Pół Polski postawione na nogi, politycy władzy i opozycji zjeżdżający ekspresowo do Warszawy i... nic. Według stanu na sobotnią noc wyborów majowych nie będzie. Chyba że prezes Kaczyński znów coś wykręci. Jeśli wracamy do starego scenariusza z unieważnieniem majowych wyborów, to najwcześniej mogą się odbyć 12 lipca. Sprawdzamy ustawy, liczymy dni
Ostatni z nagłej narady u Jarosława Kaczyńskiego na Nowogrodzkiej ok. siódmej wieczorem 9 maja 2020 wyszli premier Mateusz Morawiecki oraz politycy Porozumienia: szef partii Jarosław Gowin i wicepremier Jadwiga Emilewicz. Gowin w wyluzowanym stylu, z rękoma w kieszeniach, zamaszystym krokiem zasiadł w czarnej limuzynie. Emilewicz z Nowogrodzkiej odjechała prywatną Skodą, śląc zza kierownicy uśmiechy do dziennikarzy. Wcześniej marszałek Terlecki pokazał mediom znak "V"...
Obserwatorzy stosowali metody pracy kremlinologów z czasów zimnej wojny, którzy wnioski o układzie sił w Biurze Politycznym radzieckiej partii komunistycznej wyciągali z drobnych gestów i miejsc zajmowanych przez notabli na trybunie honorowej.
Po sobotnim spotkaniu na szczycie w siedzibie PiS zgodnie z niechlubnym zwyczajem nie było żadnego komunikatu, ani konferencji. O naradzie nie zająknęły się "Wiadomości" TVP o 19:30, tuba obozu władzy, co zdumiało nawet OKO.press analizujące propagandę tego programu.
Główny program informacyjny telewizji politycznej nie wspomniał ani jednym słowem o głównym wydarzeniu politycznym dnia. To oznaczało, że wynik spotkania jest niepewny, a na Woronicza nie dotarły jeszcze instrukcje, co mówić.
Niepewność rosła. Zwłaszcza, że o godz. 20:00 w telewizji miała wystąpić marszałek Sejmu Elżbieta Witek: najpierw mówiło się o orędziu, później o wywiadzie w "Gościu Wiadomości". Ostatecznie wystąpiło dwóch gości bliskich obozu władzy: Jacek Karnowski ("Sieci") i Tomasz Sakiewicz ("Gazeta Polska"). Ten drugi półgębkiem stwierdził, że wyborów 23 maja jednak nie będzie.
Wcześniej powołując się na swoje źródła napisała o tym "Gazeta Wyborcza". Wygląda więc na to, że póki co w mocy są wybory latem (o terminie piszemy dalej), a większość sejmowa obozu władzy przetrwała. Przynajmniej taka wersja obowiązuję w sobotę 9 maja o godz. 23:59. Opozycja ma moment na zebranie myśli i szyków.
Scenariusz Jarosława Kaczyńskiego miał być taki.
Taki przebieg wydarzeń byłby jawnym pogwałceniem układu, który Jarosław Kaczyński zawarł z Jarosławem Gowinem w środę 6 maja: zakładał on, że wyborów w maju nie będzie, a do ustawy o głosowaniu pocztowym zostaną wprowadzone poprawki. Jak mówił później Gowin, obejmowały one m.in. przywrócenie pełnej kontroli nad organizacją wyborów Państwowej Komisji Wyborczej.
Po południu w sobotę 9 maja wydawało się jednak, że Kaczyński zdecydował się na swoje firmowe posunięcie: wywrócenie stolika. Być może za namową Jacka Kurskiego, byłego prezesa TVP (obecnie doradcy zarządu), który, jak pisze "Dziennik Gazeta Prawna", jest obecnie głównym doradcą lidera PiS. W sobotę na ul. Nowogrodzką w Warszawie zjechali wszyscy święci obozu władzy. I się zaczęło.
Tak pisaliśmy na gorąco w OKO.press: "Jeszcze w sobotę rano wydawało się, że układ Gowin-Kaczyński odsuwa wybory prezydenckie na lipiec lub sierpień. Teraz wszystko wskazuje, że prezes PiS wystrychnął partnera na dudka i zakpił z opinii publicznej: głosowanie zapewne odbędzie się 23 maja".
Relacjonowaliśmy, że premier Morawiecki - bliższy Gowinowcom niż Kaczyński - ma się podać do dymisji i pojawił się pomysł, że ma go zastąpić obecny szef MON Mariusz Błaszczak, jako przedstawiciel bardziej betonowej frakcji w PiS ze Zbigniewem Ziobrą i Beatą Szydło.
Tu pojawił się problem techniczny, ale istotny: wybory 23 maja musiałyby się odbyć w dniu wolnym od pracy, a taką decyzję podejmuje premier. Powinien to zrobić przed decyzją Witek o terminie wyborów...
Do tego Jarosław Gowin miał twardo zapowiedzieć, że wraz z wiernymi mu posłami opuści koalicję rządową, co oznaczałoby prawie na pewno utratę większości i możliwe przyspieszone wybory parlamentarne. Wszystko zależałoby od tego, ilu posłów poszłoby za Gowinem, ale Kaczyński musiał zobaczyć, że zaczyna iść drogą, jaką wybrał w 2007 r., kiedy po dwóch latach rządów PiS przegrał z kretesem wybory parlamentarne 2007.
W międzyczasie do Warszawy w trybie nagłym zjeżdżali politycy opozycji, by ustalać stanowisko wobec nowej strategii PiS. Stanęliby wobec bardzo trudnego wyzwania, czy godzić się na kolejne bezprawie i na łapu capu szykować się do walki z Dudą 23 maja.
Analiza zobowiązań, jakie na polityków PiS nakładają przepisy prawa - nawet ich własne ustawy przeforsowane wbrew Konstytucji - jest zajęciem ryzykownym, bo Kaczyński pokazuje, że potrafi złamać każdą regułę, nawet taką, którą przed chwilą sam przeforsował.
Zgodnie z art. 20 ustawy z 6 kwietnia o szczególnych zasadach wyborów w 2020 roku, zwaną ustawą pocztową, marszałkini Sejmu mogła zmienić termin wyborów: "jeśli na terytorium RP ogłoszono stan epidemii, Marszałek Sejmu może zarządzić zmianę terminu wyborów określonego w wydanym wcześniej postanowieniu".
Ten nowy termin musi jednak "odpowiadać terminom przeprowadzenia wyborów określonym w konstytucji, czyli między 100 a 75 dniem przed upływem kadencji. To oznacza, że Witek musi zarządzić nowy termin wyborów najpóźniej na 75 dni przed 6 sierpnia, czyli na 23 maja.
Pytanie jednak brzmi, czy Witek może to jeszcze zrobić na przykład w poniedziałek 11 maja? W normalnym świecie sformułowanie o zmianie terminu wyborów może dotyczyć tylko wyborów, które się nie odbyły, bo skoro się odbyły, to już nie są możliwe do przeniesienia w czasie.
Witek musiała zatem zdążyć przed wyborami 10 maja, czyli do 24.00 9 maja i temu był podporządkowany scenariusz narady na Nowogrodzkiej i zapowiedź wystąpienia Witek w TVP. Skoro wybory w niedzielę się odbędą - bo nie zostały zlikwidowane ani przeniesione - to przenieść ich już nie można.
Kazuistyka PiS potrafi jednak pokonywać takie przeszkody: Gowin i Kaczyński przewidują np., że Sąd Najwyższy unieważni wybory, choć konstytucyjny zapis mówi wyraźnie o "nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej", a ten nie zostanie 10 maja dokonany.
Dlatego - nie możemy dać Czytelnikom i Czytelniczkom gwarancji - że scenariusz z 23 maja jest już nieaktualny. Prawie na pewno jest, ale...
Przyjmijmy jednak, że będą nowe wybory. Serwis 300polityka.pl podaje nieoficjalnie, że wybory mają się odbyć 28 czerwca. Czy to możliwe? Sprawa jest skomplikowana, ale pewność polityków obozu władzy, którzy potwierdzają portalowi ten termin, wydaje się nadmierna.
Policzmy po kolei.
Najpierw art. 129 o stwierdzeniu nieważności wyboru Prezydenta RP odsyła do art. 128 ust. 2 dla przypadku opróżnienia urzędu Prezydenta".
A art. 128 ust. 2 przewiduje, że
Kodeks wyborczy wprowadza tu dodatkowy termin
Logiczny wniosek: wybory nie mogą się odbyć wcześniej niż 46 dni od wyznaczenia przez marszałka Sejmu daty wyborów. Jeśli Elżbieta Witek zrobiłaby to już minutę po decyzji Sądu Najwyższego 26 maja, najwcześniejszy termin głosowania to 12 lipca 2020 roku.
I to wszystko przy dwóch założeniach kompromitujących dla demokratycznego państwa prawa.
Pierwsze założenie to pełna spolegliwość i poniżająca dyspozycyjność zarówno PKW, jak Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN, której prezes sędzia Joanna Lemańska, w kąśliwy sposób komentowała "postanowienie" Gowina i Kaczyńskiego, że Izba ma unieważnić wybory.
Drugie - nagięcie do granic absurdu zasad zawartych w kodeksie wyborczym. W takim scenariuszu nowi kandydaci mieliby jeden dzień na zebranie 1000 podpisów uprawniających ich do rejestracji kandydatury, co w praktyce uniemożliwiałoby start nowym kandydatom.
Parlament musiałby również znowelizować kodeks wyborczy, wprowadzając (niezgodnie z Konstytucją na mniej niż pół roku przed wyborami) karkołomną kategorię wyborczych praw nabytych, by umożliwić start kandydatom z wyborów 10 maja.
Chyba, że Sąd Najwyższy specyficznie zinterpretuje Kodeks wyborczy i nie poczeka na protesty. To może przyspieszyć procedurę o dwa tygodnie i mamy 28 czerwca, co deklarują politycy PiS.
Ostatnia możliwość, by wybory odbyły się 28 czerwca, to zupełne pominięcie Sądu Najwyższego. Takie rozwiązanie proponuje m.in. b. szef PKW sędzia Wojciech Hermeliński. Według niego Sąd Najwyższy w ogóle nie powinien badać ważności wyboru, gdy nie doszło do głosowania, a wtedy wg Hermelińskiego obowiązkiem marszałkini Sejmu byłoby natychmiastowe zarządzenie nowych wyborów.
Elżbieta Witek mogłaby to zrobić już w niedzielę 10 maja wieczorem. OKO.press nie potrafi jednak znaleźć w obowiązujących przepisach podstawy dla takiego trybu ogłoszenia nowego głosowania.
Wybory
Jarosław Gowin
Jarosław Kaczyński
Elżbieta Witek
Prawo i Sprawiedliwość
Sąd Najwyższy
wybory korespondencyjne
Wybory prezydenckie 2020
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze