Propaganda kłamie z założenia i nie zna prawdy. Ale czasem może ją powiedzieć. Teraz dosyć dokładnie raportuje nam o pogarszającej się sytuacji wojsk i kolaborantów Putina na podbitym ukraińskim południu. A ukraińska ofensywa formalnie się nie zaczęła
“Chersoń i Zaporoże — podobnie jak Krym — są na zawsze rosyjskie” - mówi nam propaganda Kremla. Ostatnio robi to jednak coraz częściej. Nawet kilka razy dziennie, dlatego człowiek zaczyna mieć wątpliwości. Gdyby to były tereny rosyjskie, to po co tyle o tym mówić? I dlaczego władze okupacyjne Krymu umacniają północną granicę “z Federacją Rosyjską”, czyli podbitą w tej wojnie częścią Ukrainy?
Opowiem Państwu o sytuacji na podbitym przez Rosję południu Ukrainy: obwodach chersońskim i zaporoskim. Wszystkie informacje wyciągam z oficjalnych rosyjskich przekazów. Propaganda Kremla codziennie zapewnia o rosyjskich sukcesach – ale kiedy poczyta się dzień po dniu o tych sukcesach, obraz wyłania się dla Rosji nieciekawy.
Po prostu opowieść propagandy o przyłączeniu obwodów chersońskiego do Rosji przypominają film o wielkim zwycięstwie rosyjskiej armii, ale puszczany od tyłu.
Zdobycie Chersonia było największym sukcesem tej wojny — bo to jedyne miasto zajęte w zasadzie łatwo i "bez ofiar" na początku marca. Ale kiedy o sytuacji na południu Ukrainy oczami propagandy pisałam w czerwcu, sytuacja nie była już różowa.
Jednak rosyjski okupant organizował administrację, wywoził zboże, instalował rosyjskie banki, budował połączenia transportowe z Krymem.
Do władz okupacyjnych weszli wtedy urzędnicy z głębi Rosji, a wizyty składali wysocy funkcjonariusze administracji Putina. Najeźdźca wymienił walutę, rosyjski biznes już czuł się na podbitych ziemiach jak u siebie w domu, wprowadzony został nowy system podatkowy, wprowadzono rosyjskie akta stanu cywilnego i nowe, prawidłowe — bo rosyjskie — nazwy miejscowości, zaplanowano też nowy podział administracyjny “ułatwiający integrację z Rosją”. Władze okupacyjne ogłosił sukces w wydawaniu rosyjskich paszportów.
Potem w propagandowej opowieści — filmie o wielkim zwycięstwie przewinęliśmy rolkę nieco do tyłu: chętnych do rosyjskiego obywatelstwa okazało się w lipcu i sierpniu jakby mało. Np. w półtoramilionowym przed wojną obwodzie zaporoskim, gdzie ¼ mieszkańców określała się jako Rosjanie, o rosyjskie paszporty wystąpiło... “ponad 30 tys. osób”.
Propaganda zaczęła też nagle opowiadać, że na ulicach Chersonia widać już (!) ludzi w “prorosyjskich” koszulkach. Gdyby to było w marcu, mogłoby to znaczyć dokładnie to, co próbuje wmówić propaganda: że ludzie godzą się z najazdem. Ale to jest depesza z 12 sierpnia, szóstego miesiąca najazdu i napływu (w miarę spokojnych wiosennych miesiącach) urzędników i przedsiębiorców z Rosji. Dlatego jest to raczej zaklęcie, że nie jest aż tak źle:
"Ludność obwodu chersońskiego stopniowo wychodzi ze »zmierzchu ukraińskiej propagandy«, ponieważ ludzie widzą, że są otoczeni lepszą opieką niż w Ukrainie" - powiedziała zastępczyni “szefa administracji regionalnej” Jekaterina Gubariewa. “W samym Chersoniu już widać ludzi z patriotycznymi, prorosyjskimi nadrukami na koszulkach".
Wyraźnie zmienił się status referendum o włączeniu podbitego południa Ukrainy do Rosji. Z w zasadzie już rozstrzygniętego zamieniło się w takie, które na pewno się zaraz odbędzie. A potem takie, które jest w planach. Potem te plany okazały się dalekie i nieokreślone. “We wrześniu”. “Wspólnie - Zaporoże i Chersoń razem”. “Pod zdobyciu Mikołajewa”. “Jeszcze w tym roku”. “A najlepiej razem z obwodem donieckim, jak tylko go wyzwolimy”. Poza tym nie możemy zorganizować referendum bez wsparcia ONZ.
Po pewności, że referendum pójdzie po myśli Putina, zostały tylko dekoracje, na tle których występują okupacyjni urzędnicy:
Ciekawą rzecz propaganda ujawnia 11 sierpnia. Otóż władze okupacyjne Chersonia chcą zmusić mieszkańców do potwierdzenia danych kart SIM u operatorów telekomunikacyjnych. Okupanci bowiem nie mają ukraińskich rejestrów. To kolejny – po wymianie tablic rejestracyjnych i rejestracji emerytów do wypłaty świadczeń — pomysł na poradzenie sobie z tym problemem.
Z tablicami rejestracyjnymi dodatkowo jest tak, że ci, co wystąpili o rosyjskie paszporty, dostają rosyjskie tablice i kontrola drogowa z daleka to widzi. Cała reszta ma się bać, jeżdżąc na numerach tymczasowych (ale z wymianą tablic jest chyba jak z paszportami: okupanci ogłaszają, że już wszystko przygotowali, akcja rusza. A potem nie ma o tym słowa — nawet doniesień o malutkim choćby sukcesie, jak było w sprawie paszportów).
Z kartami SIM zrobiło się jednak gorzej, bo wśród mieszkańców okupowanych terenów rozeszła się wieść, że akcja ma pomóc w sfałszowaniu wyników referendum o połączeniu z Rosją. Władze okupacyjne oskarżają oczywiście o dezinformację "proukraińskie źródła”. Stąd oficjalne dementi, z którego można wiele wyczytać:
„Te działania wynikają z wymogów bezpieczeństwa” - tłumaczy Jekaterina Gubariewa, wiceszefowa “administracji wojskowo-cywilnej" Chersonia. "Po pierwsze to zapobieganie nielegalnym działaniom. Po drugie to walka z radykalnymi grupami terrorystycznymi w regionie. Wiemy też, że byli handlarze, którzy brali kilka pakietów startowych za jeden paszport i odsprzedawali je".
A potem Gubariewa kusi, już nie brakiem prześladowań dzięki rosyjskim tablicom rejestracyjnym, ale łapówką w postaci 5 GB: po potwierdzeniu danych osobowych można uzyskać tyle dodatkowego internetu.
Jak zarejestrować kartę? „Istnieją dwa sposoby: pierwszy to wysłanie e-maila (wskazanego w SMS) i dołączenie zdjęcia pierwszej strony paszportu i strony rejestracji; drugi to osobiste przyjście do biura operatora. To nie jest trudne i nie przerażające” – zapewnia Gubariewa.
Tak właśnie okupanci próbują stworzyć listy uprawnionych do głosowania. Ale najwyraźniej im nie idzie.
Nasz film wojenny cofamy znowu. Teraz oglądamy fragmenty o tym, co zdarzyło się, zanim zaczęliśmy odbudowę i reorganizację “wyzwolonych” ziem i zanim pomyśleliśmy o referendum. Teraz mamy etap, kiedy urzędnicy administracji okupacyjnej drżą o życie.
Latem w oficjalnych doniesieniach z podbitego ukraińskiego południa coraz więcej jest doniesień o zamachach na kolaborantów. Początkowo są to zamachy-groźby, a potem krew zaczyna się lać. Dlatego na już początku sierpnia szef władz okupacyjnych Chersonia, Władymir/Wołodymir Saldo, pojechał na badania do Rosji. Teraz już wiadomo, że nie wróci: oficjalnie dlatego, że lekarze odkryli, że i on padł ofiarą zamachu – bronią chemiczną.
Sądząc po depeszach RIA i TASS, pozostanie w bezpiecznej Moskwie sensowny ruch. Prawdziwa wojna zaczyna się dopiero teraz. I propaganda to przyznaje – opowiada już nie o ujarzmianiu podbitych ziem, ale o walce o nie.
Zmienia się sytuacja wojsk rosyjskich. Wiosną były pewne, że podbite południe Ukrainy będzie doskonałym miejscem na nowe bazy wojskowe. Powtórzy się sytuacja z Krymu podbitego w 2014 r.: “Rosyjskie bazy wojskowe będą zlokalizowane w regionie Chersoniu po przystąpieniu regionu do Federacji Rosyjskiej” - zapewniał jeszcze 22 lipca Kirył Stremousow, zastępca Saldo. „Zostaną tu rozmieszczone, jak w Sewastopolu, jak na Krymie.
Teraz – podaje propaganda – wojska te są pod stałym ostrzałem. Nie mają jak przekroczyć Dniepru, bo Ukraińcy zniszczyli jedyną przeprawę. Zdjęcia z rozwalonego mostu są stałym elementem dzienników telewizyjnych – czyli Rosja ma problem i o nim mówi.
Zrujnowany most antonowski w Chersoniu w materiale "Wiesti" 25 sierpnia 2022
Propaganda zmienia też kryteria sukcesu wojskowego: to liczba odpartych ukraińskich ataków i to, że “tylko niektóre pociski trafiły”, bo dużo udało się zestrzelić.
Zmieniła się rola Krymu (9 sierpnia Ukraińcy niszczą tam bazę wojskową Saki koło Nowofederiwki a 16 sierpnia - bazę i tory kolejowe w Dżankoje na Krymie). Wcześniej tamtejsze władze okupacyjne ustawiały się jako starsi partnerzy dla władz nowych rosyjskich zdobyczy. Podpowiadali, jak integrować się z Rosją. Teraz po prostu bronią samego Krymu — uczą ludzi, jak chować się do schronów, organizują obronę terytorialną i wprowadzają środki nadzwyczajne na czymś, co nazywają “granicą z Federacją Rosyjską” - czyli granicą między Krymem a Zaporożem i Chersońszczyzną.
Każdy teraz troszczy się o siebie, jakby władza na tych terenach słabła, a nie umacniała się (przypominam – czytamy tylko propagandowe doniesienia!)
Kiedy władza orientuje się, że nie, ludzie nie myślą tak, jak ona chce, to władza zajmuje się czym?
Tak, zgadli państwo - edukacją.
To już ostatnia pozostałość z czasów, kiedy Rosjanie liczyli na udany i skuteczny podbój. Urzędnicy administracji najeźdźczej zapewniają, że przygotowali się do rusyfikacji szkół. Nauka będzie od września po rosyjsku, zmieni się podręczniki, zwłaszcza do historii — żeby była słuszna. Ukraiński będzie przedmiotem dodatkowym
Trudno powiedzieć, czy operacja się uda, czy dzieci pójdą do szkoły i czy dadzą się złapań na propagandę. Ale w tych komunikatach nie o uczniów już chodzi. Chodzi o to, by władza zwierzchnia usłyszała, jak bardzo się staraliśmy. Jak mówią doświadczeniu urzędnicy, "robiliśmy, co mogliśmy, ale..."
I rzeczywiście, z oficjalnych doniesień wynika, że szkół gotowych do nauczania wedle rosyjskiego wzorca jest dosłownie kilka (każda taka szkoła jest powodem wielkiej radości i osobnej depeszy).
A przecież formalnie ofensywa ukraińska jeszcze się nie zaczęła.
Zbliżamy się chyba do początku filmu. Szczęśliwy koniec, który oglądaliśmy na początku, mało już kto pamięta. Coraz większe znaczenie propaganda przykłada do Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej. Okupują ja Rosjanie i w nie tak odległej przeszłości zakładano, że będzie ona po prostu zasilać w prąd Krym i Rosję. Teraz rozmawiamy już tylko o jej wysadzeniu w powietrze.
Propaganda mówi, że do elektrowni strzelają Ukraińcy, że to ich prowokacja, a chcą winę zwalić na Rosję. To tradycyjny motyw propagandy, który - niestety – do tej pory zapowiadał rosyjską zbrodnię.
Sytuacja na podbitym południu Ukrainy jest zła - przyznaje się do tego sama propaganda. Czy zatem Rosja użyje zaporoskiej elektrowni jako brudnej bomby atomowej? Tego propaganda nie wie. Ale uczy, że należy się tego bać.
Z “wyzwalania prastarych rosyjskich ziem nad Morzem Czarnym” Putinowi została dziś tylko rosyjska flaga wciągnięta na maszt w Chersoniu w dniu święta flagi Rosji 22 sierpnia. Był to największy sztandar na “wyzwolonych terenach” - miał cztery na sześć metrów.
Mało. Bo w Rosji pokorni poddani układali Putinowi flagi większe od boiska.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
Dziś propaganda wyszła z pierwszego szoku wywołanego tym, że genialny plan Putina nie zadziałał, a Ukraina stawiła opór. Teraz przygotowuje Rosjan do długiej wojny, powtarzając w kółko te same przekazy o złej Ukrainie i złym Zachodzie oraz dobrej Rosji Putina.
Nowe wątki pojawiają się coraz rzadziej. Ale tropimy je dla Państwa.
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze