0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Tetiana DZHAFAROVA / AFP)Tetiana DZHAFAROVA /...

12 lutego 2025 roku odbyła się rozmowa Donalda Trumpa z Władimirem Putinem, podczas której prezydenci mieli rozmawiać m.in. o rozpoczęciu negocjacji, które miałyby zakończyć wojnę. Trump nazwał rozmowę „bardzo produktywną”.

„Oboje się zgodziliśmy, chcemy powstrzymać miliony ofiar śmiertelnych w wojnie z Rosją/Ukrainą” – napisał Trump w mediach społecznościowych. Dmitrij Pieskow, rzecznik Putina potwierdził tę rozmowę. Prezydenci potwierdzili, że mają zamiar spotkać się na żywo. Niebawem Trump poinformował, że może się odbyć w Arabii Saudyjskiej.

„Prezydent Putin ze swojej strony wspomniał o potrzebie wyeliminowania przyczyn konfliktu i zgodził się z Trumpem, że długoterminowe rozwiązanie można osiągnąć poprzez pokojowe negocjacje” – cytuje Pieskowa RIA Novosti.

To oznacza, że Putin nie zmienia swoich planów, które miał na początku pełnoskalowej inwazji w 2022 roku. Chce m.in. demilitaryzacji, tzw. denazyfikacji i statusu kraju neutralnego.

Po rozmowie z Putinem Trump odbył też godzinną rozmowę z prezydentem Ukrainy. „Ukraina chce pokoju bardziej niż ktokolwiek inny. Określamy nasze wspólne kroki z Ameryką, aby powstrzymać rosyjską agresję i zagwarantować niezawodny, trwały pokój. Jak powiedział prezydent Trump, zróbmy to” – napisał Zełenski.

Nasza pełniejsza relacja z rozmów tu:

Przeczytaj także:

Kilka godzin wcześniej podczas spotkania ministrów obrony grupy kontaktowej krajów wspierających Ukrainę w Brukseli sekretarz obrony USA Pete Hegseth przedstawił amerykańską wizję, jak ma wyglądać bezpieczeństwo Ukrainy.

Stwierdził m.in. że Ukraina nie przystąpi do NATO i nie będzie mogła wrócić do swoich granic sprzed 2014 roku, z Krymem i większością Donbasu: „Pogoń za tym iluzorycznym celem tylko przedłuży wojnę i spowoduje więcej cierpienia” – przekonywał Hegseth.

Wykluczył także, by ewentualne bezpieczeństwo Ukrainy po zakończeniu negocjacji gwarantowały amerykańskie wojska: „W ramach gwarancji bezpieczeństwa w Ukrainie nie będą rozmieszczone wojska amerykańskie” – powiedział nowy szef Pentagonu.

I dodał: „Gwarancje bezpieczeństwa powinny być wspierane przez zdolne do tego oddziały europejskie i pozaeuropejskie, a siły pokojowe na Ukrainie powinny zostać rozmieszczone w ramach misji innej niż NATO i nie powinny być objęte artykułem piątym Traktatu Północnoatlantyckiego”.

Później, 12 lutego, w rozmowie z dziennikarzami w Białym Domu prezydent Trump zgodził się ze stwierdzeniem, że przystąpienie Ukrainy do NATO nie jest realistyczne oraz powiedział, że jest mało prawdopodobne, aby Ukraina powróciła do granic z 2014 roku, chyba że częściowo.

Trump zapewnił, że będzie nadal udzielał pomocy Ukrainie, ponieważ w przeciwnym razie „Putin pomyślałby, że wygrał”.

„I szczerze mówiąc, będziemy to robić tak długo, jak będzie to konieczne, ponieważ nie chcemy, aby wydarzyło się coś innego.

Ale prezydent Putin chce pokoju już teraz” – cytuje „Głos Ameryki".

Ukraina nie składa broni

Komentując wypowiedź szefa Pentagonu o tym, że członkostwo Ukrainy w NATO jest nierealne, minister obrony Ukrainy Rustem Umerow zapewnił, że Kijów nie zmienia swojego stanowiska w sprawie członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim.

„Musimy przyzwyczaić się do wszelkich oświadczeń. Nasze stanowisko jest zawsze takie samo. Chcemy być krajem NATO. Będziemy krajem NATO” – cytuje Umerowa „Europejska Prawda". Minister też dodał, że Ukraina będzie członkiem Unii Europejskiej.

„Utrzymujemy nasze zdolności obronne i jesteśmy do tego zdolni. Mamy własne priorytety, a wszelkie wnioski wyciągamy wspólnie z naszymi ludźmi” – mówił ukraiński minister obrony.

Po wczorajszych wydarzeniach w ukraińskiej przestrzeni publicznej pojawiają się różne reakcje: od rozgoryczonych do wyważonych (za wcześnie, by „kopać grób"). Wiele osób komentowało, że taki rozwój sytuacji był oczekiwany (Trump poszedł jasną dla niego drogą, bo, jak mówi ukraiński politolog Jewhen Mahda, niektórzy amerykańscy politycy żyją w stanie zimnej wojny). Znane było stanowisko USA o członkostwie Ukrainy w NATO. A co do przywrócenia granic z 1991 roku (czy 2014), od dłuższego czasu w Ukrainie jest świadomość, że na razie ukraińskie siły zbrojne nie dadzą rady wyzwolić tych terenów.

Marija Zołkina, polityczna analityczka Fundacji „Inicjatywy demokratyczne” im. Ilki Kuczeriwa, na swoim profilu w Facebooku przede wszystkim przypomina ukraińskiej władzy, że nie mają lepszego sojusznika niż naród ukraiński, a „w trudnych czasach trzeba polegać na swoich obywatelach".

Według Zołkiny „na razie przechodzimy przez najgorszy z możliwych scenariuszy".

„Trump nie trzyma się własnej retoryki »presji na obie strony«, a ton jego rozmów z Putinem iskrzy się lojalnością, sympatią i zrozumieniem. W takich warunkach i z takim podejściem nie tylko »rozejm« (który moim zdaniem zostanie ogłoszony) nie zadziała, ale większa wojna w Europie jest nieunikniona„ – uważa analityczka. Dodaje, że „na horyzoncie nie widać żadnych gwarancji bezpieczeństwa”.

Utrzymuje, że siły pokojowe, które mogłyby stacjonować w Ukrainie, bez Stanów Zjednoczonych to praktycznie nierealny scenariusz. Według Zołkiny po pierwsze kraje europejskie nie mają wystarczającej liczby żołnierzy, a po drugie odwagi, ponieważ „gdy iluzja ochrony ze strony NATO rozpadnie się pod butem Trumpa, kraje, które mają armie, będą przygotowywać je do walki o swoje terytoria w przypadku wojny" – utrzymuje Zołkina. Według analityczki bez odpowiedzi zostaje kluczowe pytanie

„co i jak ochroni nas przed kolejnym atakiem Rosji".

Dodaje, że dwustronne lub wielostronne sojusze, mogą być przydatne do produkcji i dostaw broni, współpracy wywiadowczej, ale nie do wspólnej obrony.

Jak mówi Zołkina, Ukraina może przeciwstawić się tej presji z obu stron:

„W żadnym wypadku nie powinniśmy formalnie zgadzać się na strategiczne ustępstwa w imię tymczasowego rozwiązania: formalnego wyrzeczenia się NATO, UE, przystąpienia lub tworzenia nowych sojuszy obronnych i, oczywiście, naszych terytoriów. Czy jest to możliwe – tak, choć będzie to bardzo trudne".

Wspierać wojsko i pomagać potrzebującym

„Radzę wszystkim trochę się uspokoić. Z Putinem, a zwłaszcza z Trumpem, jutro może być inaczej niż dziś, nie mówiąc już o wczoraj. A to, co mówią, nie oznacza, że tak będzie” – pisze politolog Wołodymyr Fesenko. Według Fesenki powiedzieć, że proces negocjacji osiągnął jakościowo nowy poziom, można będzie dopiero wtedy, kiedy pojawi się informacja o rozpoczęciu roboczych rozmów pokojowych.

„Jeśli nie, będzie to oznaczać, że nic się nie zmieniło w stanowisku Rosji. Putin po prostu zaczął psychologicznie obrabiać Trumpa, ale nie pójdzie na kompromis w sprawie zakończenia wojny, czego chce zespół Trumpa" – uważa Fesenko.

Taras Zahorodni, ekspert polityczny pisze, że Ukraińcy powinni zwiększać produkcję broni i kontynuować uderzenia w gazociągi i przedsiębiorstwa przemysłowe Rosji, żeby osłabić agresora.

Zdaniem eksperta to uczyni Ukrainę „głównym menedżerem negocjacji i pozwoli narzucić naszą wolę".

Walerij Czały, były Ambasador Ukrainy w Stanach Zjednoczonych (2015-2019) podkreśla, że „najważniejsze jest, aby nie zgubić kluczowej narracji, że jest to agresja i rosyjska ludobójcza wojna agresji przeciwko Ukrainie ze wszystkimi międzynarodowymi konsekwencjami prawnymi, a nie wojna with Russia/Ukraine„. Według dyplomaty Stany Zjednoczone nie mogą być jedynym mediatorem w osiągnięciu sprawiedliwego i trwałego pokoju. „Potrzebujemy „nuklearnej” Wielkiej Brytanii i Francji w negocjacjach. Najwyraźniej Chiny będą musiały się zaangażować” – mówi Czały.

„Dopóki istnieje wola dalszego stawiania oporu agresorowi, głównym podmiotem decyzji nie są mediatorzy, bez względu na to, jak bardzo są wpływowi, ale najbardziej aktywna część narodu ukraińskiego, przede wszystkim Siły Zbrojne, Siły Obronne jako całość, wolontariusze.... " – komentuje Czały. Dodaje, że wydarzenia wymagają, aby Ukraina zwiększyła dynamikę pomysłów i działań. I dalej:

„Oczywiście musimy wychodzić z wojny na dużą skalę, ale nie powinniśmy spieszyć się z podejmowaniem decyzji. Powinniśmy polegać na woli narodu".

Ukraińscy intelektualiści apelują, żeby nie panikować, nie kłócić się, wspierać Siły Obrony i pomagać sobie nawzajem.

„Strumień oświadczeń w sprawie Ukrainy płynący z Waszyngtonu z dnia na dzień staje się coraz bardziej absurdalny. W ten sposób nowa administracja zasłania pustkę, w której powinien istnieć plan pokojowy, który nie istnieje. Rzeczywistość okazała się surowa. Proszę więc, abyście się nie martwili, ale robili swoje” – pisał w mediach społecznościowych Walerij Pekar, futurolog, wykładowca Kijowsko-Mohylańskiej Szkoły Biznesu przed rozmowami Trumpa. „Dopóki w Waszyngtonie nie złożą obrazka w całość, wszyscy będą odczuwać wstrząsy. [...] Europa będzie budzić się powoli i niezdarnie, ale jesteśmy na tej samej łodzi.[...]

Przyszłość nie jest z góry określona, zależy od naszych działań".

Obietnica Trumpa

W ciągu trzech tygodni po swojej inauguracji Donald Trump (chociaż wcześniej również) kilkakrotnie odnosił się do kwestii wojny rosyjsko-ukraińskiej. W kampanii wyborczej Trump obiecał szybko – w ciągu 24 godzin – zakończyć konflikt. Po objęciu urzędu prezydenta to się nie wydarzyło, a nowa administracja zetknęła się z rzeczywistością.

Trump chce doprowadzić do zawieszenia broni pomiędzy Rosją i Ukrainą, chce zostać „rozjemcą”. Nie wszystkie oświadczenia Trumpa Ukraińcom się podobają. Na przykład, Ukraińcom odpowiada, kiedy Trump mówi o tym, że nie chcąc zawierać porozumienia zakończającego wojnę, Putin „niszczy Rosję” (zdaniem Trumpa powinien to zrobić ze względu na duże problemy gospodarcze, które ma Rosja) oraz że prezydent Zełenski jest gotowy „zawrzeć umowę”. Natomiast mniej cieszą wypowiedzi amerykańskiego prezydenta o np. o tym, że zawsze miał dobre relacje z Putinem czy ta z ostatnich dni, że Ukraina

„pewnego dnia może stać się rosyjska”.

„Oni (Ukraina) mogą zawrzeć umowę, mogą nie zawrzeć umowy. Pewnego dnia mogą być Rosjanami, a pewnego dnia mogą nie być Rosjanami” – mówił Trump w wywiadzie dla Fox News, który został wyemitowany w poniedziałek, 10 lutego 2025 roku (Cyt. za CNN).

Ilość tych wypowiedzi, różny ich charakter (sympatie w stronę Rosji, czy mrugnięcie okiem do Ukrainy), pomieszanie faktów (np. co do liczby ukraińskich i rosyjskich strat w tej wojnie) powoduje, że Ukraińcy próbują odbierać kolejne wypowiedzi Trumpa mniej emocjonalnie. Oczywiście nie ignorują ich i komentują jego słowa, ale nie zastanawiają szczegółowo nad każdym cytatem, a patrzą na sytuację z większej perspektywy. Ukraińców bardziej interesują działania niż słowa.

Ukraińcy działają proaktywnie

Żeby utrzymać amerykańską pomoc wojskową, Ukraińcy zaoferowali Trumpowi dostęp do ukraińskich zasobów naturalnych. Ukraina posiada znaczne rezerwy uranu i kilku ważnych minerałów, w tym tytanu, litu i grafitu.

Tę propozycję biznesową Zełenski miał złożyć jeszcze podczas ich spotkania we wrześniu 2024 (jest to też jednym z punktów Planu Zwycięstwa Zełenskiego, który zaprezentował jesienią 2024). Jak widać, Trump tym się zainteresował. Ukraińscy komentatorzy polityczni zaznaczali, że jest to duży sukces ukraińskiej dyplomacji.

„Mają niezwykle cenne tereny pod względem metali ziem rzadkich, ropy naftowej i gazu oraz innych rzeczy. Chcę, aby nasze pieniądze były zabezpieczone” – mówił Trump we wspomnianym wywiadzie. Wskazał konkretne kwoty, które chciałby odzyskać za nadawaną pomoc:

„Powiedziałem im, że chcę równowartość, na przykład 500 miliardów dolarów metali ziem rzadkich, a oni zasadniczo zgodzili się na to, więc przynajmniej nie czujemy się głupio. W przeciwnym razie jesteśmy głupi. Powiedziałem im, że musimy coś zdobyć. Nie możemy dalej płacić tych pieniędzy”.

Po pierwsze, mówiąc o metalach ziem rzadkich, tak naprawdę Ukraina nie ma pełnego rozeznania co, ile oraz gdzie ma (eksperci mówią, że warto się skupić na kilku miejscach, gdzie już trwa wydobywanie i je zaproponować Amerykanom, zamiast zaczynać badania i klasyfikację wobec światowych standardów wszystkiego, ponieważ może to potrwać kilka lat).

Do tego część tych, o których wie, znajduje się np. na terytorium okupowanym, albo przyfrontowym. Po drugie, proces wydobywania oraz przetwarzania tych zasobów jest skomplikowany, amerykańscy inwestorzy musieliby zainwestować duże pieniądze w rozbudowę odpowiedniej infrastruktury w Ukrainie, więc inwestycje szybko raczej się nie zwrócą.

Po trzecie, część zasobów może znajdować na ziemiach, które dzierżawią wielkie firmy rolnicze. Po czwarte, żeby zaczął się proces takiego udostępnienia ukraińskich zasobów, trzeba byłoby przygotować odpowiednie normy w ukraińskim prawie.

Mimo to zdaniem ukraińskich komentatorów

Trump będzie mógł sięgać po tę propozycję, tłumacząc swoim wyborcom, dlaczego USA nadal wspiera Ukrainę – ponieważ tam leży amerykański interes.

12 lutego w Kijowie z wizytą przebywał sekretarz skarbu USA Scott Bessent. Jest pierwszym urzędnikiem na szczeblu gabinetu w administracji Trumpa, który odwiedził Ukrainę. Bessent miał rozmawiać z ukraińskimi władzami o dostępie USA do złóż metali ziem rzadkich.

We wspomnianej rozmowie z Trumpem Zełenski odniósł się do tej wizyty. Strona amerykańska zaproponowała Ukrainie projekt umowy w sprawie współpracy gospodarczej i surowcowej. Ukraińscy politycy mają się mu przyjrzeć. Umowa może zostać podpisana podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, która odbędzie się 14-16 lutego 2025 r.

„Ukraińska Prawda" pisze, że sekretarz skarbu USA powiedział dziennikarzom, że dokument jest częścią dalszych gwarancji dla Ukraińców ze strony USA i jest „ważnym sygnałem dla rosyjskiego przywództwa, że jesteśmy razem” we współpracy gospodarczej z Ukrainą.

Kiedy może dojść do zakończenia wojny?

Jak poinformował wczoraj Trump, w ramach tej konferencji ma też dojść do spotkania wiceprezydenta J.D. Vance'a oraz sekretarza stanu Marco Rubio z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. W najbliższym czasie odwiedzić Ukrainę ma Keith Kellogg, specjalny wysłannik ds. Ukrainy i Rosji. Zdaniem komentatorów politycznych z Ukrainy podczas tych spotkań mogą być kształtowane ramy planu rozejmu pomiędzy Ukrainą a Rosją.

Nawet gdyby doszło do zawieszenia broni, to Ukraińcy i tak postrzegają to tylko jako etap wojny. Mają świadomość, że zagrożenie nie zniknie, więc myślą kategoriami gwarancji: co pomoże im w razie ponownej inwazji (większa część ukraińskiego społeczeństwa jest przekonana, że do tego może dojść).

Członkostwo w NATO (na razie nie ma na to zgody państw członkowskich), zagraniczne wojska w Ukrainie (niezbyt realistyczne – Zełenski mówił, że w takim razie potrzebnych jest co najmniej 200 tys. żołnierzy), gwarancje dwustronne np. od USA? Ostatnio mówi się o tym, że państwa zachodnie powinny dozbrajać Ukrainę, żeby była gotowa odeprzeć potencjalną agresję. I chociaż Donald Trump chciałby powierzyć bezpieczeństwo Ukrainy państwom europejskim, to w Ukrainie mają wątpliwości, czy sama Europa ma wystarczające zasoby.

Witalij Portnikow, ukraiński dziennikarz i analityk polityczny, mówi w Radiu Swoboda, że wojna może zostać zakończona w dwóch przypadkach:

  • jeśli Putin uzna, że ze względu na stan gospodarki rosyjskiej już nie może jej kontynuować (to jest trudne do określenia, ponieważ Rosja jest wspierana przez np. Chiny czy Koreę Północną; Ostatnio pojawiły się informacje, że lider Chin Xi Jinping przyjął zaproszenie od Rosji do wzięcia udziału w obchodach 9 maja – Dnia Zwycięstwa w II wojnie światowej – w Moskwie, co może być potwierdzeniem sojuszu pomiędzy Rosją a Chinami);
  • jeśli Rosji uda się doprowadzić do destabilizacji Ukrainy. Jak pisaliśmy w OKO.press, Rosjanie oprócz działań wojennych prowadzą wojnę informacyjną. Rosyjskie służby w mediach społecznościowych werbują Ukraińców (często młodych, bezrobotnych) do wykonywania akcji dywersyjnych, np. podpalania samochodów wojskowych czy działania przeciwko pracownikom komisji poborowych. Rosjanie chcą zdyskredytować armię, ukraińskie instytucje państwowe, doprowadzić Ukraińców do stanu beznadziei, żeby stracili wiarę w to, że stawianie oporu ma sens.

Putin chciałby negocjacji tylko z Trumpem. Ukraina oraz jej partnerzy, w tym Polska, powtarzają, że rozmowy nie mogą odbyć się bez Ukrainy i Europy.

Po drugie, jak mówi Portnikow, ukraińskie władze według Putina stały się nielegalne po Rewolucji Godności w 2014 roku, kiedy jego zdaniem miał miejsce „zamach stanu”.

Portnikow zgodził się z prowadzącą Włastą Łazur, że znaleźliśmy się w „ślepej uliczce”. „Dobrym pytaniem jest, ile lat powinno się szukać wyjścia z tej sytuacji” – mówi Portnikow.

„Rosja nie sądzi, że jest w ślepej uliczce. Na tym polega problem”.

Według analityka Ukraińcy nie mają wyjścia.

„Albo będą w stanie walczyć z Rosją, albo zostaną wydaleni ze swoich miejsc zamieszkania. Terytorium ich kraju zostanie przyłączone do Rosji i, jak powiedział prezydent Trump, „pewnego dnia będą mogli stać się rosyjskimi”. Ale te ziemie staną się rosyjskie, nie my z panią, ziemie z zasobami ziem rzadkich staną się rosyjskie, a my po prostu będziemy leżeć na tych ziemiach razem z milionami naszych rodaków, którzy zostali [w Ukrainie]. Będziemy nawozem dla metali ziem rzadkich” – mówi Portnikow. I dodaje:

„Biorąc pod uwagę przebieg tej wojny, wierzę, że Ukraina jest w stanie odeprzeć atak, odzyskać niepodległość i suwerenność. Nie powinniśmy tylko zakładać, że gwarantem tego będzie prezydent Stanów Zjednoczonych lub prezydent Ukrainy, który zostanie wybrany w następnych wyborach prezydenckich.

Gwarantem może być naród ukraiński i jego gotowość do walki”.
;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze