0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Agnieszka Sadowska / Agencja GazetaAgnieszka Sadowska /...

Rok temu, mniej więcej o tej samej porze, zadzwoniłam do prof. Marii Gańczak, epidemiolożki z Uniwersytetu Zielonogórskiego, żeby dowiedzieć się, co będzie działo się w Polsce jesienią. Nie wiedziałyśmy jeszcze wtedy, że jesienna fala położy na łopatki służbę zdrowia, że w listopadzie umrze ponad dwa razy więcej osób niż w latach poprzednich. Ekspertka ostrzegała jednak: jesienna fala nadchodzi, a rząd nie ma planu, jak na nią odpowiedzieć.

Przeczytaj także:

Tak samo jest i teraz – nie wiemy, jakie ewentualne obostrzenia zostaną wprowadzone w przypadku jesiennej fali, bo te są wciąż analizowane. Że ta fala nastąpi, wskazują wszystkie znaki na niebie i na ziemi, bo wysoce zakaźny wariant Delta okrąża już Polskę ze wszystkich stron.

ECDC zapadalność 14 dni
Nowowykryte zakażenia na 100 tys. mieszkańców w krajach UE/EOG

Również w Polsce, po spokojnym lipcu, zakażenia rosną, choć jeszcze nie tak dynamicznie, jak w krajach, które już doświadczyły/doświadczają w pełni fali wywołanej Deltą.

Sytuacja w porównaniu z zeszłym rokiem zmieniła się o tyle, że mamy szczepionki. Te dostępne w Polsce wciąż w wysokim stopniu - ponad 90 proc. – chronią przed ciężkim przebiegiem COVID-19, hospitalizacją i zgonem. Niestety nadal za mało chce się szczepić:

W tej chwili robi to średnio 56 tys. osób dziennie, z czego około połowa szczepi się pierwszą dawką. Jeśli chodzi o poziom wyszczepienia, jesteśmy ostatni z dużych państw Unii Europejskiej. W pełni zaszczepione jest u nas 48 proc. populacji (61 proc. w Hiszpanii, 58 proc. we Włoszech, 57 proc. w Niemczech, 56 proc. we Francji).

Prof. Gańczak tłumaczy OKO.press, co powinien zrobić rząd, żeby zminimalizować uderzenie jesiennej fali - jak skutecznie połączyć szczepienia z ograniczaniem zakażeń innymi sposobami. Szczególną rolę będzie tu odgrywać bezpieczeństwo szkół – bo to z ich otwarciem we wrześniu 2020 roku eksperci wiążą tak gwałtowny przebieg epidemii tamtej jesieni.

Miłada Jędrysik, OKO.press: Czuję się trochę jak bohaterowie „Dnia świstaka”, bo dokładnie rok temu o tej porze pytałam Panią Profesor, co będzie jesienią. A przydałoby się trochę nadziei – czy możemy już przewidywać, kiedy ta pandemia się wreszcie skończy?

Prof. Maria Gańczak: Tego nie możemy przewidzieć, dlatego że nie wiemy, jak wirus będzie mutował. Jesteśmy na początku czwartej fali, którą już przerabiają inne kraje w Europie, Stany Zjednoczone i niektóre kraje azjatyckie. Wszystko jeszcze przed nami.

Eksperci stworzyli trzy możliwe scenariusze rozwoju pandemii.

W pierwszym nowe warianty wirusa nie będą w stanie skutecznie przełamać naszej odporności, zwłaszcza w przypadku osób zaszczepionych (w porównaniu z osobami, które uległy naturalnemu zakażeniu). Tak działają inne szczepionki, np. przeciw odrze, śwince, różyczce, polio – to są preparaty, niemodyfikowane przez lata i dobrze nam służące, zapobiegające zakażeniu. Nowe warianty SARS-CoV-2 będą się pojawiać, ale u osób zaszczepionych rzadko będzie dochodziło do ciężkiego przebiegu COVID-19.

Inny scenariusz zakłada, że jednak pojawi się wariant, który będzie zawierał mutacje powodujące znaczące wymykanie się odporności poszczepiennej. Ale coś za coś – wirus będzie musiał tak zmodyfikować swoje białka, szczególnie białko kolca, że nowy wariant będzie się słabiej przyczepiał do komórek receptorowych. Będzie więc mniej zakaźny. Ten scenariusz przewiduje, że będziemy wówczas w stanie stworzyć szczepionkę, która zapobiegnie zakażeniom tym nowym wariantem. Jednak trzeba będzie ją w miarę szybko wyprodukować, rozdystrybuować, zapisywać na kolejne szczepienia miliony ludzi. To będzie logistycznie trudne, ale możliwe.

No i najgorszy scenariusz. Mam nadzieję, że się nie spełni, bo jest najmniej prawdopodobny: pojawi się wariant bardziej transmisyjny i będący w stanie istotnie przełamać odporność po przebyciu zakażenia czy po szczepieniu.

To już rzeczywiście brzmi strasznie, bo wszystkie nasze nadzieje, które się pojawiły w związku ze szczepionką, zostaną pogrzebane.

Naprawdę trudno powiedzieć, co się będzie działo. Musimy jeszcze wziąć pod uwagę, że w tym teatrze jednego aktora wirus gra przed różną „publicznością” i jako świetny aktor dostosowuje się do niej.

Na przykład przed taką, która jest zaszczepiona w ponad 60 proc., jak w Wielkiej Brytanii, czy Izraelu albo Hiszpanii, a nawet w ponad 70 proc. jak na Islandii czy w Emiratach Arabskich. Tam, żeby wirus mógł w dalszym ciągu się replikować i skutecznie zakażać kolejne osoby, pojawi się zapewne mutacja, której celem będzie znaczące przełamanie odporności po szczepieniu.

A jeśli tą „publicznością” będą ludzie niezaszczepieni – a przecież w skali świata to zdecydowana większość – wirus będzie się zachowywał tak jak wariant Delta w Indiach, czyli mutacja będzie głównie sprzyjała jego transmisyjności, a mniej wpływała na załamanie odporności poszczepiennej.

Mamy jeszcze inne publiczności: tę, która przeszła zakażenie, tę, która się zaszczepiła tylko jedną dawką, albo tę, która zaszczepiła się dwiema dawkami, ale na samym początku - tuż po wprowadzeniu programu szczepień.

W przypadku tej ostatniej grupy obawy budzi fakt, że obecnie nie wiemy, jak długo będzie trwała odporność po szczepieniu. Warto też wspomnieć o osobach z upośledzoną odpornością, u których obserwujemy słabą ochronę po szczepieniu. Takim osobom należałoby podać trzecią dawkę szczepionki.

Czy Pani Profesor któryś z tych scenariuszy faworyzuje, czy też jest wcześnie, żeby ocenić?

Ten aktor będzie odgrywał różne role. Inaczej może przebiegać epidemia w Europie, inaczej w Stanach Zjednoczonych. Jeszcze inaczej przebiega na izolowanych wyspach, które są wysoko rozwinięte technologicznie i mają zasoby finansowe, jak np. Islandia czy Nowa Zelandia. W takich izolowanych społecznościach wyspiarskich można łatwiej ustalić zasady, które pozwalają dobrze kontrolować epidemię.

Scenariusz kolejnych fal będzie tam zupełnie inny, bo – jak pokazują ostatnie dni - nawet jedno nowe zakażenie może wpływać na decyzję władz np. o powszechnym lockdownie. Zupełnie odmienną sytuację obserwujemy np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie każdy stan ma swoją suwerenność.

Dlatego nie mogę faworyzować któregoś scenariusza, bo zależą one od bardzo wielu czynników.

Czy w Nowej Zelandii – bo to tam wprowadzono lockdown po wykryciu jednego przypadku - uda się dalej stosować politykę „zero COVID” przy takiej zakaźności wariantu Delta? Singapur, który miał podobną strategię, teraz ją zmienia i otwiera gospodarkę. Władze wyliczyły bowiem, że liczba ewentualnych zgonów będzie porównywalna z grypą sezonową.

Polityka „zero COVID” na pewno nie jest możliwa, ale lockdown może ułatwić Nowej Zelandii zwiększenie odsetka osób zaszczepionych, bo z tym są problemy. Społeczeństwo poczuło się tak bezpiecznie, że w zasadzie uznało, że nie musi się szczepić, gdyż rząd odpowiednią polityką zapewni mu ochronę. I teraz jest kłopot. Nowozelandzkie władze trochę nie doceniły oporu społecznego, jeśli chodzi o szczepienia. A teraz mają pojawiający się wariant Delta i populację, która jest wyszczepiona w zaledwie 20 procentach.

A jak będzie wyglądała jesienna fala w Polsce przy naszym poziomie wyszczepienia i widocznym teraz lekceważeniu zasad dystansu i noszenia maseczek?

Wydaje mi się, że nie będzie aż tak dynamiczna i wysoka, jak poprzednie.

Nie będziemy świadkami takich dramatów i załamania systemu ochrony zdrowia, kolejek karetek na SOR, jak wiosną tego roku.

Niestety – w Polsce zaszczepionych jest tylko 62 proc. 80-latków – a w krajach europejskich, które szczepią bardziej skutecznie, ta populacja jest zaszczepiona w 90 proc., w niektórych krajach nawet prawie w stu procentach.

Obawiam się, że ci seniorzy będą wkrótce trafiali w ciężkim stanie do szpitala z powodu COVID-19 i będą umierali. Z kolei w grupie osób 60-69 lat mamy wyszczepialność na poziomie niecałych 70 proc. czyli prawie co trzecia osoba jest niezaszczepiona. A to jest też grupa z wielochorobowością, z otyłością, czyli ze zwiększonym ryzykiem ciężkiego przebiegu.

Czyli raczej nie mamy szans na czwartą falę taką jak w Wielkiej Brytanii i w Izraelu, gdzie zakażenia co prawda rosną, ale hospitalizacje i zgony są na o wiele niższym poziomie niż poprzednio?

Myślę, że będzie to fala o nieco innym przebiegu niż we wspomnianych krajach, chociażby z powodu niskiego poziomu szczepień wśród seniorów.

Niemniej pamiętajmy, że zakażenie wariantem Delta zwiększa ryzyko hospitalizacji ponad 2,5-krotnie. Ciężko chorować mogą również osoby z młodszych roczników. Średni wiek hospitalizowanych ulegnie obniżeniu w porównaniu z poprzednimi falami.

Nawet jeśli – z powodu znacznego odsetka osób zaszczepionych lub takich, które przeszły zakażenie - nie będziemy mieć do czynienia z tak dużą liczbą osób hospitalizowanych z powodu COVID-19 jak w poprzednich falach, to wariant Delta, który powoduje, że stężenie wirusa w organizmie osoby zakażonej jest 10-krotnie wyższe niż w przypadku poprzednich wariantów, sprawi, że mimo wszystko zakażeń w populacji będzie sporo. Należy przy tym zauważyć, że w przypadku tego wariantu około 12-13 proc. nowych zakażeń notuje się wśród osób szczepionych.

Absencja chorobowa będzie duża, bo zachoruje populacja w wieku produkcyjnym, będą to często rodzice uczniów w wieku szkolnym.

Może nie spowoduje to dramatycznego wzrostu liczby hospitalizacji, ale dostęp do lekarza rodzinnego może być znowu utrudniony.

A przecież powinniśmy nie tylko izolować tych chorych, ale i śledzić ich kontakty, które automatycznie powinny trafiać na kwarantannę. Może to istotnie zwiększyć liczbę osób czasowo odsuniętych od pracy.

Czyli w szczycie fali mogą to być setki tysięcy osób. Tymczasem rząd przed zeszłoroczną jesienną falą praktycznie zrezygnował ze śledzenia kontaktów, decydując się na testowanie tylko osób z objawami COVID.

Jakie działania rekomendowałaby Pani Profesor na jesień? Właściwie to już chyba powinno się coś robić, żeby nie obudzić się z ręką w nocniku, jak poprzedniej jesieni.

Po pierwsze szczepić, szczepić i jeszcze raz szczepić, szczególnie populacje zwiększonego ryzyka. Docierać lepiej do seniorów, uruchomić wszelkie możliwe kanały. Tutaj wyraźnie zawiódł Kościół katolicki i jego hierarchowie, nie zajmując wyraźnego proszczepiennego stanowiska. Z uwagi na wielki autorytet Kościoła w naszym społeczeństwie, znaczącą rolę w zwiększeniu wyszczepialności mogło odegrać propagowanie szczepień z ambony, czy np. organizowanie punktów szczepień przy parafiach.

W ostatnim czasie było kilka takich inicjatyw – punktów szczepień przy kościołach.

To wyjątkowe przypadki, oczywiście należy je chwalić i nagłaśniać, ale to kropla w morzu potrzeb. Do szczepień przekonują lekarze rodzinni, to już się dzieje, ale nie widać wyraźnych efektów. Trzeba zwiększyć wysiłki, żeby przekaz „zaszczep się” skierowany do seniorów brzmiał donośniej.

Należy też zwiększyć wysiłki, by zaszczepić osoby, które z racji wykonywanego zawodu mają bardzo dużo kontaktów z innymi ludźmi, a więc policję, straż pożarną, wojsko, nauczycieli. Decyzja rządu o szczepieniach obowiązkowych w tych grupach miałaby duże znaczenie. Grupa nauczycieli jest dość dobrze wyszczepiona, ale to nie znaczy, że w stu procentach.

Można zaryzykować otwarcie szkół?

Tak, ale to muszą być bezpieczne szkoły. Na razie nie znamy rządowych wytycznych i boję się, że powtórzy się sytuacja z zeszłego roku, kiedy dzieci były źródłami infekcji. Przestrzegaliśmy przed tym, zaproponowaliśmy rozwiązania, jak zapewnić bezpieczeństwo w szkołach, ale rząd nasze rady ignorował.

W obliczu czwartej fali nauczyciele powinni być wyszczepieni w stu procentach, nastolatki od 12. do 17. roku życia - w o wiele większym stopniu niż obecnie.

Wiemy, że mniej więcej co piąty Belg, Francuz, mieszkaniec Malty w tej kategorii wiekowej został zaszczepiony. Rządowy dashboard podaje, że około 1,3 mln nastolatków w wieku 12-17 lat zostało dotąd zaszczepionych, dane te nie określają jednak odsetka zaszczepionych osób, co ułatwiałoby porównania z innymi krajami.

W obliczu czwartej fali spróbujmy uruchomić w szkołach punkty szczepień. To zdaje egzamin w innych krajach, więc dlaczego nie korzystać z dobrych wzorców? Takie punkty mają być uruchomione dopiero w trzecim tygodniu września. To zbyt późno, biorąc pod uwagę fakt, że odporność poszczepienną nabywa się po ok. 2 tygodniach od podania drugiej dawki, przy czym odstęp między dawkami wynosi minimum 3 tygodnie.

Dopóki nie osiągniemy odpowiedniego pułapu wyszczepialności wśród nastolatków, to - według zaleceń światowej klasy ekspertów i towarzystw naukowych – uczniowie powinni siedzieć w odległości co najmniej metr od siebie. Klasy powinny być często wietrzone, przynajmniej na każdej przerwie. Uczniowie powinni nosić maseczki. Nie tylko na przerwach. Przy wysokiej transmisyjności wariantu Delta do zakażeń może łatwo dochodzić również w czasie lekcji.

Jeśli nie chcemy z różnych względów stosować wspomnianych środków, to przynajmniej testujmy uczniów co tydzień, by wykryć osoby zakażone bezobjawowo.

Mamy proste, przetestowane, skuteczne metody stosowane do ograniczania liczby zakażeń w środowisku szkolnym. Jest jednak wielki znak zapytania: komu w nadchodzącym roku szkolnym będzie zależeć na bezpieczeństwie w szkole?

A takie rozwiązania jak regionalne lockdowny?

Jak najbardziej. Nie sądzę, żebyśmy musieli wprowadzać powszechny, ogólnopolski lockdown przy czwartej fali, natomiast doświadczenie pokazuje, że tam, gdzie wyszczepialność jest niska, będzie dochodziło do większej liczby zakażeń. W związku z tym będziemy mieli powiaty, w których wskaźnik zapadalności na 100 tys. mieszkańców będzie zdecydowanie wyższy od średniej krajowej. Tam na pewno trzeba będzie trzymać rękę na pulsie i być może wprowadzać lockdowny.

A zielone paszporty, które tylko zaszczepionym, ozdrowieńcom lub osobom z negatywnym wynikiem testu pozwalają wejść np. na koncert, na basen czy do restauracji?

Powinny być wprowadzone już w czasie wakacji. One naprawdę zdały egzamin w wielu krajach. Podróżowałam teraz trochę po Europie i rzeczywiście te zasady są egzekwowane. Na przykład we Francji w dalszym ciągu trwają protesty niezadowolonych z zielonych paszportów, ale zdecydowana większość społeczeństwa stosuje się do tych rozporządzeń, zresztą nie tylko obywatele, ale też turyści.

Należy dodać, że już sama zapowiedź wprowadzenia takiego rozwiązania powoduje, że setki tysięcy, a nawet miliony ludzi zgłaszają się na szczepienie. Tak było we Francji i we Włoszech.

My jednak zdecydowanie przespaliśmy wakacje.

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze