0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Luis ROBAYO / AFPFot. Luis ROBAYO / A...

Javier Milei mówi, że wszystkiemu winna kasta uprzywilejowanych (nie wchodzi w szczegóły). A potem bierze od części „kasty” pieniądze na kampanię. Mówi, że rządy, które dały Argentyńczykom więcej szans i więcej wolności – w istocie szanse i wolność im odebrały. Że skoro na ulicach zrobiło się niebezpiecznie i ludzie do siebie strzelają – to trzeba dać im jeszcze więcej broni.

Takimi „mądrościami” dzielą się od zawsze podpici stryjkowie na rodzinnych przyjęciach. Wielka zmiana naszego czasu polega na tym, że nagle pół świata zapragnęło, żeby nami rządzili.

Javier Milei obrzucał w czasie kampanii wyborczej swojego rodaka papieża Franciszka wyzwiskami – że „dureń”, „przerażający lewak” i „przedstawiciel Zła na Ziemi”, który promuje „komunizm”. Słów podziwu nie szczędził za to Donaldowi Trumpowi i Jairowi Bolsonaro, byłym prezydentom USA i Brazylii. Podobnie jak obaj populiści, Milei jest klimatycznym negacjonistą. Twierdzi, że „globalne ocieplenie to kolejne kłamstwo socjalizmu” i manipulacja pewnymi parametrami oraz danymi, „aby wywołać strach”.

Na zdjęciu u góry: Javier Milei przemawia na wiecu wyborczym w Buenos Aires 18 października 2023

W świecie Orwella

Najważniejszym słowem, które na okrągło Milei powtarzał w czasie prezydenckiego wyścigu to „wolność”. Jak ją rozumie? Sprawdźmy.

Zapowiadał, że jako prezydent doprowadzi do cofnięcia dopiero co uchwalonej ustawy, która pozwala kobietom w ciąży na wybór czy chcą urodzić dziecko, czy nie. Wolność Mileia to zakaz aborcji.

Może Javier Milei jest przejęty katolicką nauką „przeciw zabijaniu niewinnych dzieci poczętych”? Niezupełnie, wiemy już, co mówi o papieżu Franciszku. Ale ważniejsze w tym kontekście jest to, że zapowiedział złagodzenie przepisów o posiadaniu broni palnej. Wolność Mileia to więcej broni i zachęty do brania spraw w swoje ręce, to samodzielne wymierzanie sprawiedliwości przestępcom. „Ochrona życia”? Niekoniecznie.

Wolność dla Mileia to także prawo do swobodnego handlowania ludzkimi organami. W końcu to też towar, a wolny obieg towarów jest dobry. Wolność, wolność, wolność…

Javier Milei jest za wolnym handlem, a równocześnie zapowiada wycofanie Argentyny ze wspólnoty Mercosur, tj. sojuszu wolnego handlu, do którego należą również Brazylia, Urugwaj i Paragwaj (udział Wenezueli został zawieszony).

Wolność Mileia to także likwidacja ministerstw: edukacji, zdrowia, nauki, pracy i kobiet. Planowanie działań w tych sferach życia społecznego to – jak mówi – „komunizm”. „Komunizmem” jest dla Mileia jakakolwiek polityka społeczna czy odwoływanie się do solidarności i zbiorowych wysiłków. Ich przeciwieństwo to „wolność” – że każdy sobie.

Idee wolności – w świecie wyobrażeń Mileia – realizowała wojskowa junta rządząca krajem w latach 1976-1983, odpowiedzialna za „zniknięcie” 30 tysięcy przeciwników politycznych, wymyślne tortury i kradzież kilkuset nowo narodzonych dzieci. Milei przyznaje, że „siły bezpieczeństwa, w niektórych swoich działaniach przekroczyły granice”, ale zasadniczo broniły wolności, bo „toczyła się wtedy wojna pomiędzy grupą wywrotowców, którzy chcieli narzucić komunistyczną dyktaturę”. W ostatnich dniach przeciw wyborowi Mileia na prezydenta protestowały matki i babcie z Placu Majowego – Milei zapowiadał, że zlikwiduje główne miejsce pamięci o ofiarach dyktatury w ESMA, szkole mechaniki marynarki wojennej, gdzie „zniknęto” ok. 5 tys. osób.

W czasie pandemii Milei zwalczał nakazy izolacji i głosił hasła walki o „wolność indywidualną przeciw państwowym nakazom”.

Javier Milei nie jest pierwszym, który ukradł słowo „wolność” i sprawił, że na jego dźwięk u wielu ludzi rodzi się dzisiaj lęk. O wolności mówił Trump budujący mur na granicy USA z Meksykiem. Partia Bolsonara nazywa się „liberalna”, a Bolsonaro w ramach praktykowania „wolności” zachęcał do wycinania lasów Amazonii i rozprawy z tymi, którzy temu „postępowi wolności” stali na drodze.

Koalicja Mileia nazywa się „Libertad Avanza” – „Wolność idzie na przód” (dosłownie: postępuje). To orwellowski świat, w którym szlachetnie brzmiące słowo zasłania niesprawiedliwość, nierówność, niewolę, czasem zbrodnię.

Przeczytaj także:

Antysystemowiec ze środka systemu

Do polityki Milei wszedł kilka lat temu. Wybrano go do Kongresu, ale niczym tam nie błysnął. Należał do najmniej aktywnych deputowanych. Nie złożył żadnego projektu, nie wszedł do żadnej z ponad czterdziestu parlamentarnych komisji, rzadko uczestniczył w parlamentarnych debatach.

Swoje wpływy budował w telewizji, radiu (gdzie miał do niedawna własny program) oraz mediach społecznościowych. Jego agresywne i prowokacyjne wypowiedzi, także ekscentryczne zachowania przyciągały uwagę, zwiększały oglądalność i klikalność.

Przyciągał zazwyczaj obelżywymi słowami kierowanymi do przeciwników politycznych. „Pieprzony lewaku”, „rozgnieciony robaku”, „obrzydliwy gnoju” – niektóre wyzwiska z repertuaru Mileia.

O sobie mówił, że jest „lwem”, który przebudzi „uśpione stado”. I że nie jest politykiem – polityka go nie interesuje; politycy to „złodziejska kasta”. Stanął do wyborów, żeby kastę zniszczyć, odegrać się na rządzących, którzy doprowadzili do zapaści gospodarczej Argentyny. Nieuczestniczenie w pracach Kongresu, świadome marginalizowanie się, a przez to brak odpowiedzialności za jakiekolwiek decyzje, uwiarygadniały ataki Mileia na innych polityków. Dzięki temu, będąc w samym środku parlamentarnego establishmentu, mógł odgrywać rolę antysystemowca.

Milei „antysystemowiec” jest z wykształcenia ekonomistą i przez lata pracował dla koncernu Corporación America, którego głównym udziałowcem jest jeden z najbogatszych Argentyńczyków, Eduardo Eurnekian. Znowu podobieństwo z Trumpem i Bolsonarem. Trump grał rolę outsidera, będąc celebrytą wywodzącym się ze środka biznesowego establishmentu. Bolsonaro „antysystemowiec”, zanim stanął do wyścigu prezydenckiego, był przez 27 lat deputowanym do Kongresu, w którym pobierał pensję i nic nie robił.

Gotham City

Argentyńczycy mają powody do frustracji. Inflacja wynosi 140 proc., blisko połowa ludzi cierpi biedę lub stan biedzie bliski. Politycy bywają rozczarowujący – mówią jedno, robią drugie. Bywają nieuczciwi i skorumpowani.

„Rozumiem, że [Argentyńczycy] są zasadnie zdesperowani, pozbawieni nadziei z powodu biedy i niesprawiedliwości” – pisał z okazji wyborów Martin Caparrós, znany w Polsce pisarz i reporter argentyński. „Nie rozumiem jednak, dlaczego nie umieją sobie wyobrazić lepszego sposobu na ich rozwiązanie. Rozumiem, że politycy i ich wykolejona demokracja całkowicie ich rozczarowali. Nie rozumiem jednak, że można wierzyć w to, że najlepszym kandydatem jest ktoś, kto rozmawia ze swoim zmarłym psem [o tym za chwilę – red.] i obraża każdego, kto się z nim nie zgadza; kto chce sprzedawać organy ludzkie i broń, bo rządzi rynek; kto wychodzi na ulice z piłą łańcuchową…” [aluzja do publicznego pojawienia się Mileia z tym narzędziem w podczas jednego z wyborczych wieców].

Politolog Pablo Stefanoni próbuje opisywać na chłodno: „Głosowanie na Mileia łączyło wściekłość z pewnym rodzajem nadziei. W jego przemówieniach silny był ładunek utopijny i mesjański z zapowiedziami o reakcyjnym charakterze. Milei przedstawiał się, jako Mojżesz, który wyzwoli Argentynę od »etatyzmu« i »dekadencji«”.

Stefanoni wynajduje trafną, jak się wydaje, metaforę, zaczerpniętą z opowieści o Batmanie. „W ciągu zaledwie dwóch lat [Javier Milei] zmienił się z Jokera, który nawoływał do buntu w Gotham City, w niespodziewanego nowego prezydenta. Jego strategia polegała na wstrząsie, często niekonsekwentnym, nieuporządkowanym, ale skutecznym”. Joker uosabia bunt, który jest zrozumiały, ale nie przynosi niczego prócz wściekłości, agresji, zniszczenia i odgrywania się za doznane upokorzenia i urazy.

Milei je kanalizuje – takim językiem opowiada o nim inny argentyński politolog Ariel Goldstein. Sugeruje on, że język „walki z komunizmem”, „etatyzmem”, czyli państwem, które wspiera najbardziej potrzebujących, obudził najgorsze demony wśród ludzi z klasy średniej.

Powrót klasizmu i rasizmu

Rządzący peroniści, najpierw w latach 2003-2015 i po czteroletniej przerwie od końca 2019 roku do teraz wprowadzili wiele programów wyrównywania szans dla najuboższych. Były to m.in. najróżniejsze subsydia i wypłaty gotówkowe oraz renacjonalizacje. Milei zdołał wytworzyć wśród sfrustrowanych wyborców skojarzenie między tą egalitarną polityką a kryzysem, za który po raz kolejny w ostatnich dekadach odpowiada gigantyczne zadłużenie kraju. Zadłużenie zaciągnięte w MFW spłacili właśnie peroniści, nowe długi zaciągnął prawicowy prezydent Mauricio Macri, który w II turze poparł Mileia.

Wielu ludzi z klasy średniej obwinia peronistów za to, że ich rządy faworyzowały najuboższych, a nie ich samych (mimo że w czasach prosperity rządów Nestora i Cristiny Kirchnerów to właśnie klasa średnia zyskiwała najwięcej). Powróciły dobrze znane z przeszłości demony rasizmu i klasizmu. Właściciele drobnych biznesów chętnie poszli za hasłami Mileia „wolnej przedsiębiorczości”, wierząc, że to pomoc finansowa dla najuboższych „z naszych podatków” jest przyczyną zapaści gospodarczej kraju.

Można peronistom zarzucić skandale korupcyjne, w jeden jest zamieszana była prezydentka (w kolejnym rozdaniu wiceprezydentka) Cristina Fernandez de Kirchner. Choć wielu ludzi uważa, że oskarżenie jest tak samo lipne, jak lipne były w Brazylii zarzuty przeciw Luli, który ostatecznie wyszedł z więzienia po półtora roku i został ponownie wybrany na głowę państwa. Ale ekonomię pogrążyły nie tyle decyzje rządu, ile najpierw pandemia, a potem susza. Mimo pandemii w latach 2021-2022 gospodarka Argentyny urosła o 16 proc., płace zaczęły rosnąć, ale nadeszła potężna susza, której straty szacuje się na 23 mld dolarów.

Nawet wygrany przez drużynę dwóch Lionelów – Scaloniego i Messiego – mundial w Katarze nie pomógł peronistom. Piłkarze z kolei pomóc peronistom nie chcieli – świętowali zwycięstwo z milionami rodaków na ulicach, ale wobec obozu władzy zachowali dystans. Peronistów z pewnością wsparłby Diego Maradona, którego polityczne serce zawsze biło po lewej stronie, ale Maradona w czasie pandemii zmarł. Odchodzący z urzędu Alberto Fernandez powiedział, że był to jeden z dwóch najtragiczniejszych dni jego kadencji (drugim był – szczęśliwie nieudany – zamach na wiceprezydentkę Cristinę Fernandez de Kirchner).

Argentyna dostała więc Jokera – ale nie takiego z talii kart. Milei jako Joker przebija wszystkich i wszystko, ale tylko, gdy idzie o niedorzeczność tego, co mówi i jak się zachowuje.

Pies Conan i międzynarodówka faszystów

Jedną z tych niedorzeczności są opowieści o zmarłym psie Conanie, mastifie angielskim, z duchem którego Javier Milei łączy się w czasie seansów telepatycznych, i który mu doradza. Milei głosi publicznie, że to najlepszy spośród jego doradców.

Nowy prezydent Argentyny ma 52 lata, jest synem kierowcy autobusu i gospodyni domowej. Jako chłopiec doświadczał z ich strony przemocy – fizycznej i słownej. Jako dorosły zerwał z rodzicami kontakty i – jak głosi wieść – nie rozmawiał z nimi od dekady. Wsparciem w trudnych momentach były dla niego babcia i siostra Karina, która ma teraz pełnić rolę pierwszej damy.

Przemoc odcisnęła się na charakterze Mileia – w czasach szkolnych słynął z napadów agresji, które jako polityk przeniósł do mediów społecznościowych, na ekrany telewizji i wiece wyborcze. Na scenie potrafi zachowywać się jak podekscytowany nastolatek po silnej dawce substancji psychoaktywnych.

Jego polityczny program dla Argentyny to prywatyzacja „sklerotycznych firm państwowych”, dolaryzacja gospodarki, demontaż wszelkiej polityki socjalnej i redukcja deficytu do zera w pierwszym roku rządów. Wzorem dla niego są kraje takie jak Australia, Nowa Zelandia, Irlandia i Izrael. Pod koniec kampanii, już w trakcie bombardowań Strefy Gazy przez wojsko izraelskie, Javier Milei pokazał się kilkakrotnie z flagą Izraela.

Tuż przed drugą turą wyborów, która odbyła się 19 listopada 2023, złagodził tonację swoich wypowiedzi – żeby wygrać, potrzebował wsparcia tradycyjnej, też neoliberalnej, ale mniej skrajnej prawicy i jej lidera ex-prezydenta Macriego. Uzyskał je. Trzecia w wyścigu prezydenckim kandydatka z tejże prawicy Patricia Bullrich zostanie w jego rządzie ministrą spraw wewnętrznych.

Żeby rządzić Milei będzie jednak potrzebował szerszego wsparcia w parlamencie, a negocjowanie i kompromisy to przeciwieństwo jego sposobu funkcjonowania w polityce. Specjalnością Mileia są agresywny język i polaryzowanie. Brytyjski „Economist” przestrzegał kilka tygodni temu, że jego niezdolność do rządzenia może się skończyć autorytarnym zwrotem.

Tymczasem faszyzująca międzynarodówka pod auspicjami hiszpańskiej partii Vox powitała wygraną Mileia niemal jak nadejście mesjasza. Bolsonaro powiedział, że do Ameryki Łacińskiej wraca nadzieja. Ivan Duque, ex-prezydent Kolumbii – że zwyciężyła demokracja nad populizmem i demagogią. Podobne głosy słychać z kręgów skrajnej prawicy w Meksyku. Z wizytą do Argentyny wybiera się Donald Trump.

Przedstawicielka republikanów w Izbie Reprezentantów USA María Elvira Salazar, o kubańskich korzeniach, postawiła kropkę nad „i”: „Chcemy, aby Argentyna była jednym z pierwszych krajów na świecie. To kraj, który ma wszystko… Ma soję, mięso, minerały, ziemię, wodę i jedną kulturę, jedną religię i jedną rasę”. Zwłaszcza wątek o „jednej rasie” powinien sprawić, że w wielu głowach zapali się światełko ostrzegawcze. A może to nadmiar oczekiwań, skoro opowieści Mileia o rozmowach z duchem własnego psa nie spowodowały, że takie światełko się zapaliło?

;

Udostępnij:

Artur Domosławski

Pisarz i reporter, przez 20 lat związany z „Gazetą Wyborczą”, od dekady z „Polityką”. Autor kultowej „Gorączki latynoamerykańskiej" (2004), niepokojącej „Śmierci w Amazonii" (2013), wstrząsających „Wykluczonych" (2016), słynnej biografii „Kapuściński non-fiction" (2010) oraz monumentalnej biografii Zygmunta Baumana „Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana" (2021). Laureat wielu nagród i wyróżnień literackich i dziennikarskich, m.in. Grand Press Dziennikarz Roku 2010, nominowany do Nagrody Nike za „Wykluczonych" i „Wygnańca", aureat Górnośląskiej Nagrody Literackiej „Juliusz” (2022) dla najlepszej biografii za „Wygnańca". Jego książki były tłumaczone na 10 języków.

Komentarze