0:000:00

0:00

„Myśliwi zagrożeniem dla bezpieczeństwa" – transparent z takim hasłem rozwinęli we wtorek 10 listopada 2020 aktywiści Lubelskiego Ruchu Antyłowieckiego pod siedzibą Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ) w Lublinie. Zapalili też znicze i złożyli kwiaty razem z dedykacją: „Pamięci osób zastrzelonych przez myśliwych".

Pikieta była odpowiedzią na tragiczne zdarzenie z 1 listopada, gdy kłusujący myśliwy zastrzelił 16-letniego Imanaliego Nurakana, ucznia z Kazachstanu.

Lubelski Ruch Antyłowiecki przekazał, że znajduje się w stałym kontakcie z rodziną zabitego chłopca. W razie potrzeby wszelkiej pomocy prawnej w Polsce jest gotowa udzielić pro bono mec. Karolina Kuszlewicz. Oferta została wstępnie przyjęta przez babcię chłopca.

„Jest mi wstyd, że coś tak strasznego spotkało tych ludzi na terenie mojego kraju. Trzeba zrobić wszystko, by sprawcy ponieśli surową odpowiedzialność karną, a rodzina otrzymała odszkodowanie za swoją krzywdę" – mówi OKO.press mec. Kuszlewicz.

„Ta tragedia została wyrządzona z broni myśliwskiej i o tym trzeba pamiętać podczas całego procesu" - dodaje.

Lubelski Ruch Antyłowiecki domaga się najwyższej przewidzianej prawem kary dla osób odpowiedzialnych za śmierć chłopca.

Przeczytaj także:

„Lubił programowanie"

Imanali zginął w niedzielę Wszystkich Świętych. Po godz. 20:00 wymknął się z internatu zespołu szkół zawodowych w Kluczkowicach (woj. lubelskie) z trójką kolegów do przyszkolnego sadu, by nazbierać jabłek. Gdy do sadu wjechał samochód, chłopcy ukryli się między drzewami. Kiedy padł strzał, Imanali upadł na ziemię. Kiedy chłopcy zaczęli krzyczeć, samochód odjechał.

Rannego przeniesiono do internatu, gdzie próbowano go reanimować, niestety bez skutku. Późniejsza sekcja wykazała, że obrażenia były rozległe: pocisk uszkodził nerkę, wątrobę i płuca. Amunicja myśliwska zadaje cięższe rany niż ta konwencjonalna.

Imanali Nurakhan przyjechał do Polski z Kazachstanu zaledwie miesiąc wcześniej. Jak podał kazachski portal „Holanews", był bardzo dobrym uczniem.

„Chciał uczyć się w Polsce, miał tyle dobrych planów. Był bystrym chłopcem, znał angielski i polski. Ukończył z wyróżnieniem dziewięć klas w XVII szkole w Ałmaty" - wspominała chłopca jego siostra, z którą rozmawiał portal „Holanews".

„Lubił programowanie. Chodziłem z nim na różne dodatkowe zajęcia z matematyki, czasem rozwiązywaliśmy razem zadania. Jego babcia miała aptekę. Zrobiliśmy nawet dla niej stronę internetową" – wspominał chłopca jego kolega Darmen. Dodał, że Imanali miał piękny uśmiech, którego nigdy nie zapomni.

Jak podał portal „Holanews", chłopiec był sierotą, wychowywała go babcia. To ona opłacała jego pobyt w internacie, uczył się już za darmo.

Kłusownik z legitymacją PZŁ

PZŁ wydał oświadczenie w sprawie śmierci chłopca dopiero kilka dni po zdarzeniu, gdy już informowały o nim media w całej Polsce.

„Cała społeczność myśliwych jest niezwykle poruszona tą tragedią. Składamy wyrazy szczerego współczucia bliskim zmarłego chłopca. Podjęliśmy kroki, aby skontaktować się z jego rodziną w celu udzielenia wsparcia" – czytamy w piśmie z 5 listopada, sygnowanym przez Pawła Lisiaka, Łowczego Krajowego.

Dodano, że „sprawca zdarzenia w momencie popełnienia czynu nie wykonywał polowania, lecz kłusował" i że „złamał wszelkie obowiązujące myśliwych zasady bezpieczeństwa, jak i normy etyczne".

Faktycznie, mężczyzna kłusował – polowanie nie było zgłoszone w książce polowań (należy się do niej wpisać przed wyjściem na polowania), a strzał oddał kilkadziesiąt metrów od szkolnego budynku.

Problem w tym, że to nie robi w tej sytuacji żadnej różnicy, bo znaczy to tylko tyle, że kłusownik miał legitymację PZŁ.

Strzelał przecież 51-letni myśliwy Dariusz Ch., członek Koła Łowieckiego Nr 47 „Bekas" z Opola Lubelskiego, emerytowany policjant. A na dodatek razem ze swoim 41-letnim kolegą uciekł z miejsca przestępstwa. Pierwszemu z mężczyzn (nie przyznał się) grozi wyrok od ośmiu lat do dożywocia za zabójstwo ze skutkiem ewentualnym. Drugiemu (przyznał się) – do pięciu lat za nieudzielenie pomocy chłopcu i utrudnianie postępowania.

Polowania „na lewo"

Poza tym, jak od lat donoszą media, kłusownictwo członków PZŁ nie jest czymś niespotykanym. Oto wybrane zdarzenia tego rodzaju z ostatnich czterech lat:

  • we wrześniu 2019 roku leśnik Nadleśnictwa Łobez (woj. zachodniopomorskie) zabił ściśle chronionego żubra; tłumaczył się, że pomylił go z dzikiem, ale nie przeszkodziło mu to wyciąć z "dzika" 90 kg mięsa;
  • w październiku 2020 w okolicach Tomaszówka (woj. łódzkie) 40-letni myśliwy nielegalnie upolował jelenia (nie zgłosił polowania) – tłumaczył, że o odstrzelenie zwierzęcia prosił go kuzyn, któremu rzekomo niszczy ono uprawy;
  • w styczniu 2020 61-letni myśliwy nielegalnie zastrzelił jelenia (również nie zgłosił polowania) w lesie niedaleko Kruszwicy (woj. kujawsko-pomorskie);
  • w sierpniu 2019 niedaleko Anielina koło Łasku (woj. łódzkie) myśliwy podprowadzał Duńczyka, który bez zezwolenia odstrzelił sarnę; polski myśliwy pełnił społecznie funkcję… strażnika łowieckiego;
  • we wrześniu 2016 roku 58-letni myśliwy nielegalnie odstrzelił dzika niedaleko Pacławia (woj. podkarpackie).
Nie wiadomo, ile takich zdarzeń myśliwym-kłusownikom uchodzi na sucho.

Wszędzie dziki

Myśliwy kłusując strzelał również do nierozpoznanego celu, czego zabrania Prawo łowieckie. „Godził się na to, że cel może być człowiekiem” – mówiła TVN24 Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie, która prowadzi sprawę.

Najczęściej myśliwi przed sądem mówią tak, jak wspomniany zabójca żubra – że pomylili inne zwierzę bądź człowieka z dzikiem. Przypadki takich „pomyłek" znalazły się na liście wypadków na polowaniach odczytanej przez Lubelski Ruch Antyłowiecki podczas protestu:

  • kwiecień 2006, Pobiedziska (woj. wielkopolskie): myśliwy zastrzelił myśliwego biorąc go za dzika;
  • październik 2008, Chachalnia (woj. wielkopolskie): myśliwy usłyszał coś w kukurydzy i strzelił – zabił swojego syna;
  • styczeń 2010, Dębno (woj. zachodniopomorskie): myśliwy celował do dzików, ale zastrzelił swojego wujka;
  • październik 2010, Sumin (kujawsko-pomorskie): polujący nocą mężczyzna pomylił kobietę z dzikiem; nie przeżyła;
  • wrzesień 2011, Niemcza (woj. dolnośląskie): myśliwy ostrzelał grupę ludzi, bo myślał, że to wataha dzików - zastrzelił swoją żonę, która zmarła na miejscu od rany brzucha;
  • maj 2014, Łask (woj. łódzkie): myśliwy pomylił 18-latkę z dzikiem, trafił ją w brzuch;
  • listopad 2015, Dyniska (woj. lubelskie): myśliwy celując do dzika zastrzelił innego myśliwego;
  • listopad 2015, Rossoszyca (woj. łódzkie): myśliwy pomylił kolegę z dzikiem;
  • wrzesień 2016, Janiszew (woj. pomorskie): myśliwy pomylił drugiego myśliwego z dzikiem, trafiając go w brzuch;
  • październik 2016, Wybranówka (woj. wielkopolskie): 21-letni myśliwy pomylił rowerzystę z sarną – trafił go w głowę i zabił na miejscu;
  • listopad 2016, Kolno (woj. wielkopolskie): myśliwy strzelając do dzika zastrzelił kolegę;
  • luty 2017, Kłoda, (woj. dolnośląskie): myśliwy zastrzelił spacerowicza myląc go z dzikiem;
  • czerwiec 2019, Strzała (woj. łódzkie): myśliwy zastrzelił 61-latka myśląc, że to dzik;
  • wrzesień 2020, Żukowice (woj. dolnośląskie): myśliwy zastrzelił mężczyznę, którego wziął za dzika.

Można dodać jeszcze przypadek z września 2020 roku z okolic miejscowości Zaręba na Dolnym Śląsku, gdzie myśliwy zastrzelił klacz. Tłumaczył się, że myślał, że strzela do dzika. Do winy przyznał się dopiero wtedy, gdy z ciała zwierzęcia wyciągnięto pocisk. Wcześniej uciekł z miejsca zdarzenia.

Do powyższej listy trzeba jeszcze doliczyć przypadki „zwykłych" wypadków podczas polowań, o których w ostatnich latach informowały media.

Nie muszą się badać

Podczas protestu Lubelski Ruch Antyłowiecki zwrócił uwagę na inną sprawę, która ma znaczenie dla całej tej tragicznej sytuacji: kwestię badań zdrowotnych i psychologicznych myśliwych, związanych z używaniem przez nich broni.

Nowelizacja ustawy Prawo łowieckie z marca 2018 roku nałożyła na myśliwych obowiązek przedstawienia właściwemu organowi Policji orzeczenia lekarskiego i psychologicznego co pięć lat (w poprzednim stanie prawnym myśliwi musieli poddać się takim badaniom tylko raz - na początku łowieckiej drogi). Ale w nowelizacji nie określono terminu wykonania pierwszego badania po wejściu w życie nowych przepisów.

Olga Kisielewicz z Lubelskiego Ruchu Antyłowieckiego zauważyła, że nie jest jasne, czy myśliwi przechodzą badania, skoro – z powodu wadliwego prawa – nie muszą.

Organizacja oczekuje naprawy prawa w tym względzie.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze