0:000:00

0:00

Ministerstwo Energii przyznało w odpowiedzi na interpelację, że Polska sprowadziła w 2018 roku ponad 11 mln ton węgla kamiennego z Rosji. 5 grudnia pytał o to poseł Platformy Obywatelskiej Krzysztof Brejza. Jak mówi OKO.press, chciał się odnieść do słów Mariusza Błaszczaka, który pięć lat temu wzywał do embarga na rosyjski węgiel. Stało się to oficjalną linią PiS. Obecny minister obrony nawoływał wtedy nawet do blokady przejścia granicznego w Braniewie.

Teraz okazuje się, że za rządów PiS import rosyjskiego węgla stopniowo rósł. W odpowiedzi na interpelację ME przyznaje, że import węgla kamiennego z Federacji Rosyjskiej wynosił:

  • w 2015 roku – 4,937 mln ton;
  • w 2016 – 5,195 mln ton;
  • w 2017 – 8,699 mln ton;
  • między styczniem a październikiem 2018 roku – 11,245 mln ton.
Skan z dokumentu z odpowiedź ME na interpelacje posła Brejzy

Większość importu z Rosji

Tymczasem, jak podaje „Parkiet”, całkowity import węgla do Polski wyniósł w tym samym okresie 16,2 mln ton węgla. Oznacza to, że prawie 70 proc. importu pochodzi z Rosji.

Według najnowszych danych Eurostatu, roczne zapotrzebowanie na węgiel kamienny wynosiło w 2016 roku 67,5 mln ton (z czego 38,9 mln ton w energetyce).

Rosja zaspokaja zatem ok. 1/5 polskiego zapotrzebowania na „czarne złoto”, jak nazywa węgiel premier Mateusz Morawiecki.

Zdaniem posła Brejzy, wzmożony import z Rosji to wynik odchodzenia PiS od prowadzonych przez Platformę działań na rzecz odnawialnych źródeł energii – np. rezygnacja z wiatraków na lądzie. „Nikt nie robi lepszego dealu z Putinem niż PiS” – mówi OKO.press parlamentarzysta.

Choć lista osiągnięć PiS w torpedowaniu rozwoju zielonej energetyki w Polsce jest długa i niepodważalna, to jednak obarczanie tej partii jedyną odpowiedzialnością za fatalne zapóźnienia w transformacji energetycznej jest przesadą. Cena zielonych certyfikatów — głównego mechanizmu wsparcia dla energetyki odnawialnej — dramatycznie spadła już kilka lat przed dojściem Zjednoczonej prawicy do władzy. W efekcie certyfikaty nie pokrywają kosztów kredytów i utrzymania instalacji.

Przeczytaj także:

PiS broni węgla, ale w Polsce wydobycie spada

Fakt, że rządzący zaniedbują zieloną energetykę, nie jest przypadkiem. Politycy obozu władzy bezustannie przypominają o swoim przywiązaniu do węgla.

„Przemysł wydobywczy i energetyka oparta na węglu są i w dającej się przewidzieć perspektywie pozostaną fundamentem bezpieczeństwa surowcowego i energetycznego naszego kraju” – napisał prezydent Andrzej Duda w liście do pracowników nadzoru górniczego, świętujących Barbórkę. Rządowa strategia PEP2040 na najbliższe 20 lat zakłada budowę nowych bloków energetycznych na węgiel i utrzymanie zużycie w energetyce w okolicach 30 mln ton w 2030 roku.

Rzecz w tym, że węgiel ten jest coraz mniej „polski”, bo retoryczne popisy polityków nie zmienią spadającego wydobycia węgla w naszym kraju.

W Polsce brakuje bowiem rentownych pokładów, a jakość wydobywanego węgla jest na ogół bardzo przeciętna lub po prostu kiepska.

Jak pisze w OKO.press Rafał Zasuń, w Polsce najbardziej brakuje najdroższego węgla grubego i średniego, używanego do palenia w przydomowych piecach oraz małych kotłowniach, np. w szkołach. Spośród 65 mln ton, jakie wydobywa się w Polsce, taki węgiel to zaledwie ok. 5 mln ton.

Wzrost importu przy spadku wydobycia pokazuje przy okazji, jak złudne może przekonanie, że wystarczy zamknąć kopalnie w Polsce i problem zapóźnienia w transformacji energetycznej cudownie się rozwiąże. Nic podobnego: po prostu sprowadzimy węgiel z zagranicy.

;

Udostępnij:

Maciek Piasecki

Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.

Komentarze