„Kiedy Skandynawia głosuje sercem, nie przypomina reszty Europy” – skonstatował czołowy szwedzki dziennik „Dagens Nyheter” po ogłoszeniu wyników wyborów do PE. Przyniosły one sukcesy prawicy i nacjonalistów. Ale w Szwecji, Finlandii i Danii skrajna prawica przegrała
W sumie na to się zapowiadało. Ale Francja głosująca masowo na sprzyjające Putinowi Zjednoczenie Narodowe to jednak szok. Podobnie jak fakt, że w Niemczech drugie miejsce w wyborach zajęło nacjonalistyczna AfD. Także Polska wysyła do parlamentu europejskiego kilku polityków Konfederacji, którzy najchętniej rozsadziliby tę instytucję od środka. W UE zwyciężyła więc wizja Europy coraz bardziej zamkniętej i niespecjalnie dbającej o klimat. W przypadkach skrajnych – może nawet zdolnej zaprzyjaźnić się z Putinem.
Niezwykle ciekawe i dla osób o poglądach liberalnych pocieszające jest więc to, że w Szwecji, Finlandii i Danii skrajna prawica poniosła fiasko. I to mimo że w ostatnich latach wpływy populistów były w tych krajach bardzo silne.
Skandynawscy wyborcy postawili raczej na wiarę w lepszy świat niż na walkę z migracją.
Wybory do parlamentu europejskiego mają wszędzie mniejszą frekwencję niż te krajowe i dla wielu wyborców są czymś abstrakcyjnym. Wiadomo, że Bruksela wpływa silnie na nasze życie, ale zarazem jest tak odległa, że wydaje się czasem nierealna. W dodatku tonie w niezrozumiałej biurokracji.
Część politologów twierdzi, że właśnie z tego powodu w wyborach unijnych obywatele czują, że mają większą wolność i mniejszą odpowiedzialność, więc jak pisze Torbjörn Petersson w „Dagens Nyheter”, „głosują bardziej z serca”.
Co okazało się sprawą serca Skandynawów? Otóż kwestie ekologii i przeciwdziałania katastrofie klimatycznej.
Szwedzcy Zieloni (Miljöpartiet) otrzymali wsparcie 13,8 procent wyborców. To świetny wynik, zwłaszcza jeśli się pamięta, jak fatalnie wypadli w ostatnich wyborach do Riksdagu, czyli parlamentu szwedzkiego (otrzymali wtedy 5,1 procent głosów). W tym samym czasie Zieloni w Niemczech stracili ponad 8 procent poparcia.
W Szwecji dobrze poszło także Socjaldemokratom oraz Lewicy, za to nacjonalistyczna i antyimigrancka partia Szwedzkich Demokratów poniosła porażkę. Dziennik ”Dagens Nyheter” skonstatował, że dla tej drugiej co do wielkości partii w Riksdagu, wybory europejskie były „doświadczeniem uczącym pokory”. Wprawdzie partia straciła tylko 2 pkt proc. poparcia, ale spadek zamiast wzrostu zaliczyła po raz pierwszy w swojej historii!
Po raz pierwszy wyborcy pokazali też, że cel, który wyznaczyli sobie szwedzcy populiści – zastąpienie Socjaldemokratów w roli największej partii w kraju budującej nowy Folkhemmet (zmitologizowany Dom Ludu, koncepcję egalitarnego państwa dobrobytu) – niekoniecznie jest bliski.
Niewątpliwie do wyborczej porażki przyczynił się polityczny skandal ze Szwedzkimi Demokratami, do którego doszło tuż przed wyborami. Stacja telewizyjna TV4 w reportażu śledczym ujawniła, że Szwedzcy Demokraci mają własne fabryki trolli.
Kiedy sprawa trolli i fejkowych kont w mediach społecznościowych została ujawniona, lider Szwedzkich Demokratów Jimmie Åkesson (na zdjęciu – z premierem Ulfem Kristerssonem) odmówił przeprosin, a w przemówieniu do narodu oczerniał media. Stwierdził, że jego partia została zaatakowana przez lewicowo-liberalny establishment, który próbuje demoralizować wyborców prawicy.
Raporty sugerują, że jest to wierzchołek góry lodowej dezinformacji i ultranacjonalistycznej mowy nienawiści, która trafia do społeczeństwa prosto z finansowanego ze środków publicznych biura prasowego partii. I powtórzmy jeszcze raz, że to partia, od której wsparcia zależy rząd.
Sprawa poszła oczywiście w świat. „To nowa, niebezpieczna faza dla szwedzkiej demokracji. Atakując frontalnie prawo mediów do krytykowania władzy, skrajna prawica dowiodła, że może zagrażać stabilności demokracji w Szwecji”, napisał „The Guardian”.
Spadek poparcia dla Szwedzkich Demokratów w wyborach do parlamentu europejskiego pokazał jednak, że miarka się przebrała. Partia w stylu Trumpa, należąc do establishmentu, udaje, że jest antyestablishmentowa i po stronie tych, którzy głoszą niewygodne prawdy. Ale okazało się, że Szwedzi naprawdę nie lubią być okłamywani. I dotyczy to także wyborców SD, którzy uchodzą za niezwykle wiernych swojej partii.
Największymi przegranymi wyborów w Finlandii stała się populistyczna Partia Finów, która straciła 6 pkt proc. poparcia. Były przewodniczący partii Timo Soini powiedział, że powodem porażki jest fakt, że Partia Finów przestała zabiegać o wyjście Finlandii z UE i stała się po prostu zwykłą partą prawicową. Partia Finów wchodzi w skład rządzącej Finlandią koalicji i wygląda na to, że gdy prawicowi populiści dochodzą do władzy, to tracą na atrakcyjności. W Finlandii ”nadmiernie się ucywilizowali”, w Szwecji wykazali się nieodpowiedzialnością i nieumiejętnością dostosowania się do czystych reguł gry.
Według Marie Demker, profesorki politologii z Uniwersytetu w Göteborgu,
kiedy partie skrajnie prawicowe zaczynają mieć wpływ na władzę lub do niej dochodzą, głos na nie oddany przestaje być uważany za formę protestu przeciw rządom.
W Danii skrajnie prawicowa, eurosceptyczna i antyimigrancka Duńska Partia Ludowa też wypadła w wyborach słabo, choć w rządzie nie jest. Za to duński przypadek jest jeszcze trochę inny od szwedzkiego i fińskiego. Krajem rządzi nie centroprawica, ale Socjaldemokraci. Ci od dłuższego czasu stawiają na bardzo zdecydowane ograniczanie polityki azylowej oraz wyjątkowo ostre działania na rzecz likwidacji dzielnic etnicznych, a także integracji imigrantów z krajów odległych kulturowo. Najwyraźniej nie daje to populistom przestrzeni na uwodzenie co bardziej zmęczonych wielokulturowością wyborców.
Można się natomiast zastanawiać, w jakim stopniu duńscy socjaldemokraci są nadal socjaldemokratami. W ich polityce jest wiele elementów polityki prawicowej. Partia jest zresztą za to krytykowana. Niezadowolenie wyborców wyraziło się wsparciem partii bardziej lewicowych, stawiających na ambitną politykę klimatyczną i obronę praw człowieka oraz bardziej sprawiedliwy rynek pracy. Duńskimi zwycięzcami wyborów do parlamentu UE są socjaliści, a dokładniej Duńska Socjalistyczna Partia Ludowa.
Jak już wspomniałam, w ostatnich latach we wszystkich tu opisywanych krajach skandynawskich zarówno debata, jak i polityka skręcała w prawo.
Istnieje możliwość, że ukoiło to strach części wyborców. Jednocześnie dla słynących z otwartości i zamiłowania do egalitaryzmu społeczeństw nowy, ostry klimat debaty publicznej jest trudny do zaakceptowania.
Bo polityka to jedno, a wyobrażenie na temat siebie samych jest zawsze kwestią różnych społecznych mitów i marzeń.
Skandynawowie tradycyjnie widzą siebie raczej jako przyjaznych światu, empatycznych i świadomych obywateli, niż jako narodowców powiewających dumnie flagą na marszach ku chwale ojczyzny.
Przeprowadzone w Szwecji badania wykazały też, że centroprawicowy rząd nie docenia ideologicznego zaangażowania obywateli w sprawy klimatu. Podczas gdy rządzący politycy obniżyli ceny benzyny i głoszą, że czas najwyższy skończyć ze szwedzkim flygskam, czyli poczuciem winy z powodu latania i zanieczyszczania w ten sposób atmosfery, wyborcy deklarują, że kwestia klimatu budzi w nich wielki niepokój. Co trzeci Szwed jest za tym, by znacząco podnieść podatki na usługi oraz produkty, które przyczyniają się do zwiększenia śladu węglowego.
Zdecydowana większość Szwedów pragnie także wprowadzenia zakazu lotów krajowych na odcinkach, które można pokonać w ciągu maksymalnie trzech godzin pociągiem. Domaga się też rozbudowywania ścieżek rowerowych oraz transportu publicznego.
A szwedzka partia Zielonych, która w wyborach krajowych skupiała się na wielu kwestiach niezwiązanych z ekologią i klimatem, do wyborów europejskich poszła właściwie z jednym hasłem.
„Klimat, klimat, klimat”.
A więc jak jest? Czy skandynawscy wyborcy są inni od reszty Europy? Bardziej zaangażowani w kwestie wartości „miękkich” oraz walkę o uratowanie świata przed katastrofą klimatyczną? Być może tak. Ale istnieje także inna interpretacja: Skandynawowie, jak inni Europejczycy, traktują wybory do UE jako sposób na pokazanie swoim rządzącym, czego w ich polityce za dużo, a czego za mało.
Albo jest jeszcze gorzej: wszyscy głosujemy ze strachu, a nasz strach podsycają media. W tych krajach Europy, w których media w ostatnich miesiącach bardziej straszyły uchodźcami, zagłosowano na skrajną prawicę. A tam, gdzie bardziej straszono zmianami klimatycznymi i tym, że zbyt mało robimy, by im przeciwdziałać, zagłosowano na Zielonych.
Krótko mówiąc: może bardzo się od siebie wszyscy w Europie różnimy i jednocześnie bardzo jesteśmy tacy sami. Co nie zmienia faktu, że miło pomyśleć, iż Skandynawowie tym razem zagłosowali zgodnie z naszymi pięknymi wyobrażeniami na ich temat.
Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej. Autorka m.in. reportaży o współczesnej Szwecji „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”, „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”. Ostatnio wydała: „Szwedzka sztuka kochania. O miłości i seksie na Północy”.
Pisarka, kulturoznawczyni i tłumaczka literatury szwedzkiej. Autorka m.in. reportaży o współczesnej Szwecji „Samotny jak Szwed? O ludziach Północy, którzy lubią bywać sami”, „Moraliści. Jak Szwedzi uczą się na błędach i inne historie”. Ostatnio wydała: „Szwedzka sztuka kochania. O miłości i seksie na Północy”.
Komentarze