0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Anton Ambroziakfot. Anton Ambroziak

Dr Krzysztof Chudy pracuje na Politechnice Wrocławskiej, gdzie studentom, ale i uczniom opowiada o wodzie oraz funkcjonowaniu Wrocławskiego Węzła Wodnego, jednego z największych systemów dróg wodnych i budowli hydrotechnicznych w Europie.

Spotykamy się przy ul. Dokerskiej na Kozanowie, w najniższym punkcie dzielnicy. To tutaj najczęściej dochodzi do podtopień, nawet podczas silnych opadów. Ostatni raz? Miesiąc temu podczas opadów nawalnych. Wówczas zatopionych zostało 15 aut.

Obok przepływają Odra i Ślęza. W 1997 roku od zdjęć bloków na Kozanowie wystających znad wody rozpoczynały się wszystkie serwisy wiadomości. W 2010 roku, gdy doszło do cofki na Ślęzy, ulice znów zalało. Pan Krzysztof pracuje dziś w lokalnym sztabie powodziowym, zajmuje się analizą ryzyka i koordynuje zabezpieczanie wałów.

Anton Ambroziak, OKO.press: Dlaczego hydrogeolog mieszka na Kozanowie?

Krzysztof Chudy: Z wyboru. To nie jest proste miejsce dla Wrocławia, szczególnie w kontekście wody. Ale skoro się nią zajmuję, to Kozanów mnie nie przeraża. Mieszkanie kupiliśmy, jak stanął tu wał, więc wiedziałem, że jest bezpieczniej. Oczywiście do czasu, tutaj każdy liczy się z pogodą. Czasem zdarza się, że jak prognozują większe opady, wyjeżdżamy samochodem z garażu. Ale gdy nie ma powodzi, jest to piękne miejsce do mieszkania: mamy wokół park, Dolinę Odry, jest spokój, dużo przyrody i blisko do centrum.

Na którą rzekę patrzycie z niepokojem: Ślęzę czy Odrę?

Na jedną i drugą, one są połączone. Odra jest większa i groźniejsza w tym sensie, że prowadzi więcej wody, ale Ślęza, choć mniejsza, wpływa do niej na wysokości Lasu Pilczyckiego. I właśnie ta całość stanowi wyzwanie.

Przeczytaj także:

Czym zajmuje się osiedlowy sztab kryzysowy?

Działamy w ramach Rady Osiedla i Centrum Aktywności Lokalnej na Kozanowie. Mieliśmy okazję pracować już wcześniej. Chrztem bojowym była pomoc dla Ukrainy – to była pierwsza nasza duża akcja. Działa nas osiem osób: są osoby odpowiedzialne za organizowanie wolontariatu, szukanie ludzi do pakowania worków, mapowania osób starszych, które potrzebują pomocy. Jest kolega, który zajmuje się zarządzaniem kryzysowym dla firm i on nam poukładał pracę. Mamy tutaj w sztabie tablicę, na której jest napisane kto, za co i kiedy odpowiada. Są koordynatorzy, którzy odpowiadają za magazynowanie i przepływ rzeczy. Ja jestem od analizy ryzyka i oceny stanu wałów.

Poziom Odry na stacji pomiarowej Trestno – 640 cm i nieznacznie rośnie, lewobrzeżne dopływy – Bystrzyca, Ślęza, Oława – stabilne, choć wciąż w fali wezbraniowej. Czy to są uspokajające informacje?

To są tylko pomiary. Dla mnie najbardziej uspokajająca była poranna wizyta na Moście Milenijnym. Pomiar Odry jest przed Wrocławiem, on nam nic nie mówi o tym, co dzieje się dalej. Jak staniemy na moście, możemy ocenić, czy rzeka ma szansę utrzymać się w korycie. My na Kozanowie mamy jeszcze sporą rezerwę. Rano to było 1,5-2 metry. Znajomi z innych części Wrocławia wysyłają zdjęcia Odry – na razie to faktycznie wygląda dobrze. Ale musimy czekać, uzbroić się w cierpliwość, fala będzie długa.

Gdzie ułożyliście worki?

Znaleźliśmy najniżej położone miejsca na Kozanowie. Mamy sześć takich szczególnie zagrożonych miejsc, które były zalane także w 1997 roku. Tam poszły główne kierunki zabezpieczenia. Mamy punkt, w którym zgromadziliśmy zapasy na sytuacje kryzysowe. Materiałów jest sporo, planujemy uruchomić jeszcze trzy takie punkty w okolicy.

Zapasy worków z piaskiem na wrocławskim Kozanowie. Fot. Anton Ambroziak

Jak steruje się falą powodziową we Wrocławiu?

To jest cały system, który zaczyna się znacznie wyżej. Najważniejsze z punktu widzenia miast w Dolinie Odry jest to, co działo się na zbiornikach na Nysie Kłodzkiej i w Raciborzu. One spełniły swoją funkcję, szczególnie Racibórz. Zatrzymał dużo wody, pozwolił nią wysterować w taki sposób, że w większości miejsc woda mieści się w korycie Odry i na polderach. I to pozwala nam z optymizmem patrzeć na Wrocławski Węzeł Wodny.

Tutaj woda jest dzielona na kilka strumieni po to, żeby cała masa nie wypływała w rejon Ostrowa Tumskiego. Tam koryto jest wąskie i kręte, woda by się spiętrzała, co bardzo dobrze widzieliśmy w 1997 roku.

Celem całego systemu, który jest gotowy przyjąć ok. 3000 m³ wody na sekundę, jest podzielenie jej na cztery główne kierunki:

  • do Doliny Widawy, to pierwszy na trasie Odry i najnowszy element systemu, w którym rozbudowano m.in. wały;
  • w kolejnym punkcie część wody zostanie przekierowana na Kanał Powodziowy, reszta pójdzie w stronę centrum;
  • dalej przy wrocławskim Zoo znajduje się trzeci punkt, w którym część wody zostanie przekierowana w stronę koryta Starej Odry (to tutaj w '97 roku doszło do rozmycia przyczółku jazu i jego załamania);
  • reszta wody pójdzie przez Ostrów Tumski.

Od 1997 roku wszystkie funkcjonujące wówczas elementy zostały zmodernizowane.

Pierwsze decyzje Wód Polskich, które sterują falą, były takie, żeby zalać dwa poldery: Oławka i Blizanowice-Trestno. Rano spłynęła informacja, że ilość wody, która idzie przez Wrocław może wymagać przerzutu z Odry do kanału Odra-Widawa, o którym pan opowiadał.

Lepiej nie mówić o zalaniu polderów, tylko ich włączeniu, bo to wszystko jest zaplanowane. Poldery to tereny przewidziane do „zalania”, więc tam nic katastrofalnego się nie dzieje. Jeśli znajdują się tam budynki mieszkalne czy przemysłowe, ludzie są świadomi, że w sytuacji powodziowej woda może do nich trafić. Wszystkie te elementy mają odciążyć system, przyjąć część wody, spłaszczyć fale. Dla każdej z tych akcji jest szczegółowa instrukcja.

Ale dla zmodernizowanego systemu to pierwszy test.

Dla nas na Kozanowie to też pierwszy test, bo przebudowane wały jeszcze nie mierzyły się z falą na Odrze. Z powodzią jest ten problem, że nie można jej zasymulować na żywo. To jest tak ekstremalne zdarzenie, że musimy obserwować i na bieżąco reagować. Zostały wykonane prace, a natura testuje to, co zrobiliśmy.

Jak zmieniał się Wrocławski Węzeł Wodny?

Dolina Odry, w której leży Wrocław, była niepokojona przez powodzie, od kiedy mamy źródła pisane. Co kilkanaście lub kilkadziesiąt lat przychodziła wielka woda, która zalewała Wrocław. Początki systemu, o którym dziś rozmawiamy, pochodzą z początku XX wieku. Jeszcze Niemcy, po katastrofalnej powodzi, która zalała też tereny wodonośne, zaczęli budować kanały w centrum miasta, którymi można rozdzielać nurt rzeki. Po powodzi 1997 roku wykonano dalsze prace: wzmocniono i podniesiono wały, powstało dużo barier przenośnych, które dziś zostały zamontowane.

I wybudowano „kanał ulgi”, o którym mówiłem, który część wody z Odry przerzuca w Dolinę Widawy.

Tam infrastruktura również została zmodernizowana. Przez Dolinę Widawy może spokojnie przepłynąć między 250-350 m³ wody na sekundę.

Jak będą wyglądać najbliższe godziny?

Po pierwsze, obserwujemy poziom rzek w naszym obszarze. Interesuje nas, czy woda dojdzie do korony wałów. Musimy też patrzeć na to, co się dzieje w dolnej partii wałów – czy nie ma wysięków wody. Planujemy zorganizować patrole obywatelskie. Jeśli zauważymy wysięk, zgłaszamy odpowiednim służbom i dopiero przystępujemy do akcji umacniania. Prosiliśmy też mieszkańców, żeby obserwowali, co dzieje się z wodą w studzienkach. Jesteśmy przygotowani na ich dociążenie.

A czy modelowanie i prognozowanie zawiodło?

Każda prognoza obarczona jest pewnym błędem. Nie oczekuję, że trafimy co do milimetra, to jest nierealne. Mówimy o czynnikach naturalnych, więc każdy model obarczony jest błędem na poziomie 10-20 proc. Nikt nie przewidział, że woda przeleje się przez wał na zaporze w Stroniu Śląskim. Dla Wrocławia najważniejsze były obserwacje tego, co dzieje się u góry, szczególnie w Opolu, Brzegu i Oławie.

Na Kozanowie, tak jak i w całym Wrocławiu, planujecie działania w ramach kilku scenariuszy?

W sztabie kryzysowym ustaliśmy 3 scenariusze. Stworzyliśmy je na podstawie doświadczeń z poprzednich lat. W najgorszym scenariuszu zakładamy, że pękną wały, pojawią się zniszczenia wałów, których nie będziemy w stanie szybko opanować. Wtedy przybór wody będzie szybki, trzeba będzie się przenieść na wyższe piętra, czekać na polecenia służby i ewakuację. Przyjmujemy, że do tego nie dojdzie, ale musimy być gotowi na wszystko.

Drugi scenariusz, neutralny, zakłada, że woda mieści się korytach, a my szukamy przesiąków, wybić w studzienkach i na bieżąco reagujemy na drobniejsze zdarzenia. W trzecim scenariuszu jest tak, jak teraz, gdy rozmawiamy: świeci słońce, nic się nie dzieje.

Jak reagują mieszkańcy Kozanowa na widmo powodzi?

Jest grupa, szczególnie osób starszych, które są przerażone, bo przeżyły traumę powodzi nawet dwukrotnie – staramy się do nich dotrzeć i uspokoić. Ale poza tym jest mobilizacja: mamy bardzo duży odzew, klęskę urodzaju, tłum ludzi do pomocy. Mieszkańcy pamiętają, że w jedności siła i tylko takie działanie może nas uratować.

Kozanów, budynek mieszkalny przy ul. Dokerskiej we Wrocławiu. Fot. Anton Ambroziak
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze