„Jeden z wojskowych powiedział, że jak zgodzę się na ekshumację, to protestujący wyjdą z cmentarza. Powiedziałam, że nie godziłam się i nie zgodzę. Nie mogłabym działać wbrew osobom, które dają mi wsparcie psychiczne. Nie mogłam ich zdradzić” – mówi mec. Agacka-Gajdowska, matka Joanny Agackiej-Indeckiej, której ciało zostało ekshumowane wbrew woli rodziny
Tydzień temu Prokuratura Krajowa przeprowadziła 80. ekshumację smoleńską. Po ośmiu latach wydobyto z grobu i przewieziono na badania do Zakładu Medycyny Sądowej w Lublinie ciało mecenas Joanny Agackiej-Indeckiej, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. Wszystko odbyło się wbrew woli rodziny i przy proteście grupy osób, która stanęła murem za matką i próbowała zapobiec ekshumacji.
„Przez cały czas byłam przeciwna ekshumacji, bo nie ma podstaw ani potrzeby, by ją przeprowadzić. Rozumiem rodziny, które tego chciały, bo nie były pewne, czy w grobach rzeczywiście spoczywają ich bliscy, czy nie ma tam innych szczątków, ale w naszym przypadku nie było takiej potrzeby. Po katastrofie kilkanaście osób było rozpoznanych bez żadnych wątpliwości, między nimi moja córka, która miała tylko ranę koło oka. W dokumentach prokuratury są zdjęcia, na których widać, że w trumnie leży Asia” – mówi 81-letnia mecenas Elżbieta Agacka-Gajdowska.
Nie przekonuje jej też argument prokuratury, która sprawdza, czy na ciałach ofiar nie ma śladów materiałów wybuchowych świadczących o zamachu w Smoleńsku. Jeśli poprzednie badania tego nie potwierdziły, dlaczego akurat w trumnie 80. ofiary miałby być na to dowód.
Mecenas Agacka-Gajdowska początkowo nie chciała jechać na Stary Cmentarz w Łodzi, by uczestniczyć w ekshumacji. W ostatniej chwili podjęła decyzję, że jednak pojedzie. „Mam 81 lat, tu już zdrowie nie pozwala, ale nie chciałam, żeby córka była sama” – wyjaśnia.
O północy Żandarmeria Wojskowa podjechała pod jej dom. Zadzwonili, że czekają. Wyszła. Pojechali w milczeniu na cmentarz, przed którym protestowało ok. 60 osób; adwokaci, Obywatele RP, Komitet Obrony Demokracji, znajomi mecenas Agackiej-Indeckiej. Stali ze zniczami i białymi różami.
„Widziałam protestujących, ale nie rozpoznałam nikogo. To było dla mnie tak wielkie przeżycie, byłam w takim stresie, że nie pamiętam szczegółów. Bałam się, czy trumna się nie rozpadnie. Ulżyło mi dopiero, kiedy zobaczyłam, że udało się trumnę wyciągnąć w całości”
– tłumaczy matka.
„Wieziono mnie główną aleją. Po obu stronach stały samochody. Ten, którym jechaliśmy wydawał dźwięki, bo zbliżał się niebezpiecznie do innych pojazdów. Dojechaliśmy do namiotu. Usiadłam na krześle, nie mogę stać” – opowiada Elżbieta Agacka-Indecka.
Przy grobie były osoby, które przeszły przez płot sąsiedniego cmentarza, by dać wsparcie matce i zablokować ekshumację jej jedynej córki. „Rozmawiali, niezbyt głośno, ale słyszałam rozmowy. Jeden z mężczyzn pytał wojskowych, »Czy się nie wstydzicie?«” – wspomina matka.
Wszystko, co mówił jeden z protestujących, Rafał Suszek, przy grobie jest tu:
Dokładnie zapamiętała, że jedna z protestujących obejmowała nagrobek, starając się nie dopuścić do ekshumacji. Pionowa część nagrobka składa się z dwóch części i ma kształt otwartej grubej księgi (kodeksu). Na jednej części jest nazwisko, daty urodzenia i śmierci oraz zdjęcie zmarłej, na drugiej krzyż.
„Ta dziewczyna obejmowała nagrobek w tym miejscu, gdzie jest zdjęcie mojej córki. Za nią stał żołnierz i trzymał tę dziewczynę, ale nie szarpał jej, nie popychał. To wszystko odbywało się spokojnie.
Protest na cmentarzu traktowałam jako wsparcie, życzliwość dla mnie. Jeden z wojskowych powiedział, że jak zgodzę się na ekshumację, to oni [protestujący] wyjdą z cmentarza. Powiedziałam mu, że nie godziłam się i nie zgodzę. Nie mogłam działać wbrew osobom, które mi dają wsparcie psychiczne, którzy mi pomagają. Nie mogłam ich zdradzić. Odmówiłam” – opowiada mecenas Elżbieta Agacka-Gajdowska.
11 osób, które przeprowadziły protest na cmentarzu, zostało wciągniętych do radiowozów i wywiezionych na komendę policji. Dopiero o godz. 4.55 nad ranem zostali wypuszczeni. Mają się stawić ponownie w komendzie i złożyć zeznania w charakterze świadków „w sprawie naruszenia miru”.
Mecenas Agacka-Gajdowska nie widziała wywożenia. „Namiot był silnie oświetlony, a dalsza część cmentarza tonęła w ciemnościach. Wiem, że była gonitwa, krzyki, ale szczegółów nie dostrzegłam” - mówi.
Po wywiezieniu protestujących przy grobie pozostali prokurator, żandarmeria wojskowa, przedstawiciele sanepidu, kierownik cmentarza. Nie rozmawiali z mecenas Agacką-Gajdowską. Jedynie prokurator zamienił z nią parę słów.
„Czekałam i myślałam o córce. Byłyśmy bardzo zżyte. Przypomniało mi się, jak byłyśmy w Paryżu, kiedy Asia miała 13 lat. Chciałam jej pokazać polskie zabytki. Poszliśmy do hotelu Lambert na wyspie św. Ludwika. Potem siedziałyśmy w kawiarni przed Katedrą Notre Dame na wyspie Ile de la Cité. Kiedy potem Joasia pojechała na zjazd adwokatów do Paryża, zadzwoniła do mnie i pytała »Mamusiu, wiesz, gdzie jestem? Siedzę w tej samej kawiarni, w której byłyśmy razem przed katedrą Notre Dame«. Ona pamiętała to dokładnie".
"Czasem w Łodzi dzwoniła i pytała, czy jestem w mieście, bo chce wyciągnąć mnie na kawę, żebyśmy sobie pogadały. Byłyśmy blisko ze sobą związane” – wspomina matka.
Dźwig podniósł nagrobek i rozpoczęło się wyciąganie trumny. To najgorszy moment. „Byłam w takim stresie, że nie bardzo wiedziałam, co się dzieje. Trumnę położyli na wózku. Podeszłam i chciałam dotknąć trumny, ale kierownik cmentarza złapał mnie za rękę i powiedział, żebym tego nie robiła. Pomodliłam się” - wspomina.
O godz. 4.00 Żandarmeria Wojskowa odwiozła matkę pod dom. „Podziękowałam i chciałam iść sama do domu. Ale jeden z funkcjonariuszy powiedział, że wprowadzi mnie po schodach do samych drzwi”.
Pani mecenas zaznacza, że wszyscy zaangażowani w przeprowadzenie ekshumacji zachowywali się poprawnie. Nikt do niej nic nie mówił, poza parom zdaniami zamienionymi z prokuratorem.
Nie dostała od nich żadnego gestu solidarności, ale nie oczekiwała tego.
Co teraz? Od tygodnia nie ma informacji z Prokuratury Krajowej. „Nie wiem, nic nie wiem. Nie ruszam się nigdzie, zięć też nigdzie nie wyjeżdża. Czekamy na informacje, kiedy możemy zająć się pogrzebem. Zastanawiam się, czy pochówek też będzie w nocy?” – mówi Elżbieta Agacka-Gajdowska.
19 kwietnia 2010 roku pogrzeb Joanny Agackiej-Indeckiej poprowadził łódzki biskup Adam Lepa. Matka chce go znów poprosić o pomoc. Planuje dać nekrolog do gazety i zamówić mszę świętą za duszę jedynaczki. „A jak to będzie na cmentarzu, w jakich warunkach będą przeprowadzali eksportację? Tego nie wiem” – zastanawia się.
Od dnia pogrzebu w każdy piątek przychodzi na grób córki. Przynosi różowe goździki. W ostatni piątek po raz pierwszy nie poszła. Widziała zdjęcie nagrobka po ekshumacji, które zrobiła znajoma. Wygląda, jakby się nic nie stało.
„Ale ten grób jest pusty. To wszystko jest dla mnie takie bolesne” – mówi Elżbieta Agacka-Gajdowska.
Komentarze