0:000:00

0:00

Marta Rozmysłowicz, członkini komisji krajowej związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza (IP) i działaczka Socjalnego Kongresu Kobiet jechała w piątek 30 października na Strajk Kobiet w Warszawie. Podróżowała w towarzystwie innych związkowców z IP. Policja zatrzymywała ich po drodze trzy razy: ostatnia interwencja zakończyła się skuciem ich kajdankami i przewiezieniem na komisariat w Pruszkowie.

"Mieliśmy informację, że tym samochodem mogą poruszać się osoby, których celem będzie zakłócanie protestu w Warszawie" - powiedziała Wyborczej komisarz Karolina Kańka, rzeczniczka policji w Pruszkowie. Przyznała, że podejrzenia zostały zweryfikowane negatywnie. Członkowie IP działania policji odbierają jako szykany i zapowiadają złożenie zażalenia na bezpodstawne zatrzymanie.

Marta Rozmysłowicz na komendzie spędziła kilka godzin. Nie zdążyła więc na protest, gdzie miała wygłosić przemówienie. Pod rozmową z aktywistką publikujemy jego treść.

Hanna Szukalska, OKO.press: Opowiedz co się wydarzyło.

Marta Rozmysłowicz: Jechaliśmy na demonstrację w Warszawie pięcioma samochodami, podczas całej trasy policja zatrzymała cztery z nich. Za jednym wysłali helikopter. Auto, w którym byłam, zostało pierwszy raz zatrzymane na autostradzie A2 jeszcze w Wielkopolsce. Policja sprawdziła światła, kierunkowskazy, spisali nas, ale puścili dalej.

Przed Warszawą zatrzymano nas ponownie. Policja stała na autostradzie z lornetką i wypatrywała naszego samochodu. Mieli już prawdopodobnie zapisane nasze rejestracje, więc gdy tylko się zorientowali, że to nasze auto, szybko nas dogonili. Kazali nam zjechać z autostrady. To było gdzieś pod Łowiczem.

Co robili, gdy was zatrzymali?

Przez 45 minut prowadzili kontrolę naszego samochodu, spisali nas ponownie, zbadali zawartość bagażnika, rozwinęli i sprawdzili banner Socjalnego Kongresu Kobiet. Znów nas puścili i pojechaliśmy dalej.

fot.: Inicjatywa Pracownicza

Gdy byliśmy już na zjeździe na Warszawę, dogonił nas ten sam samochód drogówki, który zatrzymał nas wcześniej. Jechał z włączonymi syrenami, zatrzymaliśmy się na poboczu autostrady i czekaliśmy. Policjanci powiedzieli nam, że zablokował im się system, więc nie mogą sprawdzić, czy nie jesteśmy poszukiwani i że musimy czekać. Zauważyliśmy, że zbiera się za nami coraz więcej policyjnych samochodów, finalnie przyjechało ich pięć.

Widziałam nagranie – tym razem już Was nie wypuścili.

Po około godzinie podeszli do nas, złapali za klamki i wyciągnęli nas z samochodu.

Skuli wszystkich kajdankami z tyłu za plecami. Przetransportowali na komendę w Pruszkowie.

Pomimo naszych pytań, nie podawali podstawy zatrzymania, mówili, że to nie jest ich interwencja, że oni tylko wykonują polecenia.

Na komendzie w Pruszkowie, gdy już zostaliśmy wprowadzeni do osobnych pokojów, zdjęli nam kajdanki i prowadzili czynności tak, jakbyśmy byli zatrzymani: zostaliśmy zrewidowani, przeszukali nasze rzeczy i ciała, zrobili nam alko-testy, kierowcy też narko-test. Wszyscy byliśmy trzeźwi. Nie mieliśmy też żadnych niebezpiecznych przedmiotów przy sobie, ani w aucie. Cały czas nie podawano nam podstawy zatrzymania. Czekali, żeby jakaś góra zdecydowała, jaka jest podstawa zatrzymania, ale jej nie znaleźli.

Ile czasu spędziliście na komendzie?

Wypuścili nas po trzech godzinach, bez żadnego kwitka, bez protokołu zatrzymania. Powiedzieli, że możemy wnieść skargę. Z pewnością to zrobimy.

Moim zdaniem to jakaś próba kryminalizacji i zniechęcenia do działalności związkowej, co jest przejawem działania państwa policyjnego – tylko tak to mogę rozumieć.

Często się zdarza, że podczas protestów pracowniczych policja broni drugiej strony, ale w ostatnim czasie jako Inicjatywa Pracownicza nie mieliśmy jakichś konfrontacji z policją.

Może szukali tej mitycznej niemieckiej Antify, o której mówiło TVP? W końcu jechaliście z zachodu...

Nie wiem. Moim zdaniem wiedzieli, że jesteśmy z Inicjatywy. Mamy ponad trzy tysiące członkiń i członków, to mało w porównaniu z innymi centralami związkowymi, ale jest o nas dość głośno. Organizujemy protesty m.in. pod Amazonem czy fabryką Volkswagena, upominając się o warunki pracy i płacy zatrudnionych tam osób. Powszechnie więc wiadomo, że jesteśmy walecznym związkiem, który nie wchodzi w ugody z pracodawcami, tak jak to robią dość często duże centrale związkowe.

Przeczytaj także:

Dzięki policji nie zdążyłaś na swoją przemowę podczas demonstracji.

Tak, dojechałam już pod koniec demonstracji. Miałam przemawiać na platformie jadącej w bloku socjalnym [podczas demonstracji było kilka bloków, w których szły przedstawicielki kilku środowisk, blok socjalny był jednym z nich – przyp. red.]. Przygotowałam się na to przemówienie. Miałam też pomóc w koordynacji marszu tego bloku.

O czym chciałaś powiedzieć?

Zakaz aborcji to ograniczenie wolności, ale trzeba zwrócić uwagę też na jego socjalną stronę. My w IP i Socjalnym Kongresie Kobiet widzimy tę sprawę także jako przejaw szerszego zjawiska cięć wydatków na cele socjalne: na usługi medyczne, usługi społeczne. To nie jest żadna nowość, to jest kolejna rzecz, która jest obcinana, które państwo wypycha na wolny rynek i ich koszt zrzuca na nasze kieszenie.

Chcę podkreślić tę sprawę, bo moim zdaniem, oprócz postulatów dotyczących wolności, protesty muszą iść w stronę żądań socjalnych. Czyli większej samodzielności ekonomicznej kobiet, żeby nakierować ten protest na drogę, w którą powinien iść: żądania lepszego życia dla społeczeństwa.

Dlatego też, jako Socjalny Kongres Kobiet, wysłaliśmy do Ogólnopolskiego Strajku Kobiet listę takich postulatów.

Dlaczego trzeba mówić o socjalnym aspekcie prawa do aborcji?

Problemy gorzej sytuowanych kobiet przebijają się z trudem, a to właśnie dla nich najważniejszy jest dostęp do darmowej i bezpiecznej aborcji. Dlatego podkreślamy to w naszych postulatach. Zwracamy też uwagę ogólnie na rolę NFZ – nie możemy odpuścić publicznej służby zdrowia, bo tylko ona gwarantuje dostęp do świadczeń medycznych dla gorzej sytuowanych osób.

To jest skandal, żeby kobiety musiały brać chwilówki, zapożyczać się w bankach, nie tylko żeby terminować ciążę, ale także przeprowadzić podstawowe zabiegi, gdy chcą dziecko urodzić lub zabezpieczyć się przed ciążą.

Muszą się zapożyczać, żeby zrobić wszystkie potrzebne badania prenatalne lub zapłacić za antykoncepcję, która jest droga, bo nie jest refundowana. Trzeba też pamiętać, że aby mieć dziecko, wiele kobiet bierze kredyt! Moje koleżanki tak właśnie robią: pożyczają pieniądze, żeby kupić zapas pieluszek, ubranek, żeby zabezpieczyć się na miesiące, kiedy nie będą pracować. A w sytuacji, gdyby miały urodzić głęboko niepełnosprawne dzieci, te koszty będą wielokrotnie wyższe.

I dla gorzej sytuowanych rodzin to, co stało się teraz, czyli zakaz aborcji w sytuacji ciężkiego uszkodzenia lub śmiertelnej choroby płodu, oznacza nie tylko zmuszenie do cierpienia, ale także obciążenie finansowe, którego nie będą potrafiły unieść. Już teraz żyjemy od pierwszego do pierwszego nie mając z czego oszczędzać.

Wystąpienie, którego Marcie Rozmysłowicz nie udało się wygłosić:

Nazywam się Marta Rozmysłowicz, jestem członkinią Komisji Krajowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Jestem tutaj z koleżankami i kolegami z komisji naszego związku z zakładów pracy w całej Polsce.

Ten zakaz aborcji, to odebranie nam dostępu do podstawowej usługi medycznej, jaką jest przerywanie ciąży. To nic innego jak kolejne cięcia w wydatkach społecznych. Obcięli już nam dostęp do wielu innych podstawowych usług medycznych i społecznych.

Pośród tych cięć, które najbardziej uderzają w kobiety pracujące można wymienić:

  • brak badań prenatalnych,
  • brak refundacji antykoncepcji,
  • brak gwarancji znieczulenia podczas porodu.

Płace i zasiłki są zbyt niskie, żeby wychować dziecko w tym kraju przy tak wysokich kosztach życia.

Brak stabilnych umów o pracę, żeby móc skorzystać z tych usług i zasiłków, które istnieją.

A jak już urodzisz dziecko: brak żłobków i brak stołówek szkolnych. Nawet dzieci protestują i domagają się Szóstki dla uczniów, bo w szkołach są przemęczone i brakuje środków.

W końcu, wszyscy wiemy, że bez darmowej pracy opiekuńczej babć w tym kraju nie da rady wychować dziecka! A wszystkim babciom (i dziadkom) w Polsce należy się lepsza emerytura, bo w tej chwili emerytury są głodowe.

Żyjemy od wypłaty do wypłaty, bierzemy kredyty w prywatnych bankach, żeby się utrzymać.

Zakaz aborcji to kolejne zrzucenie kosztów podstawowych potrzeb na nasze własne kieszenie.

Władze mówią: "chcesz urodzić zdrowe dziecko? Płać i płacz. Pożycz kasę, zatrudnij się na drugi etat, weź dodatkowe zlecenie. Jedź do Niemiec i kup se usługę aborcji czy badań prenatalnych na wolnym rynku".

NIE. Nie będziemy płacić z własnej kieszeni za podstawowe potrzeby społeczne.

Kobietom w tym kraju należy się nieograniczony dostęp do legalnych, darmowych, nowoczesnych i bezpiecznych usług medycznych na NFZ – w tym do aborcji. Potrzebujemy być w stanie zaplanować nasze życie w rodzinie, jeśli takie chcemy prowadzić. Jesteśmy przepracowane i nie zniesiemy zrzucania kolejnych kosztów na nasze barki.

Chcemy lepszego życia!

Dziewczyny, może przyjdzie nam obalić rząd. Ale jeśli to się stanie, nie oddamy tych zdobyczy socjalnych, do których udało nam się zmusić rząd. Nie oddamy programów 500 plus. Trzeba utrzymać wiek emerytalny na poziomie 60 lat dla kobiet. Trzeba zostawić wyższą płacę minimalną. Ani krok wstecz, jeśli chodzi o zdobycze socjalne!

Jebać Kaczyńskiego i jebać kapitalizm!

(30 października, 2020 roku)

Udostępnij:

Hanna Szukalska

Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.

Komentarze