Po wystąpieniu 94-letniej żołnierki Powstania Warszawskiego Wandy Traczyk-Stawskiej, polityk PiS sugerował, że ktoś ją wprowadził w błąd, a członek kolegium IPN - zdradę. „Nie obchodzą mnie te obelgi” - komentuje Traczyk-Stawska w rozmowie z OKO.press
„Milcz, głupi chłopie. Milcz, milcz, milcz, chamie skończony. Milcz, bo ja jestem żołnierzem, który pamięta jak krew się lała, jak moi koledzy ginęli, ja tu po to jestem, żeby wołać w ich imieniu”
- mówiła podczas prounijnej demonstracji w Warszawie 10 października 2021 roku 94-letnia żołnierka Powstania Warszawskiego Wanda Traczyk-Stawska do zagłuszającego przemówienia nacjonalisty Roberta Bąkiewicza.
Wanda Traczyk-Stawska, ps. „Pączek”, jest weteranką powstania warszawskiego, a po wojnie ukończyła studia psychologiczne i przez 24 lata była nauczycielką w szkole dla dzieci niepełnosprawnych. Za wystąpienie na prounijnej i prodemokratycznej demonstracji była atakowana przez rządzących i sprzyjające im osoby publiczne.
W „Kwadransie politycznym” w TVP1 rzecznik rządu Piotr Müller mówił, że co prawda „niewątpliwego bohaterstwa nie podważamy”, ale dodawał, że Wanda Traczyk–Stawska mogła zostać wprowadzona w błąd. Nazwał ją też lekceważąco „panią z Powstania Warszawskiego”.
„Wrócę jeszcze do pani z Powstania Warszawskiego. Jaka jest korelacja, czy może być korelacja w związku z tym, co one robiły 80 lat temu, niewątpliwym bohaterstwem, którego nie podważamy, a występem na wiecu politycznym, partyjnym?
Pamiętajmy o tym, że zawsze takie osoby budzą słuszny szacunek odbiorców, którzy są zgromadzeni, w związku z tym wypowiadane słowa przez takie osoby zawsze powinny przynajmniej budzić większy autorytet wśród tych, którzy słuchają, natomiast to nie oznacza, że zawsze mają rację, albo że też po prostu mogą być wprowadzane w błąd, jak te osoby, które stały wczoraj przed sceną”.
- mówił Müller.
Pojawiały się także niedwuznaczne sugestie, że Traczyk-Stawska dopuściła się zdrady narodowej.
„Ci powstańcy stają po stronie Dirlevangera”
- napisał w niedzielę 10 października na Twitterze Krzysztof Wyszkowski, w latach 70. XX w. opozycjonista, obecnie członek Kolegium Instytutu Pamięci narodowej, odnosząc się do wystąpień Traczyk-Stawskiej oraz innej żołnierki Powstania, Anny Przedpełskiej. Oskar Dirlewanger był niemieckim oficerem, dowódcą oddziału składającego się z kryminalistów, który wsławił się masowymi mordami cywilów w czasie Powstania Warszawskiego.
„Starość CZASEM bywa regresem i uwiądem, ale w tym wypadku znaki upadku były widoczne dużo wcześniej”
Wyszkowski przesadził nawet jak na standardy rządzącej prawicy: IPN ustami swojego rzecznika, dr. Rafała Leśkiewicza odciął się od jego wypowiedzi. Przypomniał także, że IPN nie powołał Wyszkowskiego, a więc nie może go też zwolnić.
Następnego dnia rano Wyszkowski przeprosił, chociaż niezbyt jasno:
„Wczoraj wieczorem w zdenerwowaniu po ataku gromady chuligańskich lempartyc w Alei Jana Pawła II, do zdjęcia z sabatu Tuska na Twitterze dopisałem obraźliwy komentarz — przepraszam”
- napisał.
Sugestie, że Wanda Traczyk-Stawska działa w „niepolskim” interesie, padały także ze strony sprzyjających władzy dziennikarzy (nie będziemy ich cytować, żeby jeszcze bardziej nie zaśmiecać internetu).
To nie pierwszy raz, kiedy rządzący atakują Traczyk-Stawską.
12 maja 2018 roku Wanda Traczyk-Stawska wzięła udział w opozycyjnym Marszu Wolności. Z tej okazji „Wiadomości” TVP wyemitowały o niej materiał, który sugerował, że kobieta jest starszą, zmanipulowaną osobą, która nie do końca wie, w co się angażuje.
„Chorzy, słabi czy kombatanci sprzed lat - tacy bohaterowie przyciągają uwagę. Dlatego politycy od zawsze chętnie posiłkowali się ich historiami. Gorzej, jeśli te inspiracje są fałszywe, albo jeśli dzieje się to w sposób zupełnie niezgodny z rzeczywistością, bo wtedy to jest już manipulacja. O polityce w słabym stylu” - zapowiedział wtedy materiał prowadzący Krzysztof Ziemiec.
OKO.press zapytało Wandę Traczyk-Stawską, czy docierają do niej te obelgi i insynuacje.
„Mało mnie to obchodzi. Nadal jestem żołnierzem Armii Krajowej. Wiem, o co walczyłam w powstaniu. Jestem wierna temu, o co walczyłam. To mam w sercu”
- odpowiedziała.
94-letnia bohaterka wojenna odpoczywała w poniedziałek po ogromnym wysiłku, którym był dla niej występ na wielkiej demonstracji.
O ile jednak w przypadku Wandy Traczyk-Stawskiej agresja spotkała się z potępieniem nawet części publicystów i polityków prawicy (większość jednak wybrała milczenie), na podobne traktowanie nie mógł liczyć 91-letni Leszek Moczulski, także bohater opozycji antykomunistycznej, który również występował na prounijnej demonstracji 10 października.
Natychmiast wypomniano mu, że podpisał zobowiązanie do współpracy z SB.
TVP Info przygotowała o tym materiał.
„Bardzo się cieszę, że Tusk pokazuje, kim jest, że zaprasza byłego agenta Służby Bezpieczeństwa Leszka Moczulskiego”
- komentował europoseł PiS Dominik Tarczyński.
Paradoks sytuacji Moczulskiego polega na tym, że przez długi czas był autorytetem dla prawicy. W 1977 roku współzakładał Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, który powstał jako bardziej prawicowo-narodowa alternatywa dla Komitetu Obrony Robotników. W PRL spędził 6 lat w więzieniu, był śledzony i nieustannie atakowany przez propagandę. W 1979 roku założył Konfederację Polski Niepodległej, partię polityczną zmierzającą do obalenia komunizmu w PRL.
Historia jego lustracji jest długa i pełna zawirowań - procesy trwały blisko dwie dekady (1999-2018) i nie zakończyły się ostatecznym werdyktem. W dodatku w latach 90. KPN był jedną z ważniejszych partii prawicowych, ostro krytykującą m.in. reformy Balcerowicza i rządy wyłonione po Okrągłym Stole. Moczulski powinien więc być dla prawicy autorytetem - ale skoro nie popiera PiS, został agentem.
Ataki na bohaterów walki o niepodległość ze strony prawicy mają długą historię.
W 2008 roku powszechny szok wzbudziło „wybuczenie” podczas obchodów 64. rocznicy Powstania Warszawskiego prof. Władysława Bartoszewskiego, więźnia Auschwitz, zaangażowanego w niesienie pomocy Żydom w czasie okupacji, żołnierza Powstania Warszawskiego, więzionego przez komunistów po wojnie. Podczas przemówienia ówczesnego premiera Donalda Tuska - również „wybuczanego” - na placu Krasińskich w Warszawie pod pomnikiem Powstania Warszawskiego rozległo się buczenie i tupanie, kiedy Tusk wymienił z nazwiska Bartoszewskiego.
1 sierpnia 2008 na Powązkach tłum wygwizdał i opluł innego działacza opozycji, ówczesnego polityka i posła Stefana Niesiołowskiego. „Równocześnie owacje zebrali: lider PiS Jarosław Kaczyński, szef IPN Janusz Kurtyka, szef CBA Mariusz Kamiński oraz likwidatorzy WSI Jan Olszewski i Antoni Macierewicz. Brawa na cześć spóźnionego na uroczystość Macierewicza zakłóciły minutę ciszy” - relacjonowała wówczas „Gazeta Stołeczna”.
„Winą” Bartoszewskiego była oczywiście współpraca z Tuskiem, w którego rządzie był ministrem pełnomocnikiem Prezesa Rady Ministrów do spraw dialogu międzynarodowego. Krytykował także rządy PiS (2005-2007). Jak się okazuje, żadne bohaterstwo i żadne zasługi nie wystarczają: jeśli ktoś krytykuje rządzących, automatycznie zostaje zdrajcą.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze