„Czuję się podwójnie ukarana. Jedno to tragedia, która mnie spotkała. Drugie, odebranie godności i sprawstwa" – mówi Kamila, która straciła żonę. Rodzina zmarłej i polskie urzędy traktują ją jak obcą
1.
"Żeby przewieźć ciało Judyty do Polski musiałam uzyskać paszport zwłok. Chciałam, żeby niemiecka urzędniczka wpisała w europejskim akcie zgonu, że Judyta była stanu wolnego. Ona nie rozumiała. Przez telefon tłumaczyła, że przecież nie może, to nie jest zgodne z niemieckim prawem, że podlegamy lokalnej jurysdykcji. I w ogóle dlaczego nie może napisać, że Judyta miała żonę. A ja błagałam ją, żeby wpisała, że moja partnerka nią nie była, mamy tylko świstek od notariusza, a państwo polskie tego nie uzna. Bez europejskiego aktu zgonu nie byłoby zgody na odbiór ciała i przejście przez ambasadę w Berlinie. Nie wiem, co się stało, nie wiem, po ilu telefonach, ale w końcu urzędniczka się zgodziła. De facto złamała niemieckie prawo i wpisała, że Judyta była stanu wolnego”.
2.
To miały być 18. wspólnie obchodzone urodziny Kamili. Kobiety wsiadły w kampera we Wrocławiu i pojechały na północ Niemiec. Miały tam spędzić dwa-trzy tygodnie. Judyta chciała jechać do Kiel, Kamila namówiła ją na malownicze Schwerin. “Znam geografię Niemiec, mówiłam, tam się zatrzymamy, pozwiedzamy, pojedziemy dalej – opowiada Kamila.
Rano rozdzwoniły się telefony z życzeniami, Judyta zarzuciła na siebie dres i kurtkę. “Powiedziała, że zaraz wróci, potem zrobi śniadanie. Wiedziałam, że poszła zerwać dla mnie bzy”. Ale Judyta nie wracała. Kiedy Kamila wybiegła z kampera, zobaczyła grupkę ludzi stojących przy wzniesieniu. Drogą w dół schodziło się do jeziora. A po drodze, wśród dzikich działek, rosły bzy. “Gdy ją tam znalazłam, była zimna. Miała rozerwaną kurtkę, trochę siedziała, trochę leżała, zawieszona na resztkach drutu.
Widziałam, że próbowała walczyć. Musiała zahaczyć o stare ogrodzenie. Spadła i uderzyła głową o ziemię. Niemcy boją się reagować, nie chcą pogorszyć sytuacji. Wiedziałam, że wezwali już służby, ale błagałam ich, żeby pomogli mi ją reanimować. Zgłosiły się dwie panie, ja robiłam sztuczne oddychanie, one, na zmianę, masaż serca”.
3.
Sceny ze szpitala Kamila pamięta poklatkowo. Ale ciągle w swojej opowieści wraca do tego, że niemieckie państwo dobrze ją potraktowało. “Tylko powiedziałam, kim jestem, nie musiałam pokazywać żadnych dokumentów, od razu mnie wpuścili na OIOM. Ordynator odpowiadał na każde moje pytanie, przedstawił program leczenia, pozwalał decydować. Wszyscy traktowali mnie jak jej żonę, partnerkę, najbliższą osobę. Koniec kropka” – mówi.
Lekarze walczyli o życie Judyty dwie doby. 22 maja zapowiedzieli, że czas podjąć ważne decyzje. “Zrobili EKG, wszystkie możliwe badania, werdykt był jednoznaczny: mózg Judyty nie wykazuje żadnej aktywności, został nieodwracalnie uszkodzony. Dalsze leczenie należałoby traktować jak uporczywą terapię. Judyta odeszła. Dostałam czas na pożegnanie, a potem odłączyli ją od aparatury”.
4.
Dziewczyny poznały się na studiach. Judyta miała 23 lat, Kamila 21. Obydwie studiowały filologie, jedna w Opolu, druga we Wrocławiu. Zwróciły na siebie uwagę w uniwersyteckiej bibliotece. Potem wymieniły setki listów, odwiedzały się w weekendy. Po studiach zamieszkały wspólnie we Wrocławiu.
Przez wiele lat w ogóle nie myślały o formalnościach. “Byłyśmy młode, miałyśmy zdrowie i cały świat przed sobą. Nigdy się nie afiszowałyśmy. To nie były czasy, żeby o tym myśleć. Żyłyśmy dla siebie. Rodziny wiedziały, kto nas bliżej znał, też to »czytał«. Wystarczyło zobaczyć, jak na siebie patrzymy. Ale to był nasz mikroświat”.
Gdy pytam, czy na ulicy złapałyby się za ręce, odpowiada, że nigdy. “Nie w Polsce. Za granicą, w normalnej, cywilizowanej Europie, czułyśmy się wolne. Tutaj nie pozwalałyśmy sobie na za dużo. Zresztą, po studiach zaczęłam pracę jako nauczycielka. Nie chciałam żadnych pytań, bałam się, że to mnie skreśli.
Dziś myślę, że żyłam w złotej klatce, izolowana od polskiej homofobii”.
Kiedyś spisały testamenty na kartkach, żeby mieć cokolwiek. Dopiero w czerwcu 2022 roku poszły do notariusza. Judyta nalegała, żeby udzieliły sobie wszelkich pełnomocnictw. “Zawarłyśmy umowę partnerstwa, tam było dużo szczegółowych informacji o dziedziczeniu, dostępie do informacji medycznej, podziale wspólnego majątku. Ale był to też dokument bardzo intymny. Zapisałyśmy w nim wszystkie punkty z przysięgi małżeńskiej, te o wierności, solidarności, wsparciu, szacunku. Przed panią notariusz miałyśmy ceremonię. Myślałyśmy, że kolejnym krokiem będzie prawdziwy ślub za granicą. Widziałyśmy, że wiele par nie ogląda się na Polskę, wyjeżdża. Naszym drugim domem była Portugalia. Chciałyśmy tam zorganizować wesele. Nie zdążyłyśmy”.
5.
W umowie partnerstwa Judyta i Kamila zapisały, że chcą decydować o swoich ciałach i pogrzebie. Ale prawo do pochówku zgodnie z polskim przepisami ma małżonek lub krewni. I żaden papier od notariusza tego nie zmieni. „To ojciec Judyty zdecydował, że zostanie pochowana w Opolu, w grobie mamy. On był osobą prawnie decydującą, a ja? Byłam nikim w tym chorym państwie” – opowiada Kamila.
„Jestem wierząca, ale niepraktykująca. Judyta była ateistką. Rozmawiałyśmy nie raz o pochówku. Wiedziałam, że nie chce księdza, ani modlitwy. Gdy powiedziałam jej rodzinie, że to powinien być świecki pogrzeb, usłyszałam, że nie ma mowy. Bo w rodzinie wszyscy są chowani normalnie, zgodnie z tradycyjnym obrządkiem”.
Kamila mogła walczyć tylko o drobne elementy pogrzebu. Wybrała urnę. Namówiła ojca Judyty, by nie ozdabiać jej krzyżem, a popularnym napisem z portugalskich cmentarzy „eterna saudade”. Wieczna tęsknota. Podczas ceremonii nie było pieśni religijnych, leciało fado. "Ale rodzina Judyty przeszkadzała mi się pożegnać.
Gdy przytulałam trumnę, kazali przestać histeryzować.
Nikt nie złożył mi kondolencji. Szeptali, że nie mam prawa iść za konduktem żałobnym, że to wszystko moja wina, że to przeze mnie Judyta odwróciła się od rodziny" – opowiada Kamila.
6.
Ale to Judyta wydziedziczyła ojca. W testamencie zapisała, że nie chce, żeby dostał choć promil wspólnego majątku. „Nie akceptował jej ani naszej relacji” – mówi Kamila.
Wracając z pogrzebu, odebrała telefon. „To był on. Mówił, żebym przygotowała spis wszystkich ruchomości i nieruchomości, które miała Judyta, bo musimy się policzyć. Potem takie telefony pojawiały się średnio co tydzień. Pytał, czy jestem gotowa na spotkanie u notariusza. Namawiał, żeby dzielić majątek”.
Kamila podkreśla, że w pierwszych miesiącach po śmierci Judyty nie miała siły, żeby zajmować się formalnościami. Opowiada o dwóch próbach samobójczych. Raz nałykała się tabletek, znaleźli ją rodzice. Drugi raz, w drodze na cmentarz w Opolu, rozpędziła auto i chciała wbić się w barierki. Mówi, że powstrzymała ją Judyta.
"Brzmi głupio i magicznie? Ale naprawdę w to wierzę. Nie jadłam, nie spałam, czołgałam się po podłodze. Do dziś moje jedyne wycieczki to cmentarz, sklep i rodzice.
Żyję w sarkofagu naszego starego życia.
W domu nie ruszyłam nic, w łazience stoją Judyty kosmetyki, jej szczoteczka do zębów, kapcie, to wszystko stoi i czeka, po prostu muszę to mieć. Pieniądze są na końcu tej układanki, ale naprawdę nie mogłam zgodzić się, żeby wola Judyty nie została dochowana".
Spotkali się pod blokiem w Opolu. Kamila przywiozła akt notarialny. „Ojciec Judyty przeczytał go przy mnie. Uśmiechnął się ironicznie, powiedział, że nie przejmuje się, że został wydziedziczony. Rzucał teksty, typu »ciekawe, czemu tak zdecydowała, przecież byłem cudownym tatusiem«. I dodał, że ten świstek nic nie zmienia, po prostu pozwie mnie o zachowek” – opowiada.
7.
Kobiety uzbierały spory majątek. Kamila zmieniła pracę nauczycielki na tłumaczenia i szkolenia. Judyta przez 18 lat pracowała w jednej firmie. „Miała taką filozofię, że do czterdziestki będziemy tyrać, a potem zacznie się slow life. Miałyśmy odcinać kupony, podróżować. Zainwestowałyśmy w dom, budowałyśmy swoje miejsce w Portugalii, miałyśmy samochody i oszczędności. To wszystko było nasze, wspólne”.
30 listopada 2023 roku przed Sądem Rejonowym we Wrocławiu odbyła się rozprawa, na której odczytano testament. Sędzia nie podważyła jego wiarygodności, a cały majątek przypadł Kamili.
"27 grudnia odebrałam z poczty pismo, że trafiłam do trzeciej, ostatniej grupy podatkowej.
Zgodnie z ustawą z 1983 roku, jestem dla Judyty osobą obcą.
I muszę zapłacić 20 proc. podatek o spadku, 200 tys. zł" – opowiada Kamila.
„Od urzędniczki usłyszałam, że mamy pecha, że uzbierałyśmy taki majątek, nie mamy żadnych zobowiązań do odliczenia, bo w końcu stać mnie, żeby to zapłacić. Ale tu w ogóle nie chodzi o pieniądze. Nie uchylam się od obowiązku, ale nie mieści mi się głowie, że po 19 latach szczęśliwej, trwałej relacji, państwo polskie uznaje mnie za osobę obcą”.
Kamila rozżalona opowiada, że z Judytą czuły się patriotkami. Nigdy nic od państwa polskiego nie dostały, a wypełniały wszystkie obowiązki: żadnych zaległości, zatargów z prawem, wszystkie podatki sumiennie płacone. Wybory? Zawsze głosowały.
„Miałyśmy wiarę, że kiedyś będzie lepiej, że państwo uzna, że jesteśmy dla siebie najbliższymi osobami. I chcę o to walczyć, dla nas, dla Judyty. Może nigdy nie pogodzę się z jej śmiercią, ale chociaż wywalczę dla niej sprawiedliwość”.
8.
Według Karoliny Gierdal, prawniczki Lambdy Warszawa, która udziela Kamili wsparcia, jej historia najlepiej pokazuje systemową dyskryminację par tej samej płci. „Osoby, które podejmują prowizoryczne kroki, by zabezpieczyć prawnie swoją rodzinę i majątek – udzielają upoważnień notarialnych, powołują do spadku w testamencie – na koniec potraktowane zostaną jak osoby obce, zobowiązane do zapłaty podatku od spadku i darowizn w najwyższej możliwej wysokości” – mówi.
Można nie płacić i walczyć o umorzenie długu, a w konsekwencji wpaść w spiralę odsetek. Ale nie chodzi przecież tylko o pieniądze, tylko symboliczną rehabilitację par tej samej płci. Przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka toczy się już zresztą podobna sprawa Meszkes przeciwko Polsce.
Według Gierdal ten stan niepewności, w którym żyją pary tej samej płci w Polsce, rozwiąże albo równość małżeńska albo ustawa o związkach partnerskich. "Nie wiemy jednak, kiedy podobne rozwiązanie wejdzie w życie, zwłaszcza w obecnej sytuacji politycznej.
Rząd ma możliwość podjęcia działań, które pomogą parom tej samej płci, a które nie wymagają ustawy i podpisu prezydenta.
Rozporządzeniem Minister Finansów może zwolnić pary tej samej płci od zapłaty podatku od spadku i darowizn. Może też wydać objaśnienie podatkowe, gdzie wprost wskaże, że w przypadkach takich jak pani Kamili, zaległość podatkowa powinna być umarzana" – tłumaczy Gierdal.
9.
„Przez pierwsze tygodnie nie wiedziałam, co się stało. Zobaczyłam pióro z kurtki i mi się przypomniało, że gdzieś już kiedyś je widziałam. Przecież Judyta sobie tę kurtkę rozdarła i wokół było pełno piór. Potem zobaczyłam bzy i znów to wszystko do mnie wróciło. Do dziś mam lepsze i gorsze tygodnie, bo czuję się podwójnie ukarana. Jedno to tragedia, która mnie spotkała. Drugie, odebranie godności i sprawstwa” – mówi Kamila.
*Imiona bohaterek zostały zmienione.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze