0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Przez całą jesień Zbigniew Ziobro dyskontował polityczne zyski z rozpadu koalicji rządzącej. W sierpniu wyszedł z niej Jarosław Gowin i lojalni wobec niego posłowie ze Zjednoczonej Prawicy. To oznaczało dla niej utratę samodzielnej większości parlamentarnej.

W obozie władzy to właśnie Ziobro okazał się głównym wygranym nowej sytuacji. Gdy główni rozgrywający w PiS byli zajęci mozolnym kleceniem większościowego układu w Sejmie z udziałem posłów Pawła Kukiza, koła Polskie Sprawy i trójki posłów niezależnych, on prowadził własną grę. I korzystał z tego, że PiS nie mogło już zagrozić Solidarnej Polsce zerwaniem koalicji bez ryzyka utraty władzy.

W tej chwili Ziobro już w pełni nadaje koalicji ton w sprawie relacji między Warszawą a Brukselą. Udało mu się skutecznie narzucić PiS-owi skrajnie antyunijną narrację i jednocześnie zablokować wszelkie próby zmian ustaw o Sądzie Najwyższym. A od tego właśnie Komisja Europejska uzależniała wypłatę pieniędzy z Europejskiego Funduszu Odbudowy. I do tego też publicznie zobowiązali się w sierpniu Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki, dla których unijne pieniądze były kluczem do względnie bezproblemowego przebrnięcia przez covidowy kryzys gospodarczy aż do początku kolejnej kampanii wyborczej.

Główni rozgrywający PiS nie mieli problemu z poświęceniem ukochanego „dziecka” Ziobry, czyli Izby Dyscyplinarnej SN na rzecz rzeki pieniędzy z Unii Europejskiej. Ale Ziobro skutecznie im w tym przeszkodził.

Jak PiS stał się zakładnikiem Ziobry

To polityczno-wyborczy paradoks. O ile bowiem wyborcy wielokrotnie silniejszego niż Solidarna Polska PiS-u w zdecydowanej większości wcale nie są radykalnymi przeciwnikami Unii Europejskiej (w ostatnim sondażu Ipsos dla OKO.press tylko 4 proc. z nich opowiedziało się za wyjściem Polski z UE), o tyle znacznie słabsi ziobryści konsekwentnie zabiegają o radykalnie prawicowego wyborcę podatnego na hasła antyunijne a nawet z pokusą spoglądającego na postulaty Polexitu.

  • Dla PiS to walka, w której stawką może być nawet zwycięstwo lub przegraną w kolejnych wyborach.
  • Dla Solidarnej Polski to gra o samodzielny start i przekroczenie 5-procentowego progu wyborczego. Właśnie to sprawiło, że na szali znalazło się zarówno ok. 57 miliardów euro z Europejskiego Funduszu Odbudowy, jak i być może przyszłość relacji Polski z Unią Europejską.

Teoretycznie to silniejszy koalicyjny partner powinien z łatwością narzucić słabszemu narrację. Tu jest jednak na odwrót – bo słabszy partner może - po pierwsze - zerwać koalicję i doprowadzić PiS do utraty władzy, po drugie zaś - ma pewne szanse na odebranie partii Kaczyńskiemu niewielkiej, ale decydującej o trzeciej kadencji rządów grupy wyborców.

Właśnie dlatego PiS raz za razem ulega ziobrystom. I dryfuje coraz bardziej w antyunijnym kierunku, budząc coraz większą konsternację swej prounijnej większości elektoratu. Usiłuje też za wszelką cenę ratować pojedynczy poselski głos, nawet kogoś takiego, jak Łukasz Mejza. Tak właśnie Kaczyński i Morawiecki stali się zakładnikami Ziobry.

Bierność Kaczyńskiego i Morawieckiego wobec antyunijnej licytacji Ziobry doprowadziła w tej chwili do wstrzymania przez Komisję Europejską wypłaty 22 miliardów złotych zaliczki dla Polski z EFO. A premier Mateusz Morawiecki zamiast zdyscyplinować swojego ministra i rozpocząć negocjacje z KE, najpierw publicznie wygłasza na forum unijnym tezy jakby podyktowane przez Ziobrę, a następnie po cichu rozsyła do wysokich unijnych urzędników SMS-y z wołaniem o pomoc.

SMS rozpaczy Morawieckiego

O takim SMS opowiadali w poniedziałek 13 grudnia na spotkaniu z dziennikarzami deputowani do Parlamentu Europejskiego Platformy Obywatelskiej Radosław Sikorski i Andrzej Halicki.

Z ich - i naszych - informacji wynika, że jeszcze w ubiegłym tygodniu rząd mógł spowodować odblokowanie zaliczki z EFO dla Polski godząc się wobec Komisji Europejskiej na zaledwie trzy ustępstwa

– przedstawienie projektu ustawy o Izbie Dyscyplinarnej SN, przywrócenie kilku (dosłownie!) sędziów odsuniętych od orzekania za sprawą Ziobry oraz dopuszczenie samorządów do uczestnictwa w kontrolowaniu wydatków z EFO (z czego ten trzeci postulat był najłatwiejszy do negocjacji na korzyść PiS).

Nic takiego się nie stało – bo zarówno projekt ustawy o Izbie, jak i ewentualne przywrócenie sędziów to kwestie kontrolowane w pełni przez Zbigniewa Ziobrę, który nie zamierza się tu cofać choćby o krok.

Mateusz Morawiecki miał wobec tego wysłać SMS-a z prośbą o pomoc do jednego z wysokich unijnych urzędników. Premier miał się w nim podpisać jako „ostatni prawdziwy Europejczyk w tym rządzie”. Pomocy nie otrzymał.

Według Sikorskiego i Halickiego adresat SMS miał zaś skomentować tę wiadomość słowami „Is he stupid? It’s too late”. (Czy on zgłupiał? Jest już za późno).

W ten właśnie sposób wystawiony przez Ziobrę Morawiecki przegrał rozgrywkę o tegoroczną wypłatę pierwszych pieniędzy z EFO. Zarazem przegrywa szansę na rozliczanie jakichkolwiek projektów w ramach Krajowego Planu Odbudowy choćby częściowo "z góry", co oznacza, że nawet w przypadku spełnienia warunków Brukseli Polska mogłaby liczyć na pierwsze przelewy nie wcześniej niż pod koniec 2022 roku.

Antyunijna histeria Ziobry

Ale to tylko ten ostatni ze skutków całej operacji Ziobry. Niemal najnowszą odsłoną antyunijnej kampanii Ziobry był jego głośny wywiad dla „Financial Times”, który ukazał się w niedzielę 12 grudnia.

Ziobro stwierdził w nim, że Polska powinna zawiesić wszelkie wpłaty do budżetu Unii i wetować po kolei polityki unijne, jeśli tylko Komisja Europejska wstrzyma wypłaty funduszy dla Polski.

„Polska powinna odpowiedzieć na szantaż Unii Europejskiej wetem we wszystkich sprawach, które wymagają jednomyślności w Unii. Polska powinna też zrewidować swoje zaangażowanie w unijną politykę klimatyczno-energetyczną, która skutkuje drastycznymi podwyżkami cen energii” – mówił też Ziobro w „FT”.

W poniedziałek rzecznik rządu Morawieckiego Piotr Müller skomentował wywiad dla „FT” słowami: „To prywatna opinia pana ministra Ziobry”.

„Polska jest beneficjentem netto środków UE, jeśli chodzi o sam budżet, czyli więcej pieniędzy otrzymujemy niż wpłacamy” – podkreślił Muller.

Prawda jest jednak taka, że takie wypowiedzi jednego z najważniejszych ministrów rządu Morawieckiego nie poprawiają sytuacji Polski w negocjacjach z Brukselą i tworzą bardzo określony ich klimat. Czytając wywiad z Ziobrą w „FT” urzędnicy Komisji Europejskiej widzą tok myślenia ministra. Jest on nie tyle eurosceptykiem, czy „politykiem pozostającym w opozycji do federalizacji Unii”, lecz otwartym przeciwnikiem uczestnictwa Polski w Unii. Grozi wprost - z pozycji ministra i szefa partii koalicyjnej - obstrukcją „wszystkich spraw, które wymagają jednomyślności”. Tego nie da się traktować z przymrużeniem oka, z jakim często bywają traktowane wypowiedzi Ziobry i ziobrystów w polityce europejskiej.

W tę samą niedzielę, w którą ukazał się wywiad w „FT”, Reuters doniósł powołując się na źródła w KE, że w drugiej połowie listopada „zszokowany” wrócił do Brukseli Didier Reynders, unijny komisarz sprawiedliwości.

„Jeden ze współpracowników unijnego polityka stwierdził, że ten został w Warszawie potraktowany brutalnie i był ewidentnie zszokowany zachowaniem przedstawiciela polskiego rządu (czyli Ziobry przyp. red.)” – podał Reuters. Reynders przyjechał do Polski rozmawiać z Ziobrą (a także m.in. prezesem NIK Marianem Banasiem i marszałkiem Senatu Tomaszem Grodzkim) o praworządności w Polsce i o możliwych sposobach rozwiązania kryzysu wokół Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, który trwa od czasu uznania jej przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej za stworzoną w sposób, który zagraża niezależności sędziów i tym samym sprzeczny z prawem UE. Wściekły Ziobro zamiast rozmawiać, wręczył Belgowi zdjęcia ruin Warszawy po Powstaniu Warszawskim. Podczas spotkania nie padły żadne konkrety, a Ziobro miał być obcesowo nieprzyjemny.

„Rzeczywiście, z tego, co wiem, to ocierało się o zupełny brak kultury osobistej” - słyszymy od dobrze poinformowanego polityka PiS, który jednocześnie zaznacza, że nie był świadkiem spotkania Reyndersa z Ziobrą.

"Przekazałem komisarzowi Didierowi Reyndersowi zdjęcia obrazujące historię Warszawy i zniszczenia, jakich dokonali Niemcy, realizując ideologię segregacji narodów. Te fotografie mają wyraz symboliczny. Pokazują, że Polacy są i będą wrażliwi na zasadę równego traktowania państw, również w UE" – napisał po spotkaniu na Twitterze sam Ziobro.

Tak właśnie wygląda współkształtowanie przez Ziobrę polskiej polityki europejskiej. Minister sprawiedliwości robi to bez żadnego umocowania w strukturach rządu i w prawie. Korzysta z bieżącej sytuacji politycznej w koalicji i tego, że PiS nie ma wystarczającej liczby poselskich "szabel" by zagrozić mu pacyfikacją.

Hiperaktywny minister

Ale na tym nie koniec. Bo Ziobro oprócz tej wymierzonej w relacje Warszawy z Brukselą, prowadzi też inną kampanię, stricte polityczną.

Jesienią, gdy Morawiecki wraz ze swym otoczeniem i częścią ministrów był coraz bardziej pochłonięty czwartą falą pandemii, Ziobro wszedł w fazę politycznej aktywności, która szybko przeszła w hiperaktywność. Kiedy głównym przekazem rządu w przestrzeni publicznej stały się komunikaty o kolejnych wzrostach liczby zakażeń i zgonów, tymczasem Ministerstwo Sprawiedliwości wypluwało z siebie kolejne projekty reform i deform. Tej jesieni resort Ziobry zapowiedział między innymi:

  • zmiany w prawie rodzinnym, w wyniku których rozwód miałby być droższy i trwać dłużej,
  • kolejny projekt ustawy antylichwiarskiej,
  • zaostrzanie kar dla przestępców niszczących środowisko,
  • projekt kolejnej wielkiej „reformy” sądownictwa – tym razem „spłaszczający” strukturę sądów.

Ziobro i jego ludzie nigdy nie przedstawili natomiast publicznie żadnej propozycji rozwiązania kryzysu z działającą wbrew orzeczeniu TSUE Izbą Dyscyplinarną, który skutkował zamrożeniem wypłat unijnych funduszy. Prace nad projektem, który spowodowałby że Bruksela odblokuje środki z EFO, miały ruszyć jeszcze w sierpniu. Tymczasem Zjednoczona Prawica nie zdołała się do dzisiaj dogadać – na poziomie kierownictwa koalicji – co do choćby jego założeń.

„Niestety, ten projekt ciągle jest na etapie bardzo wstępnych i zupełnie niekonkluzywnych rozmów” – mówi nasz rozmówca z PiS. Dlaczego niekonkluzywnych? Bo – jak wynika z naszych informacji – Ziobro nie chce ustąpić dosłownie w niczym.

Ziobro jest też jednym z najaktywniejszych ministrów tego rządu, jeśli chodzi o występy na konferencjach prasowych organizowanych tej jesieni przez jego resort z niezwykła wręcz intensywnością.

„Trochę jakby wrócił do czasów, kiedy Solidarna Polska była jeszcze startupem, a wy dziennikarze śmieliście się z jej młodego rzecznika Patryka Jakiego, że codziennie urządza konferencje prasowe dosłownie o czymkolwiek” – podkpiwa nasz rozmówca z PiS.

Tylko w ostatnich kilkunastu dniach Ziobro i jego ludzie urządzili konferencje między innymi o Donaldzie Tusku i jego rzekomej winie za obecne wzrosty cen energii elektrycznej, o opisanych przez „Liberation” rzekomych powiązaniach polityków EPL i sędziów unijnych trybunałów, o tym, jak za pomocą surowych kar sprawić, by „Polska nie była wysypiskiem Europy”, o reformie służby więziennej i o ustawie antylichwiarskiej. A 13 grudnia Ministerstwo Sprawiedliwości nie omieszkało poinformować na swych oficjalnych profilach w mediach społecznościowych, że… Ziobro zapalił w oknie swego gabinetu świeczkę, by w ten sposób uczcić ofiary stanu wojennego. Wykorzystywana jest dosłownie każda okazja do jakiegokolwiek zaistnienia.

Ziobro zachowuje się więc trochę tak, jakby Solidarna Polska już prowadziła swoją kampanię wyborczą.

Niekoniecznie musi to jednak świadczyć o tym, że gra na wcześniejsze wybory. W tym roku - poza badaniem Indicatora z kwietnia - nie było ani jednego względnie poważnego sondażu, który uwzględniając możliwość samodzielnego startu Solidarnej Polski w wyborach dawałby jej jednocześnie szanse na przekroczenie progu. Według sondażu United Surveys dla WP.pl opublikowanego 6 grudnia, aż 77,2 procenta Polaków ocenia „źle” lub „raczej źle” przeprowadzone od 2015 roku przez Ziobrę zmiany w sądownictwie. Druzgocąco niski jest odsetek ocen pozytywnych. "Raczej dobrze" ocenia zmiany w sądach wprowadzone przez Ziobrę zaledwie 9,8 proc. ankietowanych a "zdecydowanie dobrze"… 1,3 proc.

Dobrych pozycji startowych do czegokolwiek w sensie wyborczym Ziobro wciąż nie zdołał się dopracować. Po drodze do tych pozycji startowych pogrążył jednak w chaosie polskie sądownictwo i podporządkował sobie politycznie prokuraturę. Czy teraz, by spróbować uzyskać jakiekolwiek nadzieję na te 5 procent głosów w wyborach, zdoła też dobić resztki relacji Polski z Unią Europejską?

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze