Schodziłam coraz głębiej w „helskie podziemie” – tak mówią o sobie przeciwnicy aktualnej władzy. Dziś w mieście widać napisy #mireknierżnij, nawiązują do decyzji burmistrza o wycince 433 drzew na Cyplu
Ktoś dobrze to zaplanował, ponumerował 433 drzewa do wycinki pomarańczową farbą, ale pod takim kątem, że trzeba wejść w las, by to zobaczyć.
Kiedy pod koniec czerwca trójmiejska „Wyborcza” napisała, że burmistrz Helu wydał zgodę na wycinkę drzew na Helskim Cyplu pod prywatną inwestycję, sprawą zainteresowała się jedna z mieszkanek, Małgorzata Ostaszewska.
– Nie uwierzyłam. Poszłam sprawdzić które to drzewa, ale ich nie znalazłam. Poszukałam działek na geoportalu. Wróciłam brudna, bo to teren na mokradłach i porośnięty krzakami. Ktoś cynicznie przemyślał te oznaczenia. Zaczynał się sezon, więc nikomu nie było potrzebne zainteresowanie turystów i mieszkańców.
Wkurzyła się i napisała post na Facebooku. Kiedy zobaczyła, że zbulwersowanych jest więcej, z ramienia Inicjatywy Społecznej Ratujmy Helski Cypel napisała petycję do burmistrza. Podpisało ją 674 helan i helanek. To 48 procent wszystkich, którzy wzięli udział w ostatnich wyborach samorządowych. Prosili burmistrza o wstrzymanie wycinki.
– Byłam pewna, że na tym sprawa się zakończy, bo to przecież szczególnie chroniony teren, pod ochroną Nadmorskiego Parku Krajobrazowego. Jest częścią obszaru Natura 2000 i Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowego „Helski Cypel” powołanego uchwałą Rady Miasta w 2008 roku – mówi Ostaszewska.
Ale w odpowiedzi na petycję burmistrz poprosił o „wyjaśnienie i doprecyzowanie”, na jakiej podstawie prawnej sygnatariusze oczekują od niego działań. I że wszystko jest zgodne z prawem.
Słała więc pisma dalej. Do starosty w Pucku, który wydał zezwolenie na budowę. Do Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego, pani wojewody i do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Do PAN, Uniwersytetu Gdańskiego, do NIK, Konserwatora Zabytków i Rzecznika Praw Obywatelskich. Słała też do Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, które w statucie ma ochronę dziedzictwa przyrodniczego regionu, ale nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Słała w końcu do Ministerstwa Klimatu i Środowiska, prezydenta i premiera. Nic. Nikt nic nie może zrobić. Wszystko jest legalne.
7 października 2025 roku inwestor ogrodził teren, a 15 października wejdą tam pilarze i zacznie powstawać Centrum Rewitalizacji Zdrowia Hel Happiness.
Gigant na 18 metrów wysokości, który zajmie prawie 9 tys. metrów kwadratowych. Wellness & SPA na 250 lokali, 260 miejsc parkingowych i cztery autokary.
– A to wszystko w acidofilnym brzozowo-dębowym lesie, który jest naszą największą atrakcją – mówi Ostaszewska.
Pod koniec sierpnia stworzyła ogólnopolską petycję Ratujmy Drzewa Helskiego Cypla. I ruszyło. We wrześniu do Helu przyjechał Tomasz Patora z Uwagi TVN i sprawa wyszła na zewnątrz. Petycję podpisało prawie 26 tys. osób.
Teren nie ma miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego.
– W 1998 roku wygasło prawo dotyczące planowania przestrzennego, które regulowała ustawa z 1961 roku. Skończył się obowiązek sporządzania planów miejscowych i zaczęły działać decyzje o warunkach zabudowy, tzw. WZ, których podstawowym grzechem jest to, że każda działka jest rozpatrywana jako osobny byt. Skończyło się myślenie o przestrzeni jako strukturze i zaczęła wolna amerykanka. Wcześniej chodziło o to, by się dostosować do przestrzeni, a teraz naczelnym słowem stała się własność. Jako właściciel mogę zrobić, co mi się podoba – tłumaczy Bogna Błaszkowska z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, która 17 lat zajmowała się na Półwyspie Helskim ochroną przyrody w strefie brzegowej Bałtyku.
[W 2003 roku weszła nowa ustawa, która nakłada na gminy obowiązek uchwalenia planu ogólnego do 30 czerwca 2026 roku.]
Władzom Helu brak MPZP nie przeszkadza. Jest bardzo wygodny przy sprzedaży działek. Burmistrz Mirosław Wądołowski, ciągły brak planu zagospodarowania tłumaczy faktem, że to niezwykle droga inwestycja i bardzo czasochłonna.
Tylko że Wądołowski po raz pierwszy został burmistrzem 27 lat temu. Rządzi już szóstą kadencję, choć miał chwilę przerwy.
Do Helu przyjechał z Zambrowa. Trzy lata uczył chemii w helskiej podstawówce, był dyrektorem szkoły w Kuźnicy i helskiego ogólniaka. W 1998 roku wybrano go na burmistrza. Działał w Unii Wolności, potem w Partii Demokratycznej – demokraci.pl, z której wypisał się na początku 2007 roku. Roku, który wiele zmienił w jego życiu.
Zaczęło się od telefonu byłej posłanki PO Beaty Sawickiej, która zapoznała burmistrza z dwójką biznesmenów firmy Avantis. Chcieli wybudować w Helu SPA. Wyjątkowe, jedno z dwóch takich w całej Europie. Miało dać pracę 150 mieszkańcom Helu. Burmistrz pokazał im atrakcyjną „działkę 150”, niedaleko Cypla, kilkaset metrów od morza. Miasto miało ją po Straży Granicznej.
Jeszcze tego samego lata Tomasz Piotrowski i Marek Przecławski odwiedzili burmistrza z Amerykaninem Lou DeFranco. Wądołowski powiedział, że jedyną drogą sprzedaży działki jest przetarg. Chcieli go wygrać, więc zaproponowali burmistrzowi kierownicze stanowisko w planowanym obiekcie. Burmistrz powiedział, że chętnie, ale na emeryturze. Miał wtedy 52 lata.
Niedługo później Przecławski znów poprosił Wądołowskiego o spotkanie. Tym razem w Kuźnicy. Namawiał na ustawienie przetargu, by Avantis wygrał. W innym wypadku DeFranco zbuduje SPA w Chorwacji. Na odchodnym przekazał burmistrzowi prezent od Amerykanina. Zegarek wart kilkanaście tysięcy zł z wygrawerowaną nazwą firmy.
1 października posłanka Sawicka znów poprosiła Wądołowskiego o spotkanie. Nie miał dla niej za dużo czasu, bo o 10:00 do Helu miał przypłynąć statek Marynarki Wojennej ze Zbigniewem Brzezińskim, byłym doradcą prezydenta Cartera. Sawicka umówiła burmistrza na popołudniowe spotkanie w Gdyni.
Wądołowski przyjął Brzezińskiego i razem złożyli kwiaty pod pomnikiem Obrońców Helu, a potem pożyczonym fordem wybrał się do Gdyni.
Z biznesmenami z Avantis spotkał się w Róży Wiatrów na Skwerze Kościuszki. Na odchodnym Przecławski przekazał burmistrzowi skórzaną teczkę. Kiedy Wądołowski rzucił ją na siedzenie samochodu, nagle pojawiło się piętnastu uzbrojonych mężczyzn z legitymacjami CBA. Przy kamerach otworzyli torbę, w której leżało 150 tys. złotych.
Jak relacjonowała prasa, na sygnale zawieźli burmistrza do Helu. Przeszukali mieszkanie i magistrat. Skończyli w nocy. Wądołowski trafił do aresztu oskarżony o przyjęcie korzyści majątkowej za ustawienie przetargu na kupno działki budowlanej przy ul. Leśnej w Helu.
Teren przeszedł do historii jako „działka agenta Tomka”, bo cała akcja okazała się prowokacją CBA, a „Przecławski”, „Piotrowski” i „DeFranco” były operacyjnymi nazwiskami agentów.
Wądołowski spędził w poznańskim areszcie dwa miesiące. Wyszedł za kaucją 200 tys. złotych, z zakazem opuszczania kraju, nadzorem policyjnym oraz zakazem sprawowania funkcji burmistrza.
Kiedy wrócił do Helu, do urzędu wpadał tylko by nakarmić rybki, które tam zostawił i jako petent, bo pomagał żonie zakładać firmę. Trzeba było oddać długi zaciągnięte na kaucję. Wypłata burmistrza przestała przychodzić na konto. Chociaż za dwa miesiące aresztu magistrat wypłacił mu 9308,24 zł, mimo że nie powinien tego robić. Kiedy urząd wystąpił o zwrot nielegalnie naliczonych wypłat, Wądołowski poprosił o odroczenie spłaty. Żyli z 1200 zł emerytury żony.
Córka z Ameryki wysłała im pieniądze na piętnastoletniego citroena i rodzinna firma EMKOM zajęła się sprzedażą warzyw, owoców i plastikowych naczyń na Półwyspie Helskim. Burmistrzowa prowadzi ją do dziś.
18 maja 2012 roku Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Wądołowskiego na dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat i 20 tys. zł grzywny. W czasie procesu burmistrz twierdził, że nie zdawał sobie sprawy, jaka jest wartość zegarka otrzymanego w prezencie od agenta CBA, choć z wywiadu, którego udzielił Piotrowi Niemkiewiczowi dla Echa Ziemi Puckiej, wynika, że kolekcjonuje zegarki. Mówił też, że przyjmując torbę w gdyńskiej Róży Wiatrów, myślał, że są w niej ulotki i kalendarze firmy Avantis.
19 marca 2014 roku Sąd Apelacyjny i Sąd Najwyższy uznali Mirosława Wądołowskiego niewinnym zarzucanego mu czynu, ponieważ do sytuacji korupcyjnej doszło w ramach niedozwolonego prawem działania agentów CBA, którzy prowokowali do udziału w korupcji. W sensie faktycznym łapówka została przyjęta, ale z przyczyn formalnych oskarżony nie poniósł odpowiedzialności, bo doszło do naruszenia prawa i przekroczenia uprawnień przez agentów CBA. Sąd uniewinnił też posłankę Sawicką.
Wądołowski był zawieszony na stanowisku burmistrza do stycznia 2010 roku. W 2010 roku wygrał wybory na kolejne cztery lata. O 17 głosów wyprzedził Adama Kohnke, który dopiero w kolejnych wyborach pokonał Wądołowskiego. Miała się zacząć lepsza przyszłość Helu, głosiło hasło wyborcze nowego burmistrza.
Kohnke chciał w Helu wybudować hotel Wellness & SPA z prawdziwego zdarzenia. Widział w tym rozwój miasta. Wtedy też Agencja Mienia Wojskowego ogłosiła przetarg na sprzedaż działek budowlanych na Cyplu. Kupił je Andrzej Lipiński z gdyńskiej firmy Gasten S.A.
Spotykam się z nim i dwójką architektów w jego biurze. Lipiński do Gdyni przyjechał spod Warszawy na początku lat 90. Za chlebem. Spodobało mu się. Cztery lata mieszkał na dziesiątym piętrze w dwudziestometrowym mieszkaniu, potem wziął kredyt i sprowadził rodzinę. Prowadził firmę spedycyjną zajmującą się morskim transportem kontenerowym. Pierwszy raz do Helu zabrał go admirał Ryszard Łukasik. Chciał mu pokazać piękne miejsca.
– Powiedział mi: „to miejsce jest zamknięte dla prostego Polaka, musisz mieć glejt, żeby tu wjechać”. Chciał zrobić wszystko, by ten piękny Hel oddać z powrotem turystom i mieszkańcom. Powiedziałem, że to przecież pierwsza linia brzegowa obrony, ale skwitował słowami: „w jakich ty czasach żyjesz? To nie są lata 30”. No i rzeczywiście wyprowadził stamtąd jednostkę wojskową, a tereny przekazał Agencji Mienia Wojskowego – mówi Lipiński.
W 2014 roku Lipiński kupił od AMW pierwszą działkę, potem dokupił kolejną. Kohnke namawiał go do budowy hotelu ze SPA. Marzyło mu się Centrum Rewitalizacji z basenami, ścianką wspinaczkową, restauracjami. I Lipiński uwierzył w tę wizję.
– Ludzie potrzebują odpoczynku, zwłaszcza psychicznego. I to coraz młodsi, 40-50 latkowie, którzy są wyssani przez korporacje. Widzę to tak: ludzie będą tu przyjeżdżać od października do maja na dwutygodniowe turnusy. Na lata do przodu można podpisać umowę z NFZ. Będą odbudowywać swoją pewność siebie i wrócą do pracy. Owszem, turnus będzie kosztował, ale za to pieniądze zostaną w Polsce. A Helowi taki budynek się należy.
Kohnke wydał Lipińskiemu WZ, a ten przystąpił do kompletowania dokumentów i zezwoleń. Jednak dwa razy Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska nie wydała mu postanowienia, które pozwoliłoby pchnąć sprawę dalej. Chodziło przede wszystkim o ptaki.
– Cypel Helski jest wyjątkowy w skali Europy. Miejsc o tak skoncentrowanym przelocie ptaków jest na kontynencie góra pięć – mówi dr Jarosław Nowakowski, ornitolog z Uniwersytetu Gdańskiego. – Wiosną możemy tu obserwować dosłownie dywany ptaków. Sprawą najważniejszą jest wiec kwestia kolizji, na które są narażone. Wiele gatunków leci na poziomie koron drzew, pod nimi lub tuż nad nimi. I to, że budynek będzie niższy niż drzewa, w ogóle nie oznacza, że nie będą się o niego zabijać. Będą, i to masowo. Zderzenia z budynkami są drugą przyczyną śmiertelności ptaków na świecie. Tu najbardziej zagrożone są krogulce, sowy i szereg mniejszych ptaków – sikory czy czyże. W USA policzono, że o źle oświetlony budynek w ciągu jednej nocy zabiło się ponad 10 tys. ptaków. A tam przelot nie był tak skoncentrowany jak tu.
Przyrodnicy zwracają uwagę jeszcze na kwestię pożywienia. Ptaki przed wyczerpującym przelotem nad morzem muszą odpocząć i uzupełnić zapasy energetyczne.
Cypel Helski na tej trasie jest dla nich ostatnim albo pierwszym takim miejscem.
– Las helski to pozostałość jedynego naturalnego lasu na Półwyspie, który był w stanie się wykształcić. Na reszcie tego terenu jest zbyt wąsko. To też jedyny liściasty las, zdecydowanie bogatszy i dlatego bardziej wartościowy dla ptaków – mówi Bogna Błaszkowska z OTOP.
Mimo wcześniejszych wahań, w sierpniu 2020 roku RDOŚ wydał postanowienie. Podpisał je Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska Radosław Iwiński. Czytamy tam: „nie ma podstaw twierdzić, aby realizacja inwestycji mogła znacząco negatywnie wpływać na przedmioty ochronne w obszarze Natura 2000, Zatoka Pucka oraz Zatoka Pucka i Półwysep Helski”.
– Od wielu lat jestem członkinią Rady Ochrony Przyrody, organu doradczego RDOŚ, ale nie mieliśmy pojęcia, że tego typu sprawa w ogóle się toczy. Dyrektor nie przedstawił Radzie tego tematu na żadnym spotkaniu – mówi Bogna Błaszkowska.
Dr Nowakowski uważa, że problem, który ruszył lawinę błędnych decyzji, pojawił się wcześniej.
– Analizowałem dokumentację i uważam, że to inwestor wprowadził w błąd RDOŚ, władze miasta Hel i Starostwo w Pucku, które ostatecznie wydało pozwolenie na budowę. Chodzi o dokument, którego sporządzenie stoi po stronie inwestora, Raport o Oddziaływaniu na Środowisko. Uważam, że jest nierzetelny i wprowadzający w błąd. Migracji ptaków w całym Raporcie poświęcone jest jedno zdanie. W dodatku zawiera informacje, że w tym rejonie nie ma korytarzy ekologicznych i w związku z tym nie ma zagrożenia dla ptaków. Oba stwierdzenia są nieprawdziwe. Przez Półwysep Helski biegnie jeden z najważniejszych europejskich korytarzy dla migrujących ptaków, a zagrożenie jest ogromne i ma charakter transgraniczny. Mówiąc obrazowo, inwestycja stwarza zagrożenie nie dla ptaków gniazdujących w Polsce, a dla tych, które gniazdują na północ i wschód od naszego kraju. O tym w Raporcie nie ma ani słowa. Nie wspomina się w też, że teren inwestycji stanowi kluczowe miejsce dla ptaków odpoczywających przed przelotem nad morzem, a więc jego zniszczenie spowoduje istotne pogorszenie ich kondycji przed tym niebezpiecznym momentem na ich drodze. A mówimy o gatunkach prawnie w Polsce chronionych.
Pod raportem o Oddziaływaniu na Środowisko podpisała się mgr inż. Ada Kutyło-Bromka, właścicielka płockiej firmy Eko-Biznes. We wrześniu wystąpiła w materiale TVP Gdańsk i przedstawiała stanowisko inwestora. Powiedziała: „jesteśmy na etapie prac przygotowawczych. Zgodnie z wymogami prawa, zgodnie z decyzjami administracyjnymi, musimy ogrodzić teren”.
Zapytałam Andrzeja Lipińskiego, czy Kutyło-Bromka jest zatrudniona w Gasten S.A., powiedział, że nie, ale w czasie wykonywania raportu podpisał z nią umowę zlecenie. Teraz po prostu poprosił, by wypowiedziała się do mediów jako osoba kompetentna w temacie.
Napisałam do niej mail z prośbą, by skomentowała opinię dr Nowakowskiego.
Odniosła się tylko do jednego z zarzutów: „W odpowiedzi na pani pytanie dementuję nieprawdziwą wypowiedź. Korytarze ekologiczne w Polsce są opublikowane pod adresem mapa.korytarze.pl. Są to mapy obowiązujące na terenie Polski i zarówno RDOŚ, jak i opracowujący Raport są zobligowani do korzystania z tych map. Jak pani zobaczy, na Helu nie ma korytarzy ekologicznych, a gdyby były, z pewnością RDOŚ i Burmistrz nie odpuściliby tego tematu. Przykre jest to, że zarzuty opierane są o brak wiedzy i mam wrażenie o prywatne rozgrywki”.
Stanowisko Kutyło-Bromki kwestionuje Bogna Błaszkowska z OTOP: – W Europie istnieją trzy główne korytarze ekologiczne, zwane też migracyjnymi. Jeden biegnie przez cieśniny Bosfor i Dardanele, drugi przez Gibraltar a trzeci przez południowe wybrzeże Bałtyku, w tym Hel.
Napisałam też do RDOŚ: „Bazując na ekspertyzie OOŚ wykonanej przez panią Kutyło z firmy Eko-Biznes wydali Państwo (po dwóch odmowach) postanowienie z 3.08.2020 roku, które uzgadniało realizację przedsięwzięcia (Hel Happiness). Jest w nim napisane m.in.: »informacje zawarte w raporcie OOŚ są wystarczające do określenia uwarunkowań do projektu budowlanego«”. Powtórzyłam też stanowisko dr. Nowakowskiego i zapytałam na jakiej podstawie RDOŚ wydał swoje postanowienie, mając w ręku nierzetelny, zdaniem ekspertów, raport OOŚ?
Rzecznik prasowy RDOŚ Jakub Kięczkowski odpisał: „Zostało ono wydane [po blisko dwóch latach] po tym, jak inwestor – w odpowiedzi na nasze twarde stanowisko i czterokrotne wezwania – uzupełnił raport OOŚ do poziomu, który w 2020 roku został uznany za zgodny z wymogami prawnymi i wystarczający do określenia ścisłych warunków realizacji przedsięwzięcia. Nasze [wcześniejsze] uwagi dotyczyły właśnie niedostatecznego udokumentowania wpływu inwestycji na kluczowe elementy środowiska”.
24 września 2025 roku poszłam na sesję Rady Miasta Hel. Cały poprzedni dzień próbowałam skontaktować się z burmistrzem Wądołowskim, ale najpierw nie było go w urzędzie, a potem nikt nie odbierał telefonu. Miałam nadzieję, że uda mi się z nim porozmawiać po sesji.
Sprawa inwestycji Hel Happiness była na niej szeroko omawiana. O głos poproszono byłego burmistrza, Adama Kohnke, którego Wądołowski nazwał „ojcem chrzestnym tego projektu”.
Kohnke opowiedział o blokowaniu inwestycji przez RDOŚ z powodu „wędrujących ptaków”. Nie chciał, by inwestor się wycofał, więc wybrał się z nim do RDOŚ na rozmowę z naczelniczką.
– Mówiła, że wędrujące ptaki będą się rozbijać ze względu na efekt latarni morskiej. I że trzeba je [budynki] zabezpieczyć. Zapytałem ją też, jak one wędrują? Czy lecą nad drzewami, czy między? Powiedziała, że nad. Wtedy sobie pozwoliłem i powiedziałem, że jeśli dobrze rozumiem, to te ptaki lecą sobie wzdłuż Półwyspu i przed Helem pikują i pierdut w ścianę. Skoro ten budynek ma mieć 18 metrów wysokości, a drzewa mają między 16 a 26 metrów, to jak one będą leciały? No i wydała.
Zapytałam o to Lipińskiego. Potwierdził, że chciał się wycofać z inwestycji, ale Kohnke namówił go, żeby się nie poddawał. I razem odwiedzili RDOŚ.
Zapytałam, czy to właściwe, by samorządowiec lobbował za prywatną inwestycją.
W odpowiedzi usłyszałam, że to było „wyjaśnianie takiej pani przyrodnik od ptaków, jak się ptaki zabijają”. Twierdził też, że pojechał z burmistrzem, bo sam „nie był w stanie tego paniom wyjaśnić”.
Architekci z Atol Studio, Marta Rogalska i Andrzej Tołkin, twierdzą, że zaprojektowali cały obiekt tak, by zminimalizować kolizję ptaków z budynkiem.
– W projekcie są nie tylko rekomendowane przez RDOŚ pionowe żaluzje, które mają osłaniać przeszklone powierzchnie, ale także szklenia Ornilux wyposażone we wzór, który pozwala ptakom rozpoznać przeszkodę. To rozwiązanie American Bird Conservancy, organizacji, która zajmuje się ochroną dzikich ptaków. Planujemy także automatyczne sterowanie nocnym oświetleniem, które pozwoli na przygaszanie świateł i kierowanie ich w dół, aby uniknąć tzw. efektu latarni morskiej. Wszystko to konsultowaliśmy z ornitologami. Rozumiem obawy, ale z drugiej strony nie można przecież powiedzieć, że w RDOŚ pracują ludzie, którzy nie mają pojęcia o tym, co robią – mówi Marta Rogalska.
Kiedy RDOŚ wydała postanowienie, funkcję burmistrza znowu pełnił Mirosław Wądołowski. W 2018 roku po raz piąty wygrał wybory. To on wydał decyzję środowiskową, kolejną WZ i zezwolenie na wycinkę drzew pod inwestycję.
W rozmowie telefonicznej zapytałam Jakuba Kięczkowskiego z RDOŚ, czy burmistrz musiał wydawać te zgody.
– RDOŚ wydaje postanowienie uzgadniające warunki realizacji inwestycji, które jest wiążące dla decyzji burmistrza, ale o niczym nie przesądza. Burmistrz mógł odmówić.
Małgorzata Ostaszewska podkreśla, że wszystkie te decyzje burmistrz podejmował w pandemii. – Informacje zawisły w gablocie w Urzędzie Miasta, do którego w tamtym czasie nikt przecież nie zaglądał, a w Biuletynie Informacji Publicznej dostępnym online pojawiła się tylko wzmianka o decyzji środowiskowej. Nikt też nie zrobił żadnych konsultacji społecznych. Nie tylko w tej sprawie. Nigdy. Cała sprawa wyszłaby, ale zapewne dopiero kiedy zaczęliby wycinać las, gdyby nie to, że inwestorowi minął termin wyznaczony na wycinkę i burmistrz w styczniu tego roku wystawił mu nowy. Tyle że dopiero pod koniec czerwca na BIP podano do publicznej wiadomości pełną treść decyzji.
I wtedy sprawą zainteresowały się ogólnopolskie media.
22 września napisałam na Facebooku, że przyjeżdżam do Helu i poprosiłam o kontakt tych, którzy chcieliby się podzielić swoją opinią o tym, co dzieje się w mieście. Napisało do mnie prawie 20 osób, ale tylko kilka zdecydowało się mówić pod nazwiskiem.
– W Helu mieszka niecałe 3 tys. mieszkańców, ale ludzie są mocno zależni od władzy samorządowej. To układ zamknięty. Największymi pracodawcami są jednostki i spółki, które w dużej mierze zależą od samorządu: Urząd Miasta, szkoła, spółka komunalna EkoHel. A to strefa wpływów burmistrza. Ci, którzy są tam zatrudnieni i ich rodziny, wolą milczeć, żeby nie narazić się na reperkusje z jego strony. Poza tym wiele osób prowadzi działalność gospodarczą w sezonie letnim, a ta także jest zależna od decyzji władz miasta. Strach przed burmistrzem było widać, kiedy podpisywaliśmy petycję przeciwko wybudowaniu apartamentowca, który miał powstać przy nabrzeżu w porcie. Pod wnioskiem do Wojewody mieszkańcy podpisywali się bez problemu, ale pod wnioskiem do burmistrza, ci sami ludzie odmawiali. Bali się, że nie dostaną zezwoleń, przedłużenia dzierżawy, koncesji – mówi Mirosław Kuklik, helanin i dyrektor Muzeum Północnokaszubskiego we Władysławowie.
W lokalnej prasie czytam, że w 2021 roku ktoś wybił Wądołowskiemu okna w mieszkaniu. Ktoś też zniszczył burmistrzowi rower i poluzował śruby w kole jednego z samochodów, które należą do rodzinnej firmy. W 2022 roku na budynku Urzędu Miasta ktoś napisał „Burmistrz Helu to łapówkarz”. Za wskazanie autora Wądołowski wyznaczył nagrodę w wysokości 2 tys. złotych, ale sprawca się nie znalazł.
Dziś w Helu widać napisy #mireknierżnij, które nawiązują do decyzji burmistrza o wycince 433 drzew na Cyplu.
Spędziłam w Helu ponad tydzień i każdego dnia schodziłam coraz głębiej w „helskie podziemie”, bo tak o sobie mówią przeciwnicy aktualnej władzy.
Przypomnieli mi, że Półwysep pełen jest niewypałów z II wojny światowej. A szczególnie Cypel – z racji strategicznego położenia. – 22 marca tego roku znaleźliśmy 47 sztuk pocisków kaliber 152 mm jakieś 300 metrów od planowanej inwestycji – mówi mi pracownik helskich służb mundurowych.
Cypel do 2004 należał do wojska i cywile bez specjalnego zezwolenia nie mieli wstępu za szlaban. Mimo że to teren pełen zabytków (choćby militarnych), nie został zatwierdzony jako stanowisko archeologiczne, dlatego żaden inwestor nie ma obowiązku sprowadzania archeologa przed rozpoczęciem budowy.
A mogą go tam zaskoczyć nawet ludzkie szczątki.
W styczniu 1945 roku grossadmirał Kreiegsmarine, Karl Dönitz, bez wiedzy Hitlera wydał rozkaz ewakuacji drogą morską niemieckich żołnierzy i cywilów z Prus Wschodnich oraz Pomorza Gdańskiego, w tym także Kaszubów z Półwyspu Helskiego, do Niemiec lub Danii. Największa akcja ratunkowa II wojny światowej przeszła do historii pod nazwą „operacja Hannibal”.
Szacuje się, że w ostatnich tygodniach wojny w mieście zgromadziło się 200 tys. osób. Z relacji świadków wiem, że siedzieli poupychani w ziemiankach, szałasach, bunkrach. Pełne ludzi były także helskie lasy. Armia Czerwona nie wjechała czołgami na Półwysep, ale atakowali z nieba. Nie było gdzie się schować. Trupy leżały wszędzie. Zakopywano je na cmentarzu, między drzewami i na wydmach. Pod koniec nikt już nie liczył ani nie zaznaczał na mapach zbiorowych mogił.
Tadeusz Muża, helanin, kierownik Muzeum Rybołówstwa, a dziś także radny Helu opowiadał mi, że kiedy w PRL-u robili w mieście kanalizację, natknęli się na mnóstwo ludzkich szczątków. „Tak na dwa samochody”. Wywieźli, wylali asfalt, postawili płot i temat znikł. Po 1945 roku Hel był miastem zamkniętym. Mieszkało w nim więcej wojskowych niż cywili.
W 2008 roku Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi w Kassel odszukał listę nieśmiertelników 272 żołnierzy wraz z mapą położenia grobu. Przekazał ją polsko-niemieckiej Fundacji Pamięć. Rozkopali wydmy na terenie jednostki wojskowej, ale nieśmiertelników i szkieletów było więcej. Z trzech dołów wykopali 1018 ludzkich szczątków. W 2011 roku ludzkie szczątki odkryto też w innym miejscu.
W Polsce jest tylko jedna osoba, która zajęła się sprawą naukowo. To Elżbieta Maria Grot, wieloletnia kustosz Muzeum Stutthof. Badała ewakuację więźniów obozu koncentracyjnego. Większość osadzonych Niemcy ewakuowali drogą lądową, a tych, którzy nie mieli sił, wysłano do Niemiec Rejsem Śmierci.
Z Mikoszewa wypłynęli na dwa rzuty. W pierwszym na czterech łodziach desantowych 3300 ludzi, a w drugim 1060.
– To byli leżący i bardzo chorzy ludzie. Z pierwszego transportu do Helu dotarło 3100 osób. Ze wspomnień więźniów wiadomo, że ukryto ich głęboko w lesie i otoczono drutem kolczastym. Wiemy też, że strzelali do nich żołnierze SS, oraz że przeżyli dwa radzieckie naloty. Szacuje się, że pochowano tam od 20 do 30 więźniów. Nie słyszałam, by ktokolwiek szukał ich grobu – mówi Grot.
Mirosław Kuklik opowiada też o szczątkach, które dekadę temu znaleziono w okolicach starego kina Wicher i kasyna. – Dziś stoi tam osiedle i działa pole kempingowe. W centrum miasta, na kolonii rybackiej, także był cmentarz. Ten teren także został sprzedany na działki w latach 90. Hel to jedno wielkie cmentarzysko. Na terenach powojskowych na pewno są groby, których nawet Niemcy nie mają na mapach. Szczątki wychodzą, jak ruszy się ziemię. W Helu każdy to wie.
Na sesji Rady Miasta burmistrz Wądołowski był zdenerwowany. Zastanawiał się nad każdym słowem, tłumaczył sprawę szczegółowo. Odniosłam wrażenie, że najbardziej boli go fakt, że sprawa wyszła poza Hel i stała się głośna na całą Polskę.
Po emisji materiału w Uwadze TVN na burmistrza zaczął lać się hejt. Niesprawiedliwy, jego zdaniem. Uznał, że media wprowadziły ludzi w błąd i zmanipulowały, mówiąc o „rzekomej planowanej wycince lasu, a to przecież nie jest las”. Tylko drzewa. Twierdził, że mediom udało się nawet zmanipulować jego córkę Kamilkę, która zadzwoniła zaniepokojona z Ameryki, oczekując od ojca wyjaśnień.
Był sceptyczny także wobec petycji mieszkańców. Nie uwierzył w jej prawdziwość, a argumentem była dla niego niewielka liczba osób, które zdecydowały się wystąpić przed kamerami TVN.
Zadeklarował: „dopóki będę burmistrzem Helu, nigdy nie pozwolę, aby ktokolwiek chciwy, niechciwy, bogaty, biedny nie miał możliwości uwłaszczenia się na majątku gminnym, czy na majątku naszych spółek komunalnych. Zawsze będę dbał o nasz wspólny interes, interes wspólny mieszkańców” (cytat dosłowny).
Radni milczeli.
Poprosiłam o głos i zadałam burmistrzowi pytanie, czy WZ wydał sam, czy może konsultował się z radnymi? Powiedział, że sam. Zapytałam też, czy ktoś z radnych nie zgadza się z decyzją burmistrza, ale nikt się nie odezwał.
W przerwie zagadnęłam dwoje z nich. Grażynę Janiak zapytałam, czy taka ilość podpisów pod petycją nie każe jej się zastanowić, że może coś jest w tej sprawie nie tak?
Powiedziała mi, że ci ludzie nie mieli pojęcia, co podpisali. Ale na pytanie, skąd o tym wie, nie umiała odpowiedzieć.
Radny Jan Łazur opowiadał mi o swojej miłości do Helu i zdolnościach szybkiego wychwytywania manipulacji. Mówił, że Hel jest biedną gminą i nie było jej stać na wykonanie planu zagospodarowania przestrzennego. Mówił też, że bardzo potrzebują takiego hotelu.
Zapytałam, czy wie, jak będzie wyglądała planowana inwestycja.
– Oczywiście, skarbeńku, to będzie hotel – powiedział.
Tyle że w dokumentach, które wystawił burmistrz, nie jest to takie jasne. Napisano w nich: „(budynek hotelowy), budynek z apartamentami do wynajęcia”. Ale radny nie chciał słuchać.
– Te decyzje zapadały lata temu. Kto by to teraz sprawdzał – skwitował.
Zdziwiłam się, bo chodzi przecież o zarobek dla miasta, o którym burmistrz tyle mówił na sesji. Twierdził, że hotel jest szansą, bo przyniesie ogromny dochód z podatków, ale nie doprecyzował jaki. A apartamenty nie są aż tak opłacalne, bo zgodnie z uchwałą rady miasta z 2024 roku za metr kwadratowy takiego lokalu płaci się 34 złote rocznie.
Zapytałam Andrzeja Lipińskiego i autorów projektu Hel Happiness, jak ma wyglądać inwestycja.
– W projekcie są trzy budynki. Pierwszy hotelowy, w którym mniejsza część przeznaczona jest na apartamenty, a zdecydowanie większa będzie spełniała funkcje stricte hotelowe, drugi to apartamentowiec. Oba mają po pięć pięter. Trzeci to garaż na cztery kondygnacje W największym budynku będą lokale usługowe: sala konferencyjna, restauracje, bar, zaplecze gastronomiczno-usługowe. Będzie też basen, siłownia, SPA, sala zabaw dla dzieci, kino i ścianka wspinaczkowa – mówi Marta Rogalska.
Tydzień po spotkaniu z Lipińskim i architektami dotarłam do dokumentacji, na podstawie której pucki starosta wydał pozwolenie na budowę obiektu. W Projekcie zagospodarowania działki wraz z projektem architektoniczno-budowlanym oraz załącznikami na stronie czwartej długopisem dopisano: „bud. apartamentowy 25 apart., bud. hotelowy 164 apart., 106 pokoi”.
Z dokumentów więc wynika, że wybudują jednak 189 apartamentów i 106 pokoi, czyli łącznie 295 lokali, a nie 250 jak opowiada burmistrz, albo 270 jak chcą architekci firmy Atol.
Z samym burmistrzem nie udało mi się porozmawiać. Na sesji oznajmił, że nie będzie już rozmawiał z mediami, bo tylko manipulują i robią materiały pod tezę. Niemniej umówił się ze mną na następny dzień i uprzedził, że będzie mu towarzyszył zastępca.
Kiedy zadzwoniłam, powiedział, że jednak nie porozmawia, bo na pewno założyłam już tezę. Dodał, że pracownicy pokazali mu mój post na Facebooku, w którym zachęcałam do podpisania petycji przeciwko wycince drzew. „Nie będę z panią więcej rozmawiał” i się rozłączył.
Za to na sesji burmistrz mówił o szansach, jakie dla miasta przyniesie Hel Happiness. O tym, że da pracę 300 osobom. Dla Helu, który żyje głównie z turystyki, to bardzo dużo. Dodał, podpierając się fotografiami, że całe polskie wybrzeże ma wielkie hotele: Mielno, Darłowo, Jastrzębia Góra, Jastarnia i w końcu Jurata, którą bierze za przykład godny naśladowania. Nie ma tylko Hel.
– No i chyba nikt nie ma takich korków w sezonie jak Półwysep – mówi Małgorzata Ostaszewska. – Jak chcesz latem dojechać do lekarza do Władysławowa, to musisz liczyć 3-4 godziny, żeby przejechać 34 km.
Do Helu prowadzi jedna droga. Normalnie trasę z Gdańska pokonuje się w dwie godziny, w szczycie sezonu nawet sześć. Ale Andrzej Lipiński w ogóle nie widzi w tym problemu. Mówi, że goście Hel Happiness samochodu przez dwutygodniowy turnus używać będą dwa razy: kiedy zaparkują w garażu i kiedy będą odjeżdżać. Bo wszystko otrzymają na miejscu. Łącznie z piękną naturą.
I tego najbardziej boją się helanie.
– Oczywiście chcemy się rozwijać, mieć nowe miejsca pracy czy hotel, który będzie płacić podatki. Tylko dlaczego taki wielki obiekt, który nie wiadomo czym będzie, musi powstać akurat w tak unikatowym miejscu? – pyta Ostaszewska.
Przyrodnicy jednogłośnie mówią, że to, co ma zostać wycięte, jest lasem, ale burmistrz twierdzi, że to teren porośnięty samosiejkami.
– Określenie „samosiejki” ma zdeprecjonować te drzewa. A samosiejki są najcenniejsze, bo przeszły naturalną selekcję, więc są najtrwalsze. Z doświadczenia wiem, że w procesie budowy zostanie zniszczonych o wiele więcej drzew, niż te 433. Samo używanie ciężkiego sprzętu spowoduje, że ziemia będzie się zagęszczać i nie dostarczy korzeniom odpowiedniej ilości tlenu, co spowoduje zamieranie pozostałych drzew w ciągu kilku lat. Co więcej, drzewa w tym miejscu pełnią też funkcję ochronną. Nawet z geoportalu wynika, że grunt tych działek zagrożony jest podtopieniami – mówi Jakub Chorodeński, inspektor nadzoru dendrologicznego w procesie inwestycyjnym i leśnik.
Dr Jarosław Nowakowski, z którym spacerowałam między znaczonymi drzewami, nie ma wątpliwości, że na odbudowanie strat po wycince trzeba będzie czekać sto lat.
– A jak się go jeszcze zabetonuje, to go po prostu stracimy. Nieodwracalność tego procesu jest przerażająca.
Andrzej Lipiński podkreśla, że Hel to piękne miejsce i chciałby, żeby mogli z niego korzystać inni. W tym jego wnuki. Zapytałam, czy Hel Happiness musi powstać w miejscu, które możemy bezpowrotnie utracić.
– Utracić? Odwrotnie. Możemy je ucywilizować.
Tuż przed publikacją tego reportażu, Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Gdańsku wszczęło postępowanie w sprawie decyzji burmistrza Helu. Wycinka 433 drzew została wstrzymana.
Stasia Budzisz, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" (Wydawnictwo Poznańskie, 2019).
Stasia Budzisz, tłumaczka języka rosyjskiego i dziennikarka współpracująca z "Przekrojem" i "Krytyką Polityczną". Specjalizuje się w Europie Środkowo-Wschodniej. Jest autorką książki reporterskiej "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" (Wydawnictwo Poznańskie, 2019).
Komentarze