Jak powinien głosować wyborca opozycji demokratycznej, by opozycja wygrała wybory? Krąży na ten temat wiele teorii. Rozwiewamy mity i tłumaczymy, że mądre głosowanie jest w gruncie rzeczy bardzo mało skomplikowane
Tuż przed wyborami wyborcy opozycji są zasypywani rozmaitymi sprzecznymi ze sobą teoriami na temat tego, jak powinni „najmądrzej” głosować, tak by ich głos się nie „zmarnował”. Wyborca opozycji może z różnych mniej lub bardziej wiarygodnych źródeł słyszeć między innymi że:
Przyjrzyjmy się więc pokrótce teoriom na temat „głosowania strategicznego”. Zobaczymy też, że zamiast pomagać, zdecydowanie częściej tylko mieszają nam w głowach.
Zacznijmy od teorii o premii „dla największego” czy też „dla zwycięzcy”, którą rzekomo ma zawierać obowiązująca w Polsce ordynacja wyborcza. Według tej teorii wyborcom opozycji miałoby nie opłacać się głosować na mniejsze partie, bo grozi to rzekomo „zmarnowaniem głosu”. Zamiast tego powinni przenieść głosy na najsilniejszą partię opozycyjną, bo dzięki temu opozycja mogłaby zyskać premię, czyli więcej mandatów.
Otóż to mit. Nie dość, że ani obowiązująca w Polsce ordynacja wyborcza, ani wskazana w niej jako droga przeliczania głosów na mandaty poselskie metoda d’Hondta, nie dają zwycięzcy „premii” z ekstra mandatów, to również nie można liczyć na to, że za sprawą przerzucenia głosów na najsilniejszą z partii opozycyjnych, sama opozycja w niedzielę zdobędzie więcej mandatów.
Nie będziemy tu referować całej metody d’Hondta – zrobił to doskonale w osobnym analitycznym materiale w OKO.press Leszek Kraszyna.
Tutaj w telegraficznym skrócie przypomnimy jedynie najważniejsze wnioski:
O samej metodzie d’Hondta i związanych z nią wyborczych paradoksach i pułapkach przystępnie opowiadają w najnowszym odcinku Programu Politycznego OKO.press Dominika Sitnicka i Agata Szczęśniak. Zapraszamy do oglądania.
A teraz przenieśmy się w sferę konkretu. Mamy przecież tak naprawdę tylko trzy listy, których mogłyby dotyczyć dylematy związane z mitem o „premii dla zwycięzcy”. I możemy nazwać rzeczy, czy raczej partie, po imieniu.
Najsilniejsza po stronie opozycji demokratycznej jest oczywiście Koalicja Obywatelska i to ona według teorii o „premii dla zwycięzcy” miałaby z niej korzystać. Opowieść o „premii dla zwycięzcy” adresowana jest natomiast do wyborców dwóch pozostałych, mniejszych, opozycyjnych list – Nowej Lewicy i Trzeciej Drogi.
W wypadku wyborców Lewicy ewentualne przeniesienie głosów na Koalicję Obywatelską zgodnie z narracją o „premii dla zwycięzcy” spowodowałoby po prostu tyle, że lewica otrzymałaby mniej głosów i (jeśli tylko tych przeniesionych głosów byłoby odpowiednio dużo) mniej mandatów. KO oczywiście by na tym zyskała, ale – jak m.in. wynika z obliczeń analityka Leszka Kraszyny na podstawie wyniku wyborów w 2019 roku – z punktu widzenia interesów całej opozycji byłaby to gra o sumie z grubsza zerowej.
Owszem, z punktu widzenia interesów KO byłby to czysty zysk. Z punktu widzenia interesów Lewicy i jej wyborców byłaby to jednak całkowita strata. W Sejmie znalazłoby się mniej lewicowych posłanek i posłów, więc z punktu widzenia zwolenników i zwolenniczek tej formacji takie przerzucanie głosów zwyczajnie nie ma sensu.
Jeszcze bardziej zwodniczo mogłaby jednak zadziałać teoria o „premii dla zwycięzcy” na tych wyborców, którzy by jej ulegli, w wypadku elektoratu Trzeciej Drogi. Bo mimo optymistycznych ostatnio sondaży Trzecia Droga jako koalicja wciąż musi mieć na uwadze, że potrzebuje przeskoczyć wysoki próg wyborczy dla koalicji – 8 proc. Ewentualne masowe przerzucenie się wyborców Trzeciej Drogi na Koalicję Obywatelską mogłoby skutkować nawet tym, że koalicja Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza nie weszłaby do Sejmu.
To zaś byłaby dla opozycji kompletna katastrofa.
Wszystkie sondaże mówią jasno – opozycja demokratyczna może mieć realne szanse na wspólne utworzenie rządu tylko i wyłącznie wtedy, jeśli do Sejmu wejdą kandydaci z wszystkich trzech jej list – Koalicji Obywatelskiej, Nowej Lewicy i Trzeciej Drogi. Jeśli koalicja Polski 2050 i PSL nie zdołałaby wejść do Sejmu, szansa na powstanie po wyborach nowego opozycyjnego rządu zostałaby całkowicie przekreślona. Samych głosów KO i Lewicy nie wystarczy.
W tym momencie musimy przejść do kolejnej teorii dotyczącej „głosowania strategicznego”. Bo może w takim razie to wyborcy Koalicji Obywatelskiej lub Lewicy powinni się rzucić na pomoc Trzeciej Drodze?
Gdyby wyniki sondażowe Trzeciej Drogi zatrzymały się twardo w okolicy magicznych 8 procent stanowiących koalicyjny próg wyborczy, prawdę mówiąc nie mielibyśmy jasnej odpowiedzi na to pytanie. Bo rzeczywiście, nawet niewielka liczba głosów wyborców KO lub Lewicy „idących na pomoc” Trzeciej Drodze, mogłaby wtedy przesądzić o przekroczeniu przez nią progu, co jest kluczem do możliwości zwycięstwa całej opozycji, rozumianego jako zdolność do utworzenia większościowego rządu. To bardzo wysoka stawka – być może nawet warta poświęcenia przez niektórych wyborców ich własnych preferencji.
Musimy przy tym zaznaczyć, że dwa ostatnie sondaże Ipsos dla OKO.press i TOK.FM dwukrotnie wskazały Trzeciej Drodze niestety właśnie ten ambiwalentny wynik – 8 procent. Szczęśliwie jednak dla Trzeciej Drogi i całej opozycji, nasze symulacje oparte na uwzględnieniu głosów potencjalnych wyborców niezdecydowanych dają koalicji Hołowni i Kosiniaka-Kamysza prognozę już na poziomie 8,8 procent. To nadal mało, ale wydaje się, że Trzecia Droga dysponuje jednak względnie bezpiecznym „zapasem”, by wejść do sejmu.
Jednocześnie musimy tu zaznaczyć, że nasze sondaże należą do tych „najsurowszych” względem Trzeciej Drogi. Inne sondaże są dla niej znacznie bardziej łaskawe. Dla przykładu w ostatnim przed wyborami sondażu Kantar dla TVN Trzecia Droga osiągnęła wynik aż 12 procent. Czwartkowy sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej” daje jej 10,9 procent.
Prawdopodobieństwo, że Trzecia Droga obroni się własnymi siłami można więc oceniać jako relatywnie wysokie. W takiej sytuacji wyborcom pozostałych partii opozycyjnych można doradzać, by głosowali w zgodzie z własnymi przekonaniami. Za to wyborcy Polski 2050 i PSL zdecydowanie powinni porzucić wszelkie myśli o oddaniu głosu na inną listę – bo to ich determinacja może przesądzić o wyniku całych wyborów.
W mediach społecznościowych krąży jeszcze jeden mit. Według niego „marnować” miałyby się głosy oddane na mających najmniejsze szanse kandydatów w obrębie danej listy – na przykład na osoby startujące z jej odległych miejsc.
Jeśli tylko mamy do czynienia z kandydatem z listy, która przekroczy próg wyborczy, takie twierdzenia to kompletna bzdura.
Owszem, szansa na to, że ten konkretny, wybrany przez nas mało znany kandydat lub kandydatka otrzymają mandat, pozostają niewielkie. Ale nasz głos i tak się wlicza do całej puli głosów oddanych na tę konkretną listę. I w równym stopniu z wszystkimi innymi głosami oddanymi na kandydatów z tej listy w danym okręgu ma wpływ na to, ile mandatów „nasza lista” otrzyma. W metodzie d’Hondta dzieli się bowiem sumy wszystkich głosów oddanych na daną listę w danym okręgu. Dopiero wyniki tego dzielenia przypasowuje się do wyników poszczególnych kandydatów na liście, co decyduje o otrzymaniu lub nieotrzymaniu mandatu.
Innymi słowy – nasze głosy oddane na osoby z dalszych miejsc nijak się nie „zmarnują”
Jest jeszcze coś – już spoza kategorii wyborczej arytmetyki. Kiedy głosujemy na osobę z „jedynką” na liście, głosujemy zwykle na polityka lub polityczkę rozpoznawalnych w skali całego kraju i silnych siłą całej partii, którą reprezentują. Oni sobie najczęściej i tak poradzą – nawet bez naszego głosu. Kiedy głosujemy natomiast na osobę z dalszych miejsc, często są to politycy i polityczki mniej rozpoznawalne i prawdopodobnie czymś bardzo konkretnym sobie na naszą sympatię i głos zasłużyły. Może spotkaliśmy taką osobę, jak zbierała podpisy? A może byliśmy na jej kameralnym spotkaniu wyborczym? Może to ktoś, kogo po prostu znamy – czy to z pracy, czy to z sąsiedztwa – i szanujemy? A może to ktoś, kto robi dobrą naszym zdaniem robotę w mediach społecznościowych czy w organizacjach społeczeństwa obywatelskiego? Nieważne. Tak czy owak nasz głos na taką osobę się nie zmarnuje, jeśli komitet wyborczy, który wybierzemy, przekroczy próg.
***
Na koniec proponujemy nasz własny, autorski poradnik głosowania strategicznego. Ma tę zaletę, że jest prosty oraz gwarantuje najlepszy możliwy wynik dla opozycji demokratycznej. A przy tym nikomu nie miesza w głowach. Oto on:
Do zobaczenia przy urnach!
Opozycja
Wybory
Robert Biedroń
Włodzimierz Czarzasty
Szymon Hołownia
Władysław Kosiniak - Kamysz
Donald Tusk
Adrian Zandberg
Koalicja Obywatelska
Nowa Lewica
Platforma Obywatelska
Polska 2050
PSL
Trzecia Droga
jak głosować
metoda d'hondta
wybory
wybory 2023
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze