0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 24.03.2023 Markowa, Fot. Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.pl24.03.2023 Markowa, ...

24 marca 2023 roku prezydent Andrzej Duda uczcił „Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów” w Markowej na Podkarpaciu. To święto państwowe, ustanowione przez Sejm w 2018 roku – w momencie największych napięć pomiędzy Polską i Izraelem po uchwalonej wówczas (a potem poprawionej) nowelizacji ustawy o IPN, umożliwiającej ściganie karne badaczy zajmujących się Zagładą za „naruszenie dobrego imienia Rzeczypospolitej”.

Inicjatorem ustanowienia święta był Andrzej Duda.

Data święta jest nieprzypadkowa – 24 marca 1944 r. w Markowej Niemcy zamordowali rodzinę Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ukrywaną przez nich liczną rodzinę Saula Goldmana z Łańcuta – w sumie 17 osób. Na cześć Ulmów władze zbudowały w Markowej muzeum, a 10 września 2023 odbędzie się ich beatyfikacja.

Ci autentyczni bohaterowie – zadenuncjowani, o czym się już rzadziej wspomina, przez członka „granatowej” polskiej policji – stali się ulubionymi postaciami polityki historycznej PiS. Rządzący pragną dzięki Ulmom udowodnić, wbrew badaniom niezależnych historyków i historyczek, rzekomą masową skalę polskiej pomocy dla Żydów w czasie Zagłady. (O tym, co wydarzyło się w Markowej i jej okolicach, powiemy na zakończenie tego artykułu).

Duda w Markowej: „tysiące ratowały”

Prezydent Duda w czasie oficjalnych uroczystości w Markowej parokrotnie rozminął się z ustaleniami niezależnych (tj. niezatrudnianych przez Instytut Pamięci Narodowej czy inne urzędy państwowe) badaczy i badaczek Zagłady).

Całe wystąpienie można obejrzeć na filmie zamieszczonym poniżej, a jego zapis przeczytać tutaj.

Prezydent mówił m.in.:

„Bardzo często na zachodzie Europy, w Stanach Zjednoczonych, w Izraelu i innych miejscach na świecie o tym nie wiedzą: w Polsce za pomoc Żydom pod okupacją niemiecką w czasie II wojny światowej ze strony niemieckich okupantów, oprawców groziła kara śmierci. Śmierci! Nie więzienia, nie deportacji, nie jakakolwiek kara, nawet nie obóz koncentracyjny – groziła kara śmierci brutalnie i bezwzględnie wykonywana, praktycznie rzecz biorąc bez sądu, bez jakiegokolwiek aktu oskarżenia, bez rozpoznania sprawy, bez jakichkolwiek zasad. Tysiące Polaków spośród – jak szacujemy – miliona, którzy udzielali pomocy wówczas ukrywającym się Żydom, chroniącym się przed śmiercią, zostało w ten sposób zamordowanych, najczęściej wraz ze swoimi żydowskimi sąsiadami, wraz ze swoimi żydowskimi podopiecznymi, tymi, którym pomagali, których ukrywali”.

Duda powtórzył tutaj nieprawdę, która powraca regularnie w wypowiedziach polityków i polityczek PiS.

O „milionach ratujących” i „setkach tysięcy bohaterów” mówił np. premier Mateusz Morawiecki w marcu 2019 roku.

Naprawdę ratowało kilkadziesiąt tysięcy

Jeszcze w 2019 roku w wywiadzie dla PAP dr hab. Grzegorz Berendt, wówczas wicedyrektor Muzeum II Wojny Światowej już u boku narzuconej przez władze dyrekcji, szacował liczbę Polaków pomagających Żydom na kilkadziesiąt tysięcy (przytaczamy jego wypowiedź, ponieważ to historyk pracujący w instytucjach rządowych).

Dr Berendt szacował także liczbę zamordowanych za pomaganie Żydom Polaków na 700-1000 osób.

Dodawał, że duża część Polaków przyłapanych na pomaganiu Żydom nie była mordowana na miejscu, ale trafiała do więzienia lub do obozu koncentracyjnego – co naturalnie również było nieludzką karą.

Prezydent mija się więc z prawdą, kiedy mówi, że kara śmierci za pomaganie Żydom była wykonywana „bezwzględnie” (czyli w każdym przypadku). Nie była, chociaż oczywiście stanowiła groźbę.

Zginęło pewnie ok. tysiąca

Od kilku lat historycy i historyczki z IPN próbują ustalić listę osób zamordowanych za udzielanie pomocy Żydom.

W książce historyczek dr Martyny Grądzkiej-Rejak oraz dr Aleksandry Namysło („Represje za pomoc Żydom na okupowanych ziemiach polskich w czasie II wojny światowej”, IPN, Warszawa 2019) znalazły się udokumentowane źródłowo 333 noty dotyczące represji wymierzonych przez Niemców wobec Polaków za pomaganie Żydom.

W książce:

  • udokumentowano 333 przypadki represji dotyczące łącznie 654 represjonowanych osób;
  • 341 osób straciło życie (w części np. w obozach koncentracyjnych);
  • 258 osób zostało rozstrzelanych przez Niemców;
  • wśród zamordowanych były dzieci.

„Nasze badania pozwolą dokładniej zweryfikować tę liczbę. Czy tych przypadków będzie więcej, czy mniej niż tysiąc, tego jeszcze nie możemy stwierdzić” - mówił w 2019 roku PAP dr Mateusz Szpytma, wiceprezes IPN odpowiedzialny m.in. za tematykę stosunków polsko–żydowskich w czasie wojny.

Według wcześniejszych rezultatów Programu Index uruchomionego przez Fundację Instytut Studiów Strategicznych, liczba Polaków zamordowanych za pomoc Żydom nie przekroczyła 1,5 tys. osób. Liczba potwierdzonych wypadków jest – jak dotąd – jednak wyraźnie mniejsza.

Duda nie ma więc racji, kiedy mówi o „tysiącach zamordowanych”.

Tysiące Polaków spośród (…) miliona, którzy udzielali pomocy wówczas ukrywającym się Żydom, chroniącym się przed śmiercią, zostało zamordowanych (...).

wystąpienie w Markowej,24 marca 2023

Sprawdziliśmy

Nieprawda. Udokumentowanych przypadków zabijania Polaków za pomaganie Żydom jest kilkaset

Nie tylko w Polsce była kara śmierci

Warto wspomnieć, że nie tylko w Polsce groziła kara śmierci za ukrywanie i pomaganie Żydom – nawet jeśli często nie była wykonywana.

„Nie był to jedyny obszar, gdzie zabijano za pomoc świadczoną Żydom – w Serbii funkcjonował analogiczny przepis. Także na ziemiach ukraińskich, na Podolu, obowiązywała kara śmierci. Natomiast podobnych rozporządzeń nie znano w okupowanej Europie Zachodniej, a także na terytoriach włączonych do Rzeszy” — mówił w wywiadzie dla PAP w 2016 roku historyk i specjalista od Zagłady, prof. Andrzej Żbikowski.

Duda zrównuje polskie i żydowskie cierpienie: „wszyscy byliśmy ofiarami”

W Markowej 24 marca 2023 roku prezydent mówił także, iż nie było żadnych polskich instytucji współpracujących z Niemcami w Zagładzie, a całe terytorium kraju było okupowane. O ile to drugie to prawda, to pierwsze jest wątpliwe.

„Nie było żadnych polskich władz, żadnych polskich oficjalnych instytucji, które w jakikolwiek sposób brałyby udział w tej straszliwej zbrodni, jakiej Niemcy dokonali na narodzie żydowskim, także na Żydach polskiego obywatelstwa. Byliśmy wszyscy razem ofiarami II wojny światowej, ofiarami hitlerowskiego terroru” – mówił Duda.

Tymczasem w Zagładzie brała udział nie tylko „granatowa” policja, w której pracowali i którą dowodzili Polacy, ale także np. oddziały straży pożarnej.

Oficjalne stanowisko władz mówi, że były to instytucje niemieckie – gdyż działały w kraju okupowanym i pod niemieckim „kierownictwem”. Nie da się jednak ukryć, że Polacy w nich pracowali.

Samotność „sprawiedliwych”

Historycy niepracujący w instytucjach bezpośrednio kontrolowanych przez władze mówią jednoznacznie: polscy „sprawiedliwi” byli nieliczni i działali we wrogim albo obojętnym otoczeniu polskiej większości.

Jak mówiła jeszcze w 2017 roku w wywiadzie dla OKO.press prof. Barbara Engelking, dyrektorka Centrum Badań nad Zagładą w PAN:

  • Sprawiedliwi „bali się, że doniesie na nich sąsiad czy dozorca. Bali się innych Polaków; „działali w absolutnej izolacji społecznej”;
  • bardzo często pomagali za pieniądze (to skomplikowana moralnie sprawa, ponieważ pomoc bezinteresowna była bardzo trudna — a wyżywienie osoby ukrywanej kosztowało);
  • „Inny mit to na przykład taki, że jednemu uratowanemu Żydowi pomagało kilku, a nawet kilkunastu Polaków. To jest nieprawda. Według badań Zuzanny Schnepf, które opublikowaliśmy w 2011 roku w tomie "Zarys krajobrazu”, na terenach wiejskich proporcje były mniej więcej wyrównane: średnio 10 sprawiedliwych ratowało 12 Żydów. Ten temat wymaga dalszych badań, miejmy nadzieję, że ktoś je podejmie”.
  • Polskie państwo podziemne zaczęło działać późno. Pomoc „była, ale powstała późno, w grudniu 1942 roku, kiedy większość Żydów polskich była już zamordowana. Cały czas borykała się też z problemami finansowymi. Finansowana zresztą była – o czym się w Polsce dziś nie pamięta – nie tylko przez rząd RP w Londynie, ale w znacznej mierze przez światowe organizacje żydowskie”.

Badacz zagłady prof. Jacek Leociak pisał w 2018 roku w OKO.press:

„Mieszkańcy okupowanej przez Niemców Polski byli nie tylko biernymi świadkami Zagłady, lecz także część z nich wzięła w niej pośredni lub bezpośredni udział, podobnie jak część z nich stawiła Zagładzie opór, starając się ratować Żydów. Możemy bez końca spierać się o liczbę tych, którzy ratowali i tych, którzy okradali, wydawali i mordowali.

Pogłębiająca się z roku na rok wiedza o czasach Zagłady w Polsce skłania jednak do wniosku, że – niestety – tych drugich było więcej, że więcej wyrządzono Żydom zła niż dobra. Żadne zaklęcia, wyrazy oburzenia, protesty, oskarżenia nie mogą tego zmienić. Stoimy na gruncie faktów”.

Co działo się w okolicach Łańcuta

W 2016 roku historyk i badacz Zagłady prof. Jan Grabowski opisał, co działo się w Markowej i w okolicach Łańcuta w czasie okupacji. Według Grabowskiego Ulmowie ukrywali Żydów, ale ich liczni sąsiedzi brali udział w obławach na Żydów, a także sami ich mordowali. Zacytujmy opis wydarzeń we wsi Gniewczyna Łańcucka, w której jesienią 1942 roku miejscowa ludność dopuściła się zbrodni na Żydach:

„Oddajmy głos Tadeuszowi Markielowi, świadkowi wydarzeń: »miejscowi, koalicja, a może lepiej powiedzieć: spółka gromadzkiej elity, mianowicie szef Ochotniczej Straży Pożarnej [OSP] oraz aktywiści straży i zarazem najbliżsi sąsiedzi żydowskiej rodziny Trynczerów (...), urządzili obławę na miejscowe rodziny żydowskie, wyłapując większość osób dorosłych i dzieci z ośmiu rodzin. Wsadzili nieszczęśników na wozy, jak świnie i cielęta wiezione na jarmark, teraz z uzbrojoną obstawą, i dowieźli ich do domu Leiby i Szangli Trynczerów w środku wsi, w bliskim sąsiedztwie kościoła i plebanii, niedaleko szkoły«.

W kolejnych dniach schwytane żydowskie kobiety gwałcono, a mężczyzn torturowano, aby wyciągnąć informacje na temat pochowanych ubrań, mebli czy pieniędzy.

Działo się to na oczach i za wiedzą mieszkańców wsi. W końcu oprawcy wezwali telefonicznie żandarmów z Jarosławia, którzy rozstrzelali wszystkich uwięzionych”.

O tym jednak, jak pisze Grabowski, w muzeum w Markowej nie można się dowiedzieć.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Adam Leszczyński
Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze