0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. DIETER NAgencja GazetaL / AFPFot. DIETER NAgencja...

Poród miał się zacząć już za moment, ale Rea – wielka locha cudem uratowana jako warchlak i odchowana w ośrodku rehabilitacji dzikich zwierząt go nie doczekała. Została po niej krwawa plama na środku pola. Myśliwy, który ją zastrzelił, miał prawo do otrzymania od państwa 650 zł za zabicie zwierzęcia.

Dziki to inteligentne i pożyteczne zwierzęta. Zjadają oraz niszczą larwy i poczwarki owadów niebezpiecznych dla drzewostanu, a także drobne gryzonie. Są też leśną służbą sanitarną, sprzątającą las z padliny. Szybko się uczą. Jak opowiadał mi kiedyś myśliwy, wychodząc w nocy na żer, starają się nie pokazywać w świetle księżyca, a w polowaniu zbiorowym potrafią nie reagować na nagankę, która płoszy je pod lufy myśliwych. Ciekawy przykład zdolności dzików do uczenia się przytacza Peter Wohlleben w „Duchowym życiu zwierząt”: w szwajcarskim kantonie Genewa, w którym w 1974 roku wprowadzono zakaz polowań i od tego czasu w sezonie łowieckim dziki przypływają tam z Francji przez Ren, żeby przetrwać kilka miesięcy z dala od francuskich strzelców.

Te pożyteczne zwierzęta od dawna mają bardzo ograniczone prawo do życia.

Odkąd w 2019 roku ówczesny minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zdecydował, żeby z afrykańskim wirusem świń (ASF) walczyć głównie za pomocą rzezi dzików, zwierzęta te wybijane są bez litości.

Strzela się do nich dniami i nocami (to ostatnie jest możliwe dzięki termowizji i noktowizji), przez cały rok, więc dziki nie mają chwili spokoju. Nawet lochy w późnej ciąży i prowadzące młode nie są oszczędzane, gdyż nie obowiązują na nie okresy ochronne. Jak wynika z zestawień Banku Danych o Lasach, prowadzonego przez Lasy Państwowe, od 2016 roku myśliwi zabili około 2,5 miliona tych inteligentnych i pożytecznych zwierząt.

Przeczytaj także:

ASF się szerzy

Okazuje się, że to niewiele dało. Od czerwca tego roku w hodowlach świń pojawiło się już 41 ognisk afrykańskiego pomoru świń (ASF) i presja na zwiększenie liczby zabijanych dzików wzrosła, mimo że wieloletnia rzeź dzików nie wyeliminowała wirusa. A nawet – jak widać – mimo tej rzezi liczba ognisk rośnie. Większość nowych ognisk jest w Wielkopolsce, która jest zagłębiem hodowlanym świń, ale wirus pojawił się też na Pomorzu Zachodnim niedaleko granicy niemieckiej, oraz w okolicach Grudziądza, Iławy i Sztumu, a także Hrubieszowa, Radomia i Węgorzewa. Na hodowców trzody chlewnej padł blady strach. Przez cały ubiegły rok inspekcja weterynaryjna odnotowała 30 ognisk, wzrost jest więc znaczący.

ASF to wirus niegroźny dla człowieka, ale śmiertelny dla świń. A ze świniami nikt się nie patyczkuje. Jeśli w stadzie choć jedno zwierzę było chore, zabijane są wszystkie świnie. Niektóre stada liczą po kilka tysięcy zwierząt. W 41 zakażonych stadach padło, bądź zostało uśmiercone ponad 16 tys. świń. Ogniska liczyły od 2 do blisko 2,9 tys. świń. Hodowcom nie chodzi o dobro zwierząt, które przecież i tak są chowane na rzeź, ale o pieniądze, a ogromne kwoty wchodzą w grę. Jak podaje GUS, na początku grudnia 2023 roku pogłowie trzody chlewnej wynosiło 9,77 mln zwierząt (określanych w oficjalnej nomenklaturze jako sztuki) i było wyższe o 145,4 tys. zwierząt od stanu notowanego w analogicznym okresie 2022 roku. Widać więc, że hodowle to ogromny biznes.

Jak podaje Główny Inspektorat Weterynarii, najczęstszym sposobem zakażenia jest bezpośredni lub pośredni kontakt ze zwierzętami zakażonymi. Rozprzestrzenianie się wirusa jest stosunkowo łatwe za pośrednictwem osób i pojazdów odwiedzających gospodarstwo, skażonego sprzętu i narzędzi, zwierząt mających swobodny dostęp do gospodarstwa (gryzonie, koty, psy), jak również przez skażoną paszę, wodę oraz skarmianie zwierząt odpadami kuchennymi (zlewkami) zawierającymi nieprzetworzone mięso zakażonych świń lub dzików.

Rolnicy, którzy hodują świnie, muszą stosować rygorystyczne zasady bioasekuracji, czyli hodowla musi być w odpowiedni sposób ogrodzona, trzeba stosować maty dezynfekujące itp. Ciągle jednak najprostszym rozwiązaniem wydaje się odstrzał dzików, mimo że naukowcy nie rekomendują rzezi dzików w strefie zakażonej jako sposobu walki z wirusem.

Strzelanie jednak jest prostsze niż zabezpieczanie gospodarstw i bardziej nośne wśród rolników, którzy nie lubią dzików nie tylko z powodu wirusa, ale też szkód, które wyrządzają im te zwierzęta.

Kilka miesięcy temu wiceminister klimatu i środowiska Mikołaj Dorożała zapowiedział zmianę podejścia do odstrzału dzików i rozmowy z Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Głównym Inspektoratem Weterynarii o usprawnieniu działań w zakresie przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się choroby bez przeprowadzania rzezi na dzikach.

Łowczy krajowy chce więcej polowań, myśliwi się śmieją

Najwyraźniej rozmowy nie przyniosły skutku – co nie dziwi, biorąc pod uwagę to, że resort ten przypadł w udziale PSL – bo łowczy krajowy Eugeniusz Grzeszczak zadeklarował pomoc rolnikom poprzez odstrzał dzików.

„W związku z dramatycznie szybkim rozprzestrzenianiem się wirusa Afrykańskiego Pomoru Świń na terenie województwa wielkopolskiego, apeluję o zobowiązanie kół łowieckich do podjęcia zdecydowanych działań mających na celu zintensyfikowanie odstrzału dzików, co w konsekwencji powinno przełożyć się na redukcję zagęszczenia oraz liczebności populacji tego gatunku” – napisał 12 sierpnia łowczy krajowy do zarządów okręgowych PZŁ w Kaliszu, Koninie, Lesznie, Pile i Poznaniu.

Tymczasem odstrzał już jest ogromny. Trudno o miarodajne dane o liczbie dzików w Polsce.

Według Banku Danych o Lasach w sezonie 2023/24 myśliwi zabili 245 567 dzików, a obecnie w Polsce żyje 55 156 tych zwierząt. W obecnym sezonie plan „pozyskania” – czyli zabicia – wynosi 119 494 dzików.

Jak można zabić więcej zwierząt, niż żyło na koniec poprzedniego sezonu? To proste, dziki rozmnażają się intensywnie. A warchlaki zabija się tak jak dorosłe dziki. I choć myśliwi często zarzekają się, że nie zabijają maluchów, przynajmniej wtedy, gdy te są jeszcze pasiakami, to liczby mówią same za siebie. Tym bardziej że zabicie lochy z gromadką młodych, które trzymają się matki, jest nie tylko łatwe, ale i opłacalne.

Sami myśliwi przyznają, że to jest absurdalne. „Koń by się uśmiał”, „Widział ktoś ostatnio bardziej śmieszny tekst?”, „Dziki wchodzą do chlewni. Cygan zawinił, konia powiesili” – to komentarze z jednego z forów łowieckich.

Bioasekuracja wymaga wysiłku ze strony rolników, a nie wszystkim się to uśmiecha.

Kilka dni temu Inspekcja Weterynaryjna zaapelowała do rolników, aby korzystali z dopłat do wydatków poniesionych na działania zapobiegające rozprzestrzenianiu się ASF, które przysługują producentom świń. Do czasu apelu inspekcji rolnicy złożyli jedynie 740 wniosków o dopłaty na inwestycje związane z bioasekuracją gospodarstw, mimo że dotacje sięgają aż 100 tys. zł. Równocześnie rolnicy naciskają na myśliwych w sprawie intensyfikacji odstrzału.

Trudno nie abstrahować od ogromnej różnicy w liczbie dzików a świń hodowlanych. W woj. wielkopolskim według Banku Danych o Lasach na koniec marca żyło zaledwie 6 342, a świń hodowlanych jest tam natomiast wg GUS 2,8 mln. Czy chodzi zatem o to, żeby wybić pożyteczny gatunek w interesie hodowców, którym nie zawsze jest po drodze z bioasekuracją?

Na dziki bez etyki

Zabijanie dzików to intratny biznes dla myśliwych. Stawki zależą od tego, czy odstrzał jest planowy, czy sanitarny. Za odstrzeloną „sanitarnie” lochę myśliwi dostają 650 zł, a za inne dziki 300 zł, z tego 20 proc. otrzymuje dzierżawca obwodu łowieckiego. Jeśli odstrzał odbywa się według planu łowieckiego, to za odstrzelone dziki inne niż dorosłe samice, powiatowy lekarz weterynarii wypłaca dzierżawcy lub zarządcy obwodu łowieckiego 350 zł brutto.

Myśliwi często tłumaczą, że nie zabijają loch z warchlakami, że tylko niektórzy z nich są tacy nieetyczni. Tymczasem wystarczy spojrzeć na statystyki, a widać, jak wiele dzików ginie w pierwszym roku życia. Jak podaje Bank Danych o Lasach (prowadzony przez Lasy Państwowe, który wprawdzie nie doszacowuje liczby dzików, ale odnotowuje skalę zabijania zwierząt), szacowana liczba dzików w Polsce na 10 marca 2023 roku to 50 884, tymczasem od początku kwietnia 2023 do 31 marca 2024 roku myśliwi zastrzelili 245 567 dzików. Wynika z tego, że zdecydowanej większości dzików zabitych w sezonie 2023/24 na początku sezonu nie było jeszcze na świecie.

O podchodzeniu do etyki łowieckiej w kwestii dzików z dezynwolturą w przypływie szczerości muszą sami myśliwi. Kilka dni temu na łamach myśliwskiego magazynu wildmen.pl pojawił się tekst Andrzeja Brachmańskiego pt. „Umierające myślistwo„, w którym nie autor nie zostawia suchej nitki na wielu młodszych kolegach po strzelbie. „Zwierzyna w bezksiężycową noc nie ma spokoju, a niepisana zasada starych nemrodów, że na jednym wyjściu strzela się do jednego dzika, już nie obowiązuje” – pisze Brachmański i zarzuca myśliwym, że bez krzty refleksji zgodzili się na rzeź dzików. „Strzelaliśmy chętnie, zwłaszcza do loch, bo »kazali i dobrze płacili«”. Autor przyznaje, że zna myśliwego, który za „dziki sanitarne” zgarnął trzydzieści tysięcy zł, ale czyni mu z tego jedynie zarzut, że... nie podzielił się pieniędzmi z kołem łowieckim.

;
Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.

Komentarze