0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Robert Kuszyński/OKO.pressRobert Kuszyński/OKO...

W chwili, gdy publikujemy ten materiał Lotna Brygada Opozycji prowadzi kolejną akcję. Jak informuje Robert Kowalski z Placu Piłsudskiego, w samo południe 9 stycznia zasłonili pomnik smoleński, czyli czarne schody na środku Pl. Piłsudskiego, ogromną płachtą rozpiętą na tyczkach.

Na czarnym tle biały napis: "Ponad 100 tys. ofiar. Ponad 1000 tupolewów rozbiło się przez PiS".
Transparent z napisem "Ponad 100000 ofiar Covid-19, ponad 1000 tupolewów rozbło sie przez PiS" przed pomnikiem smoleńskim w Warszawie

Z głośników słychać żałobne bicie dzwonów [filmowa relacja Roberta Kowalskiego - wkrótce na OKO.press].

Tuż przed akcją rozmawiam z Piotrem Łopaciukiem odbierając autoryzację większej, przeglądowej rozmowy o działaniach Lotnej [patrz dalej]. O nastroje przed akcją pytam też Martę Franas-Michalską, którą wszyscy nazywają Titą.

Piotr Pacewicz, OKO.press: Zdenerwowany?

Piotr Łopaciuk: Nie, ja w ogóle jestem spokojnym człowiekiem. Jeżeli już, to mam takie myśli, czy nam się tym razem uda, czy ktoś nam nie przeszkodzi. Ktoś! Wiadomo kto, policja. Poza dzisiejszą akcją [9 stycznia], szykujemy się na 10 stycznia, nie chcielibyśmy zawieść oczekiwań władzy, która na pewno też się szykuje.

Marta "Tita" Michalska: Dzisiejsza akcja nie jest do śmiechu, czuję powagę chwili. Od 12 lat na Placu Piłsudskiego co miesiąc pojawia się Jarosław Kaczyński, bo - jak twierdzi - ma wewnętrzny przymus, by czcić pamięć swego brata i 96 ofiar katastrofy lotniczej. Na COVID-19 umarło już ponad 100 tys. osób, ich pamięci nikt nie uczcił, o nich nikt nie pamięta. Ministerstwo zdrowia stało się ministerstwem statystyki zgonów. Władze nawet nie próbują się tłumaczyć z tego, że tyle osób umiera, więcej niż w innych krajach. Nikt nie uderzył się w piersi. Gdybyśmy mieli uczcić ofiary epidemii budując schody propocjonalnie do liczby ofiar to miałyby 6 kilometrów! Od kwietnia na placu rysujemy krzyże, by upamiętnić zmarłych na COVID-19, w maju usunięto nas siłą, a potem - jak zawsze - przyjechały polewaczki i zmyły ślad po krzyżach do ścieków.

Jesteś zdenerwowana?

Jestem w Lotnej od początku, nawet kiedy jeszcze nie nazywała się Lotną. Na początku bardzo się bałam, denerwowałam przed akcją, ale potem adrenalina i tak robi swoje i człowiek się uspokaja. Nabraliśmy pewności siebie, odwagi. Ekscytujące są nasze happeningi, te na śmiesznie.

Z akcjami w czasie miesięcznic jest taki kłopot, że policja może nam zrobić krzywdę. Policyjna przemoc eskaluje.

Pamiętam wiele miesięcznic, gdy policjanci z nami normalnie rozmawiali, blokowali dostęp, ale nie było mowy o agresji. To się zmieniło od wrześniowej [2021 - red.] miesięcznicy, gdy Kaczyński zrobił awanturę Kamińskiemu, co wychwyciło OKO.press [patrz dalej]. Kiedy zapraszamy przyjaciół Lotnej do udziału, uprzedzamy, że może ich spotkać krzywda fizyczna. I kłopoty prawne, każdemu i każdej piszemy na ręce numer do prawnika.

Są trudne sytuacje. Podczas listopadowej miesięcznicy znalazłam się sama w kotle. Otoczyło mnie sześciu policjantów, miałam może pół metra kwadratowego dla siebie. Przez 50 minut pytałam, dlaczego mnie uwięzili, na co czekamy, czy są prowadzone jakieś czynności. Milczeli, martwe spojrzenia ponad moją głową, choć widzieli, że to nagrywam. To działa na człowieka, bardzo mocno. Taka przemoc psychiczna... No kończę, bo już mam już podwózkę.

Poniżej rozmowa z Piotrem Łopaciukiem, autoryzowana tuż przed akcją 9 stycznia:

Piotr Pacewicz, OKO.press: Jakbyśmy zaczęli od końca? Ostatnią akcją Lotnej w grudniu roku 2021 była "Arcy-Mejza całodobowo".

Piotr Łopaciuk, Lotna Brygada Opozycji: A można trochę szerzej o nas? Staramy się maksymalnie uprzykrzać życie władzy, która nam obecnie niemiłościwie panuje, wywoływać tematy niewygodne. Prowokować taką sekwencję zdarzeń, żeby władza musiała odpowiedzieć i żeby odpowiedź mogła być zła, albo jeszcze gorsza. Żeby te tematy żyły, nie zostały zapomniane, bo właściwie jedno świństwo władza przykrywa następnym, coraz gorszym i to nie ma końca.

A jakby jednak węziej?

Poszliśmy najpierw do ministerstwa sportu, do wiceministra Łukasza Mejzy, lat 30, ale ministerstwo mieści się w dwóch budynkach i okazało się, że minister urzęduje w tym drugim. Jacyś uprzejmi panowie skierowali nas do właściwego budynku i zachęcali, żebyśmy nie odpuszczali łajzie i nie dali się zbyć, bo on na pewno tam jest. Ryczeli ze śmiechu, bo byliśmy przebrani za diabły i tłumaczyliśmy, że chcemy wziąć Mejzę do piekła, bo takiego chłopca w piekle brakuje, mógłby nawet prowadzić szkolenia. Jeden z nich spytał, czy może sobie z nami zrobić zdjęcie.

Szyjecie te stroje?

Akurat te diabelskie wypożyczyliśmy, ja miałem kontusz szlachecki, wszyscy mieliśmy rogi, widły, straszne maski, jak to diabły. Czasem robimy sami stroje, albo kupujemy, jak czerwone szaty zapożyczone z serialu „Dom z papieru”, nawiązujące do państwa z papieru, które teraz mamy.

W serialu bohaterowie mają broń, my też jesteśmy uzbrojeni - w megafony. To jest tak groźna broń, że trzeba na nas ściągać armię policji, wojska i jeszcze nie wiadomo jakich służb.

Wracając do super-Mejzy, w ministerstwie sportu wyszła do nas sekretarka ministra, uprzejma, trochę rozbawiona. Nie powiem co mówiła, żeby jej nie zaszkodzić.

Czyli Kaczyński jest Belzebubem?

Tak można powiedzieć. Może raczej Belzebubkiem?

Nawet policjanci widząc wasze akcje czasem się śmieją.

Czasem. Starają się trzymać fason, ale im nie wychodzi. Dzień przed ciszą wyborczą w 2019 roku Arek [Szczurek] wspiął się na pomnik Lecha Kaczyńskiego i nałożył mu koszulkę z napisem "Gdzie jest wrak?". Ja Arkowi podstawiłem drabinę i żeby utrudnić policji ściągnięcie Arka odniosłem ją na bok. Policjant, który pierwszy podszedł do pomnika, pyta Arka, jak pan tam wlazł. Arek mówi, że po drabinie. A gdzie jest drabina? Arek na to uprzejmie: Koledzy zabrali. Tamta akcja się przebiła, trwała w ciszy wyborczej.

Chcieliśmy zachęcić do głosowania tych, którym nie chce się dupy ruszyć. Dać przykład, że jeszcze komuś się chce.

Tak naprawdę Mejza jest tylko małym klockiem w całej układance Kaczyńskiego. Cały rząd, otoczenie władzy, cała ta klientela składa się w zasadzie z samych "Mejzów", głównym motorem, sprężyną jest oczywiście Jarosław Kaczyński, któremu nadaliśmy miano „arcy-Mejzy”. Model władzy, którą sprawuje, oparty jest o klientelizm, musi rozdawać stanowiska, kupować ludzi.

Jak taki groźny, to dlaczego w listopadzie powiesiliście mu śpioszki na płocie?

Bo sobie przysnął. Na konferencji prasowej z Błaszczakiem przedstawiał ustawę o obronie ojczyzny. Błaszczak rozwodził się o abramsach, czy innej superbroni, a śpioch przysnął. To się dołożyło do znanej opowieści - "13 grudnia [1981] spałem do południa".

Czyli śpioch podwójny, śpioch recydywista.

Zaśpiewaliśmy mu "stary dziadek mocno śpi". To był też happening haloweenowy, więc wystąpiliśmy w strojach duchów.

31.10.2021. Halloween pod domem Kaczyńskiego
31.10.2021. Halloween pod domem Kaczyńskiego

Reagujecie na wydarzenia jak dziennikarze. My robimy fact-checkingi, analizy lub śledztwa. Wy też jesteście na bieżąco i komentujecie rzeczywistość po swojemu.

Pokazujemy ją w pękniętym zwierciadle. Jesteśmy przesiąknięci polityką. Przed epoką PiS, wszyscy w Lotnej byliśmy zwykłymi obserwatorami polityki, teraz na bieżąco reagujemy, śledzimy media społecznościowe, gdzie można wyłapać sporo pomysłów. Część naszych akcji idzie potem przez sieć jako memy, jak ten słynny z policjantem z głową z dyni, na Haloween pod domem Kaczyńskiego. Policja aresztowała nam wtedy dynie i śpioszki, co samo w sobie już było śmieszne. Funkcjonariusz truchtał z dynią do radiowozu i ktoś zrobił mema zamieniając dwie kule miejscami: policjant niesie swoją głowę, a na miejscu głowy ma naszą dynię.

Ile razy byliście pod domem Kaczyńskiego?

Pewnie 10, może więcej. Czasem jest trudniej, a czasem łatwiej tam podejść. Obstawa policji i innych służb bywała bardzo liczna. Czasem udawała, że jej nie ma, chowała się w krzaki, ale była. Sąsiednia posesja jest na stałe obstawiona przez prywatną ochronę.

Tam mieści się tzw. Instytut Lecha Kaczyńskiego, ale jak na instytut zatrudnia dziwnych pracowników, samych panów ochroniarzy.

Kiedyś wybiegali na nas jako pierwsi. Od kilku akcji już się nie pokazują, za to szybko zjawia się policja. I przystępuje do czynności (lubię to sformułowanie), czyli do legitymowania, stawiania zarzutów ale przede wszystkim do ochrony płotu. Na przykład w sierpniu przed ogromną szmatą do podłogi, którą uszyliśmy nawiązując do słów Pawła Kukiza: "jak zostanę politykiem, to naplujcie mi w ryj i mówcie do mnie szmato". Zrobiliśmy to po tym, jak Kukiz i jego chłopaki popełnili, że tak to nazwę, reasumpcję - zmienili zdanie w sprawie Lex TVN.

Przeczytaj także:

Szmatę to trzeba było powiesić Kukizowi.

Była taka próba, żeby biuro Kukiza pięknie udekorować. Gigantyczną szmatę (6 na 8 metrów) uszyliśmy na Placu Piłsudskiego, jako sztandar naczelny symbolizujący całą władzę. Potem pojechaliśmy do biura Kukiza, które miało się mieścić na rogu Pięknej i Marszałkowskiej, ale w rzeczywistości go tam nie ma, podobno od dwóch lat. Stamtąd ruszyliśmy tramwajem na Mickiewicza. To był rajd dwudzielnicowy.

Ten nurt kabaretu politycznego w tradycji słynnej Pomarańczowej Alternatywy, która nabijała się z komunistów, pojawiał się w działaniach opozycji ulicznej. W sierpniu 2108 działaczka KOD-u -Magdalena Filiks była jedną z inicjatorek ubierania pomników w koszulki z napisem "Konstytucja" (tutaj - nasza rozmowa). Ale bywacie też śmiertelnie poważni.

W styczniu 2021 akcja „śmiertelnie zła organizacja szczepień” przed siedzibą PiS była już bez żadnych jaj. Próbowaliśmy wstrząsnąć społeczeństwem. Żniwo śmierci już wtedy było ogromne. Kontynuowaliśmy temat pandemii 10 kwietnia, kiedy po miesięcznicy zaczęliśmy rysować na placu Piłsudskiego krzyże dla upamiętnienia ofiar Covid. Czarne krzyże rysowane węglem drzewnym. Chcieliśmy narysować tyle krzyży, ile było ofiar, ale to okazało się fizycznie niemożliwe. Wystawiliśmy klepsydrę z liczbą osób, które zmarły, wtedy już ponad 58 tys. Kaczyński od dwunastu lat co miesiąc „składa hołd” dziewięćdziesięciu sześciu ofiarom katastrofy tupolewa a o tych ludziach pamiętać nie chce.

Przeliczyliśmy liczbę zmarłych na tupolewy, wyszło 606. Dziś mamy tych tupolewów tysiąc plus.

Akcję rysowania krzyży kontynuowaliśmy przez 5 tygodni i za każdym razem byliśmy pacyfikowani przez policję a krzyże były nocą zmywane z placu. Okazało się, że Kaczyński walczy nawet z krzyżem. W przeddzień majowej miesięcznicy poza rysowaniem krzyży węglem ustawiliśmy znicze i urządziliśmy czuwanie. Ale o 5 rano spacyfikowała nas policja na rozkaz SOP [Służba Ochrony Państwa, dawny BOR - red.]. Elegancko wynieśli nas z placu i wjechały maszyny myjące, do siódmej plac był czysty, jakby nigdy epidemii nie było.

Do przybycia cara zdążył wyschnąć.

Dla władzy jesteście takim trochę brudem na nieskazitelnym auto-wizerunku.

To oni są brudem, a my jesteśmy oświetleniem, które pokazuje ten brud.

Te nasze poważne akcje są mniej nośne niż te "na jaju", ale trudno byłoby z nich rezygnować. Poza tym, staramy się zachęcać inne grupy nie tyle do naśladowania nas, co szukania swoich form wypowiedzi. Często się zdarza, że proszą nas gdzieś w Polsce, żeby przyjechać, bo będzie np. Morawiecki, to trzeba go jakoś przywitać. Zupełnie nie o to chodzi! Na rozpoczęcie kampanii Dudy w lutym 2020 pojechaliśmy do Pucka i tam go wygwizdaliśmy, ale działaliśmy wspólnie z lokalnymi grupami, z ludźmi z Trójmiasta, pucczanami i ekipą z Wejherowa, w sumie było nas ponad 40 osób. I potem, gdziekolwiek się pojawił, nie tylko na Pomorzu, to czekała na niego grupa miejscowych. I o to właśnie nam chodziło. O ośmielenie ludzi i zachęcenie ich do działania.

Robiłem o tym wywiad z Arkiem Szczurkiem. Szczególnie dumny był z tego, że zdobyliście okręt.

Tak, wskoczyliśmy z Arkiem na barkę, która stała przy tym nabrzeżu, gdzie Duda rozpoczynał swoją kampanię i rozwinęliśmy duży transparent z napisem: „WyPAD 2020 – Przestańcie kraść”. Hasło się przyjęło i często brzmiało w kampanii, a nas z barki zdjęła policja.

Co dziwne nie znalazł się prokurator, który postawiłby nam zarzut piractwa.

Miesięcznice to wasza koronna działalność. Oglądając kolejne filmy-dokumenty Roberta Kowalskiego z OKO.press, zawsze czekam z napięciem na ten krzyk mrożący krew w żyłach, a zarazem upiornie śmieszny „Kazałeś lądować bratu? Gryzie cię sumienie?”. Niesie się przez olbrzymi pusty plac, bije w uszy starszego pana, który odprawia swoje gusła przed pomnikiem brata.

Nie chodzi tylko o niego. Całą władzę postrzegamy jako niemożliwie nadętą. Nadętą frazesem, który jest fasadą ich polityki, ukrywa działania niezborne, amatorskie, nieodpowiedzialne.

Przekłuwanie tego balonu jest stosunkowo proste. Pomysły na akcje czekają gotowe w niemal każdej wypowiedzi prominentów władzy, w ich zachowaniach. Jest tego tyle, że dokonanie wyboru nie jest łatwe. Wyrazem uznania dla nas jest panika, jaką wzbudzamy w szeregach władzy. Także wściekłe ataki TVP i całej reszty, która udaje media.

Czyli śmiech jest groźny.

Bardzo groźny. Inne - bardziej serio - metody ukazywania, jak bardzo to wszystko jest dęte, też są groźne, ale śmiech jest zaraźliwy. I niesie nasz przekaz: gliniane nóżki są naprawdę kruche.

Do września udawało wam się zarejestrować zgromadzenie i krzyczeć do prezesa z placu Piłsudskiego.

Dokładniej - z brzegu placu, jakieś 200 metrów od smoleńskich schodów. Za każdym razem rejestrujemy zgromadzenie w warszawskim Ratuszu, ale od kilku miesięcy policja wszelkimi siłami stara się nas tam nie dopuścić.

We wrześniu kamera OKO.press uchwyciła moment, kiedy po waszym występie Kaczyński zbeształ ministra Kamińskiego, a ten wezwał jakiegoś generała i go opierdolił.

O tak, to był bardzo cenny materiał, Robert [Kowalski] go przyłapał. Wtedy ostatni raz mogliśmy podejść na miejsce zgromadzenia i stamtąd nadawać.

Tuż po awanturze jaką Kaczyński zrobił Kamińskiemu, policjanci rzucili się na nas i wyrwali nagłośnienie. To była napaść policji na legalne zgromadzenie, które mają obowiązek chronić i zabezpieczać uczestników, a nie na nich napadać. Megafonów straciliśmy w ten sposób w sumie 12.

Jedną z tych szczekaczek, chcemy przekazać na licytację WOŚP wraz z protokołem zatrzymania, cytuję: "Oklejona napisem Jebać PiS i nalepką TVP łże". To wystawiony przez policję certyfikat wiarygodności tej tuby.

Jesteśmy też posiadaczami kilkunastu kwitów na węgiel, który dała nam policja rekwirując węgiel drzewny, którym rysowaliśmy krzyże. Na kryzys energetyczny jak znalazł. Kolejna miesięcznica, październikowa, podczas której zadawaliśmy Kaczyńskiemu pytania z drzewa i z latarni obok wejścia do Zachęty, zakończyła się 36-godzinnym aresztem i 400 metrami.

???

Dostaliśmy zakaz prokuratorski zbliżania się na 400 metrów do Placu Piłsudskiego w czasie trwania obrzędów religijnych, ale sąd to dziwo uchylił. Acha, dostaliśmy też dozór policyjny, również uchylony.

Czy to, co robicie to polityczny teatr uliczny?

Nie wiem jak inni, ale ja to czuję inaczej. Uprawiamy gry uliczne, żeby osiągnąć cel, jakim jest demaskowanie władzy, a nie żeby się poprzekomarzać i wygłupiać.

Podczas grudniowej miesięcznicy rytualne okrzyki smoleńskie wznosiliście z rotundy wodozbioru, który w Parku Saskim udaje świątynię. Tam zarejestrowaliście manifestację?

Nie, ponieważ do miejsca zarejestrowanego zgromadzenia nie jesteśmy już dopuszczani.

Czyli gra uliczna. Policjanci nie mogli się na rotundę wdrapać. Podskakiwali jak na slapstickowej komedii.

Na to liczyliśmy. Któryś z policjantów próbował użyć naszej drabinki, inni go podsadzali, ale spadł z niej, a my wciągnęliśmy drabinkę, jak podczas oblężenia twierdzy.

Biegali w kółko, a myśmy krzyczeli przez tuby.

Niesamowite, jak to się zmieniło. Dwa lata temu plac Piłsudskiego w ogóle nie był obstawiany i któregoś dnia, kiedy Kaczyński ze swoją świtą podszedł złożyć wieniec pod pomnik smoleński, wyprzedził go Arek Szczurek, wskoczył na pomnikowe schody i wywiesił transparent.

Patrzyli na siebie: Arek z góry, Kaczyński do góry.

Teraz całe kwartały są wyłączone z życia miasta, nadciągają coraz większe armie. Poza pogotowiem, strażą pożarną i snajperami na dachach, są na miejscu jednostki wyposażone w sprzęt wspinaczkowy. Są przygotowani na wszystko. A to obwąchiwanie przez psy, to już jest kuriozum. Dziesiątki patroli z psami kręci się po parku. Jak w czasie okupacji.

Psy szukają narkotyków?

Albo środków pirotechnicznych. Ale tak naprawdę chodzi o lipne alibi dla przedłużania czynności.

Chyba w listopadzie was najbardziej poturbowali.

Na szczęście żadnych ran czy złamanych rąk nie było, nie jesteśmy też na razie pryskani gazem. Za to śledzą nas dużo wcześniej, w listopadzie udało im się zatrzymać część osób kilkaset metrów od placu Piłsudskiego. Ja zostałem napadnięty przez ośmiu funkcjonariuszy, którzy wyrwali mi megafon. Bezprawnie, bez powodu, w Polsce wolno mieć megafon.

W protokół zatrzymania kazałem wpisać, że napaść policji miała znamiona kradzieży zuchwałej.

A zgodnie z kodeksem karnym "kto dopuszcza się kradzieży szczególnie zuchwałej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".

A może Kaczyńskiemu robi się przykro, gdy pytacie, czy "gryzie cię sumienie"? Zwłaszcza jeśli "kazał lądować bratu".

Jakiś Pegasus nam to może kiedyś wyjaśni. Ale tu i teraz chodzi o balon, który prezes pompował od kilkunastu lat i dalej go pompuje, razem z całą świtą, która mu towarzyszy w tej hucpie. Ta czarna kamieni kupa na placu Piłsudskiego, trudno ją nawet nazwać pomnikiem, miała upamiętniać wszystkie ofiary, ale stała się tylko i wyłącznie pomnikiem Kaczyńskiego. Nikt z rodzin ludzi, którzy zginęli w tej katastrofie, nie przychodzi na miesięcznice, nawet Marta Kaczyńska. Fałszywy bożek fałszywej religii, nic dziwnego, że wyznawców zaczyna brakować.

My tego bożka wykorzystujemy różnorako.

W lipcu przykryliśmy smoleńskie schody flagą unijną, olbrzymią sektorówką. To było po słowach wykrzyczanych przez marszałek Witek Elżbietę na jakimś wiecu, że "Tu proszę pani jest Polska, a nie Unia. Chcieliśmy pokazać, że na narrację antyunijną nie ma zgody. To jeden z naszych ważniejszych przekazów.

Zbudowaliśmy też replikę schodów smoleńskich z tekturowych pudeł. Ozdobioną naszymi miesięcznicowymi pytaniami: "Gdzie jest wrak? Kazałeś lądować bratu?", ale zamiast "Gryzie cię sumienie?" daliśmy "Pokaż raport smoleński".

Czy wy sami się czasem śmiejecie w czasie akcji?

Czasami trudno się powstrzymać. Kiedy z bramy UW w stronę Pl. Piłsudskiego wjechaliśmy 9 listopada 2019 mini atrapą czołgu, pierwszy policjant, który to zobaczył, nadał przez krótkofalówkę: „Jedzie na nas czołg". Usłyszeliśmy: "Co?! Powtórz?". "Chyba z tektury" - sprecyzował.

Minister Błaszczak groźnie się nadął i zapowiedział zgłoszenie akcji do prokuratury za znieważenie honoru żołnierzy Wojska Polskiego. Zrobił to?

Zrobił. I tu niespodzianka, bo prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa i sprawę umorzyła.

Jak was w grudniu zdejmowali z budyneczku w Ogrodzie Saskim, to wchodząc na pierwszy stopień drabiny wygłosiłeś sentencję: "nie tylko prezesowi podstawiają".

Czasem w relacjach z policją poczucie humoru nas ratuje. Rozładowuje napięcie.

Człowiek przebrany za ducha pali papierosa. Otaczają go policjanci
31.10.2021. Halloween pod domem Kaczyńskiego

Ale są momenty, kiedy jesteście wkurwieni?

Nierzadko. Miesięcznice zwykle obstawiają podzielone na drużyny oddziały z całej Polski, a to z Koła, Kolna, z Końskich, a to nie wiadomo skąd. Takie chłopaki dostają polecenie "tego bierz". Policjanci bez doświadczenia, bardzo młodzi, mają zapewnić komfort Kaczyńskiemu. Nie wiedzą, jaki zarzut postawić, nie orientują się, jakie mają prawa, a jakie my mamy prawa. Mają powiedziane: zatrzymaj go, legitymuj, te czynności mają trwać i trwać, aż pan i władca odjedzie. Ostatnio gubią się do tego stopnia, że zarzucają nam wykroczenia, ale nie proponują nawet mandatu.

Ile już miałeś spraw na policji czy w prokuraturze?

Rekordzistą jest u nas Arek, ponad sto spraw, ja może jedną trzecią tego. Najbardziej sobie cenię tę z Suwałk z 2016 roku.

Jeszcze sprzed Lotnej Brygady.

Tak, byłem wtedy w KOD. W Suwałkach odbywały się wybory uzupełniające do Senatu i PiS był przekonany, że wygra miażdżąco. Wystawili Annę Marię Anders, córkę słynnego generała, świetne nazwisko, gorszy umysł.

Wymyśliliśmy, że będziemy zachęcać ludzi do wzięcia udziału w wyborach. Zwykle frekwencja w wyborach uzupełniających, jest tragicznie niska, ok. 5 proc., nikogo właściwie nie interesują.

To co robić?

Zaczynamy w kilka osób akcję ulotkową, organizujemy manifestację w Łomży i seminarium „O poprawie jakości demokracji” . Ale widać, że jest za późno, że braknie nam czasu. I wtedy dostajemy wiadomość, że Anna Maria Anders otwiera wystawę żołnierzy szlaku swojego ojca w Archiwum Państwowym. Oczywista hucpa, kampania wyborcza za państwowe, a nie partyjne pieniądze!

Udaje nam się dużą grupą wejść do archiwum. Nikt w 2016 roku nie spodziewa się w takim miejscu przeciwników PiS. Mariusz Błaszczak i Jarosław Zieliński, obaj ministrowie i gwiazda Anna Maria, bez żadnej żenady namawiają do głosowania na siebie. Są kamery Polsatu i TVN. Marcin Skubiszewski zaczyna głośno protestować przeciwko organizacji wiecu wyborczego w państwowej placówce, bo to jest zakazane. Worek się rozwiązuje, kolejne głosy krytyczne, robi się pyskówka, zwolennicy PiS wyzywają nas od ubeków. Błaszczak jest tak przerażony, że aż mu broda lata. Po wystąpieniu Marcina zrywają się oklaski.

Zrobiła się z tego głośna sprawa i kontrkandydat Andersowej przegrał o włos 42 do 48 proc. no i frekwencja skoczyła do 18 proc. Gdybyśmy wcześniej wystartowali, mandat był do wygrania. Dla nas skończyło się to trzyletnim procesem o wykroczenie. Zostałem uniewinniony.

Dobraliście się z Arkiem. Ty majestatyczny, on szybki, z miną liska chytruska. Jest was zwykle sześcioro-ośmioro. Grupa krystalizowała się w 2018 roku, w czasie kampanii Patryka Jakiego, kandydata PiS na prezydenta Warszawy.

Nie, wcześniej, jak była afera z nagrodami, jakie rządowi i sobie samej przyznała [w marcu 2018] Beata Szydło, która z mównicy sejmowej wykrzyczała, że te pieniądze im się po prostu należały. PiS przerażony tym, co zrobił, ruszył w Polskę i zorganizował 700 spotkań. Zaczęliśmy się pojawiać na tych spotkaniach i zadawać trudne pytania. Jedno z pierwszych spotkań miało miejsce na warszawskiej Ochocie, gdzie spotkanie zorganizowała Krystyna Pawłowicz, wtedy posłanka. Usiedliśmy na sali w jakieś 10 osób, wyjęliśmy sałatki i ostentacyjnie zaczęliśmy jeść, jak to Pawłowicz robiła na sali obrad w Sejmie. Po chwili wpadł jeszcze kolega z pizzą. Spotkanie miało żenującą frekwencję, posłuchać Pawłowicz przyszło może 15 osób, ale nasza akcja wywołała ogromną reakcję. „Gazeta Polska. Codziennie” poświęciła nam okładkę plus ze cztery strony w środku, opisując, kto tam od nas był. Najfajniejszy był tytuł „Lotna brygada opozycji”, a pod spodem „cel: zagłuszyć dobrą zmianę”. Tak nam się spodobało, że pożyczyliśmy nazwę od "GP". Takich spotkań odbyliśmy kilkadziesiąt. Potem była kampania Jakiego.

A jakie życzenia dla Polski i samej siebie na 2022 rok ma Lotna Brygada Opozycji?

Oj, żebyśmy nie mieli roboty może? No i żeby się skończyła ta zaraza. I pandemia też.

A może przedwczesne te życzenia? Może się okaże, że jak nastąpi zmiana polityczna, wasze akcje nadal będą potrzebne?

To już zależy od przyszłej władzy. Co będzie kiedyś, to będzie. Na razie szykujemy się na akcję 10 stycznia, nie chcielibyśmy zawieść oczekiwań obecnej władzy, która na pewno też się szykuje.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze