Premier przekonuje samorządowców, że PiS zmienił Polskę, sprowadzając na nią „deszcz inwestycji”. Twierdzi też, że kiedyś inwestowano tylko w dużych miastach, dziś inwestuje się w prowincję. Na statystykach sprawdzamy, czy ma rację
W Kaliszu odbyło się 12 czerwca Wielkopolskie Forum Samorządowe. Organizatorem było Stowarzyszenie Gmin i Powiatów Wielkopolski. A najważniejszym gościem – premier Mateusz Morawiecki.
W swoim przemówieniu chciał przede wszystkim pokazać, że PiS dba o prowincję i średnie miasta, w przeciwieństwie do rządu PO-PSL. Premier powiedział:
Sprowadziliśmy na całą Polskę deszcz inwestycji, tysiące nowych inwestycji.
"Można się z nami nie zgadzać, ale chyba nikt nie powie, że nie wyszliśmy z ofertą dla Polski lokalnej; my chcemy się troszczyć o wszystkich mieszkańców Polski”.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Dostępne dane przeczą wersji Mateusza Morawieckiego, choć opowieść o inwestycjach w Polsce jest zniuansowana. Spróbujemy na nią spojrzeć z różnych stron.
Zacznijmy jednak od podstawowego wskaźnika. Chodzi o stopę inwestycji.
Stopa inwestycji jest ważnym wskaźnikiem gospodarczym. Pokazuje, jaka część PKB jest przeznaczana na inwestycje. Im więcej kraj inwestuje, tym ma większe zdolności produkcyjne i nowocześniejszą infrastrukturę, która pozwala na sprawniejszą konkurencję.
To umożliwia szybszy rozwój. Wysoki wzrost gospodarczy nie równa się wysokiemu rozwojowi – wzrost obejmuje sumę wszystkich transakcji i wyprodukowanych dóbr na danym terytorium.
Stopa inwestycji pokazuje, jak państwo rozwija swoje możliwości, aby produkować coraz więcej i lepiej oraz dalej się rozwijać. Jeśli zaniechamy mądrych inwestycji w infrastrukturę publiczną czy produkcyjną, grozi nam znaczne spowolnienie dynamiki wzrostu gospodarczego i koniec złotej ery wzrostu gospodarczego w Polsce.
W stopie inwestycji Polska radzi sobie fatalnie. Spójrzmy na dane:
Od 2008 do 2015 roku w Polsce stopa inwestycji jest prawie równa średniej unijnej. A po 2015 roku mamy bolesne spadki. W 2021 roku na 25 krajów, dla których dane podaje Eurostat, mamy 23. miejsce. Wyprzedzamy tylko Luksemburg i Grecję.
Spadki po 2015 roku są szczególnie zaskakujące, bo w początkach pierwszej kadencji PiS Mateusz Morawiecki, wówczas jeszcze minister finansów, obiecywał, że Polska w ciągu kilku lat dojdzie do poziomu 22-25 proc. inwestycji. Była to część Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, znanej również jako Plan Morawieckiego.
Zakładała ona na wstępnym etapie stopę inwestycji na poziomie 25 proc. w 2020 roku, później w przedziale 22-25 proc.
W pierwszych latach swoich rządów Ministerstwo Finansów tłumaczyło się, że stopa spada, bo poprzednicy z PO źle przygotowali inwestycje unijne. A skoro PKB rosło, stopa spadała.
Dziś takie tłumaczenie byłoby już kompromitujące. Prawdą jest, że polskie PKB rośnie dynamicznie. Ale nie nadążają za tym inwestycje. PiS dobrowolnie rezygnuje ze środków inwestycyjnych z Funduszu Odbudowy, upierając się przy antydemokratycznych zmianach w systemie sądownictwa.
To prowadzi do tego, że oddalamy się od Europy coraz bardziej.
Warto też spojrzeć na statystyki, gdy rozdzielimy inwestycje publiczne i prywatne.
W tych pierwszych Polska jest na ósmej pozycji w UE, powyżej średniej unijnej. Ale już wśród krajów regionu mamy niską pozycję, za nami są tylko Słowacja i Litwa.
A dodatkowo polskie inwestycje publiczne cechują się niską efektywnością, a więc w mniejszym stopniu przekładają się na lepszą jakość życia i usług publicznych niż na przykład w Czechach i w krajach bałtyckich.
Premier może z dumą mówić o przekopie Mierzei Wiślanej, ale ta inwestycja od początku była krytykowana jako nieefektywna. A ponad dwa miliardy złotych to spora cena za to, by móc w „Wiadomościach” TVP pokazać, że Polska potrafi.
W inwestycjach firm w stosunku do PKB szorujemy po dnie, wyprzedzamy tylko Grecję, Cypr i Luksemburg. W Polsce stopa inwestycji prywatnych (firmy + gospodarstwa domowe) w 2021 roku wynosiła zaledwie 12,9 proc.
Natomiast poziom inwestycji publicznych w stosunku do PKB nie jest wcale wyższy niż w czasach rządów PO-PSL. W 2021 roku to 4,1 proc. Ani razu w latach 2008-2015 nie był niższy.
Tymczasem Bank Światowy prognozuje, że gdyby stopa inwestycji publicznych wzrosła do 5 proc., a prywatnych do 20 proc., mogłoby to zwiększyć nasz wzrost gospodarczy w latach 2025-2050 nawet o 1,9 punktu procentowego. Na razie jest nam do tego daleko.
Jest też inny wskaźnik inwestycji. FDI (foreign direct investment, bezpośrednie inwestycje zagraniczne) mówi nam w uproszczeniu o tym, ile zagranicznych inwestycji ściąga dany kraj.
Warunkiem umieszczenia w tej statystyce jest chęć pozostania przez inwestora w danym kraju. FDI dzielą się na inwestycje typu greenfield (gdy infrastruktura danej firmy powstaje od zera) i brownfield (gdy firma korzysta z istniejącej już infrastruktury).
Wskaźnik jest wyrażony w odsetku PKB, jaki stanowią zagraniczne inwestycje w ciągu roku.
W przeciwieństwie do wielu podstawowych wskaźników gospodarczych, FDI bywa bardzo chwiejne. Trudniej jest więc wykazać jednoznaczne trendy. Można na pewno stwierdzić, że poza 2021 i 2022 rokiem, w czasach PiS wskaźnik wyglądał bardzo podobnie jak w czasach PO-PSL (poza dołkiem w 2013 roku).
Możliwe, że główną przyczyną jest tutaj popandemiczny odwrót od Chin wielu globalnych firm.
Od 2021 roku słabnie pozycja Azji jako odbiorcy tego rodzaju inwestycji. Po pandemii producenci zdali sobie sprawę, jakie problemy może generować umieszczenie centrów produkcji daleko od swoich granic, co oznacza czekanie miesiącami na podzespoły. Dobrym przykładem takiej zmiany jest ogłoszona 16 czerwca ogromna inwestycja firmy informatycznej Intel w Polsce. Gigant z Doliny Krzemowej planuje w Polsce budowę Zakładu Integracji i Testowania Półprzewodników, nakłady inwestycyjne mogą sięgnąć nawet 4,6 mld dolarów. W połączeniu z zakładami w Irlandii i Niemczech, Intel tworzy w Europie kompleksowy łańcuch dostaw w produkcji półprzewodnikowych układów scalonych.
Tego rodzaju wzrost nie jest bezpośrednią zasługą rządu PiS. Polska przez ostatnie 20 lat dorobiła się bardzo dobrej infrastruktury, która tego rodzaju inwestycje wspiera, jesteśmy dla wielu firm dobrym miejscem do lokowania swojego kapitału.
Zyskujemy na korzystnej sytuacji międzynarodowej i na wspólnym wysiłku wszystkich rządzących Polską ekip.
Na pytanie, dlaczego stopa inwestycji jest tak niska, nie ma jednej prostej odpowiedzi. Ekonomista Ignacy Morawski proponuje pięć hipotez:
Sam najmocniej opowiada się za hipotezami numer dwa i trzy. „Sądzę, że jeżeli rząd oddziałuje na niskie inwestycje, to głównie poprzez fakt, że jest słabym inwestorem, a nie poprzez zamieszanie prawne, które wywołał” – pisze.
Wszystko to pomimo różnych ułatwień, które rząd wprowadził w ostatnich latach. Od 2021 roku firmy w Polsce mają możliwość rozliczania się tak zwanym „estońskim CIT”.
Umożliwia to zwolnienie z podatku tych zysków, które zostaną wykorzystane na inwestycje we własnej firmie. Ale firmy wybierają to rozwiązanie rzadko.
Ministerstwo Finansów chwaliło się, że w 2022 roku odnotowało dwudziestokrotny wzrost firm, które przeszły na ten rodzaj opodatkowania. Ale tak duży wzrost wynikał z tego, że w pierwszym roku estoński CIT wybrało tylko 425 firm. Rok później – 8681. To wciąż tylko 2 proc. wśród uprawnionych spółek.
W 2018 roku umożliwiono też otrzymanie zwolnień podatkowych dostępnych dla firm wcześniej tylko w specjalnych strefach ekonomicznych na terenie całego kraju.
Interesująca jest jeszcze inna część opowieści Mateusza Morawieckiego. Premier mówił w Kaliszu, że poprzednia ekipa rządząca prowadziła politykę „odwróconego Janosika”, czyli zabierała biednym a dawała bogatym.
W tej opowieści biedni to prowincja, bogaci – duże miasta. W taką opowieść da się uwierzyć, bo oczywiście polska prowincja jest biedniejsza niż duże miasta, które rozwijają się dynamiczniej.
Czy jednak to prawda, że za PiS prowincja rozwijała się szybciej niż wcześniej?
Nie ma tutaj jednego, prostego wskaźnika, do którego możemy się odwołać. Spróbujmy jednak zweryfikować słowa Mateusza Morawieckiego.
Spójrzmy najpierw na wzrost gospodarczy poszczególnych województw. Baza Eurostatu dla regionów Polski podaje tylko dane do 2020 roku. Ten pomijamy z oczywistych względów – to rok kryzysu, który nie ma nic wspólnego z dotychczasowymi trendami gospodarczymi. Możemy więc spojrzeć na rozwój regionów w okresie 2008-2015 i 2016-2019.
To dwa różne czasookresy, jeden obejmuje obie kadencje, drugi jedną. Patrzymy więc tutaj na pozycję poszczególnych regionów, nie będziemy porównywać ich wyników.
Na wykresie widać wyraźnie, że tempo rozwoju było szybsze w czasie pierwszej kadencji PiS. Nie jest to zaskoczenie – to najlepszy okres ostatnich lat, w czasach PO-PSL mieliśmy do czynienia z efektami globalnego kryzysu finansowego i kryzysu strefy euro.
Średnia z dłuższego okresu zwykle statystycznie będzie też niższa. Ważniejsze jest więc tutaj, jak wygląda pozycja poszczególnych regionów w jednym i drugim okresie.
Główny wniosek brzmi tutaj: zmienia się niewiele.
Najbardziej zmieniła się pozycja województwa podlaskiego. W pierwszym okresie jest 14. na 17 pozycji, w drugim – szóste. Druga zauważalna zmiana to spadek Mazowsza z wyłączeniem Warszawy.
W statystyce unijnej region ten jest rozważany osobno od stolicy. Mazowsze poza Warszawą to też od lat region, w którym wygrywa PiS. Nawet przed zwycięstwami wyborczymi PiS notowało tu mocne wyniki. W wyborach parlamentarnych na pięć mazowieckich okręgów wyborczych PiS wygrało w trzech.
PO wzięło Warszawę i „obwarzanek”, czyli okręg podwarszawski.
Mazowiecka prowincja jest typowym regionem, o którym mówi Mateusz Morawiecki. Takie regiony mają być przykładem zaniedbania za czasów PO i odrodzenia po 2015 roku.
Dane o wzroście gospodarczym tego nie potwierdzają. Średnio wzrost gospodarczy w regionach był większy o 1,3 punktu procentowego w czasie pierwszej kadencji PiS. Na Mazowszu poza Warszawą to wzrost o tylko 0,2 punktu procentowego, najmniejszy ze wszystkich regionów.
Największy skok zalicza natomiast twierdza PO, czyli miasto Warszawa.
Poza pojedynczymi zmianami dynamika jest praktycznie ta sama. Z punktu widzenia wzrostu gospodarczego PiS dla regionów zmienił niewiele, rozwój toczy się tym samym trendem co przed 2015 rokiem. Może to być problem, bo chociaż rosną wszystkie regiony, to zwiększają się nierówności między bogatszymi i biedniejszymi.
PiS tego trendu nie zatrzymał.
Spójrzmy jeszcze na inwestycje samorządów.
Wykres pochodzi z raportu ewaluacyjnego o inwestycjach w Polsce między pierwszym kwartałem 2020 roku a pierwszym kwartałem 2022 roku.
Przygotował go Departament Strategii Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej. Można z niego wyczytać kilka ciekawych tendencji.
Po pierwsze, trzeba zaznaczyć, że po 2016 roku statystyki są nieco zaburzone przez program 500 plus. Samorządy zostały włączone w jego wypłaty. Gdy liczymy udział wydatków inwestycyjnych we wszystkich wydatkach, odsetek jest mniejszy przez większe wydatki ogółem.
Autorzy analizy oceniają, że realny udział inwestycji w wydatkach może być przez to większy o 1-2 proc.
Na wykresie widzimy, że rzeczywiście po 2015 roku miała miejsce lekka zmiana priorytetów. Miasta na prawach powiatu, czyli kilkadziesiąt największych miast, zmniejszyły swój udział inwestycji w wydatkach, zwiększyły je powiaty i gminy. To może być wyraz tego, o czym mówił premier.
Ale tutaj mamy ważne zastrzeżenia. Po pierwsze, nie jest to zmiana sejsmiczna. Po drugie, udziały inwestycji w dużych miastach, powiatach i gminach i tak są mniejsze niż w latach 2010-2011.
I wreszcie – aby było się czym chwalić, wszystkie wskaźniki powinny równomiernie rosnąć. Tak się nie dzieje. Po małym szczycie w 2018 roku mamy dalsze spadki.
Opowieść PiS o wielkiej zmianie po 2015 roku to w tej kwestii głównie retoryka i przechwałki.
Rozwój kraju od wielu lat podąża bardzo podobną ścieżką bez względu na to, czy rządzi PiS, czy PO.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze