie o tym, jak ludzie są źli a urzędnicy obojętni). Oraz dużo pieśni biesiadnych.
Obsługujący stale Putina młody pracownik propagandy Paweł Zarubin uzyskał ekskluzywną wypowiedź Putina. “Oglądajcie nasz program w niedzielę wieczorem!” - wzywa propaganda w przerwach na reklamę.
Czyli: po dwóch precyzyjnie wyreżyserowanych wystąpieniach Putina newsem ma być komentarz Putina idącego korytarzem?
Zarubinowi, który cały czas biega za Putinem, opowiada on do mikrofonu różne dyrdymały. Są one następnie wycinane, montowane i pokazywane co tydzień w niedzielę wieczorem w dworskim programie telewizyjnym “Moskwa-Kreml-Putin" - zestawieniu obrazków z życia władzy i o tym, jakie fajne rzeczy ma ta władza – od zegarka po samolot.
Przepisują to na wiele depesz i wygładzają chropawą putinowską frazę. Z samego nagrania widać, że zostało zrobione 22 lutego na Łużnikach - Putin jest w tej samej ciepłej kurtce, w której wystąpił na scenie.
Zatem poleżało sobie trzy dni, zanim postanowiono z niego zrobić użytek.
Jest też coś w rodzaju tłumaczenia. Innego, niż w orędziu (tam była mowa o tym, że za wojnę w Ukrainie wprost odpowiada Zachód):
"Rozumiemy, że po upadku ZSRR sytuacja w świecie zmienia się, pojawiają się nowe ośrodki władzy. To naturalnie powinno mieć wpływ na konstrukcję, na priorytety w budowaniu stosunków międzynarodowych. No, oczywiście. A co? Związku Radzieckiego już nie ma? Nie. Niezależnie od tego, jak bardzo będziemy mówić, że Rosja jest spadkobiercą ZSRR w sensie prawnym". „Ale czemu jesteśmy przeciwni? Przeciwko temu, że nowy świat, który się kształtuje, jest budowany tylko w interesie jednego kraju, w tym przypadku Stanów Zjednoczonych. Oni właśnie tego chcą, zapewniam, wszyscy to rozumieją".
Putin mówi w tym nagraniu nieskładnie, bo bez kartki.
Obstawiam, że propaganda uznała, że orędzie Putina nie trafiło. I że udało się jej to jakoś sprawdzić w ten długi weekend. Okazało się, że biurokratyczna mowa bez obrazków o nowej broni, nie przekonała, zwłaszcza w kontekście kijowskiej wizyty Bidena.
Propaganda użyła więc ostatecznego argumentu na użytek wewnętrzny:
jeśli nie poprzecie Putina, Rosja się rozpadnie.
I życie będzie wyglądać równie nędznie, jak dziś, ale nie będzie już powodu do dumy, że żyjecie w wielkim i potężnym kraju.
Powinno być inaczej. Wedle odcyfrowanych przeze mnie w ciągu tego roku reguł, propaganda powinna teraz rozwijać wątki z orędzia i ze stadionu (troszkę tego było, nie przeczę - np. wątek z orędzia o moralnym upadku Zachodu propaganda rozwinęła ze smakiem, prowadząc w głównym dzienniku telewizyjnym w niedzielę rozważania o tym, jak kobiety na Zachodzie uprawiają seks z szympansami, a mężczyźni - z kozami).
Zamiast tego propaganda zaczyna ciągnąć w inną stronę. Że Putin broni Rosji przed podziałem. I że - UWAGA - zwyciężył.
Bo oto okazało się w ten weekend, że Putin miał konkretne cele – i nie była to demilitaryzacja, denuklearyzacja i denazyfikacja Ukrainy. Chodziło o odzyskanie “Noworosji”. Na którą, wedle najnowszej wersji, składają się ukraińskie obwody: chersonski, zaporoski, doniecki i ługański. Te, które Putin teraz częściowo okupuje.
“Zachód wymyślił kłamstwo o trzydniowej operacji specjalnej, w czasie której miał być zajęty Kijów. Putin nigdy tego nie zapowiadał. Nie zapowiadał podboju całej Ukrainy, nigdy nie wypowiadał się nieprzyjaźnie o ukraińskim narodzie” - ogłosił w poniedziałek wieczorem propagandysta Władymir Sołowiow.
A ja zakrztusiłam się herbatą.
Nie dlatego, że to kłamstwo. Owszem – operacja miała trwać trzy dni, a czwartego dnia, 27 lutego 2022 Rosja miała obchodzić swoje nowe święto, dzień operacji specjalnych, obchodzony teraz po cichutku. Rosja miała przejąć kontrolę nad całą Ukrainą, która - wedle Putina sprzed roku – nigdy nie istniała i jest po prostu Rosją. Jeszcze w orędziu tydzień temu Putin opowiadał, że będzie bombardował ludność cywilną w Ukrainie, bo zgodziła się zostać zakładnikiem Zachodu.
Dla wzmocnienia efektu propaganda pokazała w telewizji “film dokumentalny” “Noworosja” o tym, jak Katarzyna I zajęła “niczyje” Dzikie Pola i ziemie zamieszkiwane przez Tatarów. Jak "Rosja" budowała tam miasta i zakładała uniwersytety i fabryki. Oraz flotę. Więc to wszystko jest rosyjskie, a Ukraińcy kazali tam mówić po ukraińsku (na logikę taki film powinno się puszczać przed rokiem – a nie teraz, no ale przed rokiem celem była cała Ukraina, wbrew temu, co opowiada Sołowiow).
Fascynujący był w tym filmie kolonialny język - miasto i flota są rosyjskie, bo kazał je zbudować władca Rosji. To, co myślą mieszkańcy i marynarze, nie jest istotne. Ale też to, że z narracji o “nieistnieniu Ukrainy jako państwa” znikła cała jej zachodnia część. Zachodnia Ukraina jakby zaczęła w propagandzie istnieć jako element złowrogiego Zachodu (czego dowodem – jak ukazano w firmie “Noworosja” – jest akceptacja osób LGBT+).
Ciekawe jest też twierdzenie Sołowiowa tuż przed emisją filmu. Że “nie panujemy nad narracją, bo Zachód jest w tym lepszy”. Doświadczenie podpowiada, że jak mówi coś takiego polityk albo propagandysta, to znaczy, że rzeczywistość okazała się inna od zamierzeń.
W sposób charakterystyczny ta nowa myśl jest okładana (metodą na kanapkę) starymi opowieściami o tym, jak to Rosja może podbić cały świat i go zniszczyć przy pomocy swojej fantastycznej broni - przestałam na to zwracać uwagę. Przyglądam się teraz temu, co oni wpychają między ten armagedonowy przekaz. A wpychają opowieść o zaktualizowanych, skromnych planach Putina.
To stały element gry.
A jednocześnie pojawiają się pomiędzy tymi kawałkami nowości:
Ale stara się oswoić odbiorcę z myślą, że może nie wszystko dokładnie przebiega tak jak trzeba. Do "zwycięstwa” potrzebna jest - twierdzi propaganda - bezwzględna jedność narodu, a tej zaczyna jakby brakować (Putin w przejściu na stadionie w Łużnikach: „Jedność naszego narodu. I to nie jest figura retoryczna, wszyscy dobrze o tym wiemy: kiedy naród rosyjski jest zjednoczony, zjednoczony, nie mamy sobie równych. I to jest główny warunek wszystkich naszych osiągnięć i wszystkich naszych zwycięstw”).
Tak oto opowieść o technicznej operacji specjalnej prowadzonej pod literą Z, na której nie ma zabitych, a tym bardziej - bohaterów, zastąpiona została opowieścią o krwawej jatce, w której uczestniczą “setki tysięcy”, a która jest niezbędna, by zachować Krym i całość Rosji.
Zamiast Z mamy teraz rosyjskie flagi. Hasło “Pobieda budiet za nami” (Zwyciężymy) zostało zastąpione zaklęciem “Rosja nie może przegrać”. Nie ma już mowy, że wszystko przebiega zgodnie z planem. Chodzi tylko o to, że trzeba osiągnąć cel – a ten “pozostaje niezmienny”.
Niezmienny cel trzeba trochę dostosować do sytuacji, by stał się osiągalny. Może on polegać na okupacji terenów, które nazwie się “Noworosją”. Albo na niedopuszczeniu do podziału Rosji.
Chodzi o to, by Putin mógł wygrać.
Prawdziwym powodem tych manewrów jest zapewne stan gospodarki. Propaganda nie ukrywa, że kłopoty narastają. Tu czegoś nie ma, tam czegoś brakuje. Na przykład to, że załamał się z powodu sankcji przemysł motoryzacyjny, nie skutkuje tym, że Rosjanie nie kupią sobie nowych samochodów, ale tym, że brakuje ich na froncie. Dlatego Duma zaczęła zastanawiać się nad konfiskowaniem samochodów prywatnych na potrzeby wojskowe. Na razie – jako karę za przekroczenia drogowe.
Putin zapewnia swoich wojskowych, że „teraz [czyli w drugim roku wojny – aj] nasz przemysł szybko zwiększa produkcję całej linii broni konwencjonalnej, opanowując seryjną produkcję obiecujących modeli dla armii i marynarki wojennej, sił powietrznych i kosmicznych”. Ale jednocześnie wzywa swoje FSB, by tego dopilnowała…
Nie wygląda to najlepiej, choć Putin naprawdę się stara, by utrzymać jedność Rosji.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze