„Retoryka odwołująca się do broni masowego rażenia – czy to broni atomowej, czy biologicznej lub chemicznej, jest bardzo niebezpieczna. Państwa sięgają po ten argument, bo to im daje większą legitymację do użycia siły" – mówi OKO.press prof. Patrycja Grzebyk
Izrael usiłuje przekonać opinię publiczną: ta wojna nie zaczęła się w zeszłym tygodniu i nie została wywołana przez nas. Ta wojna zaczęła się 7 października 2023 roku od ataku Hamasu na Izrael. Atak na Iran to kolejne działanie na jednym z jej frontów. Nasze działanie to samoobrona.
O tym, czy takie ujęcie tematu ma rację bytu z punktu widzenia prawa międzynarodowego, rozmawiamy z profesor Patrycją Grzebyk, specjalistką prawa międzynarodowego z Katedry Studiów Strategicznych i Bezpieczeństwa Międzynarodowego Uniwersytetu Warszawskiego. Z rozmowy dowiesz się:
Paulina Pacuła, OKO.press: Izrael utrzymuje, że ataki na Iran to egzekucja doktryny Begina, która mówi o tym, że żadne państwo w regionie nie może wejść w posiadanie broni jądrowej. Doktryna ta została po raz pierwszy zastosowana w 1981 roku, gdy w ataku bombowym zniszczono reaktor jądrowy w Iraku. To był atak prewencyjny, by powstrzymać Irak przed uzyskaniem broni jądrowej. Podobnie teraz Izrael argumentuje, że ataki na Iran to ataki prewencyjne, których celem jest powstrzymanie ostatniego etapu rozwoju irańskiego programu nuklearnego, czyli jego militaryzacji. Czy takie działania są zgodne z prawem międzynarodowym?
Prof. Patrycja Grzebyk, specjalistka prawa międzynarodowego z Katedry Studiów Strategicznych i Bezpieczeństwa Międzynarodowego Uniwersytetu Warszawskiego: Działania Izraela pod wodzą premiera Benjamina Netanjahu trzeba oceniać z perspektywy dwóch różnych gałęzi prawa. Jedna z nich to prawo użycia siły, czyli pytanie, czy Izrael użył wobec Iranu siły zgodnie z prawem międzynarodowym. Druga to kwestia sposobu użycia tej siły, czyli międzynarodowe prawo humanitarne konfliktów zbrojnych.
Jeśli chodzi o tę pierwszą kwestię, czy Izrael w ogóle mógł zaatakować Iran, to Izrael powołuje się tu na prawo do samoobrony prewencyjnej. Tłumaczy, że chce zniszczyć obiekty związane z rozwojem broni nuklearnej, żeby zapobiec ewentualnemu atakowi nuklearnemu, którego Iran może dokonać w przyszłości. Izrael nie raz używał już tego argumentu do atakowania miejsc związanych z rozwojem możliwości nuklearnych Iranu.
Karta Narodów Zjednoczonych nie mówi wprost o prawie do samoobrony wyprzedzającej. Mówi jedynie o prawie do samoobrony w odpowiedzi na atak, który nastąpił (art. 51 KNZ). Ze strony Iranu nie było w zeszłym tygodniu takiego ataku, więc literalne odczytanie artykułu 51. nie ma tu zastosowania. Ale państwa odrzucają takie restrykcyjne odczytywanie Karty Narodów Zjednoczonych i dopuszczają możliwość samoobrony preempcyjnej wtedy, kiedy wiadomo, że ten atak jest nieuchronny. Czyli po to, aby ubiec przeciwnika.
Kłopot jednak w tym, że to, jak sytuację przedstawia Izrael, nie sprawia wrażenia, że atak nuklearny ze strony Iranu był obecnie nieuchronny. Izrael mówił o ewentualnym przyszłym ataku, ale nie wiadomo w jakiej perspektywie czasowej. Brak też wiarygodnych dowodów na to, że Iran był bliski zbudowania bomby atomowej. Jeśli to jest tak nieokreślone, to nie mamy do czynienia z samoobroną preempcyjną, lecz prewencyjną, która jest wykluczona.
Nie można atakować innego państwa na zapas, bo być może ono w przyszłości zaatakuje nas.
Izrael mógłby zaatakować Iran, gdyby był w stanie udowodnić, że ten atak był nieuchronny i miał nastąpić w najbliższych godzinach czy dniach. Wówczas taka samoobrona preempcyjna jest dopuszczalna w prawie zwyczajowym. Bez tego jest złamaniem prawa.
Izrael argumentuje, że ma dowody na to, że Iran niebezpiecznie zbliżył się do ostatniego stopnia rozwoju swojego programu atomowego, czyli do jego militaryzacji. Wskazuje na rezolucję Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej z czwartku 12 czerwca 2025 jako ten sygnał alarmowy, w związku z którym podjął decyzję o ataku. Rezolucja ostrzega, że inspektorzy agencji nie są w stanie ustalić, czy irański program nuklearny jest wyłącznie pokojowy. Podkreśla też, że Iran nie współpracował z inspektorami.
Izrael używa tego argumentu, bo o ile prawnicy jednoznacznie odrzucają samoobronę prewencyjną w sytuacji braku ewidentnego zagrożenia atakiem, to gdy w grę wchodzi broń masowego rażenia, zaczynają się wahać. Podkreślają to, że gdyby doszło do ataku nuklearnego, to dane państwo mogłyby w ogóle nie mieć szansy odpowiedzieć, bo np. po prostu przestałoby istnieć. I dlatego w przypadku zagrożenia użyciem broni masowego rażenia pojawiają się głosy, że atak wyprzedzający powinien być dopuszczalny.
Natomiast kłopot z Izraelem i Iranem jest taki, że ten argument był przez Izrael używany już wielokrotnie. I za każdym razem nie było przekonujących informacji, jakoby ten atak rzeczywiście był nieuchronny w najbliższej przyszłości. Stąd też te pierwsze analizy prawników obecnej sytuacji wskazują, że ten atak jest nielegalny z punktu widzenia prawa do użycia siły. Prawdopodobnie stoją za nim inne cele polityczne, np. zmiana reżimu w Iranie.
I drugi problem, który się pojawia, to czy cele, które są atakowane, są legalne w świetle prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych. To, że giną przywódcy różnych sił zbrojnych Iranu, jest legalne z punktu widzenia prawa konfliktów zbrojnych. Oni są traktowani jako kombatanci, żołnierze. Natomiast kłopot jest w tym, że zabijani są również np. naukowcy pracujący przy programie nuklearnym. Oni nie są kombatantami, to ofiary cywilne. I to jest niedopuszczalne.
Izraelskie bomby spadły w poniedziałek 16 czerwca m.in. na siedzibę telewizji w Teheranie, mimo że izraelski minister spraw zagranicznych Izrael Kac deklarował, że Izrael zaatakuje tylko „reżimowe cele i infrastrukturę bezpieczeństwa”. Izrael tłumaczył to tym, że irańska telewizja to narzędzie antyizraelskiej propagandy. Czy takie działania są zgodne z prawem użycia siły?
Nie. Telewizja, radio, jakiekolwiek inne media nie są celem wojskowym, więc nie mogą być atakowane. Można atakować infrastrukturę mediów, jeśli ta jest wykorzystywana w celach wojskowych, na przykład do komunikacji. Ale sam fakt, że media sieją propagandę, to nie powód, by je atakować. Zgodnie z prawem humanitarnym konfliktów zbrojnych celem wojskowym nie może być społeczeństwo. Celem mogą być tylko obiekty lub osoby, których wyeliminowanie daje konkretną korzyść wojskową.
A co jeśli propaganda bywa np. wezwaniem do przemocy? Władze Iranu otwarcie kwestionują prawo Izraela do istnienia, izraelskie media to przesłanie nagłaśniają. Izrael wskazuje, że ta propaganda ma w ostateczności cel wojskowy – służy propagowaniu postaw antyizraelskich w irańskim społeczeństwie i uzasadnianiu przemocy wobec Izraela realizowanej w regionie przez proxy – takie organizacje jak Hamas, Hezbollah, czy przez Hutich. To jest narracja Izraela.
Nawoływanie przez media do zbrodni – np. zbrodni ludobójstwa czy zbrodni przeciwko ludzkości, rodzi już pewne wątpliwości. Są prawnicy, którzy rozszerzają prawo użycia siły na takie przypadki. Niektórzy argumentują, że media w państwach autorytarnych można atakować, a w demokratycznych już nie. Ale proszę pamiętać, że propaganda jest uprawiana w każdym z państw w czasie wojny.
Tymczasem każde rozszerzenie listy obiektów, które mogą być atakowane, znacznie zwiększa ryzyko strat cywilnych.
Dlatego ja bym się nie zgodziła z tym, że sianie propagandy w jakimkolwiek stopniu jest pretekstem do legalnego użycia siły.
Wracając do kwestii proxy: z jednej strony izraelscy komentatorzy, uzasadniając atak Izraela na Iran, powołują się za rządem na argument samoobrony wyprzedzającej i doktryny Begina. Z drugiej strony mówią też: ta wojna nie zaczęła się w zeszłym tygodniu i nie została wywołana przez nas. Ta wojna zaczęła się 7 października 2023 roku od ataku Hamasu na Izrael. Atak na Iran to kolejne działanie na jednym z jej frontów. I w tym kontekście każą widzieć ją jako samoobronę.
To też z prawnego punktu widzenia bardzo złożona kwestia. Żeby móc użyć argumentu o tym, że dzisiejsze działania Izraela to odpowiedź na atak terrorystyczny Hamasu z 7 października 2023 roku, trzeba by udowodnić, że atak z 7 października nie tylko odbył się z inspiracji Iranu, ale że ci, którzy go przeprowadzili, byli pod tzw. efektywną kontrolą Iranu. Czyli nie tylko dostawali pieniądze czy broń od Iranu, ale faktycznie wykonywali polecenia Iranu.
Mnie się wydaje, że to jest trudne do udowodnienia. Te informacje, które mamy, mówią nam o tym, że Iran wspiera – czy to Hutich, Hamas czy Hezbollah, ale to nie jest taki poziom kontroli, żeby działania wspomnianych grup móc przypisać Iranowi. A tylko wtedy można twierdzić, że kolejne działania podejmowane przez Izrael wobec sąsiadów od października 2023 są działaniami w samoobronie.
Jako przykład warto tu przywołać orzeczenie Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie Nikaragua przeciwko Stanom Zjednoczonym. Nikaragua oskarżyła Stany Zjednoczone o agresję poprzez wspieranie antyrządowej partyzantki. MTS orzekł, że owszem, USA finansowały partyzantkę, trenowały, dawały wsparcie logistyczne, ale to było za mało, by oskarżyć USA o agresję.
I tu jest podobnie. Iran na pewno wspierał, finansował, a może i trenował te grupy bojowników. Ale czy Izrael jest w stanie udowodnić, że Iran sprawował efektywną kontrolę nad Hamasem, Hezbollahem czy Huti, aby uzasadnić użycie siły? Tego nie jestem pewna. To mógłby wyjaśnić tylko sąd po dokładnej analizie stanu faktycznego.
Prezydent Donald Trump w poniedziałek pośpiesznie opuścił szczyt G7, by wrócić do Waszyngtonu na spotkanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Grupa G7 wezwała do deeskalacji, Trump powiedział, że chce, by temat irańskiego programu nuklearnego wreszcie się zakończył. USA zwiększają też swoją militarną obecność w regionie. Jakie działania wobec eskalacji na Bliskim Wschodzie mogą podjąć Stany Zjednoczone, by mieściły się one w granicach prawa międzynarodowego?
Jeśli uznajemy, że Izrael nie działa w samoobronie, to Stany Zjednoczone nie powinny pomagać Izraelowi. I ja tak rozumiem te wcześniejsze wypowiedzi USA, w których różni urzędnicy usiłowali tonować te wojenne nastroje rządu izraelskiego.
Stany Zjednoczone są tutaj kluczowym graczem, choćby z tego względu, że są stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa. Więc ta możliwość koordynacji na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, przyjęcia jakiejś wspólnej polityki, ma ogromne znaczenie. Zaangażowanie stron trzecich w wypracowanie teraz jakiegoś zawieszenia broni, by uspokoić sytuację, jest bardzo ważne, żeby ten konflikt jeszcze bardziej się nie rozszerzył. Bo od wielu miesięcy obserwujemy rozszerzanie konfliktu na Bliskim Wschodzie. W najbliższych godzinach pewnie przekonamy się o tym, jaka jest ta odpowiedź USA.
Warto jednak pamiętać o tym, że
retoryka odwołująca się do broni masowego rażenia – czy to broni atomowej, czy biologicznej lub chemicznej, jest bardzo niebezpieczna.
Już raz mieliśmy sytuację, że Stany Zjednoczone zdecydowały się na interwencję zbrojną pod pretekstem konieczności powstrzymania rozprzestrzeniania broni chemicznej. To było w Iraku w 2003 roku. Konsekwencje dla regionu i dla bezpieczeństwa międzynarodowego były złe. I świat to pamięta.
Popatrzmy też na Ukrainę. Także Rosja podnosiła wątek rzekomego nielegalnego rozwijania broni masowego rażenia przez USA w Ukrainie, która miałaby zagrozić Rosji. Rosja argumentowała, że musi ten nieodpowiedzialny ukraiński rząd odsunąć od władzy dla własnego bezpieczeństwa. Dlaczego państwa sięgają po ten argument? Bo to im daje większą legitymację do użycia siły. Dlatego takie rozciąganie tych zasad dotyczących prawa użycia siły jest niezwykle niebezpieczne.
No tak, ale w przykładzie retoryki Rosji wobec Ukrainy a Izraela wobec Iranu jest jednak pewna istotna różnica. Iran faktycznie jest krajem, który w otwarty sposób kwestionuje prawo Izraela do istnienia. Ukraina wobec Rosji nigdy tego nie robiła, stąd wiedzieliśmy, że argument rosyjski jest absurdalny. W przypadku Izraela jest inaczej. Izraelskie społeczeństwo jest przekonane o tym, że Iran zagraża istnieniu Izraela.
Tak, absolutnie się z panią zgodzę, że tutaj jest ogromna różnica. Ale mimo to uważam, że Izrael powinien sięgnąć do innych możliwości działania wobec Iranu. Przypomnę, że zarówno Izrael, jak i Iran są stroną konwencji w sprawie zapobiegania zbrodni ludobójstwa. Jeżeli Izrael uważa, że celem Iranu jest eksterminacja ludności Izraela, to mógł zwrócić się do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości i wykazać to. Niech się Iran wytłumaczy wtedy z tych słów, niech powie, o co tak naprawdę chodzi. Ale Izrael tego nie robi. Zamiast tego wybiera bombardowanie celów, w tym cywilnych. To na pewno nie pozwoli deeskalować konfliktu.
Izrael w swoich działaniach podważa obecny porządek międzynarodowy.
Bo w obecnym systemie w każdym przypadku dotyczącym konieczności użycia siły, trzeba powiadomić Radę Bezpieczeństwa. Jeżeli Izrael doszedł w zeszłym tygodniu do wniosku, że ze względu na zagrożenie atakiem nuklearnym ze strony Iranu jest zmuszony użyć siły, powinien był powiadomić o tym Radę Bezpieczeństwa. Do tego nie doszło. W marcu 2025 roku przedstawiciel Izraela pisał do Rady Bezpieczeństwa w sprawie konieczności uwolnienia izraelskich zakładników przetrzymywanych w Strefie Gazy. Dlaczego teraz nie skierował tej prośby do Rady Bezpieczeństwa? Oczywiście wiemy, jaka byłaby odpowiedź ze strony Rady – RB nie autoryzowałaby takiej operacji, bo na pewno zablokowałyby ją Chiny i Rosja. Ale to nie zwalnia państwa z obowiązku przestrzegania prawa międzynarodowego.
Izrael ewidentnie ignoruje struktury międzynarodowe, licząc na bezwzględne wsparcie Stanów Zjednoczonych.
Tymczasem Stany Zjednoczone zdają się w ostatnim czasie nieco postawione pod ścianą. Z doniesień mediów wiemy, że Izrael nie konsultuje części swoich działań z USA, nie stosuje się do wezwań deeskalacji. W najbliższych dniach zobaczymy, jaka będzie rola Stanów Zjednoczonych w tymże konflikcie.
I prawnicy zadają sobie jeszcze jedno kluczowe pytanie w tej chwili: co tak naprawdę jest celem działań zbrojnych Izraela wobec Iranu? Jeżeli jest nim zniszczenie obiektów nuklearnych, to konflikt powinien już się zakończyć, ale się nie kończy, więc o co tak naprawdę chodzi? Celem jest zniszczenie państwa irańskiego? Odsunięcie władz irańskich od władzy? Jeśli tak, to kto miałby te władze zastąpić? Pokojowego współistnienia się nie wymusi, zrzucając bomby, czy dokonując siłowej zmiany reżimu.
Te ostatnie ataki Izraela na Iran to tylko część działań militarnych podejmowanych przez Izrael w regionie od października 2023. Mieliśmy ataki na Zachodnim Brzegu Jordanu, na Liban, Jemen, Syrię, Irak. Mamy trwającą wojnę i okupację Strefy Gazy. Jak z perspektywy prawa międzynarodowego można ocenić te działania Izraela? Czy Izrael jest agresorem na Bliskim Wschodzie?
To jedno z najtrudniejszych pytań, jakie może mi pani zadać. Mogłabym odesłać panią do wielu tekstów prawników, którzy analizują tę sytuację i każde ich zdanie zaczyna się od spójnika „jeżeli”.
Gdybyśmy spróbowali tylko przeanalizować sytuację z atakami Hamasu z 7 października. To, że 7 października był zbrodnią przeciwko ludzkości, czy też zbrodnią wojenną, nie ulega wątpliwości. To było działanie całkowicie bezprawne z poziomu prawa humanitarnego, konfliktu zbrojnych i praw człowieka. Ale mimo wszystko w ocenie tej sytuacji pojawiają się pytania: czy to był atak państwa na państwo? Czy uważamy Palestynę za państwo, a Hamas za organ jej władzy? Czy okupując tereny Palestyny przez dekady, Izrael sam nie był agresorem? Czy Palestyna ma prawo się bronić?
W każdym przypadku bardzo istotne jest też, że nawet jeśli w niektórych przypadkach Izrael mógł się bronić, to w każdym przypadku użycia siły jego działania muszą być proporcjonalne i konieczne. I tutaj pojawia się ważna wątpliwość: czy aby na pewno w każdym przypadku działania Izraela były proporcjonalne i konieczne? I jeśli chodzi np. o Strefę Gazy, to odpowiedź jest oczywista: absolutnie nie. Wiemy, że doszło tam do szeregu zbrodni wojennych, które trzeba wyjaśnić.
Jeśli chodzi o działania Izraela wobec Hutich, to tu też mamy wątpliwości, czy wszystkie działania, w szczególności na terenie Jemenu, były potrzebne i konieczne. A w kontekście Iranu wątpliwości są jeszcze poważniejsze: czy w ogóle można było użyć siły.
Problem jest też taki, że obecne władze Izraela w ogóle nie sięgają po istniejące mechanizmy międzynarodowe rozwiązywania konfliktów, uznając, że te nie są godne zaufania. Przykładem choćby stosunek władz Izraela do Międzynarodowego Trybunału Karnego.
Dla prawników oczywiste jest, że Izrael łamie prawo międzynarodowe na wiele sposobów.
A sposób, w jaki Iran ostrzeliwuje Izrael w odpowiedzi na jego ataki, mieści się w granicach prawa?
Jeśli uważamy, że Izrael nie miał prawa zaatakować Iranu, to Iran oczywiście może odpowiedzieć w samoobronie. Ale odpowiadając w samoobronie, także jest ograniczony prawem humanitarnym i nie powinien atakować celów cywilnych. Natomiast widzimy, że dochodzi do zniszczenia szeregu obiektów cywilnych, te rakiety są nakierowane po prostu na teren państwa Izraela, ale nie na konkretne cele wojskowe. I z tego punktu widzenia, tego typu atakowanie obiektów Izraela jest nielegalne. Tak więc Iran ma prawo odpowiedzieć w samoobronie, ale powinien ograniczyć się do celów wojskowych.
Świat
Ali Chamenei
Benjamin Netanjahu
Donald Trump
Bliski Wschód
Iran
Izrael
Stany Zjednoczone
USA
wojna Izraela z Iranem
Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.
Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.