0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jacek Marczewski / Agencja Wyborcza.plFot. Jacek Marczewsk...

Inflacja w październiku wyniosła 6,5 proc. Można też tę informację podać w bardziej szczegółowy sposób: wskaźnik cen w stosunku do października 2022 roku wyniósł 6,5 proc. To najniższa wartość od ponad dwóch lat, od września 2021.

Jasne jest, że najgorsze jest już daleko za nami – w lutym tego roku inflacja wynosiła 18,4 proc. Znacznie niższa inflacja to oczywiście dobra wiadomość. Ale diabeł tkwi w szczegółach – dzisiejszy odczyt nie oznacza wcale, że czekają nas tylko dalsze spadki, a za chwilę inflacja może pierwszy raz od wielu miesięcy wzrosnąć.

Październik jest tutaj specyficzny. Wybory miały miejsce dokładnie w połowie miesiąca, a zaraz po nich wielka promocja cen paliw na Orlenie się skończyła. To właśnie paliwa są główną przyczyną silnego spadku inflacji.

Przeczytaj także:

Na koniec miesiąca GUS publikuje jedynie szybki szacunek inflacji, nie mamy więc precyzyjnych informacji o konkretnych grupach produktów. Oto co wiemy o cenach rok do roku:

  • żywność i napoje bezalkoholowe zdrożały o 7,9 proc.;
  • nośniki energii zdrożały o 8,3 proc.;
  • paliwa do prywatnych środków transportu staniały natomiast aż o 14,4 proc.

Cuda na Orlenie

W tym ostatnim przypadku to ogromna zmiana i bezpośredni wpływ cudów na Orlenie. A w tym wypadku bardzo ważna jest baza – rok temu w październiku ceny oleju napędowego biły rekordy, przekroczyły 8 zł. Benzyna kosztowała z kolei około 7 zł.

Tymczasem przez pierwsze dwa tygodnie października Orlen utrzymywał cenę 5,99 zł, zmuszając wszystkich innych graczy na rynku, by również obniżyli swoje ceny. Tuż po wyborach Orlen zaczął podnosić ceny. Ale ceną w Polsce wciąż jest do cen europejskich daleko. Najnowszy biuletyn paliwowy Komisji Europejskiej pochodzi z 23 października. Średnia cena benzyny w UE tego dnia to 1,76 euro, w Polsce – 1,37 euro. W bliskich nam Czechach, gdzie obecny jest też Orlen – 1,58 euro.

Gdyby więc Orlen nie wykorzystywał swojej silnej, niemal monopolistycznej pozycji (która pozwala koncernowi na straty na sprzedaży paliwa w krótkim okresie) i utrzymywał ceny na poziomie rynkowym, inflacja w Polsce byłaby wyższa.

Na wykresie widać, że od początku października ceny w Europie i Polsce dążą powoli do wspólnego trendu – po szczytach z końca września ceny paliw w Europie spadają, w Polsce rosną. Ale to jeszcze potrwa, ceny Orlenu wciąż są znacząco poniżej trendu.

Już nie spadają

W połączeniu z wysokimi cenami paliw rok temu daje to duży spadek w październiku i stosunkowo niską inflację. Ceny paliw mają jednak to do siebie, że są chwiejne i nie są najlepszym wyznacznikiem trendów cenowych. A akurat w Polsce ceny paliw w najbliższych miesiącach będą tylko rosnąć. To oznacza, że w stosunku miesiąc do miesiąca inflacja w listopadzie prawie na pewno wzrośnie.

NBP chwalił się na wielkich płachtach rozwieszonych na siedzibie banku w Warszawie, że ceny od kilku miesięcy w Polsce spadają. Była to prawda o tyle, że między majem a wrześniem inflacja miesiąc do miesiąca spadała lub była zerowa. To jednak nie oznacza automatycznie, że wszystkie ceny spadają – inflacja ma odzwierciedlać ogólny poziom cen dla przeciętnego gospodarstwa domowego.

W październiku baner na NBP traci swoją aktualność. Inflacja w stosunku do września wzrosła o 0,2 proc. To oczywiście niedużo. Gdyby taki wskaźnik się utrzymał przez cały rok, całoroczna inflacja wynosiłaby 2,4 proc., mieściłaby się w celu inflacyjnym NBP i nie mielibyśmy o czym rozmawiać.

To jednak bardzo mało prawdopodobne.

Najniżej w tym roku?

Manipulacje Orlenu obniżyły inflację we wrześniu i październiku, ale ceny paliw muszą teraz rosnąć, wszystko więc wróci w kolejnych miesiącach. Analitycy ekonomiczni mBanku szacują, że gdyby ceny paliw były w październiku takie same, jak we wrześniu, to wówczas inflacja wyniosłaby 6,8 proc. To różnica tylko 0,3 punktu procentowego. Ale pamiętajmy, że już we wrześniu ceny paliw były znacznie obniżone.

Przy wrześniowym odczycie inflacji dr Adam Czerniak obliczył, że gdyby nie manipulacje Orlenu, inflacja wynosiłaby nie 8,2 proc., ale ponad 10 proc. W tej samym komentarzu ekonomiści mBanku piszą, że październikowa inflacja była najniższą w tym roku. Dalej możemy spodziewać się wzrostów.

W przyszłym roku zbliżone poziomy

Rada Polityki Pieniężnej przez ostatnie dwa miesiące obniżała już stopy procentowe, we wrześniu ostro, o 0,75 punktu procentowego. Dalsze obniżki są możliwe, a ich wpływ na sytuację makrogospodarczą nie będzie natychmiastowy. Dosyć szybkie zmniejszanie stóp, dynamiczne ułatwienie dostępu do kredytów może przyczynić się do wolniejszego spadania inflacji.

I wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku zobaczymy inflację na wysokim, równym poziomie, która spadać będzie bardzo niechętnie.

„Kolejne miesiące będą naszym zdaniem naznaczone wzrostem inflacji CPI. O dołku inflacji (bądź jego braku) zadecyduje kwestia tarcz inflacyjnych. Oczekujemy sporej presji politycznej przynajmniej na ich częściowe przedłużenie. Stąd też ostateczny dołek na inflacji w 2024 roku możemy zobaczyć na przełomie 1 i 2 kwartału. Nie będzie on jednak położony daleko od bieżących poziomów zmian cen” – piszą ekonomiści mBanku we wspomnianym już komentarzu.

Inflacja bazowa nie chce spadać

A inflacja bazowa – czyli inflacja po wyłączeniu najbardziej chwiejnych czynników, między innymi paliwa i żywności – zachowuje się nieco inaczej.

Ta po wrześniowej anomalii i jednorazowym spadku, wraca do wcześniejszego trendu i w ujęciu miesiąc do miesiąca wynosi około 0,5-0,6 proc. Około, bo te dane poznamy później i na razie opieramy się na szacunkach ekonomistów na podstawie dzisiejszych, ograniczonych informacji. W okolicach tych wartości inflacja bazowa utrzymuje się od pół roku. A to w skali całego roku daje 6-7,5 proc. inflacji rocznej. Zdecydowanie za dużo, by ogłaszać ostateczny sukces w walce z inflacją.

Jesteśmy teraz w nietypowym momencie trendu inflacyjnego. Roczny wskaźnik spadał w tym roku bardzo szybko. Wszystko wskazuje jednak na to, że ten trend nie utrzyma się jednak w ten sposób, że za kilka miesięcy zobaczymy inflację w celu, czyli między 1,5 a 3,5 proc. Po odczytach bliskich 20 proc. dzisiejsze 6,5 proc. może powodować ulgę, ale pamiętajmy, że przed wzrostami – które rozpoczęły się w połowie 2021 roku – inflacji powyżej 5 proc. nie widzieliśmy prawie dokładnie 20 lat (między sierpniem 2001 a lipcem 2021). Inflacja w okolicy 6 proc. nie jest więc naturalną sytuacją i czymś, co można zignorować.

Strefa euro: silna dezinflacja

Koniec miesiąca to również najnowsze dane ze strefy euro. Niestety dla krajów spoza strefy euro dane w Eurostacie dostępne są dopiero mniej więcej w połowie miesiąca, nie możemy więc ich jeszcze porównać z resztą Europy. Wynik w Eurostacie jest nieco inny niż w GUS, zazwyczaj nieco niższy (Eurostat korzysta przy obliczaniu inflacji z nieco innego koszyka dóbr, by łatwiej porównywać wyniki w całej Unii).

W październiku mieliśmy do czynienia z dynamiczną dezinflacją w strefie euro. Średnia spadła z 4,3 proc. do 2,9 proc. Inflacja wzrosła tylko w Estonii, Grecji i Hiszpanii, reszta krajów zalicza spadki, czasami spektakularne. We Włoszech z 5,6 proc. do 1,9 proc. W Holandii drugi miesiąc z rzędu mamy do czynienia z niewielką, ale jednak deflacją w ujęciu rocznym. Najwyższa inflacja to Słowacja z 7,8 proc.

Ryzyko zbyt dużego spadku?

Holenderski przykład to też dobra ilustracja paradoksów inflacji. Chociaż w stosunku do zeszłego roku ceny w Holandii spadły, to w stosunku do poprzedniego miesiąca wzrost cen w Europie jest najwyższy właśnie w Holandii. I wynosi 0,6 proc. Miesiąc do miesiąca to sporo, ale z pojedynczych odczytów miesięcznych nie należy jeszcze wyciągać zbyt głębokich wniosków. Rozpiętość miesięcznej inflacji w strefie euro to 1,1 punktu procentowego, jeśli wyjmiemy z analizy Maltę, w której mamy spadek o 1,2 proc. To prawie identyczny wynik jak w październiku 2019 roku (przed kryzysami: wojennym i covidowym), gdy rozpiętość między najwyższą a najmniejszą inflacja w Unii wynosiła dokładnie tyle samo… jeśli wykluczyć Maltę, gdzie mieliśmy duży spadek, wówczas o 1,4 proc.

Pozostaje mieć nadzieję, że nie jest to sygnał zbyt szybkich spadków. Europejski Bank Centralny w ostatnich miesiącach dosyć dynamicznie podnosił stopy procentowe, obawiając się uporczywości inflacji. Czyli dokładnie tego, co grozi w przyszłym roku Polsce. Gospodarka strefy euro zachowuje się obecnie tak, jakby podniesienie stóp procentowych już teraz miało mocny wpływ na gospodarkę. Jeśli będzie tak dalej, gospodarka strefy może oberwać trochę za mocno. Kolejne miesiące będą więc w inflacji ciekawe, bo Polsce grozi inflacja uporczywa i zbyt wysoka, w strefie euro zaczyna rysować się ryzyko inflacji nieco zbyt niskiej, zwiastującej problemy gospodarcze w innych obszarach.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze