0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.plFot. Kuba Atys / Age...

Prezes Narodowego Banku Polskiego i przewodniczący Rady Polityki Pieniężnej Adam Glapiński nie traci rezonu. Udzielił krótkich odpowiedzi na pytania zadane przez PAP, warto się im przyjrzeć, bo są zaskakującym uzupełnieniem konferencji prezesa z 7 września.

„Od momentu publikacji lipcowej projekcji inflacji i PKB pojawiły się dane, które wskazują, że zarówno dynamika PKB, jak i inflacja mogą w najbliższym okresie kształtować się znacząco poniżej wartości przewidywanych w lipcu” – mówi Adam Glapiński.

I to prawda. Ale lipcowa projekcja była wykonywana w momencie, gdy nie wiadomo było, że Orlen włączy się w kampanię wyborczą. Analitycy mBanku pokazali szacunek, według którego po „cudach na Orlenie” inflacja we wrześniu będzie o 0,6 pkt proc. niższa, niż pierwotnie prognozowano, a w październiku – aż o 1,5 pkt proc.

Przeczytaj także:

Cuda na Orlenie

Przypomnijmy – od kilku tygodni Orlen utrzymuje bardzo niskie ceny paliw w stosunku do cen w innych krajach europejskich. Według „Polityki Insight” na wyraźne żądanie Daniela Obajtka koncern zamierza utrzymywać „sytuację nadzwyczajną” do 15 października.

Mamy więc niższą prognozowaną inflację niż prognozy z sierpnia, z powodu samych cen paliw, sztucznie utrzymywanych poniżej ceny rynkowej. Dzisiejsza zmiana wobec prognoz w lipcu nie ma więc zbyt dużego znaczenia dla długofalowego trendu inflacyjnego.

A może nie ma się czym przejmować, bo poza tym sprawy idą w dobrym kierunku? Rząd nie próżnuje i przed wyborami obniża też inne ceny.

W ciągu ostatnich tygodni mieliśmy:

  • obniżkę cen energii elektrycznej dla przedsiębiorstw,
  • podniesienie limitu zużycia energii elektrycznej dla gospodarstw domowych przy cenach preferencyjnych,
  • darmowe leki dla określonych grup pacjentów.

To wszystko w krótkim terminie zadziała antyinflacyjnie, to znaczy zmniejszy wskaźnik cen we wrześniu i październiku. Ale Orlen będzie sobie musiał to odbić po wyborach, podobnie może być z cenami energii. Ceny wzrosną.

Dłuższe wakacje kredytowe

A ostatecznie kampania wyborcza i walka z inflacją nie idą w parze. Rząd czy Orlen mechanicznie obniża ceny tam, gdzie może, ale jednocześnie obiecuje coraz więcej.

„Decyzja w tej sprawie już jest. Przedłużamy wakacje kredytowe na cały przyszły rok” – powiedział 20 września premier Mateusz Morawiecki.

Premier powiedział wprawdzie, że będzie obowiązywało kryterium dochodowe, ale nie poznaliśmy żadnych szczegółów. Premier przekonuje natomiast, że będą „sprawiedliwe”.

To jednak bardzo istotne, na jakim poziomie kryteria zostaną ustawione. Same wakacje (możliwość odłożenia raty kredytu i niepłacenia nawet czterech rat w ciągu roku) mogą być proinflacyjne, bo zostawiają w kieszeniach kredytobiorców więcej środków, które mogą stymulować popyt. Pozostaje też pytanie, czy pomysł, który powstał po to, by chronić kredytobiorców przed skutkami rosnących stóp procentowych, ma rację bytu, gdy te stopy spadają.

Natomiast w najnowszych materiałach na ten temat PiS pisze o przedłużeniu wakacji kredytowych, o kryteriach już ani słowa.

Ile warte są słowa prezesa

W wywiadzie dla PAP Glapiński mówi:

„Rada we wrześniu dokonała zdecydowanego dostosowania stóp procentowych do zmienionych uwarunkowań przyszłej inflacji. Po tym dostosowaniu przestrzeń do dalszych obniżek stóp procentowych znacząco zawęziła się, choć nadal będzie się pojawiać wraz z napływającymi danymi”.

W lipcu Glapiński mówił: „Przewiduję, jeśli coś się będzie działo, to [obniżymy stopy] po 0,25 pkt proc. Jesteśmy bankiem działającym konserwatywnie i spokojnie”.

Po czym obniżył je o 0,75 pkt. Trudno po takich deklaracjach sensownie odczytać, co dokładnie może stać się w kolejnych miesiącach. Prezes NBP pokazał, że jest nieprzewidywalny i nie należy brać jego słów na poważnie.

Jednak jednocyfrowa?

Jako przykład coraz lepszych perspektyw dla inflacji prezes NBP mówi: „Eurostat ostatecznie podał, że inflacja HICP w sierpniu wyniosła 9,5 proc. czyli była jednocyfrowa”.

Trudno brać takie deklaracje na poważnie. Eurostat korzysta z innego koszyka dóbr, na podstawie którego wylicza inflację. Dlatego wyniki GUS i Eurostatu dla Polski się różnią. I w tej fali inflacji za każdym razem polski wynik w Eurostacie był niższy niż w GUS. Skoro więc GUS wyliczył 10,1 proc., można było w ciemno obstawiać, że w Eurostacie inflacja będzie „jednocyfrowa”. Ale różnicy między Eurostatem a GUS nie można wartościować. Wynik w Eurostacie nie jest ani gorszy, ani lepszy.

Polska – czołówka inflacji w Europie

Według cytowanych przez prezesa NBP najnowszych danych Polska ma w Unii czwartą najwyższą inflację.

Według najnowszej prognozy Komisji Europejskiej opublikowanej 11 września, średnia inflacja w Polsce w 2024 roku wyniesie 6 proc. To dwa razy więcej niż KE prognozuje średnio w Unii. Czyli tak jak dotychczas, więc dystansu nie zmniejszymy. A średnio 6 proc. to dużo, biorąc pod uwagę, że na koniec roku powinniśmy zbliżyć się do wartości 7-8 proc. Jeśli więc średnia w całym roku miałaby wynieść 6 proc., to znaczy, że czeka nas inflacyjna stagnacja.

NBP vs. EBC

Mimo że inflacja w strefie euro nieustannie średnio wynosi dwa razy mniej, to prezes NBP o działaniach Europejskiego Banku Centralnego mówi tak:

„Przypomnę, że po okresie globalnego kryzysu pandemicznego, nie zawahaliśmy się podnieść stóp procentowych 9 miesięcy wcześniej, niż zrobił to Europejski Banki Centralny. W efekcie, gdy w Polsce w połowie 2022 roku proces podwyżek stóp był już mocno zaawansowany, to w strefie euro stopy wciąż były ujemne. Łącznie podwyższyliśmy stopy procentowe w znacznie większej skali niż EBC”.

Porównywanie skali podwyżek bez szerszego spojrzenia to sztuka dla sztuki. Liczy się efekt. Ten jest taki, że strefa euro nieustannie rejestruje dwukrotnie niższą inflację niż Polska. Działania EBC wystarczyły, by w Estonii inflacja z 25 proc. w rok spadła do 4,3 proc.

W strefie euro szefowa EBC patrzy przede wszystkim na to, że mamy niebezpieczeństwo uporczywej inflacji i ostatnio nieznacznie podniosła stopy procentowe. U nas występuje to samo niebezpieczeństwo, Adam Glapiński się nim jednak zbytnio publicznie nie przejmuje. Tymczasem inflacja bazowa – czyli po wyłączeniu najbardziej chwiejnych cen (paliwa, energii, żywości) również wynosi 10 proc. I w przeciwieństwie do pełnego wskaźnika cen, wciąż rośnie z miesiąca na miesiąc, po odsezonowaniu od czterech miesięcy utrzymuje się na poziomie 0,4-0,5 proc.

Scenariusz węgierski?

Wróćmy teraz jeszcze do przedwyborczej kaskady obietnic. Cała ta mieszanina obniżania cen i dodatkowych, kosztujących miliardy złotych obietnic niebezpiecznie przypomina to, co przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi robił Viktor Orbán na Węgrzech. Tam rząd majstrował przy cenach żywności, zamroził ceny kilku podstawowych produktów żywnościowych, jak mąka i olej. Ceny nie mogły być wyższe niż w październiku 2021 roku, a limit zaczął obowiązywać od 1 lutego 2022. W listopadzie doszły również ziemniaki i jajka. Ich ceny zamrożono na poziomie z 30 września 2022. Pod koniec 2022 roku rząd przedłużył obowiązywanie limitów do kwietnia 2023. Eksperymenty skończyły się niedoborami na rynku i wystrzeleniem w górę cen innych produktów oraz inflacją w okolicy 25 proc.

W marcu pytaliśmy ekonomistę Mateusza Urbana o ryzyko scenariusza węgierskiego w Polsce. Mówił wówczas, że nie jest ono duże (jeśli zdefiniujemy taki scenariusz jako inflację na poziomie powyżej 20 proc.), ale dodatkowe obietnice i zwiększanie wydatków zwiększa szanse na scenariusz, że inflacja będzie wyższa niż prognozowana.

„Zwłaszcza, jeśli [stymulacja popytu] byłaby w formie »szerokiego« stymulusa fiskalnego, który nie byłby zależny od sytuacji materialnej beneficjentów (np. obniżka podatku VAT).

Wpływ takich wydatków będzie zależny również od ich skali. Biorąc pod uwagę doświadczenia w tej kwestii z ostatnich wyborów, myślę, że możemy się spodziewać raczej większych, niż mniejszych »prezentów« od rządzących” – mówił Urban.

Ryzyko inflacji w okolicy 20 proc. wciąż jest bliskie zeru. Ale gdy patrzymy na próby rządu, Orlenu i RPP, by utrzymać PiS u władzy, trudno zachować optymizm. Może to razem utrudnić ścieżkę powrotu do niskiej inflacji i pogorszyć nasze perspektywy gospodarcze w najbliższych latach.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze