0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.plFot . Robert Kowalew...

Amerykański sekretarz obrony Pete Hegseth rozpoczął swój dzień w Warszawie od krótkiego biegu w smogu i śniegu nad Wisłą oraz pięciu rund po 47 pompek.

Nietypowa liczba pompek to gest w stronę szefa Hegsetha – Donalda Trumpa, który oficjalnie jest 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych (choć w rzeczywistości prezydentów było 45 – Trump jest drugim po Groverze Clevelandzie prezydentem, który sprawuje swoją drugą kadencję po przerwie, stąd ich prezydentury są liczone oddzielnie).

View post on Twitter

Ten atletyczny gest sporo mówi o ulubieńcu Trumpa. Były żołnierz swoją polityczną karierę zawdzięcza Trumpowi i nie próbuje wychodzić przed szereg. Widać było to na konferencji prasowej po spotkaniu z polskim ministrem obrony Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.

Modelowy sojusznik

„Nasze relacje są silne i umacniają się każdego dnia. Polska jest strategicznym, frontowym partnerem na wschodniej flance NATO. Polska jest sprawdzonym sojusznikiem Sojuszu, jest modelowym sojusznikiem, nie tylko w słowach (...), ale w czynach” – mówił na konferencji prasowej w Warszawie amerykański sekretarz obrony Pete Hegseth.

Hegseth nie szczędził pochwał dla polskich żołnierzy, polskiej gościnności i naszych inwestycji w obronność oraz infrastrukturę, która ułatwia pobyt w Polsce 8 tys. amerykańskich żołnierzy.

Przeczytaj także:

„Nie ma lepszego przyjaciela i trudniejszego wroga niż polski żołnierz” – przekonywał Hegseth.

Pomimo tego, ogólny wydźwięk wizyty był zupełnie inny. Polska jest ostatnim przystankiem na europejskiej trasie Hegsetha. Wcześniej odwiedził Belgię i Niemcy. We wszystkich trzech krajach sygnalizował ostry zakręt w amerykańskiej polityce wobec sojuszników z Paktu Północnoatlantyckiego.

Nic nie trwa wiecznie

W Warszawie Hegseth mówił też, że z jego perspektywy obecność amerykańskich wojsk w Polsce jest ważna jako narzędzie w odstraszaniu Rosji i jako wyraz solidarności. I gdyby to zależało tylko od niego, chętnie by tę obecność zwiększył. Ale dodał, że jego zadaniem jest jedynie doradzanie w sprawach wojskowych swojemu szefowi, Donaldowi Trumpowi. I uzupełnił: „To, co wydarzy się za pięć, dziesięć czy 15 lat, jest dziś częścią szerszej dyskusji, która odzwierciedla poziom zagrożenia, postawę Ameryki, nasze potrzeby na całym świecie, ale co najważniejsze, zdolność krajów europejskich do podjęcia działań. Dlatego nasze przesłanie dla naszych europejskich sojuszników jest dziś tak nieugięte.

Dziś jest czas na inwestycje, ponieważ nie możecie zakładać, że obecność Ameryki [w Europie] będzie trwała wiecznie”.

Przekonywał, że Stany Zjednoczone mierzą się dziś z wieloma zagrożeniami, między innymi ze strony Chin. To kontynuacja linii, jaką prezentował od początku swojej europejskiej wizyty.

Szokujące przesłanie dla sojuszników

W środę 12 lutego na spotkanie szefów MON państw NATO w Brukseli Hegseth wygłosił wystąpienie, w którym stwierdził, że „surowe realia strategiczne uniemożliwiają Stanom Zjednoczonym Ameryki skupienie się przede wszystkim na bezpieczeństwie Europy”. USA – według brukselskiego wystąpienia Hegsetha – zmienią swoje priorytety militarne, koncentrując się na obronie własnego terytorium i stanu posiadania oraz odstraszaniu Chin. Sekretarz obrony i tak złagodził swoje słowa wobec pierwotnego szkicu przemówienia. Znalazło się w nim stwierdzenie, że „USA nie będą już głównym gwarantem bezpieczeństwa w Europie”. Można było interpretować to jako stawianie pod znakiem zapytania obecności USA w NATO, choć są najważniejszym członkiem sojuszu. Ostatecznie Hegseth mówił jednak nie o zerwaniu gwarancji, lecz o zmianie priorytetów.

Podkreślał również potrzebę „realizmu” w sprawie Ukrainy – zaakceptowania, że nasz wschodni sąsiad nie wróci do granic sprzed 2014 roku i wykluczenia członkostwa Ukrainy w NATO.

Podczas warszawskiej konferencji prasowej Hegseth, odpowiadając na pytanie jednego z dziennikarzy, powtórzył swoje słowa z Brukseli – powrót Ukrainy do granic z początku 2014 roku jest mało możliwy. Dodał jednocześnie, że nie oznacza to, że w negocjacjach między Rosją a Ukrainą ten temat nie będzie podnoszony.

Do roboty, Europo

W Warszawie amerykański sekretarz obrony kolejny raz podkreślał, że Europa musi wziąć pełną odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo. O konieczności zwiększenia wydatków na zbrojenia w Europie Hegseth mówił ostro:

„To nie jest z naszej strony postulat, to jest żądanie”.

W styczniu Donald Trump mówił do uczestników Światowego Forum Ekonomicznego w Davos:

„Zamierzam zwrócić się do wszystkich krajów NATO o zwiększenie wydatków na obronność do 5 proc. PKB, co powinno było stać się lata temu. Było to tylko 2 proc. i większość krajów nie płaciła, dopóki się nie pojawiłem”.

Szacunki NATO mówią, że osiem krajów sojuszu nie przekracza nawet 2 proc. PKB. Powyżej 3 proc. wydają jedynie Polska, USA, Estonia, Łotwa i Grecja. Nie jest jasne, czy Trump postuluje też, by tak silnie zwiększyć amerykańskie wydatki na obronność, czy zamierza wymagać tego tylko od sojuszników w NATO, i w jaki sposób miałby egzekwować osiągnięcie tak wysokiego pułapu.

Pomoc Polski w Iraku i Afganistanie

Na zarzuty, że Europa traktuje USA jako przedłużenie własnych armii i chce gwarancji bezpieczeństwa za niską cenę, próbował odpowiadać polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w swoim tekście dla „New York Timesa” z 3 lutego. Sikorski pisał tam:

„Sojusz transatlantycki nigdy nie był ulicą jednokierunkową. Stany Zjednoczone wspierały europejską obronność przez dziesięciolecia po II wojnie światowej, ale jedyny raz, gdy powołano się na artykuł 5. NATO, nastąpił w odpowiedzi na [zamachy terrorystyczne] 11 września, gdy sojusznicy przyszli Stanom Zjednoczonym na pomoc. Polska wysłała brygady do Afganistanu i Iraku i utrzymywała je tam przez niemal dwie dekady. Nigdy nie wysłała rachunku”.

Być może w reakcji na te słowa Hegseth dziękował Polakom za zaangażowanie w pomoc podczas wojen w Iraku i Afganistanie i chwalił męstwo polskich żołnierzy:

„Byliśmy razem w Iraku, Afganistanie i wszędzie to widzieliśmy, również, gdy podczas II wojny światowej Amerykanie i Polacy stali ramię w ramię, walcząc” – mówił.

Zdaje się jednak, że nie możemy tutaj liczyć na wiele więcej, niż tylko słowo „dziękuję”. Zmiana amerykańskiej polityki zagranicznej w połowie trzeciej dekady XX wieku jest jasna: Europa musi liczyć przede wszystkim na siebie.

Trump chce pokoju i swojego zwycięstwa

„Rzeczpospolita” powołuje się na słowa anonimowych członków amerykańskiej delegacji w Polsce, którzy w nieoficjalnych rozmowach mówią jasno: w rozmowach z Putinem jednoosobowo decydować będzie Donald Trump. A jego dwa główne cele mają być proste: zostać zapamiętanym jako ten, który zapewnił pokój. I w konfrontacji z Putinem wyjść jako zwycięzca. W tym sensie wizytujący dziś Warszawę Hegseth nie jest silnym, niezależnym politykiem. Jest jedynie wysłannikiem przekazującym wolę swojego przywódcy – Donalda Trumpa.

Dziennikarz Fox News zapytał podczas konferencji, czy amerykanie ufają, że po uzgodnieniu warunków pokoju z Ukrainą Putin dotrzyma ustaleń i nie zamierza w krótkim czasie zaatakować jednego z krajów wschodniej flanki NATO. Hegseth odparł, że Putin z całą pewnością obwoła się zwycięzcą, bez względu na to, jak uda się zakończyć wojnę. Jego zdaniem Ukraina i tak odniosła sukces dzięki odwadze jej obrońców, ponieważ rosyjski przywódca chciał podbić cały kraj. A to, czy Putin zostanie ośmielony po uzgodnieniu warunków pokoju, zależy od woli członków NATO, by przejąć odpowiedzialność za własną obronność.

Hegseth dwukrotnie podkreślił też, że chociaż negocjacje prowadzić ma prezydent Trump, to przy stole negocjacyjnym znajdą się zarówno Władimir Putin, jak i Wołodymyr Zełenski. To odpowiedź na słowa Trumpa po rozmowie z Putinem, gdy amerykański prezydent powiedział, że jest gotowy rozpocząć negocjacje z Putinem natychmiast. Amerykański prezydent nie sprecyzował wówczas, czy w takich rozmowach udział brałaby również Ukraina.

Niespodziewany powrót Fort Trump

Hegseth w Polsce spotkał się także z prezydentem Andrzejem Dudą. Po rozmowie nie było jednak wspólnej konferencji. Przed dziennikarzami wystąpił prezydent Duda i przypomniał o dawno zarzuconym projekcie:

„Już dziś mogę państwu bez uśmiechu powiedzieć, że faktycznie »Fort Trump« naprawdę powstanie w naszym kraju. Ten okres prezydentury Donalda Trumpa to będzie umacnianie polsko-amerykańskiego sojuszu także militarnego, tym samym umacnianie bezpieczeństwa Polski” – mówił polski prezydent.

Idea Fort Trump powstała w 2018 roku, za pierwszej kadencji Donalda Trumpa na stanowisku prezydenta USA. Rząd PiS i prezydent Duda, chcąc przypodobać się amerykańskiemu prezydentowi, zaproponowali budowę amerykańskiej bazy w Polsce pod nazwiskiem amerykańskiego prezydenta. Jak czytamy w tekście z zeszłego roku w serwisie WP Tech:

„Pomysł, pomimo licznych deklaracji, ostatecznie został zrzucony. Państwa nie mogły dojść do porozumienia, gdzie baza miałaby ostatecznie się znajdować, a także odnośnie finansowania i kosztów, jakie powinna ponieść Warszawa w związku z tym wielomiliardowym rozmieszczeniem”.

Andrzej Duda próbuje dziś wrócić do polityki tego rodzaju gestów wobec Trumpa. Wątpliwe jednak, by pomysł podchwycili Amerykanie. Wizyta Hegsetha w Europie jasno pokazuje, że priorytety Stanów Zjednoczonych leżą gdzie indziej.

Ulubieniec z telewizji

44-letni Hegseth ma doświadczenie wojskowe, ale w roli pracownika administracji debiutuje. I to od razu w najwyższej lidze. W czasie swojej kariery wojskowej służył w Iraku i Afganistanie. W ostatnich latach robił jednak coś zupełnie innego.

Od 2017 do 2024 był współprowadzącym popularny program telewizyjny Fox and Friends Weekend w Fox News. To jeden z ulubionych programów Donalda Trumpa. To tam Trump zobaczył w Hegsethcie swojego sekretarza obrony. Nominacja zszokowała nawet lojalnych wobec Trumpa Republikanów.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze