Hodowle futerkowe to nie tylko cierpienie zwierząt i utrapienie społeczności lokalnych. Uciekające z ferm norki niszczą np. ptasie lęgi. Miały temu zapobiegać podwójne płoty wokół hodowli, ale tych nie ma na wielu fermach. "Niezależnie od zabezpieczeń ucieczki zwierząt są zjawiskiem nieuniknionym" - piszą Otwarte Klatki w najnowszym raporcie
W mediach tematyka dotycząca hodowli zwierząt futerkowych zwykle dotyczy kwestii etycznych. Organizacje broniące praw zwierząt argumentują, że ten biznes jest niehumanitarny i nie może być inny. Z kolei przedsiębiorcy futrzarscy odbijają piłeczkę i przekonują, że możliwa jest taka hodowla, w której nie cierpią zwierzęta.
To ostatnie - w zgodnej opinii chyba większości ekspertów zajmujących się dobrostanem zwierząt - nie jest możliwe. Bo żadna klatka nie zapewni norce - albo lisowi - takich warunków, jakie zwierzę ma w środowisku naturalnym.
Jest jednak inny aspekt, który rzadko pojawia się debacie medialnej o fermach - ich wpływ na otaczającą je przyrodę. Bo hodowlane norki i tchórze uciekają z hodowli. A na wolności muszą się czymś żywić. Na przykład ptakami, również tymi objętymi ścisłą ochroną.
"Obok problemów związanych z dobrostanem zwierząt na fermach i zanieczyszczeniem środowiska oraz uciążliwości ferm dla społeczności lokalnych zagrożenie bioróżnorodności to kolejny argument na rzecz wprowadzenia całkowitego zakazu hodowli zwierząt futerkowych w Polsce"
- czytamy w najnowszym raporcie Stowarzyszenia Otwarte Klatki pt. "Stan zabezpieczeń ferm norek w Polsce w kontekście przeciwdziałania ucieczkom zwierząt".
Norki i tchórze to pomysłowi uciekinierzy. Robią podkopy pod ogrodzeniami, a jeśli mają taką możliwość - wykorzystują je jako drabiny. Do tego korzystają z tuneli wykopanych przez szczury. Uciekają szczególnie podczas okresu godowego, a także uboju na futra.
Szczególnym problemem jest norka amerykańska, która pojawiła się w Polsce właśnie jako zwierzę hodowane na futro. Szybko rozmnaża się na wolności - o ile do początku lat 90. występowała tylko na obszarze północnej i północno-wschodniej Polski, to dziś żyje na większej części kraju. W wyniku presji lobby hodowlanego nie wpisano jej na listę gatunków inwazyjnych. Pomimo tego, że jest zagrożeniem dla rodzimej polskiej fauny. Na przykład ptaków, gdy te wyprowadzają lęgi - "w tym rzadkich gatunków gniazdujących na terenach parków narodowych".
"Obok stale ocieplającego się klimatu i postępującej degradacji środowiska, pojawianie się w ekosystemach gatunków obcych stanowi jeden z głównych czynników negatywnie oddziałujących na stabilność gatunkową zwierząt wolno żyjących" - czytamy w raporcie.
Problemowi ucieczek zwierząt z hodowli miały zapobiec podwójne ogrodzenia na fermach. Do ich wprowadzenia zobligowało hodowców Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Ministerialne rozporządzenie mówi, że jedno powinno mieć wysokość co najmniej 2 metrów i być wykonane z litego materiału bez szczelin, np. betonu, drugie - z siatki lub innego materiału odpornego na przegryzienia i wkopane w ziemię na 50 cm na całej swojej długości.
Jednak wyniki kontroli, które przedstawiono w raporcie pokazują, jak często odległa jest rzeczywistość od wymogów prawnych.
Podwójne opłotowanie powinny mieć wszystkie fermy futrzarskie w Polsce od 1 lipca 2018 roku. Tych, które hodują norki jest 405 (dana na podstawie informacji zebranych przez "Otwarte klatki" z 216 Powiatowych Inspekcji Weterynarii (PIW)). Od lipca do końca października 2018 powiatowi lekarze weterynarii skontrolowali 48 z tych ferm, również pod kątem prawidłowości stosowanych tam ogrodzeń.
Niepokojąco sytuacja wygląda w województwach:
Lepiej stan zabezpieczeń prezentuje się w województwach:
Dodatkowo, we własnym zakresie, Otwarte Klatki skontrolowały w okresie od lipca do listopada 2018 roku 131 polskich ferm norek pod kątem zastosowanych tam zabezpieczeń :
"aż 101 nie posiadało wymaganego podwójnego ogrodzenia".
Czasem wyglądało to tak...
...a czasem tak:
"Zależność między liczbą norek hodowanych na fermach na danym obszarze, a liczbą uciekinierów jest stabilna i jasno pokazuje, że
niezależnie od stosowanych na fermach zabezpieczeń ucieczki zwierząt są zjawiskiem powszechnym i niemożliwym do powstrzymania" - czytamy w raporcie.
Otwarte Klatki powołują się też na słowa prof. Andrzeja Zalewskiego z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży, który zwracał uwagę na to, że ograniczanie liczebności norek na terenach cennych przyrodniczo jest sensowne o tyle, o ile ma szanse trwałego powodzenia. Owszem, zwierzęta mogą być wyłapywane w pułapki żyworodne, albo nawet odstrzeliwane - co robiono i nadal się robi. Ale te czynności trzeba powtarzać ciągle, ponieważ
"rozwijająca się w Polsce hodowla fermowa norek stwarza realne niebezpieczeństwo ciągłego wydostawania się na wolność kolejnych zwierząt, a skuteczne zapobieganie temu zjawisku jest niemożliwe".
Jedynym skutecznym rozwiązaniem w tym względzie byłoby wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt na futra.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze