Brytyjscy politycy, którzy walczyli w jednej ze światowych wojen, mieli kontakt z innymi klasami niż własna i poczucie obowiązku wobec nich. Pokolenie Camerona i Johnsona już nie. Zgubne skutki oksfordzkiej edukacji w latach 80. XX wieku opisuje brytyjski bestseller: „Chums"
Choć w Rankingu Szanghajskim światowych uniwersytetów w pierwszej setce najwyżej sklasyfikowanych uczelni jest aż osiem uniwersytetów z Wielkiej Brytanii, a Uniwersytet Oksfordzki wyprzedza w nim ten w Cambridge, to dominacja Oksfordu w brytyjskiej polityce jest niemal całkowita. Wśród wszystkich powojennych premierów Zjednoczonego Królestwa tylko czterech nie było absolwentami tej uczelni: Churchill (po wojnie kierował rządem jeszcze w latach 1951-1955), Jim Callaghan (1976-1979), John Major (1990-1997) i Gordon Brown (2007-2010). Callaghan i Major w ogóle nie mieli uniwersyteckiego wykształcenia. Churchilla po Harrow – prestiżowej i drogiej prywatnej szkole dla chłopców – rodzina posłała do Akademii Wojskowej Sandhurst, ojciec polityka uważał bowiem, że jego syn nie ma intelektualnych talentów, by zrobić karierę gdziekolwiek poza wojskiem. Brown ukończył Uniwersytet w Edynburgu.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
Cała pozostała jedenastka powojennych premierów studiowała na Oksfordzie – kobiety i mężczyźni, torysi i laburzyści. Z Oksfordu będzie się też wywodzić następna osoba kierująca rządem – a z istotnym prawdopodobieństwem nawet dwie. Wiemy bowiem, że Johnsona zastąpi jesienią Rishi Sunak lub Liz Truss (najpewniej ta druga), oboje absolwenci tej samej uczelni co ich poprzednik. Polityczne trendy pokazują też, że po raz pierwszy od 2005 roku wybory ma szansę wygrać Partia Pracy. Kieruje nią obecnie sir Keir Starmer – absolwent prawa na Oksfordzie, choć wcześniej licencjat na tym kierunku zdobył na Uniwersytecie w Leeds.
Poza Francją z jej École nationale d’administration – zlikwidowaną w obecnej formie pod koniec 2021 roku – trudno wskazać zachodnią demokrację, gdzie jedna uczelnia byłaby aż tak nadreprezentowana wśród ludzi pełniących najwyższe polityczne stanowisko w państwie. O dominacji Oksfordu w brytyjskiej polityce, czy szerzej Oksfordu, Cambridge i elitarnych, drogich prywatnych szkół średnich napisano już bardzo wiele i pewnie wiele zostanie jeszcze napisane. Ciekawym głosem w tej dyskusji jest wydana niedawno w Wielkiej Brytanii książka „Chums: How a Tiny Caste of Oxford Tories Took Over the UK” (Kumple: jak wąska kasta oksfordzkich torysów przejęła Zjednoczone Królestwo) dziennikarza „Financial Times” Simona Kupera.
Autor pokazuje, jak brytyjska polityka ostatnich 12, a nawet 17 lat – w 2005 roku David Cameron zostaje liderem Partii Konserwatywnej, trzy lata później Boris Johnson burmistrzem Londynu – została ukształtowana przez Oksford lat 80.
Kuper sam studiował na Oksfordzie w tym czasie. Na uczelniany świat – zwłaszcza na Oksford torysów z klas wyższych – patrzył z pozycji outsidera. Spędził wiele czasu poza Wielką Brytanią, na kontynencie, później kończył edukację w państwowej szkole. Nie łapał początkowo wszystkich klasowych subtelności oksfordzkiego świata: różnic między uczniami z państwowych szkół, a tymi z prywatnych, między mniej znaczącymi – czytaj: tańszymi – szkołami prywatnymi, a ich czołówką, między najbardziej ekskluzywną z nich, Eton (czesne kosztuje tam dziś ponad 46 tysięcy funtów rocznie), a całą resztą, wreszcie między uczniami Eton ze stypendium (jak Johnson), a tymi, których rodziców było stać, by zapłacić pełną kwotę (jak Cameron).
W Oksfordzie najbardziej Kupera uderzyło to, jak odmiennie wyglądał on od reszty Wielkiej Brytanii tamtych czasów. Centrum miasta, gdzie mieszka i studiuje większość studentów, nie zmieniło się w zasadzie od czasów wojny domowej w Anglii z połowy XVII wieku. Przechadzając się wśród starych dziedzińców, iglic i neogotyckich okien łatwo uznać, że to, co gdzie indziej wydaje się kluczowymi problemami współczesności jest tak naprawdę tylko przelotną modą, którą niespecjalnie warto sobie zaprzątać głowę.
W samym sposobie prowadzenia uczelni też było coś mocno niedzisiejszego. O przyjęciu na uniwersytet decydowała rozmowa kwalifikacyjna. Za oczywiste uznawano, że przeprowadzający ją profesorowie mają sporą swobodę w decydowaniu o tym, kogo chcą przyjąć, a kogo nie. Jak pisze Kuper, szukali oni najczęściej studentów – rzadziej studentek – których uczenie będzie im sprawiać intelektualną przyjemność. Często zadawano pytania bardzo odległe od szkolnych programów; sprawdzano w ten sposób, czy kandydaci są sobie w stanie poradzić z zadaniem sformułowania przekonującej wypowiedzi na temat, o którym nie mogą zbyt wiele wiedzieć.
Nietrudno zgadnąć, komu służył taki system rekrutacji. Naturalnie uprzywilejował studentów z dużym kapitałem kulturowym, swobodnie czujących się w wypowiedziach publicznych, potrafiących wpleść zrozumiałe dla profesorów kulturowe czy historyczne aluzje, wreszcie – co w brytyjskich warunkach szczególnie ważne – mówiących z odpowiednim akcentem.
Edukacja w szkołach prywatnych miała wykształcić u uczniów podobne umiejętności, wiele z nich funkcjonowało jako pasy transmisyjne do Oksfordu lub Cambridge.
Kuper wspomina tymczasem, że gdy spytał doradcę akademickiego w państwowej szkole o to, czy jest sens aplikować do Oksfordu, w odpowiedzi usłyszał, że doradca nie wierzy w elitarną, opartą na selekcji edukację i poleca wybrać jakąś uczelnię dostępną dla wszystkich chętnych. Kuper ostatecznie dostał się na Oksford, system nie jest zupełnie zamknięty na outsiderów. Ale, jak pisze, nawet dziś „do Oksfordu i Cambridge trafia więcej studentów z Eton, niż uczniów, którym w szkołach przysługiwały darmowe posiłki”.
Podstawą edukacji w Oxbridge – jak nazywa się zbiorczo Oksford i Cambridge – jest system indywidualnej pracy z tutorem. Głównym zadaniem studenta jest pisanie esejów opartych na polecanych przez tutora lekturach. Są studenci, którzy wykorzystują to, by wyciągnąć jak najwięcej z bliskiego kontaktu z osobą o wybitnych osiągnięciach w swojej akademickiej dyscyplinie. Jak jednak wspomina Kuper, w latach 80. studenci często starali się przejść przez ten system przy minimum pracy. Sprzyjał temu fakt, że wielu tutorów ceniło raczej błyskotliwość, intelektualną przewrotność, zdolność do prowokacji, niż solidną, ale przynoszącą po prostu nudne efekty pracę. Często studenci wybierali więc metodę: „przeczytać jedną książkę na dany temat, a następnie napisać tekst, gdzie z przekonaniem i humorem dowodzi się, że powszechnie przyjęte sądy są błędne”.
Oczywiście inaczej wygląda to na kierunkach ścisłych. Te jednak nie są w Wielkiej Brytanii przepustką do kariery politycznej – wśród osób po wojnie kierującym rządem „twarde”, naukowe wykształcenie miała tylko Margaret Thatcher – absolwentka chemii. Theresa May kończyła geografię, wszyscy pozostali premierzy wybitnie humanistyczne kierunki: literaturę klasyczną (Johnson), historię nowoczesną (Clement Attlee i Alec Douglas-Home), prawo (Blair). Za najlepszą przepustkę do politycznej kariery uznaje się kierunek nazywany Filozofia, Polityka i Ekonomia (PPE) – w ciągu trzech lat studenci dostają ekstrakt wiedzy z tych trzech dziedzin. Kończyli go między innymi Harold Wilson (1964-1970; 1974-1976), Edward Heath (1970-1974), David Cameron (2010-2016), oraz obaj kandydaci walczący o następstwo po Johnsonie. Jak pisze Kuper:
„Wielka Brytania ma wspaniałych naukowców, inżynierów i matematyków, ale siedzą oni ukryci głęboko w maszynowni. Pociągiem sterują retorzy”.
Retoryka jest oczywiście bardzo ważna w demokracji, podobnie jak umiejętność przyswajania na jej potrzeby skomplikowanych informacji. Oksford doskonale do tego przygotował pokolenie, które tworzyło brytyjską politykę ostatnich kilkunastu lat. Kuper przytacza opinie urzędników służby cywilnej, którzy podziwiali, jak łatwo Cameronowi przychodziło opanowanie briefingów na temat, którym nigdy się wcześniej specjalnie nie zajmował, tak łatwo, że następnego dnia był w stanie bronić przekonująco i kompetentnie zawartego w nich stanowiska na jakimś międzynarodowym szczycie albo spotkaniu z różnymi grupami interesu. Retoryka jednak wszystkiego nie załatwi, czasem potrzebne jest wgłębienie się w materiał, zmierzenie się ze szczegółami, które cała edukacja torysów z pokolenia Camerona i Johnsona kazała im traktować jako nudne technikalia.
Przy tym, jak widzimy w „Chums”, dla dominacji Oksfordu w brytyjskiej polityce od czysto akademickiej edukacji ważniejsza jest edukacja społeczna, przede wszystkim sieci kontaktów, jakie studenci mogą sobie zbudować. Oksford od dawna ma bowiem dodatkową podwójną funkcję poza tą akademicką: z jednej strony reprodukcji istniejącej elity, z drugiej natychmiastowej rekrutacji do niej młodych, wybijających się outsiderów. W przypadku torysowskiego Oksfordu lat 80. outsider oznaczał każdą osobę, która nie pochodziła z klasy wyższej: od uczniów najlepszych prywatnych szkół ze stypendium (jak Johnson) po dzieci górników z nieznanej nikomu szkoły średniej z walijskiej wioski o nazwie nie do wymówienia. Jak pisze Kuper, dla ludzi z warstw średnich i niższych studia na Oksfordzie miały być wtedy świeckim, klasowym odpowiednikiem chrztu, mówiącym: „twoi rodzice zostali ci wybaczeni, idź i nie grzesz więcej”.
Z kolei dla ludzi takich jak Cameron – przekonuje autor „Chums” – Oksford był ostatnim etapem pasa transmisyjnego, prowadzącego ich do elitarnych funkcji. Cameron, czy jego kanclerz skarbu George Osborne wiedzieli, odkąd nauczyli się mówić, że niezależnie od tego, jak spędzą lata studiów, czy odznaczą się na jakimkolwiek polu, czy nie, to i tak czekają na nich lukratywne ścieżki kariery w polityce, finansach i mediach. W tym przekonaniu umacniało ich to, że latami nie stykali się z ludźmi o innym od nich pochodzeniu społecznym.
Jak pisze Kuper, wielu konserwatywnych polityków z pokolenia Johnsona po raz pierwszy spotkało Brytyjczyków z klas pracujących – przynajmniej tych niepracujących dla nich – gdy startowali w wyborach do Izby Gmin.
Osoby dysponujące mniej rozbudowaną i ugruntowaną rodzinnie siecią kontaktów musiały się bardziej postarać. Dla kogoś, kto w latach 80. marzył o karierze w konserwatywnej polityce najlepszym do tego miejscem był Oxford Union. Jest to przede wszystkim stowarzyszenie organizujące debaty. Mają one określony format, dwie drużyny bronią tezy stanowiącej temat lub z nią polemizują. Obie starają się przekonać publiczność do swoich racji. W debatach studenckie drużyny często wspierają politycy, intelektualiści, liderzy opinii, występujący na równych prawach ze studentami. Format zbliżony jest do debaty w brytyjskim parlamencie i z pewnością stanowi do niej znakomite przygotowanie.
W Oxford Union nie chodzi jednak tylko o trening przed prawdziwym parlamentem. Dobre zaprezentowanie się w dziś transmitowanych też na Youtubie debatach otwiera wiele drzwi i możliwości. Gdy młody Boris Johnson wyleciał z pierwszej pracy dziennikarskiej w „Timesie” za sfabrykowanie cytatu historyka Colina Lucasa (prywatnie swojego ojca chrzestnego), dostał drugą szansę w „Daily Telegraph”. Gdy Johnson był prezydentem Oxford Union, zaprosił na jedną z debat ówczesnego naczelnego tego konserwatywnego dziennika, Maxa Hastingsa, na którym zrobił duże wrażenie. Kiedy znalazł się bez pracy, Hastings zatrudnił go jako komentatora, a następnie posłał jako korespondenta do spraw Unii Europejskiej do Brukseli.
OU – a jeszcze wcześniej Eton, kładące duży nacisk na kształcenie swoich uczniów w sztuce publicznego debatowania – nauczyły Johnsona, że „może pokonać w dyskusji oponentów, których argumenty są lepsze, po prostu ignorując ich argumenty.
Johnson odkrył, że debaty i wybory wygrywa się nie zanudzającymi publiczność szczegółami, ale żartami opowiadanymi w odpowiednio dobranym momencie, precyzyjnie wyreżyserowanym ściszaniem głosu i atakami ad personam”.
Ten sposób prowadzenia debaty towarzyszy Johnsonowi aż do dziś. Działał on znakomicie do momentu, gdy okazało się, jak bardzo nieskuteczny jest wobec eurokratów i że w ten sposób nie da się sensownie załatwić wymagającej ustalenia mnóstwa nudnych szczegółów kwestii brexitu.
Z kolei walka o stanowisko prezydenta OU nauczyła Johnsona polityki w innym wymiarze: zbierania głosów, budowania koalicji, wbijania noża w plecy nie dość użytecznym sojusznikom, prowadzenia kampanii negatywnej. To stanowisko często w przeszłości okazywało się przepustką do przyszłej politycznej kariery. W latach 80. wyłącznie w Partii Konserwatywnej, bo Laburzyści bojkotowali wtedy OU.
W czasach wspólnej działalności w OU zaczyna się też skomplikowana, raz oparta na sojuszu, raz na konflikcie polityczna relacja Johnsona z Michealem Govem – ambitnym studentem, wychowanym w niezamożnej rodzinie z Aberdeen, który najpierw pomógł Johnsonowi wygrać prezydenturę OU, a rok później zastąpił go na tym stanowisku. W gabinecie swojego uczelnianego kolegi Gove służył jako minister ds. wyrównywania różnic między regionami, dopóki nie ustąpił wzywając Johnsona do dymisji – co uruchomiło lawinę wydarzeń, po których Johnson nie miał innego wyboru niż ustąpić.
Dekadę wcześniej o prezydenturę w OU bezskutecznie walczyła Theresa May. Jako nieutalentowana retorycznie córka skromnego duchownego anglikańskiego nie miała jednak wielkich szans. Cameron był na tyle dobrze urodzony, że nie musiał angażować się w podobne przedsięwzięcia, by mieć pewne miejsce w establishmencie.
W 1981 roku Granada Television kręci serialową adaptację „Znowu w Brideshead” Evelyna Waughna. Przedstawia ona idylliczny Oksford lat 20. XX wieku, który wygląda jak wieczny piknik mężczyzn z klasy wyższej. Jak pisze Kuper, pokolenie Johnsona i Camerona było pierwszym od końca II wojny światowej, które doświadczyło takiego Oksfordu.
W dekadzie Thatcher lewicowe idee schodzą do defensywy, klasy wyższe odzyskują pewność siebie, poczucie, że znów mogą otwarcie cieszyć się własnym przywilejem. Przekładało się to na odpowiednie doświadczenia studentów najlepszych uczelni, którzy mieli szczęście urodzić się w odpowiednich sieciach społecznych, lub zostać do nich dokooptowanymi. Pokolenie konserwatywnych mężczyzn z klas wyższych i wyższych średnich urodzone w Wielkiej Brytanii w latach 60. wychowało się też w warunkach bezprecedensowego bezpieczeństwa i dobrobytu. Nie doświadczyło żadnej wojny, nie pamiętało nawet trudnych, zgrzebnych lat powojennych. Nic nie było go w stanie wytrącić go z kokonu przywileju.
Zdaniem Kupera miało to problematyczne konsekwencje polityczne. Między 1945 a 1963 rokiem Wielką Brytanią kierowali mężczyźni, którzy walczyli jako ochotnicy w okopach I wojny światowej. W wojnie stracili kolegów i przyjaciół – Harold Macmillan (premier w latach 1957-1963), który przed pierwszą wojną studiował literaturę klasyczną na Oksfordzie przez dwa lata, po wojnie nie wrócił, by dokończyć studia. Jak wspominał, w okopach zginęło tylu jego przyjaciół, że Oksford stał się dla niego „miastem duchów”. Macmillan mówił też, że to dopiero doświadczenie wojny nauczyło go swobodnie czuć się wśród ludzi z klas pracujących, z którymi wcześniej nie miał żadnego kontaktu.
Obie wojny światowej zdemokratyzowały brytyjskie stosunki społeczne, stworzyły międzyklasową wspólnotę losu. Wśród mężczyzn z klas wyższych wytworzyły pewne poczucie odpowiedzialności za swój przywilej i sytuację gorzej urodzonych.
Z pewnością pokolenie Johnsona i Camerona nie miało za sobą żadnego formacyjnego wydarzenia, wymuszającego poczucie solidarności i odpowiedzialności za wpływ własnych politycznych decyzji na społeczeństwo. Nie miało też swojej sprawy, którą dałoby się wpleść w heroiczną narrację: tak jak miały ją pokolenia walczące w obu wojnach światowych, budujące po wojnie państwo dobrobytu, czy nawet pokolenie Thatcher przeprowadzające swoją konserwatywną rewolucję. Cameron, Gove, Johnson byli za młodzi, by w niej realnie uczestniczyć, następnie trafili w epokę Blaira, wobec której torysi nie byli w stanie sformułować żadnej alternatywnej ideowej propozycji.
Tą sprawą okazał się jednak brexit. W 1990 roku, dwa lata po tym, gdy studia kończy Cameron, młody student Oksfordu, John Hannan, zakłada Oxford Campaign for Independent Britain – organizację już wtedy wzywającą do wyjścia Wielkiej Brytanii ze wspólnot europejskich. Hannan, urodzony w rodzinie zamożnych brytyjskich ekspatów w Peru, dzięki oksfordzkim koneksjom szybko wkracza w świat wielkiej polityki. Zaraz po studiach zostaje dyrektorem European Research Group – organizacji mającej stanowić zaplecze intelektualne dla eurosceptycznych posłów torysów, potem doradcą przyszłego lidera partii Michaela Howarda i europosłem. W 2016 roku stanowi jedną z czołowych postaci organizacji Vote Leave – prowadzącej kampanię za opuszczeniem przez Wielkiej Brytanii Unii w referendum. Jej dyrektorem jest Dominic Cummings, także absolwent Oksfordu, którego do polityki wciągnął Gove - zrobił go swoim doradcą, gdy był ministrem edukacji w gabinecie Camerona. Jedną z twarzy kampanii został też Johnson.
Kuper przedstawia brexit przede wszystkim jako sprawę uprzywilejowanych mężczyzn urodzonych na przełomie lat 60. i 70., którzy w Unii i jej instytucjach zobaczyli zagrożenie dla czegoś, co uważali za swoje przyrodzone prawo: sprawowanie rządów nad Wielką Brytanią.
Ich antyeuropejski bunt nie stałby się istotny, gdyby nie zbiegł się z populistycznym, oddolnym, ludowym oporem przeciw UE i establishmentowi.
Tej populistycznej rewolcie Cameron – w narracji Kupera mierny polityk wyniesiony przez swój przywilej i wzmacniający go system na stanowisko, któremu nie podołał – nie był w stanie przeciwstawić żadnej idei, żadnej narracji, żadnego jakościowego przywództwa. Z kolei Johnson podczepił się pod populistyczną rewoltę, by dostać się na stanowisko premiera, o którym marzył od czasu Eton. Udało się mu, ale funkcja szybko go przerosła.
Kuper zdaje sobie sprawę, że problemy brytyjskiej polityki ostatnich kilkunastu lat nie ograniczają się do Oksfordu. Oraz z tego, że uczelnia wygląda dziś zupełnie inaczej niż w czasach, gdy on studiował: jest autentycznie globalna, bardziej różnorodna, bardziej merytokratyczna. Docenia też zalety oksfordzkiej edukacji – wspomina w książce pobyt na uniwersytecie w Niemczech, zamiast pracy z tutorem oferującym nudne wykłady wygłaszane monotonnym głosem przez zmęczonych akademików do liczącej kilkaset osób sali, a zamiast kontaktu z najbardziej obiecującymi ludźmi swojego pokolenia przypadkowych wiecznych studentów przez 10 lat zajmujących się wszystkim poza studiowaniem.
A jednocześnie problem dominacji jednego ośrodka akademickiego i skupionych wokół niego sieci reprodukcji klasy wyższej pozostaje realny. Kuper proponuje, by złagodzić go zmieniając Oxbridge w ośrodki badawcze, kształcące doktorantów, odebrać im status miejsca reprodukcji elity. Można mieć wątpliwości, czy to faktycznie najlepszy i czy wystarczający pomysł – ale na pewno wszyscy zainteresowani, na czele z brytyjskim życiem politycznym, skorzystaliby, gdyby dróg do najwyższych urzędów w brytyjskiej polityce było więcej.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Komentarze