0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Zacznijmy jednak od wiadomości dobrych.

  • Rosyjski odpowiednik Instagrama może zostać uruchomiony w Rosji już 28 marca (prawdziwy Instagram został zablokowany 14 marca po tym, jak koncern Meta pozwolił na ostrą krytykę Putina i Rosji w krajach bezpośrednio dotkniętych skutkami “specjalnej operacji”). Zwykli użytkownicy dostaną dostęp do rosyjskiego Instagrama w kwietniu.
  • Stan emocjonalny prezydenta Rosji Władimira Putina jest normalny, mimo wyjątkowo nieregularnego dnia pracy – zapewnił dziennikarzy rzecznik Putina Dmitrij Pieskow.

Wynotowałam rano te wiadomości, bo wydawały mi się ważne. Zwłaszcza zapewnienia o prawie-Instagramie, bo pokazują one, jak mocno młodych Rosjan dotknęło odcięcie od mediów społecznościowych.

Po paru godzinach okazało się jednak, że ważniejsza jest wiadomość druga. Stało się to jasne, gdy w środę po południu, po paru dniach przerwy, Putin zabrał głos. Ze swej podmoskiewskiej rezydencji w Nowo-Ogariowie wziął udział w telekonferencji z rządem i władzami regionów.

To był inny Putin niż zaledwie trzy tygodnie temu, kiedy publicznie, z uśmiechem, upokarzał współpracowników i wygłaszał długie historyczne wywody o rosyjskości Ukrainy.

To nie był też Putin ze spotkania pracowniczkami przemysłu lotniczego 5 marca, kiedy cierpliwie i z tłumaczył “naszym drogim paniom” zawiłości polityki zagranicznej Rosji. Ani Putin z życzeń dla kobiet z 7 marca, kiedy kazał wszystkim brać za wzór carycę Katarzynę.

Przeczytaj także:

Nie chciałem tej wojny

Teraz Putin był widocznie zdenerwowany. Mówił szybko, słychać było, jak głośno łapie oddech. A to, co mówił, było wzajemnie sprzeczne.

Jedno było jasne: Rosję czeka ciężki kryzys. Będzie bezrobocie i inflacja. A Putin nie chce, by go za to obwiniano. Przecież tego nie chciał.

Putin rekomendował na kryzys konkretne finansowe rozwiązania i polecał je wykonać, a jednocześnie podkreślał, że teraz większa odpowiedzialność i decyzje muszą spaść na władze regionów. Mówił, że Rosji nie brakuje pieniędzy, więc nie trzeba ich drukować, ale będą kłopoty z płynnością. Mówił, że brakuje narzędzi i materiałów budowlanych i apelował do eksporterów, żeby - skoro nie mogą sprzedać towary za granicę - sprzedawali je na rynku wewnętrznym. Obiecywał podwyżki pensji w budżetówce i emerytur. Wzywał do przygotowania pomocy dla bezrobotnych.

Nadal obstawał przy tym: że “specjalna operacja w Donbasie” była koniecznością. Że robił wszystko, by jej uniknąć, ale Zachód i Ukraina nie słuchały.

Nie chcę okupować Ukrainy

Tu pojawiały się jednak nowe wątki: Putin nie twierdził już, że Ukraińcy są w zasadzie Rosjanami. Wręcz przeciwnie, Ukraińcy dali się omamić Zachodowi i z tego powodu stali się dla Rosji zagrożeniem (tu jak zwykle pojawiało się zagrożenie przyszłą bronią jądrową i biologiczną ze strony Ukrainy). Przekonywał też, że wystarczyłoby, żeby Ukraińcy wycofali się z Donbasu na początku “operacji” i że sprawa byłaby załatwiona. Jakby przestały być ważne jego pierwotne, tyle razy powtarzane warunki o "denazyfikacji" i "demilitaryzacji" Ukrainy.

Przyznawał, że wojska rosyjskie są pod Kijowem i innymi ukraińskimi miastami (o tym wcześniej nie było mowy), ale nie jest ich celem okupacja Ukrainy. Za to, że w miastach Ukrainy giną cywile, obwiniał broniących się Ukraińców. I tu znów pojawiały się oskarżenia o nazizm i wezwania do denazyfikacji Ukrainy. A potem Putin wyliczał, że i tak w Donbasie od 2014 roku zginęło 14 tys. osób “w tym dzieci”.

Jako przykład zakłamania Zachodu podawał to, że nie zareagował na “atak rakietowy na Donieck” sprzed dwóch dni. Rakieta Toczka-U została przez Rosjan zestrzelona, ale jej szczątki i tak zabiły 20 osób. Dla Putina to przykład ludobójstwa. Tymczasem Zachód po prostu przyjął wyjaśnienie Ukraińców, że to nie oni wystrzelili rakietę.

Putin parokrotnie podkreślał, że “operacja specjalna” - nazywana teraz “wojenną operacją specjalną” - toczy się zgodnie z planem. “Operacja rozwija się pomyślnie, ściśle według wcześniej zatwierdzonych planów”. “Jeśli chodzi o taktykę działań wojennych, którą opracowało rosyjskie Ministerstwo Obrony i nasz Sztab Generalny, to w pełni się ona sprawdza. A nasi ludzie - żołnierze i oficerowie - wykazują odwagę i heroizm, robią wszystko, co w ich mocy, aby uniknąć strat wśród ludności cywilnej ukraińskich miast”.

Zachód wszystko popsuł. To Zachód jest winny

A potem mówił, jakim szokiem są dla niego zachodnie sankcje, które naruszyły święte prawo własności. Ukradziono mu rezerwy walutowe Banku Centralnego - mówił. A zaraz potem atakował tych Rosjan, którzy nie potrafią sobie wyobrazić życia bez “jachtów i foie gras", czyli tych, którym tak jak Putinowi nie podoba się, że skonfiskowano im własność i pieniądze na Zachodzie (to uwaga do jakichś buntujących się oligarchów?).

Ukraińców broniących się w miastach nazywał nazistami. Ale do hitlerowców porównywał też cały Zachód, gdzie Rosjan się teraz źle traktuje (“odmawia się im nawet pomocy medycznej”).

Kilkakrotnie powtarzał, że straszliwe sankcje nie są skutkiem jego “wojennej operacji specjalnej w Donbasie”, ale częścią wielkiego planu Zachodu, by zniszczyć Rosję. To Zachód wywołał teraz wielki kryzys sprawiając, że ludzie wykupują w sklepach co popadnie.

Putin zwracał się do narodów świata z przekazem, że rządy okłamują je co do Rosji. Potem mówił, że większość krajów świata nie przyłączyła się do sankcji przeciw Rosji - a są to kraje rozwijające się, więc do nich należy przyszłość.

Mówił o tym, że naród rosyjski musi się teraz bronić, tak jak to nie raz robił “w swej tysiącletniej historii”.

Zatem to nie Ukraińcy walczą o przetrwanie - teraz to walka o być albo nie być Rosji.

Rosjanie obronią swą suwerenność

“Tak, teraz jest nam ciężko. Rosyjskie firmy finansowe, duże przedsiębiorstwa, małe i średnie przedsiębiorstwa stoją w obliczu bezprecedensowej presji. System bankowy jako pierwszy został dotknięty sankcjami, ale rosyjskie banki poradziły sobie z tym wyzwaniem. Pracując dosłownie przez całą dobę, nadal dokonują płatności i rozliczeń obywateli, aby zapewnić działalność przedsiębiorstw” - mówi na jednym oddechu Putin.

"Ale pokonamy te trudności. Rosyjska gospodarka z pewnością dostosuje się do nowych realiów. Wzmocnimy naszą suwerenność technologiczną i naukową, przeznaczymy dodatkowe środki na wsparcie rolnictwa, produkcji, infrastruktury, budownictwa mieszkaniowego oraz będziemy nadal rozwijać stosunki handlowe z zagranicą z myślą o szybko rozwijających się, dynamicznych rynkach międzynarodowych.

Niewątpliwie nowe realia będą wymagały głębokich zmian strukturalnych w naszej gospodarce i nie będę tego ukrywał, nie będą one łatwe, doprowadzą do przejściowego wzrostu inflacji i bezrobocia”.

"Rosja nigdy nie będzie w tak nędznym i upokorzonym stanie, a walka, którą prowadzimy, jest walką o naszą suwerenność, o przyszłość naszego kraju i naszych dzieci.

Będziemy walczyć o prawo do bycia i pozostania Rosją. Przykładem dla nas jest odwaga i niezłomność naszych żołnierzy i oficerów, wiernych obrońców Ojczyzny”

- mówił Putin.

Jak wyjść z tej wojny?

Z tego naprawdę chaotycznego przemówienia (całość do obejrzenia na stronie Kremla, kremlin.ru) widać już, że Putin wie - i wiedzą to jego współpracownicy - że katastrofy gospodarczej nie da się powstrzymać.

Jednocześnie - mimo zapewnień Putina, że “wojenna operacja specjalna” przebiega zgodnie z planem - tu też nie ma żadnego planu. Nie bardzo wiadomo, jaki jest teraz cel tej wojny. Bo na pewno nie powrót narodu ukraińskiego do rosyjskiej macierzy.

I tu dochodzimy do przekazu o możliwym końcu wojny. Może to być oczywiście pułapka, jaką zastawia na nas umysł - każe nam widzieć sens i porządek w chaosie. I dzięki temu widzimy zwierzęta w chmurach, ludzką twarz na Księżycu i sensowny przekaz w rosyjskiej propagandzie, między słowami Putina.

Ale jego wystąpienie było naprawdę paniczne. I być może gdzieś w rosyjskich kręgach władzy potrzeba wyjścia z wojny z twarzą jest coraz silniejsza. Ukraińcy wysyłali ostatnio sygnały, że porozumienie z Rosją jest możliwe w niedługim czasie.

Chodzi o to - mówią przedstawiciele Krymu - żeby Rosja nie musiała ustępować ze swojego żądania “denazyfikacji”, “demilitaryzacji” i “neutralnego statusu Ukrainy”. Ale dwa pierwsze warunki mogłyby np. dotyczyć Ukrainy “właściwej” (prawdziwej, albo rosyjskiej), czyli nowego państwa wykrojonego dzięki rosyjskim zdobyczom na wschodzie Ukrainy. Ono zostałby zdemilitaryzowane i zdenazyfikowane, a jak się da - to i połączone z Krymem drogą lądową. Natomiast reszta Ukrainy, ta nieprawdziwa, choć większa, zwana “Ukrainą zachodnią” przyjęłaby status neutralny, jak np. Szwecja.

Mniej więcej w tym czasie co przedstawiciele Krymu głos zabrał rzecznik Putina: w czasie rozmów rosyjsko-ukraińskich dyskutowana jest austriacka lub szwedzka wersja zdemilitaryzowanego państwa jako rozwiązanie dla Ukrainy. To "może być postrzegane jako pewien kompromis”, mówi Pieskow dodając, że szczegółów nie chce ujawniać

„Oczywiście na Ukrainie nie może być broni, która stanowi zagrożenie dla Federacji Rosyjskiej” – to już inny komunikat, tym razem z rosyjskiego MZS.

Tego dotyczą teraz pewnie rozmowy rosyjsko-ukraińskie z pomocą połowy świata.

Oczywiście wszystko to palcem na wodzie pisane - Pieskow chyba nie bez powodu wskazywał, jak ważny jest dla nas wszystkich “stan emocjonalny Putina”.

Polski pociąg wyjechał ze świata Putina

Opisywany wczoraj szok propagandy rosyjskiej wywołany przez ekspedycję kolejową trzech premierów z Polski, Czech i Słowenii do Kijowa minął. Nic dziwnego – są poważniejsze kłopoty. Wyprawa została zlekceważona i włączona do narracji o złym Zachodzie, który chce zainstalować NATO w sercu kolebki państwowości rosyjskiej, czyli na świętej Rusi Kijowskiej.

Nie sposób oprzeć się jednak wrażeniu, że rzeczywistość wyobrażona pociągu z Jarosławem Kaczyńskim na pokładzie oraz rzeczywistość wyobrażona Kremla jakoś, w sposób tajemny się zetknęły. Bo oto Kreml zaczął mówić do ludzi słowami, które dobrze znamy z propagandy PiS.

Putin ogłosi, że będzie broił suwerenności Rosji. A szef wywiadu Siergiej Naryszkin rozwinął tę myśl tak: “Rosja nigdy nie cofnie się w kwestii swojej suwerenności. Głównym czynnikiem rozwoju Rosji, rdzeniem jej tysiącletniej historii była i pozostaje suwerenność - prawo do samodzielnego, swobodnego i świadomego określania własnego losu. (…) Suwerenność to gwarancja dobrobytu i godności naszych obywateli, taka jest przyszłość naszych dzieci. W takich sprawach Rosja nigdy się nie wycofała i nie wycofa się, bo inaczej przestanie być Rosją”.

Brzmi znajomo? Tak, bo to samo mówi np. Zbigniew Ziobro: “Suwerenność nie ma swojej ceny, nie ma pieniędzy, za które moglibyśmy ją sprzedać. W warunkach pokoju również musimy pielęgnować wolność. Pod pretekstem praworządności przygotowano mechanizm politycznego zniewalania państw, które nie chcą się podporządkować Unii Europejskiej”. Albo Jarosław Kaczyński: "w Unii Europejskiej trwa proces ograniczania czy wręcz eliminowania suwerenności państw członkowskich. ".

Chrześcijaństwo zagrożone tak samo jak suwerenność

Bardzo znajomo zabrzmiała też rosyjska cerkiew prawosławna (która, jak pamiętamy, w wojnie w Ukrainie stanęła murem za Putinem).

“W wielu rozwiniętych krajach na szczeblu państwowym realizowana jest polityka wypierania chrześcijan z życia publicznego i marginalizowania ich. W tym celu wspierane są antyreligijne ideologie i szczególnie pielęgnowane są radykalne i ekstremistyczne organizacje, których działania mające na celu zniszczenie chrześcijaństwa są formalnie na polu prawnym” - to cytat z projektu dokumentu „Prawosławne rozumienie przyczyn ekstremizmu i terroryzmu”, który został przygotowany w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, a opublikowała go TASS.

Jak twierdzą autorzy dokumentu, chrześcijanie są obecnie głównymi ofiarami terrorystów, dlatego są najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie.

I to brzmi znajomo. Oczywiście podobieństw nie jest przypadkowe - wynika z podobnej wizji świata. Za to koincydencja jest raczej przypadkowa. Niechcący dowiedzieliśmy się jednak, jak daleko na zachód sięga polityczny język Rosji. Z drugiej jednak strony wiemy z polskiej praktyki, że zaklęcia o “suwerenności” przekładają się łatwo na żądanie bezkarności i lukratywnych posad.

Może i rosyjską “suwerenność” dla władzy da się przenegocjować?

Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami? Nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziesz pod tym tagiem.

Grafika: rozbłysk a w srodku oko (Saurona?)
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze