Pat w Sądzie Najwyższym. Przez osiem godzin nie udało się wybrać kandydatów na nowego prezesa SN. Kamil Zaradkiewicz blokuje wszystkie wnioski sędziów starego SN. Atmosfera jest konfrontacyjna. "Komisarz" Dudy nie zgodził się wpuścić na obrady dziennikarzy. OKO.press udało się porozmawiać z sędzią, który bierze udział w zgromadzeniu
W Sądzie Najwyższym trwa Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN. Zwołał je tymczasowy prezes SN Kamil Zaradkiewicz. Zgromadzenie ma wybrać pięciu kandydatów spośród których prezydent Andrzej Duda wybierze nowego prezesa SN. O godzinie 21:00 ogłoszono wznowienie obrad jutro o 12:00.
Na Zgromadzenie przyjechało 97 sędziów (z 99). Większość głosów na nim mają sędziowie ze starych Izb SN – 55. Nowi sędziowie, głównie z Izby Dyscyplinarnej i Izby Kontroli i Spraw Nadzwyczajnych (powołał je PiS) mają 42 głosy. Na dwa dni przed Zgromadzeniem prezydent Andrzej Duda wzmocnił nowych sędziów SN, powołując do SN pięć nowych osób.
Sędziowie SN są porozsadzani po kilku salach. Każda Izba siedzi oddzielnie. Zgromadzenie prowadzi Kamil Zaradkiewicz i siedzi w największej sali SN, a wraz z nim po 12 sędziów z każdej Izb. Z sędziami z pozostałych sal łączą się oni online przez kamery i monitory. Taki sposób obrad wynika z wymogów epidemiologicznych.
OKO.press udało się porozmawiać z jednym z sędziów SN, który bierze udział w Zgromadzeniu. Na podstawie rozmowy z nim rekonstruujemy co wydarzało się dziś od godz. 12:00 w SN.
Zgromadzenie zaczęło się od wniosku o uchwalenie porządku obrad, wraz z określeniem sposobu procedowania. Taki wniosek zgłosiło kilkunastu sędziów, ze starych Izb SN. Zaradkiewicz poddał go pod dyskusję, ale odmówił poddania go pod głosowanie, bo uznał, że nie ma do tego podstaw. Mówił, że porządek obrad Zgromadzenia jest prosty, bo jest tylko jeden punkt wyboru pięciu kandydatów na prezesa SN.
Potrzebne były aż dwie i pół godziny, by Zaradkiewicz uwzględnił kolejny wniosek i zgodził się na rejestrowanie przebiegu obrad. Obrady są rejestrowane przez system SN, bo Zaradkiewicz nie zgodził się na wpuszczenie na obrady mediów. Mimo, że proponowano, by dziennikarze siedzieli w sali przylegającej do największej sali, w której jest Zaradkiewicz. Wniosku o udział mediów „komisarz” prezydenta Dudy też nie poddał pod głosowanie.
Potem sędziowie zgłosili kolejny wniosek o wyłączenie z obrad sędziów nielegalnej Izby Dyscyplinarnej. Powołano się na uchwałę pełnego składu SN, podważającą status tych sędziów oraz orzeczenie TSUE. Zaradkiewicz też nie poddał tego wniosku pod głosowanie.
Po tych wnioskach Zaradkiewicz zarządził wybór komisji skrutacyjnej. Zgłosili się do niej głównie nowi sędziowie SN. Były już dwa głosowania, ale tej komisji nie wybrano, bo kandydatury nie zyskały większości. Sędziowie „starzy” i „nowi” zachowują się w zdecydowanej większości z klasą, ale zdarza się, że niektórym puszczają nerwy. Na przykład Adam Tomczyński z Izb Dyscyplinarnej, który brał udział w wydaniu orzeczenia zawieszającego w obowiązkach służbowych Pawła Juszczyszyna, zarzucił „starym” sędziom, że są sędziami „partyjnymi”. Choć on sam został wybrany do SN dzięki nowej KRS, zależnej od polityków obecnej władzy. - Mówił jak w TVP Info - mówi OKO.press jeden z sędziów SN.
O godzinie 20:00 Zaradkiewicz zarządził godzinną przerwę i wezwał na rozmowy prezesów wszystkich Izb.
"Jaka jest atmosfera? Konfrontacyjna. Zaradkiewicz zachowuje się kulturalnie i spokojnie, ale to pozory. Obrady prowadzi arbitralnie, sam podejmuje decyzje, choć Zgromadzenie to ciało kolegialne i decyzje podejmuje się w głosowaniu wszystkich jego uczestników. Tylko w ten sposób można osiągnąć kompromis" – mówi OKO.press jeden z sędziów SN. Dodaje: "Zaradkiewicz chce szybko doprowadzić do wyboru kandydatów dla prezydenta. Zobaczymy co będzie po przerwie. Obrady miały być wznowione o godz. 21:00".
O 21:00 Zaradkiewicz ogłosił jednak przerwę w Zgromadzeniu do godz. 12 w sobotę 9 maja.
Do tej pory nie zgłoszono jeszcze kandydatów na nowego prezesa. Ale najczęściej na giełdzie nazwisk pojawia się kilka nazwisk. To:
To jedna z najmocniejszych potencjalnych kandydatek na nowego prezesa SN.
Do SN trafiła z nominacji nowej KRS. Manowska orzekanie łączy z funkcją dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury. Wytykano jej, że podważa to jej niezależność, bo na to stanowisko powołał ją minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Zrobił to w styczniu 2016 roku, na początku rządów PiS. Łączeniu tych funkcji sprzeciwiła się I prezes SN Małgorzata Gersdorf, bo prawo zakazywało sędziom SN dodatkowego zatrudnienia, poza pracą naukową i dydaktyczną. Na wniosek Kolegium sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny dla sędziów SN. W kwietniu 2020 roku rzecznik dyscyplinarny wszczął w tej sprawie postępowanie wyjaśniające.
Manowska broniła się, że stanowisko szefowej KSSiP dostała w wyniku wygranego konkursu, który został ogłoszony jeszcze za czasów rządu PO. Podkreślała też, że minister sprawiedliwości delegował ją jako sędzię do KSSiP.
Manowska miała w przeszłości okres bliskiej współpracy z PiS. W pierwszym rządzie PiS od marca do listopada 2007 roku była zastępcą ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Potem była sędzią Sądu Apelacyjnego w Warszawie skąd trafiła do SN. Miała dobre wyniki stabilności orzecznictwa. Ponad 90 proc. jej wyroków było ostatecznymi. Jest profesorem Uczelni Łazarskiego.
O tym, że Manowska ma zastąpić Gersdorf mówi się od 2018 roku, gdy dostała nominację do SN. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
W tym roku Manowska zaliczyła jednak wpadkę. W lutym w kierowanej przez nią KSSiP doszło do gigantycznego wycieku danych osobowych ponad 50 tysięcy sędziów, prokuratorów i pracowników wymiaru sprawiedliwości.
W tej sprawie prokuratura prowadzi śledztwo. Do wycieku danych doszło podczas przenoszenia tych danych ze starej platformy szkoleniowej na nową. I winna jest temu firma zewnętrzna. Wyciek obciąża jednak szefową KSSiP, która ma nad wszystkim nadzór. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Ponadto szkołą zainteresował się Przemysław Radzik, jeden z rzeczników dyscyplinarnych ministra Ziobry. Wszczął postępowanie wyjaśniające i zapowiedział na Twitterze, że „winni przestępczych zaniechań nie unikną odpowiedzialności”.
To druga mocna kandydatura na nowego prezesa SN.
Do SN trafiła z nominacji nowej KRS. Lemańska zanim trafiła do SN nie była sędzią, pracowała jako radca prawna. Ale ma mocny atut – jest dobrą znajomą prezydenta Andrzeja Dudy. Znają się z katedry prawa administracyjnego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Razem byli tam doktorantami, wyjeżdżali na wspólne wyjazdy naukowe, konferencje. I tak się zaprzyjaźnili. Nadal oboje są związani z tą katedrą. Tyle że prezydent jako jej pracownik od wielu lat jest na bezpłatnym urlopie. Lemańska w 2017 roku – na rok przed powołaniem do SN – uzyskała tam stopień doktora habilitowanego.
Andrzej Duda kilkanaście lat temu współpracował też z byłym już mężem Joanny Lemańskiej, architektem. Pomagał mu załatwiać sprawy prawne w urzędach. W późniejszych latach znajomość Andrzeja Dudy z Lemańską była ciągle podtrzymywana. Gdy został prezydentem powołał ją na kolejne stanowiska: do komisji orzekającej o naruszeniu dyscypliny finansów publicznych, na przedstawiciela prezydenta w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, a potem na prezeskę Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Joanna Lemańska współpracowała też z instytucjami, z którymi był związany Andrzej Duda. W latach 2007-2018 świadczyła obsługę prawną w departamencie nadzoru nad aplikacjami prawniczymi w ministerstwie sprawiedliwości. Wiceministrem sprawiedliwości w latach 2006-2007 był Andrzej Duda. Lemańska w latach 2006-2010 była również wykładowczynią w Wyższej Szkoły Pedagogiki i Administracji w Poznaniu. Wykładowcą na tej samej uczelni był Andrzej Duda.
Znajomość kwitła też w ostatnich latach, gdy Andrzej Duda został wybrany na prezydenta. Według informacji OKO.press, prezydent bywał z wizytami w podkrakowskim domu Joanny Lemańskiej. Również z małżonką Agatą Konrnhauser-Dudą, która według informacji OKO.press zna się z partnerem Joanny Lemańskiej. Pisaliśmy o związkach Lemańskiej z Dudą w OKO.press:
OKO.press ustaliło ponadto, że w ostatnim czasie Lemańska żądała od byłej prezes SN Małgorzaty Gersdorf, by skierowała do rzecznika dyscyplinarnego SN wniosek o ściganie byłego już rzecznika SN sędziego Michała Laskowskiego. Lemańskiej nie spodobały się jego wypowiedzi w mediach. A Laskowski mówił odważnie i bronił niezależności SN.
Jego kandydatura miałaby pokazać, że są „starzy” sędziowie SN, którzy akceptują „reformy” PiS. Od 2014 roku był zastępcą szefa PKW, a od marca 2019 do lutego 2020 roku kierował PKW. Od połowy lutego 2020 pełni obowiązki prezesa Izby Karnej SN. Wcześniej na czele tej Izby stał sędzia Stanisław Zabłocki, który przeszedł na sędziowską emeryturę.
Sędzia Kozielewicz złożył zdanie odrębne do uchwały pełnego składu SN ze stycznia 2020 roku. Według Jarosława Gowina, szefa Porozumienia Centrum, to Kozielewicz jest autorem pomysłu, by to SN orzekł, że nieodbyte wybory prezydenckie 10 maja są nieważne. To by oznaczało, że sędzia SN konsultował z politykami decyzję o takim sposobie odłożenia wyborów przez władzę PiS.
Jego kandydatura miałaby łączyć nowy i stary SN. Orzeka w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Wcześniej za rządu PiS był prezesem Prokuratorii Generalnej. To prawnik z dużym doświadczeniem, profesor z UW. Pracę doktorską napisał pod kierunkiem prof. Marka Safjana. Obecnie kierownik Pracowni Prawa Medycznego i Biotechnologii UW. Był na stażach na europejskich uczelniach. W latach 2002-2006 radca ds. orzecznictwa w Biurze TK, w latach 2006-2011 - radca Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa.
Potem do 2016 roku był naczelnikiem Wydziału Analiz Legislacyjnych w Biurze Analiz Sejmowych. W końcu Jako prezes Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa, współtworzył ustawę o Prokuratorii z 2016 roku. Jest autorem ponad 100 publikacji naukowych, a także współredaktorem sześciotomowej serii Systemu Prawa Medycznego. Był ekspertem Związku Dużych Rodzin. W SN zasiadał w składach orzekających, które uchylały uchwały nowej KRS o nominacjach dla sędziów. Pisaliśmy o tym w KRS:
Leszek Bosek powstrzymywał się też od orzekania po wydaniu przez pełen skład SN uchwały w styczniu 2020 roku dotyczącej statusu sędziów nominowanych przez nową KRS.
Ta kandydatura na giełdzie nazwisk pojawiła się niedawno i byłaby zapowiedzią ostrej linii w SN. To profesor UMCS. W SN orzeka w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. W latach 2014-2018 był komornikiem sądowym w Lublinie oraz adwokatem. Gdy w 2018 roku kandydował do SN, jego kandydaturę zespół opiniujący KRS ocenił negatywnie, ale przeszedł w głosowaniu KRS. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Ostatnio Onet napisał, że Demendecki miał postępowanie dyscyplinarne w związku z wykonywaniem pracy jako komornik. Postępowanie to umorzono, ale według Onetu w decyzji o umorzeniu Komisja Dyscyplinarna napisała, że Demendecki zachowywał się niestosownie wobec Komisji. Onet podaje, że miał on sugerować, że zawiadomi odpowiednie „organy” o przekroczeniu uprawnień przez członków Komisji. Miało to zostać odebrane jako groźba.
W tej sprawie Demendecki – jak podaje Onet – zwracał się też o interwencję do ministerstwa sprawiedliwości. Zdaniem Onetu Demendecki jest blisko związany z byłym wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem, który musiał odejść z resortu sprawiedliwości po wybuchu afery hejterskiej.
To potencjalna, wspólna kandydatura sędziów ze starych Izb SN.
Profesor z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Sędzią SN jest od 2011 roku. Pracę doktorską napisał pod przewodnictwem prof. Andrzeja Zolla. W latach 2004-2006 był członkiem komisji kodyfikacyjnej prawa karnego przy ministerstwie sprawiedliwości, a w latach 2013-2017 był zastępcą przewodniczącego tej komisji. W latach 1991-2003 był asystentem sędziego w Trybunale Konstytucyjnym, a później dyrektorem Zespołu Obsługi Skargi Konstytucyjnej Trybunału Konstytucyjnego. W latach 2003-2011 był pracownikiem Biura Studiów i Analiz SN.
Do 2017 roku był członkiem rady programowej „Zeszytów Prawniczych Biura Analiz Sejmowych”, ale sam z członkostwa zrezygnował, gdy PiS zaczął marginalizować BAS. Opublikował ponad 100 prac naukowych. W ostatnich miesiącach zabierał głos w mediach – wypowiadał się o praworządności. Mówił, że „Polska nie jest krajem praworządnym”, że „mamy do czynienia ze schizofrenią systemu prawnego”. Mówił też: „Nie mogę zrozumieć, dlaczego część sędziów wchodzi w układ z władzą. Myślę zwłaszcza o młodszych prawnikach. Przecież oni muszą wiedzieć, że za kilka, kilkanaście lat znowu będą musieli stanąć przed innymi prawnikami i posiadać jakąś twarz”.
Sędzia Wróbel był jednym z sędziów, który uzasadniał ustnie uchwałę pełnego składu SN ze stycznia 2020 roku, w której podważono status nowej KRS i Izby Dyscyplinarnej. Jest zwolennikiem niezależnego SN. Sędzia Wróbel jest też p.o. kierownika katedry prawa karnego na UJ.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze