Rząd odkłada wzrost cen i oszukuje opinię publiczną, że inflacja spada. Gdyby nie manipulacje, szczególnie orlenowska obniżka cen paliw, wrześniowy pomiar inflacji wyniósłby ok. 10 proc. O konsekwencjach takiej strategii rozmawiamy z dr. Adamem Czerniakiem z Polityki Insight
Anton Ambroziak, OKO.press: Według szybkiego szacunku GUS, inflacja w ujęciu rocznym spadła do 8,2 proc. Wynik zaskakujący – jednocyfrowy, znacznie poniżej prognoz. Ale czy jest się z czego cieszyć?
Dr Adam Czerniak, kierownik Zakładu Ekonomii Instytucjonalnej i Politycznej w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, ekspert Polityki Insight:
Ze spadku inflacji należy się cieszyć. W tych ostatnich miesiącach tempo wzrostu cen faktycznie spowolniło. Tyle że w dużej części związane to było z dyskrecjonalnymi działaniami rządu. A w zasadzie rządu i spółek Skarbu Państwa, bo najważniejszy czynnik, który inflację nam obniżał, to działanie spółki Orlen, która już od lipca – bo to nie jest tylko historia ostatnich dwóch tygodni – zaniżała ceny paliw.
Zaczęło się od utrzymywania cen paliw na stałym poziomie, w sytuacji, w której drożały surowce na światowych rynkach. Ceny ropy naftowej szły do góry, zwłaszcza mierzone w złotych, bo po nieoczekiwanej obniżce stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej złoty się osłabił. We wrześniu Orlen dodatkowo obniżył ceny poniżej 6 złotych za litr w przypadku diesla.
Zapytaliśmy model ekonometryczny, jak powinny wyglądać ceny paliw w Polsce, gdyby miały być spójne z tym, co dzieje się na światowych rynkach. I wyszło nam 8 zł i 17 groszy za diesla. Pewnie byłoby realnie trochę mniej, bo przy tak wysokich cenach ropy Orlen schodzi trochę z marż. Ale niemożliwe, żeby ceny były tak niskie, jak dziś.
Z informacji, które zdobyli moi koledzy w Polityce Insight, wynika, że dziś Orlen uszczupla rezerwy strategiczne paliw dla Polski, po to, żeby mieć z czego zaspokajać wzmożony popyt. Nie tylko Polacy tankują na zapas, bo wiedzą, że zaraz po wyborach ceny pewnie pójdą do góry. Coraz więcej osób przyjeżdża do naszego kraju z zagranicy, bo różnica w cenach na stacjach benzynowych między Polską a Unią Europejską to pół euro.
Ta sytuacja nie daje podstaw do optymizmu. Ceny paliw muszą zostać znormalizowane.
Wyliczyłem, że działania Orlenu obniżyły nam inflację aż o 1,9 punktu procentowego.
Ile wyniosłaby realna inflacja, bez interwencji Orlenu i rządu? Oprócz paliw wpływ na wrześniowy pomiar miały przecież obniżki cen energii dla gospodarstw domowych, a także wprowadzenie darmowych leków dla seniorów i młodzieży.
O lekach mamy najmniej informacji, bo w komunikacie wstępnym GUS, który wychodzi ostatniego dnia miesiąca, tej kategorii po prostu nie ma. Dopiero w połowie miesiąca będziemy mieć pełne dane, ale gdyby uwzględnić te trzy czynniki, o których rozmawiamy, inflacja wyniosłaby 10,3 proc.
Może trochę mniej, może trochę więcej, ale na pewno w okolicach 10 proc. Darmowe leki pewnie z nami pozostaną, natomiast ceny paliw nieubłaganie – wskutek działania sił rynkowych – muszą powrócić do poziomów spójnych z tym, co dzieje się na rynkach międzynarodowych. Ceny prądu pewnie także pójdą do góry.
Od stycznia na pewno zmieni się taryfikator cen energii dla przedsiębiorstw, a do tego wzrośnie pensja minimalna.
Wzrost pensji minimalnej wymusza inflacja – niezależnie czy to jest 10 proc., czy 8 proc., to wciąż bardzo wysokie tempo wzrostu cen. Musimy pamiętać, że podwyżka płacy minimalnej skutkuje także podwyżkami dla innych pracowników. To nie jest tak, że możemy tylko podwyższyć pensje części załogi, która zarabia najmniej. Bezrobocie mamy wciąż na historycznie niskim poziomie, więc utrata pracownika, który może dostać stosunkowo szybko lepiej płatną pracę, jest dla firm realnym zagrożeniem.
Najprawdopodobniej w przyszłym roku wszystkie wynagrodzenia będą więc rosnąć w tempie dwucyfrowym. A to z kolei wymusza na firmach podnoszenie cen towarów i usług. Przy takiej polityce Rady Polityki Pieniężnej, i przy takich decyzjach rządu, za szybko tej wysokiej inflacji się nie pozbędziemy.
A gdybyśmy mieli oszacować odczyt październikowy? Rozumiem, że rządowe manipulacje wciąż będą działać, a inflacja będzie jeszcze niższa?
Tak, mój szacunek na październik to jest 6,5 proc. Wynik bardzo dobry, wręcz świetny, ale od tego poziomu tylko się odbijemy i przez długie miesiące do niego nie wrócimy.
Zgodnie z naszymi wyliczeniami
pod koniec roku wrócimy do ponad 8 proc., a prognozy Polityki Insight na przyszły rok mówią średnio o 9 proc., a w niektórych miesiącach nawet 10 proc. inflacji.
Czyli polityka rządu raczej oddala nas od celu inflacyjnego?
Zdecydowanie. My dziś po prostu odkładamy wzrost cen. To jest trochę jak z leczeniem. Możemy przejść do zabiegu, który jest bolesny i kosztowny, ale z czasem schodzimy do poziomów akceptowalnych społecznie, a więc i zbliżonych do celu inflacyjnego.
Możemy też przejściowo łagodzić skutki inflacji, ale to będzie tylko leczenie objawowe, które powoduje, że przyczyna inflacji pozostanie z nami na dłużej. I wysoka inflacja zostanie z nami na dłużej, co summa summarum oznacza, że tego „cierpienia społecznego” będzie więcej.
Zagraniczne banki centralne zdecydowały się na bardzo radykalne podwyżki stóp procentowych, co przekłada się właśnie na szybkie schodzenie inflacji do celu. Wiemy, że banki centralne utrzymają stopy procentowe na wysokim poziomie właśnie po to, żeby nie nastąpił powrót inflacji, żeby nie ogłosić sukcesu, zanim dynamika wzrostu cen faktycznie spadnie.
U nas retoryka jest taka, że już dziś mamy sukces, a z inflacją sobie poradziliśmy. Niestety tak nie jest.
Mówiąc brutalnie, jest to okłamywanie opinii publicznej.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze