Były sekretarz stanu USA Henry Kissinger nie żyje. Kim był wieloletni doradca amerykańskich prezydentów i laureat pokojowej nagrody Nobla? „Był mistrzem polityki zagranicznej opartej nie na ideologicznych dogmatach, lecz na pragmatycznie postrzeganych interesach”
Henry Kissinger nie żyje. Szef dyplomacji USA w czasach Richarda Nixona miał 100 lat. Z opublikowanego przez jego firmę Kissinger Associates oświadczenia wynika, że Henry Kissinger zmarł 29 listopada w swoim domu w Connecticut. Pogrzeb odbędzie się w ramach prywatnej uroczystości, a następnie w Nowym Jorku ma się odbyć uroczystość żałobna.
W tym roku minęło pół wieku od jego największych sukcesów dyplomatycznych: w styczniu 1973 roku podpisał paryskie porozumienia pokojowe, oficjalnie kończące wojnę w Wietnamie, za które w grudniu tego samego roku otrzymał pokojową Nagrodę Nobla.
W sondażach Gallupa w latach 1973-1975 był na szczycie listy najbardziej podziwianych ludzi w USA, na której zwykle dominują urzędujący prezydenci.
Ale kiedy w 1977 roku, po wygranej Jimmy’ego Cartera, opuszczał Departament Stanu, w wyniku protestów studentów oskarżających go o zbrodnie wojenne i pomaganie krwawym dyktaturom, nowojorski Uniwersytet Columbia musiał cofnąć złożoną mu propozycję pracy.
Kim był Henry Kissinger? „Cudotwórcą” amerykańskiej polityki zagranicznej czy średnio skutecznym dogmatykiem, w dodatku całkowicie nieczułym na kwestię praw człowieka za to niezwykle czułym na punkcie swojego ego?
W OKO.press o Kissingerze pisali kilka miesięcy temu Łukasz Pawłowski i Piotr Tarczyński. Przypomnijmy fragment ich tekstu.
Kissinger urodził się w 1923 roku w niemieckim Fürth, dziś części Norymbergi. Jego rodzina należała do typowej niemieckiej klasy średniej żydowskiego pochodzenia. W 1938 roku jego rodzina przeniosła się do Stanów Zjednoczonych.
Kiedy wybuchła wojna, powołano go do wojska, oddelegowano do wywiadu i kontrwywiadu, w dodatku niemal od razu na kierownicze stanowisko – jako 22-latek został zarządcą 200-tysięcznego niemieckiego miasta opanowanego przez Amerykanów, a następnie zajmował się tropieniem nazistów i byłych członków Gestapo.
Po powrocie do Ameryki porzucił wcześniejsze plany i podjął studia na Harvardzie, gdzie obronił doktorat o jednym ze swoich intelektualnych idoli, austriackim kanclerzu Metternichu (drugim był kanclerz Otto von Bismarck).
Doktor Kissinger został profesorem nauk politycznych, cenionym, choć niezbyt lubianym przez kolegów – nie ukrywał bowiem, że uważa się za mądrzejszego od innych, a jego ambicje nie ograniczają się jedynie do świata uniwersyteckiego.
Chętnie wypowiadał się publicznie i dzielił swoją wiedzą z każdym, kto tylko chciał go słuchać – zwłaszcza jeśli mógł pomóc mu w karierze.
Doradzał Demokratom, Kennedy’emu i Johnsonowi, ale na stałe związał się z gubernatorem Nowego Jorku Nelsonem Rockefellerem, liderem centrowego skrzydła Partii Republikańskiej. Został jego głównym ekspertem do spraw zagranicznych.
Równie ambitny, co zamożny Rockefeller kilkakrotnie próbował zostać kandydatem swojej partii na prezydenta, ale jako zbyt liberalny nie miał szans na zdobycie nominacji. W 1968 roku przypadła ona byłemu wiceprezydentowi Richardowi Nixonowi. W czasie kampanii wyborczej Kissinger doradzał obu stronom i był tak przekonany o swojej zręczności, że jednemu ze znajomych jeszcze przed wyborami obiecał pracę w następnej administracji, niezależnie od tego, kto wygra.
Henry Kissinger nazywany był mistrzem polityki zagranicznej opartej nie na ideologicznych dogmatach, lecz na pragmatycznie postrzeganych interesach, zwanej z niemiecka Realpolitik, choć sam Kissinger rzadko używał tego określenia.
Należało, jego zdaniem, zaakceptować rzeczywistość taką, jaka była: zrozumieć ograniczenia amerykańskich możliwości, które najdobitniej ukazał Wietnam, a ZSRR i komunistyczne Chiny uznać za normalnych członków społeczności międzynarodowej.
Rozmowy chińsko-amerykańskie prowadzone były w największej tajemnicy. W lipcu 1971 roku, kiedy oficjalnie podano, że w czasie wizyty Kissingera w Pakistanie dopadła go choroba żołądka, udał się z tajną misją do Pekinu, by przygotować grunt pod wizytę prezydenta.
Kiedy ogłoszono przełom w stosunkach amerykańsko-chińskich, media okrzyknęły Kissingera mianem „cudotwórcy”, „Super-K”, a także – co musiało mu schlebiać bardziej – „nowym Metternichem”.
Jednak największym problemem Nixona i Kissingera była trwająca od lat wojna w Wietnamie.
Choć realistycznie uznali, że wojny tej nie da się wygrać, ich przekonanie, że zbyt wczesne wycofanie się zaszkodzi wizerunkowi Stanów Zjednoczonych w świecie, było przykładem doktrynerstwa, które Kissinger tak krytykował.
Próba zmuszenia komunistycznego Wietnamu Północnego do przyjęcia amerykańskich warunków poprzez przedłużanie wojny kosztowała życie tysięcy ludzi: Amerykanów, Wietnamczyków, a także obywateli neutralnej Kambodży.
To właśnie pod naciskiem Kissingera USA rozpoczęły tajne bombardowania tego kraju, na którego terytorium miała swoje bazy komunistyczna partyzantka. Z czasem, w maju 1970 roku, nastąpił atak żołnierzy amerykańskich i Wietnamu Południowego, co na nowo rozbudziło antywojenne demonstracje w kraju.
Ani atak lądowy, ani wcześniejsze bombardowania nie przerwały jednak linii zaopatrzenia wojsk Wietnamu Północnego i nie zlikwidowały zlokalizowanych w Kambodży baz. Przyniosły one jednak wyłącznie śmierć nawet 100 tysięcy cywilów, przyczyniły się do destabilizacji kraju i przejęcia władzy przez ludobójczy reżim komunistycznych Czerwonych Khmerów.
Trwająca jednocześnie „wietnamizacja”, czyli przerzucenie odpowiedzialności za prowadzenie wojny na armię Wietnamu Południowego, była jedynie listkiem figowym, mającym przykryć amerykańską klęskę – odłożeniem w czasie nieuchronnego.
Choć Kissinger zawsze twierdził, że Sajgon nie musiał upaść i zrzucał winę na zdominowany przez Demokratów Kongres, który zmniejszył pomoc dla Wietnamu Południowego. Wiele wskazuje jednak na to, że Kissingerowi, ogarniętemu obsesyjną wręcz potrzebą podtrzymania prestiżu Stanów Zjednoczonych i wizerunku kraju jako potęgi, nie chodziło o żadne zwycięstwo.
Nie wierzył w nie już w połowie lat 60. Celem było skłonienie komunistów do ustępstw i zachowanie „przyzwoitego odstępu” pomiędzy wycofaniem się Amerykanów a przejęciem pełni władzy przez wietnamskich komunistów.
„Nie wierzę, że czwartorzędna potęga nie ma punktu krytycznego”, po którym się złamie, mówił o Wietnamie Północnym. Pomylił się. Koszty realizacji jego wizji okazały się ogromne, a korzyści żadne – prestiż Amerykanów zapewne bardziej ucierpiał z powodu przedłużającej się wojny, niż stałoby się to w wyniku wcześniejszego wycofania żołnierzy.
Cała sylwetka Kissingera w tekście Pawłowskiego i Tarczyńskiego.
Z kolei o tym, co były sekretarz stanu USA robił w Ameryce Południowej, przeczytacie Państwo w tekście Artura Domosławskiego.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze