0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Julia Theus, OKO.press: Jaka sankcja uderzy w Rosję najmocniej?

Iwona Wiśniewska, analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich: Zamrożenie rezerw banku centralnego. Nałożenie embarga na transakcje z bankiem centralnym spowoduje odcięcie go od większości jego aktywów umieszczonych zagranicą, a tym samym ograniczy jego możliwości stabilizowania systemu. To cios dla sektora finansowego. Rosja znalazła się w doborowym towarzystwie - Iranu czy Wenezueli - państw, których banki centralne są zablokowane przez państwa zachodnie.

Po zamrożeniu rezerw banku centralnego i odcięciu Rosji od systemu SWIFT cały czas spada kurs rubla. Jak odbije się to na rosyjskiej gospodarce i jak odczują to zwykli Rosjanie?

Konsekwencje będą niewyobrażalne. Rosyjska gospodarka jest uzależniona od importu, dlatego utrata wartości rubla przeniesie się bezpośrednio na inflację. Wzrosną ceny importowanych produktów rolnych: pomidorów, jabłek czy innych warzyw i owoców, ceny części maszyn i samochodów.

Rosjanie odczują to mocno i już za chwilę.

Problem z rublem zaczął się w momencie pierwszych informacji o pakiecie sankcji przygotowanych przez USA dla Rosji. Wcześniej za dolara trzeba było zapłacić około 72 ruble, potem kurs zaczął szaleć i było to już 80 rubli. W piątek 25 lutego 2022 roku za dolara trzeba było zapłacić około 84 ruble, a w poniedziałek rano powyżej 100 rubli. To spadek o 25 proc. wartości na giełdzie. W weekend w kantorach internetowych i przy płatnościach bankowych zagranicznych kurs dolara sięgał nawet 200 rubli. Różnica między kupnem a sprzedażą wynosi ponad 100 proc., bo bank skupował dolary po 84 ruble.

Rosjanie dużo korzystają ze sklepów internetowych. Zakupy na platformach Amazona czy AliExpress są bardzo popularne. Teraz nie będzie ich na nie stać.

Przeczytaj także:

Kurs rubla jest niestabilny, więc nie wiemy, czy będzie malał czy wzrastał, dlatego wszyscy wstrzymują transakcje. Importerzy alkoholi zagranicznych już wstrzymali odbiór przesyłek, bo po obecnym kursie biznes przestał być opłacalny. Nikt nie kupi go za cenę w przełożeniu na ruble. Inflacja towaru musiałaby wynieść 30 czy 40 proc. z dnia na dzień. Tak będzie się działo z każdym towarem. Jednocześnie ceny będą podnosić miejscowi producenci.

Podrożeją lekarstwa?

Ceny importowanych lekarstw i chemii wzrosną także nawet o 30 proc. O ile dewaluacja rubla jest korzystna dla eksporterów, bo za wysyłany za granicę towar otrzymują zazwyczaj dolary, a w kraju mogą za niego uzyskać znacznie więcej rubli niż wcześniej. Jednak wprowadzone przez ministerstwo finansów przepisy powodują, że 80 proc. swoich walutowych przychodów eksportowych będą zobowiązani sprzedać na rynku wewnętrznym.

Oznacza to, że jeżeli Gazprom za kontrakt za granicą dostanie miliard dolarów, to będzie musiał rządowi odsprzedać 800 mln dolarów i to prawdopodobnie po niekorzystnym kursie. Władze de facto wprowadziły kontrolę operacji walutowych. Ruble nie mają teraz wartości, dodatkowo nawet najwięksi eksporterzy także importują wiele towarów i usług. Teraz ich cena znacznie wzrośnie, a niektóre z nich okażą się niedostępne ze względu na sankcje. W efekcie firmy będą stratne, bo zostaną z rublami, którymi częściowo opłacą pracowników w Rosji. Trudno będzie im inwestować. Nie mówiąc o dywidendach, na które liczą inwestorzy.

Kurs waluty jest powiązany z inflacją. Jaka będzie jej skala?

Inflacja w Rosji po kryzysie pandemicznym wynosiła 8,5 proc., a w styczniu 2022 roku nawet sięgała 9 proc. i to już był problem. Teraz - ze względu na spadek wartości rubla - można się spodziewać, że inflacja wzrośnie jeszcze bardziej.

Rosjanie spodziewają się wzrostu cen, mają świadomość, co to oznacza dla ich kieszeni, więc wykupują towary.

Bank centralny próbuje ratować sytuację i zapobiec inflacji, więc podniósł bazową stopę procentową do 20 proc. To dwukrotny wzrost, bo stopa procentowa jeszcze w piątek 25 lutego 2022 roku wynosiła 9,5 procent. Kredyty idą w górę, dziś (1 marca 2022 roku) kredyty konsumenckie Sbierbanku wzrosły nawet do 29,9 proc. Rosjanie są mocno zakredytowani w tym tzw. chwilówkami, w zależności od umowy z bankiem, może okazać się, że nie będą w stanie ich spłacać. Pensje czy emerytury Rosjan przecież nie urosną.

Tak wysokie oprocentowanie jest też katastrofą dla rynku hipotecznego. Kto przy takiej cenie zdecyduje się wziąć kredyt?

W Rosji przed wojną było wiele osób, którym nie starczało na jedzenie, w ubóstwie żyje około 20 mln ludzi, czyli 16 proc. społeczeństwa. Drugie dziecko w rosyjskiej rodzinie oznacza biedę. Połowa wydatków takich rodzin to jedzenie, a trzeba jeszcze zapłacić za prąd, gaz, nie mówiąc o ubraniach czy niezbędnym sprzęcie AGD.

Jak bardzo po nałożeniu sankcji rosyjska gospodarka się cofnie?

Banki odcięte od SWIFT cofną się technologicznie o kilkadziesiąt lat, bo każdą zagraniczną transakcję będą musiały przeprowadzić bezpośrednio. To ogromne koszty i strata czasu. Przemysł się zatrzyma. Rosjanie nie będą mogli produkować np. samochodów, nie będą mieli części do ich produkcji, bo firmy zachodnie masowo wstrzymają już dostawy części, podzespołów itp. do przemysłu samochodowego.

Gospodarka Rosji jest zależna od Zachodu. Żeby posadzić ziemniaki, Rosjanie muszą zaimportować sadzonki z Holandii, żeby wyhodować ryby muszą zaimportować narybek lub karmę. Rosjanie nie będą mieli dostępu do lekarstw, bo większość z nich importują, sami produkują leki odtwórcze, zamienniki, na które ochrona patentowa już wygasła. Leki nowoczesne potrzebne do zwalczania wielu chorób muszą sprowadzać. Dodatkowym ograniczeniem będzie cena. To sytuacja może się okazać dramatyczna dla wielu pacjentów.

Co zrobią Rosjanie? Spuszczą głowę i będą starali się przetrwać? Czy to dużo poważniejszy problem?

Rosjanie byli nerwowi już po podpisaniu przez Putina dekretu o uznaniu separatystycznych „republik ludowych” w Donbasie. Ale odkąd Putin zaatakował Ukrainę, a Zachód decyduje się na kolejne sankcje, każdego dnia stoją w coraz dłuższych kolejkach do bankomatów. Do tej pory byli apatyczni i inercyjni. W kryzysie dotychczas wybierali mechanizm obronny i próbowali przetrwać.

Kupują najtańsze towary, czyli kaszę gryczaną czy makarony niższej jakości.

Większość z nich ma tak zwane dacze, czyli niewielkie domki letniskowe z działkami. W trakcie kryzysu dacze zamieniają się w poletka, na których Rosjanie uprawiają swoje ziemniaki, marchewki, pomidory czy pietruszki, aby wyżywić rodzinę. W Rosji zdarzają się protesty ekonomiczne czy ekologiczne, ale nie są to protesty masowe.

Mam wrażenie, że największe znaczenie ma teraz przebicie się do Rosjan informacji o ofiarach wojny w Ukrainie. Oficjalnie jak na razie wiadomo o czterech ofiarach. O śmierci żołnierzy, swoich obywateli, poinformowali bowiem prezydent Dagestanu, prezydent Baszkirii i gubernator obwodu ulianowskiego. Rosyjska propaganda nie przekazuje informacji o stratach. Ale sieci społecznościowe huczą. Ukraińskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zakłada kanały na Telegramie, na których publikuje informacje o ofiarach wojny i jeńcach. W ten sposób próbuje się przebić z przekazem do Rosjan. Jeżeli Rosjanie zrozumieją, że ich synowie, bracia i ojcowie giną masowo na wojnie, to jest nadzieja, że zaczną protestować.

Putin nie zdaje sobie sprawy z tego, co oznacza spadek wartości rubla i inflacja dla rosyjskiej gospodarki.

Nie zna się na tym, nigdy się tym nie interesował. To dla niego rzeczy nieistotne i abstrakcyjne. Ale po minach osób odpowiedzialnych za gospodarkę, które w poniedziałek brały udział w naradzie na Kremu i dyskusji o konsekwencjach sankcji dla gospodarki, można było poznać, że sytuacja jest dramatyczna.

Szefowa banku centralnego Elwira Nabiullina zakrywała ręką twarz, doradca prezydenta Maksim Oreszkin pochylał głowę i chwytał się za czoło słuchając Putina, który siedział po drugiej stronie długiego stołu.

Był tam również szef Sbierbanku German Gref, którego oddziały zagraniczne tracą na wartości i bankrutują. Dużo ludzi, elit rosyjskich, które miały gigantyczne interesy na styku sektora publicznego i prywatnego, oni potężnie cierpią, sypie się model gospodarczy.

Czy to ma jakieś przełożenie na system władzy?

Pierwsi oligarchowie, po których się tego nie spodziewałam, sprzeciwiają się polityce Putina. Oleg Deripaska, który jest objęty sankcjami amerykańskimi, zaapelował o wstrzymanie działań wojennych i rozpoczęcie rozmów pokojowych. Zapytał wprost: „Kto będzie za ten cały bankiet płacił?”. Oligarcha Michaił Fridman nazwał wojnę w Ukrainie "tragedią" i wezwał do zakończenia "rozlewu krwi”. Jednak Ci biznesmeni mają dość ograniczone przełożenie na Kreml. A prawdziwi oligarchowie z najbliższego otoczenia Putina, np. bracia Rotenberg czy Jurij Kowalczuk, którzy mają na prezydenta jakiś wpływ, są zbyt zależni, żeby nakłaniać go do zmiany działania.

Sekretarz prasowy rosyjskiego prezydenta Dmitrij Pieskow mówił, że zachodnie sankcje nałożone na Rosję są surowe, ale kraj ma możliwości, aby zrekompensować szkody. Stwierdzi, że „sankcje są problematyczne, ale Rosja ma wymagany potencjał, aby zrekompensować szkody w obliczu tych sankcji”. To prawda czy propaganda?

To byłaby prawda, gdyby nie ogromna skala sankcji, które zostały nałożone przez Stany Zjednoczone i zapowiedziane przez UE, Wielką Brytanię i Kanadę. Zakaz operacji zachodnich podmiotów z bankiem centralnym blokuje wszystkie rezerwy banku centralnego, które znajdują się w depozytach banków centralnych za granicą. To potężna sankcja, która oznacza pozbawienie Rosji dostępu do około 60 proc. rezerw. To cios w splot słoneczny, który Putin sam sobie zadał.

Podczas szturmu na banki w piątek 25 lutego 2022 roku, czyli drugiego dnia wojny, w obiegu znalazło się 12 razy więcej gotówki niż dzień wcześniej.

Oznacza to, że zaniepokojeni Rosjanie z bankomatów wypłacili w ekwiwalencie walutowym (wypłaty były dokonywane w różnych walutach i w rublach) o około 16 miliardów dolarów więcej. W jeden dzień!

Myślę, że Dmitrij Pieskow jest dużym optymistą. Widać zresztą, że szefowa banku centralnego nie podziela jego optymizmu. Banki przygotowywały się na sankcje, ale nie z myślą o wojnie, tylko o Donbasie. Bankowe rezerwy w walucie szacowało się na 50 miliardów dolarów. Oznacza to, że mogą się one szybko skończyć.

Jaka będzie opowieść władzy wobec społeczeństwa, które odczuje, że gospodarka się sypie?

Wiceszef rady bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew zapowiedział w odwecie kontrsankcje. Mówił o nacjonalizacji aktywów zachodnich firm w Rosji. Tylko że kontrsankcje, niezależnie od ich kształtu, jedynie pogłębią trudną sytuację ekonomiczną Rosji i mogą stać się kolejnym ciosem dla społeczeństwa rosyjskiego, podobnie jak w 2014 roku po aneksji Krymu.

Zachód dostał wtedy zakaz eksportowania produktów spożywczych do Rosji. Ceny zaczęły rosnąć, zmniejszyła się jakość i wybór towarów. Teraz sytuacja jest znacznie gorsza. Społeczeństwo zubożało przez dewaluację i sytuację ekonomiczną kraju. Sankcje w odwecie pogorszą sytuację.

Władza wyceluje w samą siebie?

Dokładnie. Zacisną sobie pętle na szyi. Musieliby je opracować tak, aby nie pogorszyć sytuacji ekonomicznej kraju, a to będzie trudne. Władza cały czas będzie kontynuować oficjalny przekaz, że wyzwala Rosjan od nazistów, że "weszła do Ukrainęy, bo musiała ich ratować". Ceny rosną i w bankomatach nie ma pieniędzy. Dlaczego? "Bo Zachód jest zły" - odpowie władza. "Imperium kłamstwa" - bo tak o Zachodzie mówi Putin - "wprowadza sankcje, bo nie chce, żeby Rosja się rozwijała i narzuca jej swoją politykę. Imperium kłamstwa próbuje izolować Rosję".

;

Udostępnij:

Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze