0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plfot. Jakub Wlodek / ...

„Łowiectwo to bardzo ważna część gospodarki naszego kraju, która zazębia się z leśnictwem i z rolnictwem. A w tych dwóch dziedzinach zwierzyna, która jest własnością Skarbu Państwa, w stanie wolnym powoduje bardzo duże szkody. Bez odpowiedniej gospodarki łowieckiej zwierzęta by nas po prostu zjadły i byśmy mieli poważne, naprawdę poważne problemy. Tutaj nie ma nawet o czym dyskutować” – powiedział nowy prezes Naczelnej Rady Łowieckiej Marcin Możdżonek w wywiadzie dla Sportowych Faktów WP, przedstawiając swój pogląd na polowania.

Możdżonek – jak już pisaliśmy w OKO.press – jest myśliwym z 10-letnim doświadczeniem i byłym reprezentantem Polski w siatkówce. W grudniu 2023 roku został prezesem NRŁ, a niedługo potem udzielił wywiadu, opowiadając o swoim poglądzie na łowiectwo.

Wypowiedzi Możdżonka podsunęły nam pomysł, żeby na łamach OKO.press porozmawiać o przyszłości myślistwa. Czy rzeczywiście zwierzęta „by nas zjadły”, gdyby nie było myśliwych?

U progu nowych rządów przyglądamy się tej władzy, która w Polsce nigdy się nie zmienia – władzy myśliwych. Czy politycy będą mieli odwagę zmierzyć się patologiami polskiego łowiectwa? Z jego – niekiedy fatalnymi – przyrodniczymi i społecznymi skutkami? Czy będą odwracać wzrok? Sprawdzamy, co należałoby zrobić, żeby chronione zwierzęta nie padały ofiarą pasjonatów okrutnego sportu, a obywatele wchodzili do lasu bez obawy, że krewki łowczy „pomyli ich z dzikiem”.

W trzecim tekście opiszemy postulaty, jakie strona społeczna przedstawia od lat:

  • wprowadzenie moratorium na polowania na ptaki;
  • zakaz dokarmiania dzikich zwierząt w tzw. nęciskach;
  • ograniczenie polowań na dziki;
  • oparcie walki z ASF o bioasekurację, a nie o odstrzał dzików.

Poprzednie dwa teksty o przyszłości łowiectwa można przeczytać tutaj:

Przeczytaj także:

Polowania na 13 gatunków

Niestety, w wywiadzie, jaki ukazał się w Sportowych Faktach, Możdżonek nie doprecyzował, w jaki sposób miałyby nas „zjeść” na przykład ptaki. A polowania na nie są w Polsce bardzo popularne. I bardzo szkodliwe.

Obecnie można polować na 13 gatunków ptaków: kaczki krzyżówki, gęsi zbożowe, białoczelne i gęgawy, gołębie grzywacze, bażanty, kuropatwy, jarząbki i słonki. Na polskiej liście gatunków łownych są również takie, których wielkości populacji zniżkują: głowienka, czernica, cyraneczka i łyska. Pierwsza z nich jest nawet zagrożona wyginięciem w skali świata. W ciągu ostatnich 40 lat populacja głowienki spadła o 90 procent.

Dlatego w 2019 roku polski komitet Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody wezwał Ministerstwo Środowiska do natychmiastowego wstrzymania polowań na te ptaki i objęcia ich ochroną. Bezskutecznie.

Podczas polowania giną lub są ranione również gatunki chronione.

Zabawa w zabijanie

„Każdy, kto widział, jak wyglądają polowania na ptactwo wodne, potwierdzi, że myśliwi nie są w stanie rozróżnić z odległości, czy strzelają do ptaka łownego, czy do chronionego. Śrut to nie jest inteligentna rakieta, zaprogramowana na jeden cel. Śrut wali we wszystko, co ma na drodze. Po wystrzale może zginąć nie tylko ptak, do którego celuje myśliwy, ale też ten, który leci obok” – mówił w rozmowie z OKO.press ornitolog Rafał Świerad.

Polowań na ptaki nie da się wytłumaczyć szkodami rolniczymi ani koniecznością „regulowania populacji”. Ptaki zabijano dawniej przede wszystkim dla mięsa. Dziś – dla zabawy.

Ta zabawa od lat wiązała się również z zatruciem środowiska ołowiem. „Ołów jest jedną z najbardziej toksycznych substancji na Ziemi. (...) Znaczna część tego toksycznego metalu ciężkiego koncentruje się we wrażliwych siedliskach ptaków wodno-błotnych, w miejscach ich rozmnażania i żerowania. Każdego roku zatruciu ołowiem ulegają 4 miliony ptaków, a milion z nich umiera” – pisali w 2020 roku naukowcy z inicjatywy Nauka dla Przyrody.

Koniec śrutu ołowianego

Od 16 lutego 2023 w całej Unii Europejskiej obowiązuje jednak zakaz używania śrutu ołowianego podczas polowań na obszarach wodno-błotnych i w promieniu 100 m wokół nich. Nie można nawet mieć go przy sobie.

„Zakaz wynika z Rozporządzenia Komisji Europejskiej 2021/57 z dnia 25 stycznia 2021 r.(...) – przepis właśnie wszedł w życie po długim vacatio legis. Zakaz ma na celu zapobieganie zanieczyszczeniu ołowiem i wynikającemu z tego zagrożeniu dla ptaków wodnych zjadających śruciny, dla zwierząt które żywią się ptakami skażonymi ołowianą amunicją śrutową, oraz dla ludzi spożywających ptaki wodne odstrzelone za pomocą ołowianej amunicji śrutowej” – informuje Klub Przyrodników.

Rozporządzenia UE stosuje się w państwach członkowskich UE bezpośrednio, bez konieczności transpozycji do prawa krajowego. Wiele krajów jednak wyprzedziło unijne rozporządzenie, wcześniej zakazując używania takiej amunicji. Polska, mimo apeli naukowców i ekspertów, tego nie zrobiła. W związku z tym złamanie zakazu wynikającego z rozporządzenia nie podlega karze.

Jaka kara za łamanie zakazu?

To nie oznacza jednak, że myśliwego nie spotkają żadne konsekwencje. Prawnik Miłosz Kościelniak-Marszał, który jest i myśliwym i obrońcą myśliwych w licznych procesach, wyjaśniał na portalu „Brać Łowiecka”: „Trzeba mieć na uwadze, że zgodnie z art. 53 pkt 5 Prawa łowieckiego wchodzenie w posiadanie zwierzyny za pomocą niedozwolonych środków stanowi poważne przestępstwo łowieckie. O ile zatem samo noszenie śrutu ołowianego czy nawet strzelanie z takiej amunicji na obszarach wodno-błotnych lub w promieniu 100 m od nich nie wiąże się z odpowiedzialnością karną, o tyle już upolowanie w takim miejscu przedstawiciela gatunku łownego za pomocą śrutu ołowianego może grozić karą pozbawienia wolności do lat pięciu i w razie skazania oznacza automatyczną relegację z PZŁ”.

Nawet jeśli myśliwi, stosując się do unijnego zakazu, zrezygnowaliby z używania śrutu ołowianego, polowania na ptaki wciąż są szkodliwym hobby nie do obrony.

„Proponujemy pięcioletnie moratorium na polowania na ptaki” – mówi w rozmowie z OKO.press Marcin Kostrzyński, wiceprezes Fundacji Niech Żyją! "To postulat, który ma ogromne poparcie społeczne. Ludzie widzą bezsens zabijania ptaków. Ale podkreślmy: moratorium miałoby obowiązywać pięć lat. To dałoby czas naukowcom na obserwację skutków. Jeśli byłyby pozytywne dla populacji ptaków i dla środowiska – moglibyśmy wprowadzić zakaz polowań na ptaki. Najlepiej na terenie całej Unii.

Jeśli chcemy, żeby gatunki przetrwały, a powinniśmy chcieć, bo bioróżnorodność jest warunkiem naszego przetrwania na Ziemi, to musimy odpuścić polowania na ptaki" – dodaje. Jak podkreśla, takie moratorium można wprowadzić rozporządzeniem ministra środowiska. Nie potrzeba osobnej ustawy – wystarczy jeden podpis.

Polowania na dziki

A może miałyby nas „zjeść” dziki, które często docierają do centrów wielkich miast? Debata o dzikich zwierzętach w miastach rozgrzewała media w październiku 2023. Wtedy w Gdańsku na boisku szkolnym zastrzelono osiem dzików. Dzicza rodzina weszła na ogrodzony teren boiska i nie potrafiła się stamtąd wydostać.

Po otrzymaniu zgłoszenia na miejsce przyjechała policja, straż miejska i myśliwy. – „Urządził tym zwierzętom jatkę” – mówiła „Wyborczej” prezeska Fundacji „Umysł" Grażyna Głogowska.

„Strzelał mimo obecności ludzi! Świadkami były dzieci i osoby dorosłe. Uczennice i uczniowie widzieli i słyszeli wystrzały, a następnego dnia krwawe ślady, które zostawiły dziki wleczone po boisku i po schodach. Akcja została przeprowadzona z naruszeniem podstawowych przepisów prawa i zagrażała życiu postronnych osób. Myśliwy strzelał w odległości ok. 20 m od zabudowań mieszkalnych” – wyliczała.

Urząd miasta w odpowiedzi na pytania mediów wyjaśniał, że przepisy nie pozwalają na wywóz dzików poza miasto. Można więc albo nie reagować, albo je zabić.

Rzeczywiście – na mocy rozporządzenia ministra rolnictwa, od 31 sierpnia 2021 w związku z afrykańskim pomorem świń, chorobą, którą mogą przenosić dziki, wprowadzono zakaz przemieszczania ich. To oznacza zakaz wywożenia odławianych zwierząt.

Skąd dziki w miastach?

Przede wszystkim mają łatwy dostęp do pokarmu. Są dokarmiane, grzebią w niezabezpieczonych kontenerach, wchodzą na nieogrodzone działki. Winne jest również rozrastanie się miast: zabudowania powstają tam, gdzie jeszcze niedawno były pola i łąki.

Ministerstwo Klimatu i Środowiska w 2022 roku – a więc jeszcze pod kierownictwem Anny Moskwy – wyjaśniało w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”, że problem pojawiania się dzików w mieście można rozwiązać regulacją populacji.

„Ograniczanie liczebności zwierząt łownych, a w szczególności dzików, na terenach sąsiadujących z miastami może wpłynąć na zmniejszenie liczby zwierząt bytujących w miastach. Mimo obowiązywania ogólnego zakazu dokarmiania dzików, w trakcie wykonywania polowania dozwolone jest ich nęcenie, co również wpływa na utrzymanie dzików z dala od miast” – wskazano.

Sprawę widzi inaczej Marcin Kostrzyński.

„Pierwszym poważnym błędem jest tak intensywne polowanie w lasach. W lesie dzik powinien czuć się bezpiecznie. Powinno się polować na nie wyłącznie na polach, tam, gdzie wyrządzają rolnikom szkodę. Jakbyśmy tak zrobili, dziki zaczęłyby z powrotem mieszkać w lasach” – mówi.

Jak podkreśla, dziki w lesie szkód nie wyrządzają. „Za to robią tyle dobrego, że nie ma drugiego tak istotnego gatunku, który pomagałby nam utrzymać zdrowotność naszych lasów. Dzik buchtując zjada 98 proc. szkodników sosny, które zimują w ściółce. Po drugie, żywi się myszami, ograniczając ich populację. Dlaczego to ważne? Bo myszy przenoszą kleszcze. Ale też dlatego, że potrafią niszczyć nowe nasadzenia, obgryzając miękką korę młodych drzewek. Dzik jest więc ważnym mieszkańcem lasu i powinien czuć się w nim bezpiecznie” – dodaje Kostrzyński.

Postulat: zakaz dokarmiania

Jak zaznacza – w przeciwieństwie do tego, co twierdził resort środowiska – dzikie zwierzęta nie powinny być dokarmiane. „Jest to absolutnie kluczowe i najważniejsze. Dzikie zwierzęta sobie doskonale dają radę bez dokarmiania, bo są dzikie” – podkreśla.

Myśliwi, polując na dziki, tworzą tak zwane nęciska, dzięki którym zwierzęta zbierają się w jednym miejscu i łatwiej jest do nich celować. W nęcisku wysypywane jest jedzenie, które może przyciągnąć dziki. Przede wszystkim są to zboża i kukurydza. „Ale znajdywałem w nich też orzeszki ziemne czy sterty chleba wyrzucone w lesie” – mówi Kostrzyński.

Jego zdaniem, karmiąc dziki kukurydzą, od małego przyzwyczajamy je do tego smaku. Dlatego później szukają takiego pokarmu, powodując szkody na polach kukurydzy. Dokarmiając dzikie zwierzęta – dodaje Kostrzyński – powodujemy również ich nadmiarowe rozmnażanie się. Czy to jest ta słynna „redukcja populacji”?

„Dokarmianie zwierząt powinno być całkowicie zakazane” – zaznacza Kostrzyński.

„Dziki bardzo szybko się uczą. Jeśli mamy populację miejską, a dzik od małego korzysta z przejść dla pieszych i je ze śmietnika, to jest dla niego naturalne środowisko. Nawet jakby go wywieźć do lasu, to będzie czuł się tam obco. Dlatego trzeba te działania wdrożyć jak najszybciej, żeby te miejskie populacje się nie rozrastały” – podkreśla wiceprezes Fundacji Niech Żyją.

„Walka” z ASF, czyli rzeź

„Dzik może być zabijany 12 miesięcy w roku, 24 godziny na dobę. Używanie noktowizorów, termowizorów nie daje żadnych szans zwierzętom. One pójdą pod nęcisko, bo wabi je zapach jedzenia i nawet jak będą przedzierać się przez najgęstsze krzaki w największej ciemności, to nie schowają się przed noktowizorem” – podkreśla Kostrzyński.

W 2019 roku rozpoczęła się rzeź dzików – pod pretekstem walki z afrykańskim pomorem świń (ASF). To zaraźliwa wirusowa choroba świń i dzików. Jeśli w hodowli świń znajdzie się choć jedno chore zwierzę – trzeba zabić wszystkie, a martwe ciała spalić.

Rozporządzenie w tej sprawie wydał minister rolnictwa. Były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski w 2018 przekonywał: „Strzelać do dzików trzeba ciągle, tu nie chodzi o jednorazową akcję. A w strefach zapowietrzenia dziki trzeba wybić praktycznie do zera. Tam, gdzie choroby nie ma, trzeba zejść do bardzo niskiego poziomu”.

Naukowcy protestują

„Zarówno wytyczne Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA), jak i krajowa praktyka wskazują, że zmasowane polowania na dziki walnie przyczyniają się do roznoszenia wirusa. Dzieje się to za sprawą (1) zwiększania zasięgów przemieszczania się spłoszonych zwierząt, które zarażają kolejne osobniki, (2) zanieczyszczania środowiska krwią zarażonych dzików, która może stanowić źródło nowych zakażeń, oraz (3) częstszego kontaktu z krwią i szczątkami zarażonych dzików przez myśliwych, bez możliwości skutecznego odkażenia w warunkach polowania. Zwiększona mobilność myśliwych w ramach masowych odstrzałów może prowadzić do transmisji wirusa na duże odległości” – pisali naukowcy z inicjatywy Nauka dla Przyrody w 2019 roku.

Pomimo sprzeciwu naukowców, odstrzał trwa. I wcale nie przynosi efektów.

W 2023 roku wykryto 2686 ognisk ASF u dzików. To więcej niż w 2022 (2113), ale mniej niż w 2021 (3214).

Najwyższa Izba Kontroli pod koniec 2022 roku opublikowała raport, w którym wykazała, że masowy odstrzał nie pomaga w zwalczaniu ASF. Łącznie w latach 2019-2021 myśliwi zastrzelili ponad milion dzików (zarówno w ramach odstrzałów sanitarnych, jak i gospodarki łowieckiej).

Spośród tego miliona zabitych zwierząt jedynie 2,6 proc. dzików było zarażonych ASF.

Bioasekuracja do poprawy

„Priorytetowym działaniem mają się stać nie bezsensowne wybijanie dzików, tylko bioasekuracja (czyli w uproszczeniu ścisły reżim sanitarny hodowli świń) i rzeczywisty nadzór weterynaryjny nad nią” – pisali prof. Henryk Okarma i dr Katarzyna Bojarska z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie w artykule „Jak polityka może wykończyć dzika” w magazynie „Brać Łowiecka” (nr 8/2018).

Tymczasem w OKO.press opisywaliśmy sytuacje, w których myśliwi nie przestrzegali zasad bioasekuracji. Mieszkanka wsi pod wielkopolskimi Pobiedziskami opowiadała o polowaniu, na które natknęła się pod koniec 2023 roku:

„Myśliwi mieli na jednej przyczepie daniela, na drugiej dziki. Z przyczep ciekła krew. Zwierzęta nie były oznakowane – mimo że tego wymagają przepisy dotyczące odstrzału sanitarnego”. Na nasz artykuł o Pobiedziskach odpowiedzieli lokalni myśliwi. Przyznali, że nie dochowano zasad bioasekuracji.

„Myśliwi mogli zdecydowanie lepiej zabezpieczyć przyczepę z upolowaną zwierzyną podczas jej transportu. Wyciągnęliśmy z tego wnioski. Następnym razem przyczepa wyłożona zostanie szczelnie folią oraz przykryta dokładnie plandeką” – napisali w odpowiedzi na nasz materiał.

Zasady bioasekuracji to również m.in. zbieranie szczątków dzików, stosowanie specjalnych mat przed wejściem do budynków hodowli świń, zmiana obuwia, zabezpieczenie paszy przed dzikimi zwierzętami.

„Wybicie dzików nie jest rozwiązaniem żadnych problemów” – zauważa Kostrzyński. „1/3 powierzchni Polski to lasy, a dziki dbają o bezpieczeństwo lasów. Mamy ocieplenie klimatu, wg projekcji w 2050 roku dla sosny będzie w Polsce za gorąco. Już teraz sosny umierają masowo. Są osłabione, wystarczy pojawienie się jakiegoś szkodnika, żebyśmy stracili je na zawsze. Dziki wyjadają te szkodniki. Są dla lasów ostatnią deską ratunku” – podkreśla.

Reforma łowiectwa

Portal Kontakt24 zapytał prof. Rafała Kowalczyka z Instytutu Biologii Ssaków PAN o twierdzenie Marcina Możdżonka. Czy bez myśliwych „zjedzą nas zwierzęta”?

Według Głównego Urzędu Statystycznego, odszkodowania łowieckie wpłacone przez PZŁ w sezonie 2021-2022 wyniosły 105,7 mln zł. Ekspert zauważa, że całkowita wartość produkcji roślinnej – bo tej dotyczą odszkodowania łowieckie – w 2022 roku wyniosła 91,8 mld zł.

„Wskazuje to, że szkody łowieckie stanowiły [równowartość] 0,1 proc. tej produkcji. To daje obraz problemu szkód łowieckich. To oczywiście duże uproszczenie, ale pokazuje, że jesteśmy bardzo dalecy od 'zjedzenia' nas przez zwierzęta łowne” – powiedział prof. Kowalczyk

W „Wyborczej” podkreślał, że łowiectwo wymaga głębokiej reformy. Jego zdaniem powinno pełnić trzy funkcje: wsparcie ochrony przyrody, np. przez odstrzał gatunków inwazyjnych, niwelowanie, łagodzenie i rozwiązywanie konfliktów z udziałem zwierząt, oraz, ewentualnie, pozyskanie mięsa z gatunków pospolitych i licznych. „W Polsce nie ma tradycji jedzenia dziczyzny, a nawet nie ma możliwości pozyskiwania jej na masową skalę i z pewnością powinniśmy być od tego dalecy” – mówił Kowalczyk.

Polowania tylko dla zawodowców

W 2020 roku Rafał Kowalczyk był jednym z sygnatariuszy listu „Reformujmy łowiectwo, zanim będzie za późno”. Naukowcy pisali w nim: „Współczesne łowiectwo nie realizuje wielu ważnych funkcji (np. rzetelny monitoring liczebności populacji czy redukcja gatunków obcych), a w ekstremalnych przypadkach (np. gdy myśliwi celowo lub przypadkowo zabijają zwierzęta z gatunków chronionych) wręcz przyczynia się do trwającego zaniku bioróżnorodności. Model łowiectwa musi się zatem zmienić i zacząć uwzględniać aktualną wiedzę na temat dzikiej przyrody. Musi też brać pod uwagę oczekiwania społeczne (...)”.

Marcin Kostrzyński uważa, że potrzebujemy całkowitego przedefiniowania łowiectwa. Potrzebny byłby do tego – jak mówi – zespół ekspertów, który opracowałby modelową gospodarkę łowiecką.

„Jeśli przestaniemy dokarmiać dzikie zwierzęta, to ich populacje nie będą przyrastały. Jeśli już trzeba ograniczać populacje, to tylko niektórych gatunków: jelenia europejskiego, dzików, saren czy obcych dla naszego ekosystemu danieli” – mówi.

Jak podkreśla, łowiectwo powinno zostać sprofesjonalizowane. „Nie powinno być tak, że ktoś jest taksówkarzem, policjantem czy handlowcem przez sześć dni, a siódmego staje się myśliwym. Poznałem wielu myśliwych, którzy byli dyletantami. Tak nie może być. W łowiectwie nie ma miejsca na dyletanctwo”.

W kolejnym tekście o przyszłości łowiectwa zajmiemy się gatunkami chronionymi, które giną z broni myśliwskiej. Czy są wystarczająco chronione? Jak możemy zapobiec „pomyłkom” i strzelaniu do wilków, żubrów czy łosi?

Przygotowujemy również tekst-odpowiedź myśliwych na postulaty, które przedstawiają na łamach OKO.press eksperci. Każdego, kto chciałby wziąć udział w dyskusji albo przedstawić swój pomysł na przyszłość łowiectwa, zapraszam do kontaktu: [email protected].

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze