0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. JAVIER SORIANO and OSCAR DEL POZO / AFP (combo)Fot. JAVIER SORIANO ...

W Hiszpanii rozpoczynają się dziś (21 sierpnia 2023) dwudniowe konsultacje w sprawie utworzenia rządu. W poniedziałek i wtorek król spotka się z przedstawicielami partii, które weszły do parlamentu i wysłucha ich propozycji dotyczących możliwych koalicji i składu gabinetów. Rozmowy rozpoczną partie, które uzyskały najmniej głosów, a zakończą dwaj najwięksi oponenci – lewicowa Partia Socjalistyczna (PSOE) pod przywództwem obecnego premiera Pedro Sáncheza i prawicowa Partia Ludowa (PP) z jej liderem Albertem Feijóo [obaj na zdjęciu u góry].

Udziału w konsultacjach odmówiła większość regionalnych partii niepodległościowych, pokazując tym swój sprzeciw wobec hiszpańskiej monarchii.

We wtorek 22 sierpnia po południu król powinien ogłosić kandydata na premiera, który wystąpi potem o wotum zaufania od parlamentu. Pierwsze głosowanie odbędzie się z większością absolutną. Proponowany gabinet musi otrzymać 176 głosów w liczących 350 deputowanych hiszpańskim Kongresie. Jeśli ich nie uzyska, głosowanie zostanie ponowione, tym razem z większością zwykłą. Jeśli również nie uda się jej otrzymać, to o wotum zaufania mogą ubiegać się kolejni kandydaci.

W przypadku nieudzielenia żadnemu z gabinetów wotum zaufania, wybory będzie trzeba powtórzyć.

Przeczytaj także:

Zamiast sprintu po władzę – negocjacyjny maraton

Choć od wyborów parlamentarnych minął już prawie miesiąc, wciąż nie wiadomo, kto będzie rządził Hiszpanią przez najbliższe cztery lata. Wybory, które miały być szybkim marszem prawicy po władzę, zamieniły się w negocjacyjny maraton pod dyktando wyborczej arytmetyki.

Mimo uzyskania największej liczby głosów, zdolności prawicy do utworzenia rządu są bardzo wątpliwe. Wbrew oczekiwaniom, Partia Ludowa wraz z ultraprawicową Vox otrzymały łącznie mniej mandatów (169) niż potrzeba do wygranej w głosowaniu większością absolutną. Mogą liczyć na głosy dwóch prawicowych partii regionalnych (Ludowej Partii Nawarry (UPN) i Koalicji Kanaryjskiej (CC), które mają po jednym mandacie. To jednak nie wystarczy nawet do osiągnięcia większości zwykłej. A na tym lista sojuszników prawicy się kończy – resztę politycznej sceny Hiszpanii zajmują partie lewicowe i ugrupowania niepodległościowe Katalonii i Kraju Basków.

W bardziej rozwojowej, choć też skomplikowanej sytuacji jest lewica. Po czterech latach rządów wszystkie sondaże wróżyły jej klęskę, tymczasem PSOE i Sumar uzyskały łącznie lepszy od zakładanego wynik – 153 mandaty. Partie niepodległościowe mają w sumie 26 mandatów i gdyby wszystkie poparły koalicję PSOE z Sumar, to niewielką większością lewicy udałoby się uzyskać wotum zaufania. Powyborczy miesiąc upłynął więc lewicy na nerwowych negocjacjach, a komentatorom – na prognozowaniu coraz bardziej skomplikowanych scenariuszy.

Wszystko w rękach katalońskich separatystów

Trzy partie niepodległościowe – Nacjonalistyczna Partia Kraju Basków (PNV), EH Bildu (lewicowa partia baskijska, której wielu członków należało w przeszłości do ETA) i katalońska lewica republikańska ERC – wstępnie zadeklarowały swoje poparcie dla lewicowego bloku, to katalońscy separatyści z radykalnej Junts per Catalunya od razu zapowiedzieli, że „nie uczynią Sáncheza premierem za darmo”. Głosy 7 posłów Junts są kluczowe: pozytywne, pozwoliłyby zdobyć wotum zaufania w głosowaniu większością absolutną. Jeśli to się nie uda, to wstrzymanie się od głosu Katalończyków w drugiej turze głosowania większością zwykłą pozwoliłoby utworzyć rząd.

Choć poparcie Junts wydaje się kluczowe, to jego cena może być dla lewicy zbyt wysoka. Partią nieformalnie wciąż kieruje Carles Puigdemont, jeden z inicjatorów katalońskiego referendum niepodległościowego w 2017 roku. Oskarżony przez Hiszpanię o zdradę stanu przebywa w Belgii, a hiszpański Sąd Najwyższy niedawno odnowił wydany wcześniej nakaz jego aresztowania. Dla prawicy Puigdemont jest zdrajcą, zagrożeniem i wrogiem publicznym numer jeden.

Lewica, zwłaszcza progresywna Sumar, jest bardziej otwarta na niepodległościowe negocjacje, ale prowadzenie ich z objętym nakazem aresztowania separatystą jest co najmniej kłopotliwe. Rzeczniczka Junts, Míriam Nogueras już w noc wyborczą 23 lipca zadeklarowała, że priorytetem partii jest przyszłość Katalonii, a nie rządu hiszpańskiego. Kilka dni temu, obecna prezeska Junts, Laura Borràs, ponownie przypomniała, że „Partia nie jest zainteresowana negocjacjami w sprawie wyboru hiszpańskiego premiera, ale rozwiązaniem konfliktu, który Hiszpania utrzymuje z Katalonią”.

Amnestia i referendum

Większość rozmów koalicyjnych objętych jest tajemnicą i te najważniejsze toczą się prawdopodobnie w tym momencie. Nieoficjalnie mówi się o dwóch warunkach stawianych przez Junts: obietnicy przeprowadzenia kolejnego referendum niepodległościowego w Katalonii i objęciu amnestią organizatorów plebiscytu z 2017 roku. Wiadomo, że ich całkowite spełnienie jest niemożliwe i socjaliści muszą ostrożnie komunikować wszystkie negocjacyjne posunięcia. Jednak wypracowanie jakiegoś porozumienia amnestyjnego i dalsze ustępstwa na rzecz ruchów niepodległościowych wydają się coraz bardziej prawdopodobne.

Czy jednak strony wypracują akceptowalne dla wszystkich rozwiązanie już w najbliższych dniach? Część polityków wydaje się w to wątpić i sugeruje, że Sánchez prędzej przystanie na rządy prawicy, niż warunki stawiane przez Junts.

Prawicowy blok pęka

Tymczasem prawica wykonuje nieśmiałe gesty w stronę PNV. Baskijscy nacjonaliści, znacznie bardziej umiarkowani od EH Bildu, dochodzili w przeszłości do porozumienia z Partią Ludową w pojedynczych głosowaniach sejmowych. Zdobycie poparcia 5 posłów PNV znacząco zmieniłoby sytuację prawicy. Ludowcy od tygodni sugerowali, że prowadzą takie negocjacje, jednak sama PNV już kilkakrotnie temu zaprzeczyła. Jej politycy podkreślali, że nigdy nie poprą rządu, do którego wejdą prawicowi radykałowie z Vox. Santiago Abascal z kolei zapewniał, że nie uzna żadnego porozumienia z PNV. Jedyna możliwa układanka prawicy wydawała się wiec zablokowana.

Jednak dwa tygodnie temu Abascal niespodziewanie ogłosił, że poprze Partię Ludową w utworzeniu rządu, niezależnie od jego składu i zawartych porozumień. Zadeklarował, że Vox nie będzie oczekiwał nic w zamian, a jego intencją jest tylko „ochrona Hiszpanii przed rządami jej wrogów”, czyli Junts. Ta wspaniałomyślna oferta nie kosztowała Vox zbyt wiele, bo padła w momencie, gdy zdolność prawicy do utworzenia jakiegokolwiek rządu robiła się coraz bardziej wątpliwa.

Jednak w czwartek 17 sierpnia, na pierwszym posiedzeniu nowego parlamentu, Vox otrzymało od Partii Ludowej niespodziewany cios – ich kandydat został wykluczony z wyborów do prezydium sejmu. Taka decyzja wywołała zdziwienie nawet w szeregach PP, a na jej skutki prawica długo nie musiała czekać: gdy tego samego dnia odbyły się wybory marszałka sejmu, Vox nie poparło kandydatki Partii Ludowej, która zamiast spodziewanych 172 głosów otrzymała jedynie 139.

Komentatorzy potraktowali czwartkowe wybory jako przedsmak głosowania nad wotum zaufania dla rządu. Alberto Feijóo wciąż deklaruje, że będzie się o nie starał, choć chwilowo nie wiadomo nawet, czy poprze go Vox. W Partii Ludowej narasta już opozycja przeciwko kandydatowi, który zmarnował potencjał ostatnich wyborów i pojawia się coraz więcej sugestii, że sprawa jest przegrana.

Niespodziewany „prezent” dla lewicy

Na lewicy dominują za to optymistyczne nastroje. Czwartkowe wybory na stanowisko marszałka sejmu wygrała kandydatka PSOE Francina Armengol. Burzliwe negocjacje trwały do ostatniej chwili i w czwartek rano Junts potwierdziła, że udziela jej poparcia. Zostało to odebrane jako nieoczekiwany zwrot w negocjacjach między lewicą a separatystami i możliwa zapowiedź dalszego poparcia w utworzeniu rządu.

Nic nie jest jednak przesądzone: tuż po wyborze Armengol politycy Junts zaczęli studzić entuzjazm, podkreślając, że od poparcia w parlamencie do zagłosowania za rządem lewicy droga jest jeszcze daleka. Wydaje się, że po tym niespodziewanym „prezencie”, nadzieje lewicy na utworzenie rządu mogą wzrosnąć, a wraz z nimi – żądania stawiane przez separatystów. Już teraz osiągnęli dwa cele: w zamian za poparcie Armengol, zażądali oficjalnej zgody na używanie w parlamencie wszystkich języków regionalnych (katalońskiego, galicyjskiego i baskijskiego) i obietnicy zbadania przez Kongres doniesień o podsłuchiwaniu telefonów katalońskich działaczy za pomocą systemu Pegasus.

W poniedziałek 21 sierpnia król przeprowadził rozmowy z częścią partii regionalnych oraz przedstawicielami Sumar. Koalicja Kanaryjska wyraziła swoje poparcie dla ewentualnego gabinetu prawicy, ale nie wykluczyła też oddania głosu na rząd Sáncheza, jeśli spełni pewne warunki. PNV poprosiła natomiast króla, żeby poczekał z wyznaczaniem kandydata na premiera, co miało nastąpić we wtorek po południu. Zdaniem baskijskich nacjonalistów, pośpiech jest niewskazany, bo negocjacje między partiami są wciąż dalekie od zakończenia.

;

Udostępnij:

Małgorzata Tomczak

Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.

Komentarze