Jakim cudem ukraińska armia aż tak skutecznie przeciwstawia się siłom zbrojnym potężnej Federacji Rosyjskiej? Gdzie Ukraińcy się tego wszystkiego nauczyli? Otóż przede wszystkim na froncie wieloletniej wojny w Donbasie - gdzie Rosjanie pokazali też wiele słabych punktów
Rosja przygotowywała się do tej wojny przez cztery miesiące. A Ukraina przez osiem lat. Rosyjscy wojskowi czerpali ze swych doświadczeń w Czeczenii, Gruzji i Syrii oraz z okresu aneksji Krymu i pierwszej wojny w Donbasie. Wszystkie okazały się dla nich pułapką, o czym obszernie już pisaliśmy w OKO.press.
Tymczasem ukraińscy dowódcy od 2014 roku szykowali swą armię na tylko jedną ewentualność, czyli ponowny ataku Rosji na ich kraj.
Efekty tych przygotowań widać było już w pierwszych dniach wojny. Dziś, po ponad 3 tygodniach, gdy Rosjanie kontrolują nie więcej niż kilkanaście procent powierzchni Ukrainy, niezwykle efektywna obrona ukraińskiej armii jest obiektem podziwu wojskowych i analityków z całego świata. Przecież Ukraina dysponuje o wiele mniejszym potencjałem wojskowym niż Rosja.
Ukraińcy osiągnęli to nie przypadkiem ani dzięki rosyjskim błędom.
W tej analizie zajmiemy się dwoma pierwszymi aspektami, czyli tym, jak Ukraińcy uczyli się skutecznej walki z Rosjanami.
Ukraińcy na długie lata przed inwazją zrozumieli zarówno przewagi, jak i słabości batalionowych grup taktycznych, na których Rosjanie oparli trzon swoich sił zbrojnych – również podczas agresji przeciwko Ukrainie.
O tym, jak są one zorganizowane, pisaliśmy już bardziej szczegółowo w OKO.press.
W telegraficznym skrócie wygląda to tak, że BTG to batalion piechoty zmechanizowanej, do którego dodano kompanię czołgów i kompanię zwiadu, oraz po baterii artylerii rakietowej, samobieżnej i przeciwlotniczej, co daje jej bardzo dużą siłę ognia artyleryjskiego jak na rozmiar całej tej grupy taktycznej.
BTG dysponuje też własną – dość rozbudowaną = sekcją logistyczną i inżynieryjną, co daje jej – przynajmniej w czystej teorii – mobilność i względną samodzielność w działaniu.
Do tego etapu Rosja wystawiła przeciwko Ukrainie ok. 120 BTG z ogółem 170, jakie zdążyła w ciągu ostatnich dwóch dekad utworzyć w całych swoich silach zbrojnych.
Doktryna działania BTG opiera się na maksymalnym wykorzystywaniu ich najpoważniejszego potencjału, czyli miażdżącej sile ognia komponentów artyleryjskich.
Dowódca BTG po nawiązaniu walki przez przeciwnika ma bez dalszego rozpoznania skoncentrować ogień swych czołgów oraz baterii artylerii rakietowej i klasycznej na przybliżonej pozycji nieprzyjaciela. W taki sposób ma zadać przeciwnikowi możliwie wysokie straty, przygwoździć go i uniemożliwić dalsze manewry.
Ukraińcy jeszcze w trakcie pierwszej wojny w Donbasie odkrywali, że ten system można dość łatwo "zhakować" – przede wszystkim atakując (i niejako zaczepiając) rosyjską BTG z kilku różnych kierunków i doprowadzając do tego, że jej artyleryjska odpowiedź staje się chaotyczna. Nie jest też tak miażdżąco silna, jak byłoby w bardziej przejrzystej sytuacji.
Było to bardzo ważne odkrycie, które zresztą stało się obiektem studiów analityków i wojskowych z wielu innych państw.
Jeśli dodamy do tego fakt, że zaplecze medyczne pojedynczej BTG jest skromne i pozwala na jednoczesne opatrywanie tylko kilku poważniej rannych, a zapas amunicji w pojazdach artylerii rakietowej i samobieżnej również nie jest nieskończony – BTG nie może więc prowadzić artyleryjskiego ognia w nieskończoność.
Ukraińcy wykorzystują te odkrycia, gdzie tylko to możliwe.
Kolejną cechą BTG, którą na dwa sposoby znakomicie wykorzystują Ukraińcy, jest fakt, że jej zaplecze logistyczne porusza się ciężkimi kołowymi ciężarówkami, słabo radzącymi sobie nawet na drogach gruntowych, nie mówiąc już o stricte offroadowej jeździe.
Dlatego właśnie rosyjska BTG - zwłaszcza w obecnych warunkach pogodowych - jest skazana na poruszanie się z grubsza wzdłuż utwardzonych dróg.
Nawet bowiem czołgi i bojowe wozy piechoty nie mogą znacząco się oddalić od swych cystern z paliwem i ciężarówek z zapasami amunicji. Ukraińcy nawet bez szczegółowego rozpoznania zawsze więc wiedzą, gdzie można się spodziewać rosyjskich czołgów, a gdzie nie. Co więcej, niemal odbiera to rosyjskiej armii zdolność przemierzania na przełaj pól i łąk.
To tędy więc często poruszają się Ukraińcy. Miało to miejsce zarówno podczas trzech kontrataków pod Kijowem, a także w mniejszych potyczkach na północnym wschodzie, jak i na południu Ukrainy – zwłaszcza w okolicach Mikołajowa.
Na tym nie koniec. Pojazdy logistyczne i zaplecza BTG są bowiem w ogóle skazane na poruszanie się drogami – i to właśnie tam Ukraińcy urządzają zasadzki, uważnie wypatrując, kiedy cysterny i ciężarówki są pozbawione osłony czołgów i artylerii.
Szczególnie często dzieje się to na północy Ukrainy – od rejonu Kijowa po okolice Charkowa, bo wszędzie tam teren sprzyja takim działaniom.
Przy całej swej imponującej sile ognia batalionowe grupy taktyczne rozporządzają relatywnie niską liczbą żołnierzy piechoty. W liczących łącznie po ok. 800 żołnierzy BTG jest ich zwykle ok. 300 (w 3 kompaniach po 10 wozów bojowych), a po odliczeniu załóg wozów bojowych - zaledwie 210.
Dlatego właśnie batalionowe grupy taktyczne, szczególnie po przejściu do obrony lub w fazie tzw. walk pozycyjnych oraz postoju – są zależne od dodatkowego wsparcia (osłony) piechoty.
To samo - w jeszcze większym stopniu - dotyczy walk miejskich. To powody, dla których rosyjska doktryna zakładała i zakłada, że batalionowe grupy taktyczne powinny działać pod odpowiednią osłoną – którą w poprzednich konfliktach miały zapewniać przede wszystkim lokalne siły paramilitarne czy wojskowe.
Pokazało to już doświadczenie wojny w Czeczenii. W wojnie w Donbasie Rosjanie wykorzystywali w ten sposób siły separatystów, a w Syrii - zarówno wojska Assada, jak i niektóre lokalne milicje gotowe do takiego rodzaju kolaboracji. Na Ukrainie nikogo takiego nie ma.
W tej roli muszą więc występować siły, które Rosjanie na Ukrainie akurat mają. Razem zaś z ok. 110 BTG stanowiącymi główną siłę uderzeniową nazwozili ze sobą całe kolumny Rossgwardii, różnych formacji paramilitarnych z Czeczenii i Osetii, a także własne regularne wojsko „drugiego sortu” z brygad zmotoryzowanych.
Według pierwotnych rosyjskich założeń te wszystkie siły miały wykonywać przede wszystkim zadania porządkowe i parapolicyjne po błyskawicznym opanowaniu Kijowa i wymianie władz Ukrainy. Dopiero gdy ten plan okazał się mrzonką, dodatkowe siły musiały wystąpić w roli mięsa armatniego osłaniającego regularne rosyjskie BTG.
Trzy tygodnie wojny pokazały, że do tej roli nadają się tak samo, jak półregularne, słabo wyszkolone i niejednorodnie uzbrojone siły separatystów z Donbasu. A być może nawet mniej.
I właśnie dlatego w ramach urządzania zasadzek na liniach komunikacyjnych wroga Ukraińcy tak chętnie biorą również na cel rosyjskie oddziały pomocnicze.
To łatwy cel – rosgwardziści poruszają się pojazdami słabo lub wcale nieopancerzonymi, nie bardzo radzą sobie w samodzielnej walce w polu, prawie nie mają jednostek wsparcia. A każde udane uderzenie w ich kolumnę osłabia rosyjskie BTG i obniża ich morale. Zmniejsza też szanse Rosjan na przeprowadzenie efektywnego szturmu któregokolwiek z większych miast.
Ukraina jest krajem, który ma za sobą ośmioletnie doświadczenie wojny. Z okresu jej otwartej fazy, czyli lat 2014-2015 pochodzą bitewne lekcje, które wtedy bywały bolesne – ale dziś procentują ukraińskiej armii. Spora część ukraińskich działań w tej wojnie opiera się też na naukach z okresu niewypowiedzianej czy może niedopowiedzianej wojny pozycyjnej w tzw. strefie ATO (Operacji Antyterrorystycznej) w Donbasie.
Przyjrzyjmy się tym doświadczeniom.
Gdy w lutym 2015 roku Rosjanie i separatyści zaatakowali Mariupol, próby zdobycia miasta okazały się zadziwiająco nieefektywne. Separatyści mieli tam robić za piechotę szturmową, Rosjanie wysłali zaś góra dwa bataliony pancerne, którym skutecznie przeciwstawiła się pojedyncza ukraińska kompania czołgów – oczywiście ze sporym zapleczem w postaci piechoty i artylerii.
W dalszym toku bitwy mimo wsparcia rosyjskiej artylerii rakietowej i klasycznej separatyści okazali się zupełnie nieskuteczni w walce miejskiej (występując w znacznie trudniejszej i wymagającej wysokiego poziomu wyszkolenia roli atakujących).
W efekcie bitwa o Mariupol toczyła się na przedmieściach miasta przez prawie trzy miesiące – beż poważniejszych postępów ze strony separatystów i Rosjan.
To doświadczenie ma ogromny wpływ na postępowanie ukraińskiej armii w obecnej wojnie. Ukraińcy wiedzieli, że muszą bronić dużych miast, aby nie załamała się ukraińska państwowość. Wiedzieli też, że miasta mogą stać się twierdzami dla swych obrońców.
I tak właśnie się stało. Większość miast znajdujących się na drodze Rosjan została przygotowana do obrony, odpowiednio obsadzona i zaopatrzona jeszcze przed rosyjską agresją albo tuż po jej rozpoczęciu.
Nic nie wskazuje na to, by Rosjanie mieli tam w najbliższym czasie szansę na przełamanie ukraińskich linii. Dzieje się tak, mimo że Czernihów zagradzał drogę rosyjskiej armii kierującej się z rejonu Homla na Białorusi prosto na Kijów (a raczej na jego wschodnią część).
W związku z tym pod miastem znalazło się już w różnych momentach co najmniej kilkanaście rosyjskich BTG. A zatem siły kilkakrotnie większe niż te, którymi rozporządzają obrońcy Czernihowa.
Bez zdobycia Izium Rosjanie nie okrążą od północy ukraińskich pozycji w Donbasie. Z kolei Mariupol jest ostatnim punktem ukraińskiego oporu na linii tzw. korytarza na Krym, czyli lądowego połączenia terytorium Rosji z anektowanym przez nią w 2014 roku półwyspem.
Fakt, że wokół oblężonego miasta wciąż operują ukraińskie, oddziały dodatkowo przyczynia się do efektu uzyskanego przez obrońców.
Na przełomie lipca i sierpnia 2014 roku Ukraińcy przeprowadzili - głównie siłami 95. Brygady Powietrznodesantowej – tak zwany Wielki Rajd. Był to zdaniem sporej części analityków najdłuższy nieprzerwany rajd jednostek zmechanizowanych w całej historii wojskowości.
Ukraińscy żołnierze najpierw przebili się przez linie separatystów i Rosjan. A następnie przebyli na ich tyłach łącznie 470 km, objeżdżając wzdłuż i wszerz zajęty przez separatystów Donbas. Stoczyli serię zwycięskich bitew i bitewek, i wrócili na kontrolowane przez rząd Ukrainy terytorium z 3 tysiącami ewakuowanych z okrążeń żołnierzy i cywili. Oraz z 250 zdobytymi lub ewakuowanymi pojazdami wojskowymi.
Wielki Rajd był przeprowadzony bardzo skromnymi siłami – tak naprawdę wykonały go trzy wzmocnione kompanie, z których każda poruszała się nieco inną drogą, działając – jak to mówią wojskowi – na zmieniających się kierunkach operacyjnych. Ukraińscy spadochroniarze działali bez powietrznych desantów – wykorzystując sprzęt charakterystyczny dla piechoty zmechanizowanej.
Pokazało to bardzo wyraźnie, że rosyjskie BTG stają się bezradne, gdy mają do czynienia z mobilnym przeciwnikiem działającym błyskawicznie, do tego w stylu, w którym miały działać one same.
Jeszcze bardziej bezradne stają się w konfrontacji z takim przeciwnikiem jednostki pomocnicze BTG – w tym wypadku separatyści.
Ale z tej samej epoki pochodzą inne ukraińskie doświadczenia – o bardziej traumatycznym charakterze.
Na przykład to, co wydarzyło się w rejonie miejscowości Zelonopolie 11 lipca 2014 roku. Siły aż trzech ukraińskich brygad – czyli potężne nawet jak na realia obecnej wojny w Ukrainie – szykowały się tam do działań ofensywnych w kierunku Ługańska.
Ich pojazdy zostały skoncentrowane dość ciasno, a przygotowania do ofensywy trwały dłużej niż powinny. Skończyło się to sądnym dniem – Rosjanie najpierw sparaliżowali Ukraińcom łączność, a następnie przeprowadzili celny i skoordynowany ostrzał z artylerii rakietowej i klasycznej.
Zginęło 30 ukraińskich żołnierzy, ale Ukraińcy stracili sprzęt pancerny dla ponad dwóch batalionów. Planowana ofensywa została odwołana.
To, co wydarzyło się podczas Wielkiego Rajdu i podczas ostrzału Zelonopolia, uświadomiło ukraińskiej armii w praktyce to, co powtarzają teoretycy wojskowości:
siły zmechanizowane i pancerne mogą być ponadprzeciętnie efektywne w wielokierunkowej walce manewrowej, ale stają się łatwym celem, gdy stoją w miejscu, na „kupie”.
Bolesne i chwalebne lekcje zostały odrobione. W wojnie 2022 roku Ukraińcy działają zdecydowanie bardziej tak, jak podczas wielkiego Rajdu niż w Zelonopoliu. Choć walczą w oparciu o organizację brygadową, ich siły zwykle pozostają mniej lub bardziej rozproszone – do poziomu batalionu czy nawet kompanii.
Do wykonania konkretnego zadania dobierane są elastycznie i wzmacniane artylerią czy czołgami według potrzeb – a im trudniejsza staje się sytuacja w danym miejscu – także według możliwości.
Wokół Charkowa na przykład dosłownie uwijają się siły pojedynczej ukraińskiej brygady zmechanizowanej „Zimny Jar”. Jej żołnierze – wykorzystując kompanie batalionu pancernego w roli głównej siły uderzeniowej oraz brygadową artylerię w roli wsparcia, przeprowadzają małe rajdy na rosyjskie pozycje, niszcząc przede wszystkim rosyjską artylerię oraz jednostki zaplecza logistycznego BTG.
Bardzo podobnie wyglądają ukraińskie działania w otoczeniu okrążonych przez Rosjan Sumów. Tam dodatkowo szczególne znaczenie ma niszczenie konwojów logistycznych zmierzających w kierunku Kijowa.
Kolejną lekcją z wojny w Donbasie była dla ukraińskiej armii wymuszona realiami nauka obrony pozycyjnej. To jakby powtórka z I wojny światowej. Wzdłuż „tzw. linii rozgraniczenia” w Donbasie przez siedem lat powstawały linie obronne, współczesne odpowiedniki okopów pod Verdun czy nad Sommą.
To głębokie, wzmocnione blachą wieloliniowe okopy, ziemianki i schrony, którym na przedpolu towarzyszyły różnego rodzaju przeszkody i zapory przed atakami pojazdów pancernych i piechoty.
Podczas wieloletniej okresowo uśpionej wojny w Donbasie najczęstszym rodzajem ataku ze strony separatystów był nagły zmasowany ostrzał artylerii rakietowej – cały ten system lekko przedpotopowych umocnień polowych pozwalał łatwo i bardzo często bez strat taki ostrzał przetrwać.
Jednocześnie o wiele łatwiej było z takich pozycji odpierać ataki piechoty i pojazdów opancerzonych separatystów.
Ta specyfika obrony w Donbasie bardzo przydała się w tej wojnie właśnie w tym rejonie. Mimo rzucenia tam naprawdę ogromnych sił Rosjanie spychają ukraińskich obrońców bardzo powoli i kosztem ogromnych strat. Ukraińskie linie obronne wciąż są odtwarzane na nowych pozycjach.
Doświadczenie pozycyjnej obrony Donbasu przed separatystami z pewnością przydaje się też ukraińskim obrońcom na liniach pod Kijowem i Charkowem, a także w rejonie Izium, gdzie Rosjanie są powstrzymywani na bardzo stałych liniach obronnych.
Ukraińscy żołnierze mają też już na koncie wyczyny, które są po prostu efektem znakomitego planowania i dowodzenia. Przykładem może być to, co stało się na południu Ukrainy, pod Wozniesienskiem, około 3 marca.
Zapuściła się tam rosyjska kolumna w sile 1-2 BTG. Jej zadaniem było zdobycie kluczowej przeprawy na rzece Boh – umożliwiającej dalszą drogę lądową w kierunku Odessy. Bez tego Rosjanom ogromnie skomplikowałby się plan uderzenia na Odessę jednocześnie z lądu i morza.
Najkrótsza droga lądowa była już zablokowana przez silną obronę Mikołajowa. Stąd pomysł rajdu na Wozniesieńsk.
Tymczasem w Wozniesieńsku błyskawicznie zmobilizowana została obrona terytorialna, która przygotowała miasto na rosyjski atak, między innymi fortyfikując przeprawę przez płynącą przed miastem mniejszą niż Boh rzekę. Jednocześnie ukraińska armia przerzuciła tam – również błyskawicznie – poważne siły, zarówno pancerne, jak i artylerii rakietowej.
Próba zdobycia miasta i mostu zakończyła się masakrą Rosjan, którzy stracili tam ponad 40 czołgów i pojazdów pancernych. Zablokowani przez obronę terytorialną Rosjanie znaleźli się pod druzgocącym ostrzałem ukraińskiej artylerii rakietowej. Kierowały nim drony i obrońcy Wozniesieńska. Potem nastąpiło jeszcze uderzenie ukraińskiej regularnej armii.
Był to przykład w pełni efektywnej współpracy regularnej armii z obroną terytorialną, świetnego rozpoznania, a zarazem błyskawicznej reakcji ukraińskich dowódców.
Poprzedziło to wszystko racjonalne planowanie – bo Ukraińcy wbrew założeniom Rosjan – mieli w odpowiedniej odległości od Wozniesieńska siły zdolne do przeprowadzenia kontrataku.
Jednym z najważniejszych epizodów pierwszej wojny o Donbas była bitwa o Debalcewo. Trwała od 15 stycznia do 20 lutego 2015 roku i ostatecznie w pamięci Ukraińców zapisała się przede wszystkim jako trauma. W trakcie tej bitwy siły separatystów i Rosjan (ok. 15000-17000 żołnierzy) oskrzydliły ok. 6000 ukraińskich żołnierzy – powstał kocioł niczym z II wojny światowej.
Ukraińcy bronili się przez ponad miesiąc. Wszystko to w środku zimy, z kurczącymi się zapasami żywności i amunicji, w bardzo trudnych warunkach. Ostatecznie ten koszmar skończył się pieszym odwrotem – żołnierze ukraińscy porzucili niemal wszystkie pojazdy, a wielu (dokładna liczba nie jest znana) Ukraińców zginęło lub dostało się do niewoli.
Choć była to ostatecznie ukraińska przegrana, rosyjscy dowódcy nie mają dobrych wspomnień z bitwy pod Debalcewem, bo ich ofensywa na długo utknęła i rozbiła się o ścianę skutecznej obrony.
Zaznaczmy przy tym, że po wycofaniu się z Debalcewa, Ukraińcy zajęli nowe pozycje, których Rosjanie i separatyści nie zdołali już przełamać.
Poza lokalnymi przypadkami okrążeń mniejszych ukraińskich zgrupowań w tej wojnie po stronie Ukrainy nie było jak dotąd żadnej powtórki z Debalcewa. Ukraińscy żołnierze odrobili lekcję sprzed siedmiu lat. Nie pozwalają zwłaszcza na okrążenie swych pozycji w Donbasie, do czego Rosjanie starają się dążyć od pierwszych dni wojny. Wyjątkiem są oczywiście wspomniane wyżej przygotowane do obrony miasta.
Obrona okrężna w naprawdę silnych (i przygotowanych do tego) zgrupowaniach bywa też przez Ukraińców wykorzystywana jako narzędzie wiązania większych sił wroga i blokowania jego linie zaopatrzenia. Tak jest zwłaszcza w rejonie Czernihowa i Niżynia, gdzie początkowo dwa, a po połączeniu sił obecnie już jedno naprawdę spore ukraińskie zgrupowanie broni się, jednocześnie blokując szosy prowadzące z południowego wschodu kraju w kierunku Kijowa.
Żeby urządzić tam powtórkę z Debalcewa, Rosjanie musieliby rzucić nie mniej niż 1/3 wszystkich sił, którymi obecnie dysponują.
Za to Ukraińcy na razie nieśmiało, ale konsekwentnie próbują wziąć odwet za Debalcewo.
W trakcie tej wojny już trzykrotnie próbowali wziąć w okrążenie rosyjskie siły skoncentrowane pod Kijowem w rejonie Buczy, Irpienia i Makarowa. Jeśli za którymś razem się to uda, będzie to oznaczać koniec zagrożenia dla stolicy Ukrainy.
Najtrudniejszym i najboleśniejszym doświadczeniem pierwszej wojny w Ukrainie była dla Ukraińców aneksja Krymu. Półwysep został zajęty przez Rosjan niemal bezkrwawo, obecne tam ukraińskie oddziały albo się poddawały, albo nie podejmowały walki z najeźdźcami, którzy nawet nie występowali oficjalnie w rosyjskich barwach.
Reakcjami na hybrydową agresję okazywały się najczęściej bierność i strach – a często również jawna kolaboracja.
To było dla ukraińskiego społeczeństwa znacznie większą traumą niż późniejsze – choć krwawe i okupione stratami – walki w Donbasie.
I choć to raczej zadanie dla socjologów – to zapewne także w tej wojennej traumie z 2014 roku należy szukać źródeł dzisiejszej postawy ukraińskiego społeczeństwa i ukraińskiej armii. Zwykli ludzie i regularni żołnierze dosłownie w każdym zakątku kraju zachowują się zupełnie inaczej niż wtedy na Krymie. Mają w sobie wolę walki i oporu, jakiej trudno szukać wśród zapewne większości współczesnych europejskich społeczeństw.
To właśnie dlatego ukraińska armia regularna – poruszająca się czołgami i bojowymi wozami piechoty, które rzadko oglądamy w prasie i social mediach, ma tak ogromne wsparcie w oddziałach obrony terytorialnej i Gwardii Narodowej – które widzimy na zdjęciach i nagraniach niezwykle często.
To także dlatego w każdej najbardziej zapadłej z ukraińskich wiosek zawsze znajdzie się ktoś, kto, zobaczywszy nagle rosyjskie pojazdy, zawiadomi ukraińską armię z pomocą bota na Telegramie. I to dlatego w opanowanych przez Rosjan miastach Półwyspu Chersońskiego co chwila zbierają się wielotysięczne demonstracje przeciwko rosyjskiej okupacji.
Za upokorzenie Ukrainy z 2014 roku, którym skutkowało odebranie jej Krymu praktycznie bez walki, Rosjanie płacą dziś wysoką cenę, napotykając na zawzięty i dobrze zorganizowany opór na każdym skrawku ukraińskiej ziemi.
Ta wola walki należy do najważniejszych, choć zupełnie niemierzalnych składników całego ukraińskiego systemu obrony.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.
Komentarze