0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzalek / Agencja GazetaPatryk Ogorzalek / A...

Z całego kraju dochodzą informacje, że wśród wszystkich uczniów siódmoklasiści najbardziej tracą na eksperymencie minister Anny Zalewskiej. Tak jak pisaliśmy w tekście "Deforma dobiła siódmoklasistów" problemem jest przeciągający się czas spędzany przez uczniów w szkole. W gimnazjum było to 29 godzin lekcyjnych tygodniowo. W nowej podstawówce jest ich aż 32. I wbrew insynuacjom części opinii publicznej nie jest to powrót do systemu sprzed 1999 roku (wprowadzenia gimnazjów). Zarządzenie MEN z 28 maja 1992 roku mówiło, że siódme klasy w szkołach podstawowych mogły mieć 23 godziny lekcyjne w tygodniu. W siatce zajęć nie było nowożytnych języków obcych czy informatyki. W "dobrej szkole" minister Anny Zalewskiej nagminne stało się też przeciążanie uczniów podstawówki zadaniami domowymi. Dlaczego? Bo teraz trzyletni program gimnazjum muszą oni przerobić w dwa lata wydłużonej podstawówki. W tej sprawie interweniował też Rzecznik Praw Obywatelskich.

Przeczytaj także:

OKO.press wraz z grupą Rodzice Przeciwko Reformie od września stara się z pomocą naszych czytelników i czytelniczek monitorować skutki deformy. Jak w praktyce wygląda "praca" siódmoklasistów w liście do OKO.press piszą rodzice jednego z uczniów.

Siódmoklasista: niewyspany, przemęczony, nieefektywny

  • 7.15 pobudka
  • 8.00 rozpoczęcie zajęć,
  • 15.00 powrót do domu, pod warunkiem, że syn nie zostanie nawet na minutę z kolegami na boisku i pod warunkiem, że to nie poniedziałek
  • 15.00 -16.00 jedzenie obiadu i bardzo krótki odpoczynek
  • 16.00 początek nauki
  • 23.00 - 23.30 koniec nauki
  • 24.00 upragniony sen
  • 7.15 pobudka
  • 8.00 rozpoczęcie zajęć itd.

To jest codzienny plan zajęć naszego syna. Pytanie tylko, gdzie w takim dniu czas na odpoczynek, czy relaks dziecka, jakieś własne hobby, zainteresowania? Gdzie czas na spacer z psem, rozmowę z rodzicami, jazdę rowerem, grę w piłkę? Gdzie czas na wyjście na lody, do teatru, na basen? Gdzie czas na bycie z przyjaciółmi, spotkanie z rodziną? W sobotę nie można, bo rodzice muszą coś w końcu zrobić w domu, posprzątać, naprawić kran, a dziecko w tym czasie nadrabia to, czego nie zdążyło zrobić w ciągu tygodnia, np. uczy się gry na flecie lub czyta lekturę.

Niedziela to już w ogóle nie jest czas dla rodziny, bo dziecko kuje na poniedziałek na siedem czy osiem przedmiotów. Efekty takiej nauki i takiego życia są nie do zniesienia! Dziecko każdego dnia jest totalnie niewyspane, przemęczone, zestresowane, nieefektywnie się uczy, bo tego wszystkiego jest za dużo. Na dodatek dzieci mają gigantyczną ilość sprawdzianów, testów, kartkówek, odpytywań i nie wiem czego jeszcze. Niezrozumiałe jest dla nas kompletnie, dlaczego niektórzy nauczyciele nie pokazują dzieciom kartkówek, albo my rodzice, żeby je zobaczyć, musimy za każdym razem fatygować się do szkoły. Tymczasem przepis art.44e ust.4 ustawy o systemie oświaty mówi wyraźnie, że nauczyciel ma obowiązek udostępnić sprawdzone i ocenione prace pisemne. Poza tym, bardzo często nauczyciele nie idą na jakość, lecz na ilość nauczania, tzn. byle przerobić materiał. Często temat z jakiegoś przedmiotu składa się w książce z pięciu stron, a Pani zdąży na lekcji przerobić tylko dwie strony, a resztę dzieci dosłownie zakuwają w domu, bo Pani wymaga dużo więcej niż zdołała omówić na lekcji. To KUCIE nie daje żadnych efektów, gdyż przy takich ilościach materiału dziecko zaczyna stosować zasadę "3Z" tzn. "zakuć, zaliczyć, zapomnieć" i my się im wcale nie dziwimy, bo inaczej te dzieci by zwariowały .

Prosimy o przesyłanie relacji i listów na adres: [email protected] z dopiskiem „Monitorujemy zmiany w szkole” oraz o wypełnianie ankiety przygotowanej przez Inicjatywę „Rodzice przeciwko reformie edukacji” dostępnej pod tym linkiem. Prosimy o informację, o jakiej szkole mowa. Zapewniamy anonimowość, jeśli takie jest Państwa życzenie

"My nie uczyliśmy się tak dużo"

Moja żona miała w podstawówce pasek co roku, ale ani ona, ani ja, ani nasi znajomi, nigdy w życiu nie uczyliśmy się w podstawówce tak dużo. To, co teraz się dzieje, to jakiś koszmar! Nikt z nas dorosłych nie chciałby wrócić z pracy, odpocząć godzinę i znów być w pracy. Nikt też z nas nie chciałby dodatkowo pracować w sobotę i w niedzielę, i to jeszcze za darmo.

Niestety, nasze dzieci teraz tak egzystują, bo jak to ktoś już wcześniej pięknie ujął „dom stał się filią szkoły”, a to jest totalna ingerencja w życie rodzinne.

Tak nigdy przedtem nie było! Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że są też dzieci super zdolne, którym obecna sytuacja w niczym nie przeszkadza, ale tych jest znacznie mniej, więc może warto by też zadbać o te dzieciaki, które chcą się uczyć, ale już nie dają rady czasowo. Wiem, że nasz syn z pewnością będzie się chciał nauczyć z każdego przedmiotu, bo jest bardzo ambitny, tyle tylko, że w tym roku na naukę zwyczajnie nie starcza mu doby, a wieczorem jest już tak zmęczony, że zasypia nam przy biurku. Jest nam więc bardzo przykro, gdy nauczyciel jakiegoś przedmiotu mówi, że syn się nie uczy lub, że się opuścił, bo to zwyczajnie nieprawda. Syn po prostu już nie daje rady i obawiam się , że wkrótce nie tylko on, ale i my wylądujemy u psychiatry.

"Chcemy odzyskać nasze dzieci"

My pragniemy tylko odzyskać popołudniami i w weekendy nasze dziecko, chcemy nie mieć w domu uczącego się robota, ale człowieka z krwi i kości, który zje z nami obiad, porozmawia niekoniecznie o szkole i raz na jakiś czas się uśmiechnie, bo w tej chwili, syn od momentu wejścia do domu staje się nieobecny. Nie ma już w nim radości i ciekawości nauki, a jest tylko przymus, praca, nauka.

Dodajmy, że w tym okresie swojego życia, dzieci przechodzą trudny okres transformacji, więc i tak jest im ciężko samym ze sobą, a cóż dopiero jeszcze ze szkołą i oczekiwaniami jakie się wobec nich stawia.

Dzieci, podobnie jak i my rodzice, zauważają, że część nauczycieli w związku z zaistniałą nową sytuacją (mam tu na myśli reformę) popada we frustrację, ale my rodzice staramy się ich zrozumieć. Pragniemy więc, aby nauczyciele także postarali się zrozumieć nasze dzieci i nas samych, bo już nie tylko dzieci, ale nawet my rodzice nie dajemy rady. Nie jest to bowiem wina naszego syna, że idzie mu gorzej niż w zeszłym roku. On ze swojej strony robi, aż nadto i jesteśmy z niego dumni. Uważamy, że ta nowa reforma zniszczy te dzieci, które nie są zdolne, lecz bardzo pracowite. Ale może właśnie o to chodzi, żeby w 2019 była mniejsza konkurencja przy kumulacji roczników z gimnazjów i podstawówek… I tylko dzieci żal.

Mamy nadzieję, że w tym temacie uda się coś zrobić.

P.S. Powyższy list został wysłany także do Rzecznika Praw Dziecka.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze