Pięć instytucji analitycznych opublikowało raport o kosztach wycofywania się ze spalania najbardziej emisyjnego paliwa kopalnego, czyli węgla brunatnego, w Bułgarii, Rumunii i Grecji. Wniosek jest jeden - każda zwłoka będzie droga i coraz droższa. W Polsce też.
Raport został opublikowany jako wspólne opracowanie REKK (Regionalne Centrum Badań nad Polityką Energetyczną, Węgry), EEG (Energy Economics Group Technische Universität Wien, Austria), Centre for the Study of Democracy z Bułgarii, Energy Policy Group z Rumunii i FACETS SA z Grecji.
Według autorów dokumentu koszt rezygnacji z węgla brunatnego wyniósłby w tych trzech krajach ok. 4 miliardów euro - tyle trzeba na rozwój regionu po zamknięciu kopalń, wdrożenie odnawialnych źródeł energii, szkolenia dla ludzi zatrudnionych w nowych branżach.
Ta transformacja może zostać sfinansowana przez mechanizm sprawiedliwej transformacji UE. To unijny mechanizm, specjalny instrument finansowy, zaproponowany przez Komisję Europejską, o łącznym budżecie 100 mld euro. Polska z tego tortu może dostać nawet 25 proc. jeśli przedstawi programy odchodzenia od węgla.
Co ciekawe raport wskazuje na to, że gdyby Bułgaria, Rumunia i Grecja odeszły w nieodległej perspektywie od spalania węgla brunatnego, to nie zachwiałoby to bezpieczeństwem energetycznym UE, choć te trzy kraje odpowiadają w sumie za wytwarzanie ok. 10 proc. energii elektrycznej z węgla (kamiennego i brunatnego) w całej wspólnocie. Powód?
Jak w lutym 2020 pisał portal Wysokienapiecie.pl powołując się na dane think-tanków Agora Energiewende i Sandbag, udział węgla w produkcji energii elektrycznej spadł w ubiegłym roku w Unii Europejskiej o 24 proc.
To odpowiada wytworzeniu prawie 150 TWh energi. W miejsce węgla wchodzą elektrownie wiatrowe, słoneczne i gazowe. Elektrownie atomowe z kolei dostarczyły nieznacznie mniej energii niż rok wcześniej.
Co ważne, zmiany te wpłynęły pozytywnie na ceny energii, które spadły średnio o ponad 5 euro/MWh. Kraje, gdzie udział węgla w produkcji energii elektrycznej jest wysoki, są tu jednak wyjątkiem. Średnia cena poszła na polskim rynku o ponad 1 euro do góry.
Wpływ na to miały m.in. wysokie ceny praw do emisji CO2 – w 2019 roku tona kosztowała nawet niemal 30 euro. Dziś to niespełna 19 euro, więc w zależności od tego, jak będą się kształtowały trendy po pandemii koronawirusa, która wywróciła rynki energetyczne do góry nogami, decyzje dotyczące węgla brunatnego w Europie mogą się jeszcze zmieniać.
Na razie jednak - mimo strat generowanych przez elektrownie węglowe, do których dopłaty sięgają kilkuset milionów euro rocznie - Bułgaria i Rumunia wciąż nie mają w planach wdrożenia programu wycofywania się z węgla brunatnego. Utrzymywanie tego stanu rzeczy będzie tylko pogłębiać straty.
Według wspomnianego raportu wszystkie trzy kraje mogą odstąpić od węgla brunatnego bez uszczerbku dla bezpieczeństwa dostaw - wystarczy, że w systemie pozostanie kilka elektrowni na węgiel kamienny.
Główne problemy to jednak problemy społecznie, wiążące się z likwidacją miejsc pracy oraz wzrostem cen dla użytkowników końcowych, co z kolei nie jest popularne politycznie. Jedno bowiem jest pewne - o ile węgiel brunatny jest najbrudniejszym paliwem, to jednak jest najtańszym.
Tyle tylko, że z powodu epidemii koronawirusa i zamykania wielu gałęzi gospodarki wzrost hurtowych cen prądu, które ostatnio wszędzie spadły, będzie bardzo powolny, co tworzy okienko do energetycznej rewolucji czy też ewolucji dla tych wszystkich, którzy zostali z tyłu.
Również dla Polski. Budowany w Turowie i będący na finiszu blok 496 MW (ma ruszyć w tym roku) będzie jeszcze spalał węgiel brunatny z sąsiedniej kopalni. Ale nie zanosi się na to, by surowiec ten, nawet w węglowej Polsce, miał przyszłość.
PGE, do której należą elektrownie w Turowie i Bełchatowie opalane tym paliwem, wcale nie pali się do budowy nowej odkrywki tego surowca w Złoczewie. Teoretycznie inwestycja wydłużyłaby żywotność największej polskiej jednostki konwencjonalnej, czyli Elektrowni Bełchatów, ale energetycy zdają sobie sprawę, że to kompletnie bez sensu.
To, że prawa do emisji CO2 potaniały, nie znaczy, że trend się odwrócił. W perspektywie kolejnych lat darmowych uprawnień do emisji dwutlenku węgla będzie coraz mniej, będą coraz droższe, a odpisy na aktywach węglowych będą pogrążały i tak będącą już w fatalnej kondycji finansowej energetykę.
Gdyby jednak ktoś wpadł na pomysł budowy odkrywki w Złoczewie, będzie to efekt nacisku politycznego zespołu parlamentarnego ds. tej inwestycji, w którym znaczącą rolę odgrywa Antoni Macierewicz, poseł PiS z tego właśnie regionu.
Nie można mieć pewności, że tak się nie stanie.
Minister Klimatu Michał Kurtyka przedłużył o kolejne sześć lat koncesję na wydobycie węgla brunatnego w kopalni Turów mimo protestów m.in. Czechów argumentujących, że eksploatacja wysusza ich wody gruntowe.
Polska Grupa Energetyczna, właściciel kopalni i elektrowni, zastrzega, że chce pozostać przy obszarze wyznaczonym obowiązującą koncesją z 1994 roku, a faktyczny obszar wydobycia będzie nawet o połowę mniejszy - pisało Wysokienapięcie.pl 30 kwietnia.
Zaraz pojawi się pewnie argument, że „a bo Niemcy”. To prawda, że Niemcy palą węglem brunatnym na potęgę i myślą też o nowych odkrywkach mimo protestów ekologów, ale po zamknięciu własnych kopalń węgla kamiennego (nie przestali go spalać, tylko importują) rząd niemiecki zadeklarował już odejście od węgla jako paliwa energetycznego przed rokiem 2040.
U nas rząd PiS w projekcie Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku (PEP 2040) zakłada, że w tym czasie zejdziemy do udziału węgla ogółem w miksie energetycznym do ok. 50 proc. w porównaniu do obecnych ponad 70 proc.
Problem jednak jest jeszcze jeden - węgla brunatnego ze względu na jego skład i właściwości (on niemal w połowie składa się z wody) praktycznie nie da się importować. A nawet jeśli się da, to znika wtedy istotny argument, czyli niską cenę wytwarzania z niego energii - kopalnie tego surowca bowiem są połączone z elektrowniami taśmociągami i nie ma potrzeby użycia drogiego transportu kolejowego.
A węgiel kamienny można sprowadzić z każdego zakątka świata. Ostatnio PGE zamówiła wielki masowiec z węglem z Kolumbii, o czym autorka tych słów jako pierwsza informowała w Biznesalert.pl.
Ale z danych firmy analitycznej Argus Media za I kw. tego roku wynika, że węglowe problemy z powodu pandemii koronawirusa ma dziś cały świat i rok 2020 branża węglowa musi spisać na straty.
„Patrząc na dane statystyczne, wwóz węgla z Rosji do Polski zmniejszył się w pierwszym kwartale o 53 procent w stosunku do tego samego kwartału w roku ubiegłym. W przypadku naszej firmy wolumen dostaw węgla do Polski spadł o 66 proc., co nie jest tożsame ze spadkiem sprzedaży, która zmniejszyła się o ok. 30 proc.” - mówił w rozmowie z Biznesalert.pl Iwan Gepting, prezes KTK Polska, spółki córki jednego z głównych rosyjskich węglowych graczy.
Jednak koronawirusowe zmiany trendów węglowych wcale nie podważają głównych tez wspomnianego wyżej raportu o odejściu od węgla brunatnego w krajach południa Europy.
„Celem tego raportu jest doradzenie decydentom politycznym w kwestii wyboru właściwego tempa odchodzenia od węgla w energetyce. Raport zawiera wnioski z analizy wpływu tego procesu na systemy elektroenergetyczne oraz na lokalną gospodarkę, a także zalecenia dotyczące polityki rozwiązywania ewentualnych problemów związanych z wynagrodzeniami, bezpieczeństwem systemu i wpływem na lokalną gospodarkę" - mówi cytowany w informacji prasowej László Szabó, dyrektor zarządzający REKK.
„W przypadku Rumunii raport jasno stwierdza, że elektrownie opalane węglem brunatnym będą stopniowo znikać z miksu energetycznego w drugiej połowie lat 20. XXI wieku ze względu na ich niską opłacalność. Jest to wyraźnie sprzeczne ze strategią energetyczną oraz końcowa wersja krajowego planu w dziedzinie energii i klimatu (NECP), które zakładają utrzymanie znacznego udziału węgla brunatnego w wytwarzaniu energii elektrycznej w Rumunii do roku 2030 i później" - dodaje Radu Dudău, dyrektor w EPG.
Z kolei zdaniem Martina Vladimirowa z CSD, w Bułgarii wcześniejsze zamknięcie większości elektrowni opalanych węglem brunatnym (przed 2025 rokiem) uwolniłoby w skali roku 450 milionów euro z przyznawanych im dotacji.
„Raport podkreśla znaczenie wzrostu udziału odnawialnych źródeł energii w obniżaniu cen, a także kluczową rolę cen emisji CO2 w przechodzeniu na gospodarkę niskoemisyjną" - dodaje Dimitri Lalas, starszy doradca z FACETS SA.
Jak zauważa Aleksander Śniegocki, szef programu Klimat i Energia w polskim think-tanku WiseEuropa, raport pokazuje, że perspektywa szybkiego odejścia od węgla dotyczy całej Unii Europejskiej, w tym również krajów Europy Południowo-Wschodniej będących w trudniejszej sytuacji gospodarczej niż Polska.
"Oszacowane koszty i korzyści transformacji wskazują, że nawet w bardzo zachowawczym scenariuszu rola węgla w tym regionie zacznie szybko spadać w ciągu najbliższej dekady. Jednocześnie kraje te z pewnością sięgną po unijne środki na sprawiedliwą transformację. Jeżeli Polska nie chce pozostać osamotniona w tym procesie, my również musimy znacznie przyspieszyć przebudowę naszego systemu energetycznego” – podsumowuje ekspert.
Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, dziennikarka i autorka książek, inżynier górniczy drugiego stopnia. Współpracowała z „Rzeczpospolitą” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Jest współautorką książek (wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim) "Drugie życie kopalń", "Babska szychta" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa". Od 2017 roku z Michałem Potockim badała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. Za ten cykl reportaży otrzymali Grand Press 2018 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” i Nagrodę im. Dariusza Fikusa, wyróżnienia w Ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim im. Krystyny Bochenek i w konkursie o Nagrodę Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także nominacje do MediaTorów i Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Książka "Czarne złoto" (napisana z Michałem Potockim) została nominowana do nagrody Grand Press dla Książki Reporterskiej Roku 2020. Obecnie dziennikarka "Wprost"
Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, dziennikarka i autorka książek, inżynier górniczy drugiego stopnia. Współpracowała z „Rzeczpospolitą” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Jest współautorką książek (wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim) "Drugie życie kopalń", "Babska szychta" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa". Od 2017 roku z Michałem Potockim badała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. Za ten cykl reportaży otrzymali Grand Press 2018 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” i Nagrodę im. Dariusza Fikusa, wyróżnienia w Ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim im. Krystyny Bochenek i w konkursie o Nagrodę Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także nominacje do MediaTorów i Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Książka "Czarne złoto" (napisana z Michałem Potockim) została nominowana do nagrody Grand Press dla Książki Reporterskiej Roku 2020. Obecnie dziennikarka "Wprost"
Komentarze