0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Getty Images via AFPGetty Images via AFP

Od momentu, gdy Elon Musk przejął Twittera minęło zaledwie pół miesiąca. W tym krótkim czasie zdążył on doprowadzić stabilnego (finansowo, niekoniecznie technologicznie) globalnego giganta mediów społecznościowych do stanu, w którym niemal cała dyrektorska wierchuszka zrezygnowała, a odpływ reklamodawców jest na tyle znaczący, że sam Musk zastanawia się, czy firma nie zbankrutuje.

Przeczytaj także:

Jak użytkowniczki i użytkownicy portalu oceniają jego sytuację dobrze świadczy fakt, że pewna zdecentralizowana, otwarta sieć społecznościowa — Fediverse, o której już pisałem — urosła przez dwa tygodnie z ok. 600 tys. do ok. 2.6 mln. aktywnych kont.

Porozmawiajmy więc o Mastodonie, Fediverse i mediach społecznościowych utrzymywanych przez społeczności, a nie kupowanych przez miliarderów.

Czym się różni Mastodon od Fediverse

Zacznijmy od nazwy. Mastodon to tylko jeden z projektów, które wchodzą w skład sieci Fediverse. Ponieważ jednak jest wśród nich zdecydowanie najbardziej popularny, wiele osób używa tych nazw zamiennie lub wręcz nazywa całą sieć "Mastodonem". To trochę tak, jakby mówić "Gmail", gdy ma się na myśli "e-mail". Będę się więc konsekwentnie posługiwał nazwą "Fediverse" w odniesieniu do całej sieci i "Mastodon" w odniesieniu do konkretnego pakietu oprogramowania.

Nie będę wchodził w techniczne szczegóły zakładania konta (świetnie zrobili to już inni). Podkreślę jednak, że Fediverse to nie jest jednolita usługa prowadzona przez jedną firmę, a zbiór różnych, współpracujących ze sobą, serwerów (nazywanych "instancjami") prowadzonych przez różne osoby, społeczności i (od niedawna) instytucje.

To ważne, ponieważ wpływa na możliwości i ograniczenia Fediversu. Ograniczenia związane są z brakiem centralnie zarządzanej bazy kont i wpisów, przez co znajdowanie osób na fedi (jak sieć jest czasem nazywana przez osoby z niej korzystające) jest nieco trudniejsze.

W zamian zyskujemy jednak niezależność i brak scentralizowanej kontroli nad całą siecią. Obecne problemy Twittera (a zatem i osób z niego korzystających) doskonale ilustrują, czemu to ważne.

Jak odnaleźć znajomych z Twittera

Dla osób przyzwyczajonych do globalnego systemu wyszukiwania oraz algorytmu rekomendacji dostępnych na Twitterze, odnalezienie się po założeniu konta może zająć chwilę. Brak tych (wymagających centralnej kontroli, stąd na fedi niedostępnych) narzędzi jest jednak rekompensowany innymi metodami odkrywania ciekawych kont.

Po pierwsze, Mastodon pozwala śledzić całe hasztagi — można więc szybko zasubskrybować cały strumień wpisów na dany temat bez konieczności śledzenia wszystkich piszących o nim osób.

Po drugie, lokalna oś czasu wyświetla chronologicznie wszystkie wpisy z instancji, na której mamy konto. Widzimy więc publiczne wpisy wszystkich osób z naszego serwera — oraz wpisy przez te osoby podbite.

Po trzecie, jeśli przenosimy się z Twittera, możemy skorzystać z narzędzia Debirdify, które pozwoli nam znaleźć te nasze kontakty z Twittera, które mają już konta na fedi.

Warto zacząć śledzić jak najwięcej kont (na przykład tych znalezionych przy pomocy hasztagów, czy z lokalnej osi czasu, albo podbitych przez osoby, które już śledzimy) — szybko pozwoli nam to zapełnić nasz fediwersowy strumień wpisów.

Odnajdywanie kont znajomych czy osób, o których wiemy, że chcemy ich konta śledzić, odbywa się też jak pocztą pantoflową, poza fediversem, tak samo jak w przypadku każdego innego systemu komunikacji. Ani telefonia komórkowa, ani e-mail nie wymagały przecież nigdy centralnego katalogu wszystkich korzystających z nich osób, by być użyteczne.

Unia Europejska, Niemcy i MIT

Sprawę ułatwia fakt, że instancje są często tematyczne. Jeśli więc jesteśmy zainteresowani kontami dziennikarek i dziennikarzy, koniecznie warto przejrzeć katalog journa.host, a wielu artystów znajdziemy na mastodon.art. Wiele innych instancji tematycznych znajdziemy tutaj.

Co ważne, co do zasady nie musimy sami mieć konta na danej instancji, by móc śledzić i wchodzić w interakcje z osobami mającymi na niej konto!

Powstały też listy osób związanych z daną dziedziną, na przykład osób z różnych środowisk akademickich albo bardziej ogólne katalogi Fediverse Directory czy Trunk.

Poważne organizacje zaczęły już zauważać Fediverse, w wyniku czego powstały m.in. oficjalne instancje prowadzone na potrzeby instytucji Unii Europejskiej (social.network.europa.eu), rządu federalnego Niemiec (social.bund.de), czy MIT (mastodon.mit.edu).

Polska społeczność na fedi jest jeszcze wciąż mała, ale rośnie. W ciągu ostatnich dwóch tygodni "liczba aktywnych użytkowników u nas wzrosła z 500 do 5000 kont" — mówi mi Krzysztof Dmowski, administrator największej (ale nie jedynej) polskojęzycznej instancji.

Fediverse to nie bieda-Twitter

Osoby oczekujące identycznego interfejsu, podobnie działającego algorytmu rekomendacji, czy tych samych kont do śledzenia, tyle że bez Muska, nie znajdą ich na fedi — ale nie znajdą ich dziś również nigdzie indziej. Produkt "Twitter bez Elona" zwyczajnie nie jest już dostępny.

To jednak niekoniecznie zła nowina.

Ponieważ Fediverse opiera się na niezależnych serwerach, zarządzanych przez konkretne osoby czy społeczności, znacznie prężniej działa moderacja.

Każda instancja ma własne zasady dotyczące tego, co jest dopuszczalne, a co nie. Ogromna większość jednoznacznie odrzuca homofobię, transfobię czy rasizm. I nie są to puste słowa: administratorkom i moderatorom danej instancji zależy przecież na tym, by (często bardzo różnorodna) społeczność skupiona wokół ich instancji kwitła i czuła się komfortowo. I nie muszą się przy tym oglądać na wskaźniki liczby użytkowników i zastanawiać, jak wpłyną na cenę akcji.

Najwyraźniej się to udaje, co podkreślają również osoby nowe na fedi: "dosłownie dwie minuty temu opisałam Mastodona słowami »tak, bardzo przyjemny«".

To skupienie na społeczności i wzajemna niezależność instancji powoduje też, że bardzo trudno wyobrazić sobie, by kiedykolwiek na fedi zawitały reklamy. Konto je publikujące zostałoby zapewne szybko zablokowane.

Szereg innych mniej lub bardziej widocznych różnic pomaga podnieść poziom dyskusji. Dla wielu osób największą z nich jest brak "cytowanych wpisów" (ang. "quote-tweets"), czyli funkcji pozwalającej w całości wyświetlić treść wpisu w linkującym do niego innym wpisie.

Jak tłumaczył Eugen Rochko, twórca oprogramowania Mastodon, cytowane wpisy "dodają toksyczność do ludzkich zachowań", postanowił więc z tej funkcjonalności zrezygnować.

Różnice techniczne i kulturowe

Mastodon (jako oprogramowanie) i Fediverse (jako sieć i społeczność) mają też inne, ważne zalety nad Twitterem. Na przykład, znacznie bardziej używalna (a co za tym idzie, częściej używana) jest funkcja dodawania opisu obrazków. To ważne dla osób niewidomych i niedowidzących, korzystających z czytników ekranu.

"Jak było nas [osób korzystających z Fediversu] mało, to niemal wszystkie grafiki były opisane" — mówi mi w rozmowie Jacek Zadrożny, ekspert do spraw dostępności, sam korzystający z czytników ekranu. — "Teraz jest gorzej, ale się poprawia. Uciekinierzy z Twittera uczą się tego. Dla niektórych opisy obrazków są odkryciem, chociaż na Twitterze były od lat. Myślę, że to kwestia interfejsu. Tu od razu widać możliwość dodania opisu obrazka i to z wyjaśnieniem, po co to robić. Na Twitterze ostatnio rozwiązano to w podobny sposób, ale to kwestia kilku ostatnich dni lub tygodni".

Innym rozwiązaniem dostępnym (i często wykorzystywanym) w Fediwersie, a w zasadzie nieobecnym na Twitterze, są "ostrzeżenia o zawartości" (w skrócie "CW" od ang. "content warning").

Dają autorom wpisów możliwość ukrycia ich treści za krótkim komunikatem, czego dotyczą. To ważne w kontekście tematów, które mogą wywoływać silne reakcje. Pozwala śledzącym zdecydować jednym kliknięciem, czy mają ochotę czytać o danej, być może wrażliwej kwestii. Ich wykorzystanie wymaga oczywiście odrobiny empatii (nie chodzi przecież o to, by wszystkie wpisy nimi opatrywać), ale do pewnego stopnia stało się częścią kultury dyskusji na fedi.

Nawet brak algorytmu rekomendacji może być zaletą. "Polubienie" jakiegoś wpisu na Fediwersie nie spowoduje, że nagle zostaniemy zalani innymi, podobnymi wpisami — to wyłącznie informacja dla autorki wpisu, że nam się on spodobał.

Podbicie czyjegoś wpisu (na fedi, z angielskiego: "boost") oznacza tylko tyle, że osoby nas śledzące zobaczą go w swoim strumieniu. Wpisy wyświetlane są chronologicznie.

Zaangażowana sieć społecznościowa

Fediverse wymaga nieco więcej zaangażowania, ale odpłaca z nawiązką tym samym.

"Mastodon jest dla mnie nieprawdopodobnie bardziej satysfakcjonujący niż Twitter. Mam tu około dziesięciokrotnie mniej osób śledzących, ale moje wpisy przyciągają niemal tyle samo oglądających do moich filmów, co moje wpisy na Twitterze. Ta platforma jest naprawdę dobra" — pisze użytkownik mający też popularne konto na Twitterze.

"Szczerze powiedziawszy to niesamowite, ile więcej interakcji uzyskują tu wpisy" — zauważa inna osoba korzystająca z obu sieci (mająca znacznie większą liczbę śledzących na Twitterze).

To odpowiada mojemu własnemu doświadczeniu: twitterowy wpis wydawcy na temat mojego niedawnego anglojęzycznego tekstu zebrał niecałe 30 interakcji, mój własny wpis na fedi na ten sam temat — ponad 300.

Przejściowe problemy techniczne

Jak można się spodziewać, dwumilionowa fala nowych kont odbiła się na Fediwersie. Niektóre instancje zaczęły działać wolniej, czasem nie ładując się wcale przez jakiś czas. "Musieliśmy szybko zmienić serwer na mocniejszy i naprawiać problemy z wydajnością. Potrafiłem siedzieć kilka godzin przez komputerem i analizować zapychające się elementy portalu" — przyznaje Krzysztof Dmowski. — "Fediwersum jest w tej chwili trochę projektem hobbystycznym".

Dr Alek Tarkowski, socjolog i doświadczony aktywista cyfrowy (a niegdyś doradca strategiczny premiera), podkreśla jednak, że jest to cenne: "Myślę, że trzeba tłumaczyć ludziom coś, co jest kluczowe, ale też fascynujące, że jest to sieć bardzo ekonomiczna, oddolna, oparta na wolontariacie. Dobrze by było, by ludzie doceniali te wartości, a nie traktowali tylko jako kolejnej usługi".

Zresztą, Twitter (i inni monopoliści sieci społecznościowych) przecież też miewał poważne problemy.

Zasięg problemów jest jednak zawsze ograniczony: nawet jeśli jakieś konkretne instancje Fediwersu mają przejściowe trudności, reszta sieci działa. A nowe instancje powstają jak grzyby po deszczu, by odpowiedzieć na zapotrzebowanie ze strony nowych użytkowniczek i użytkowników.

"Naprawdę wcale nie martwię się kwestiami skalowalności Mastodona" — pisze na fedi Blain Cook, jeden z pierwszych inżynierów Twittera, ponad dekadę temu odpowiedzialny za infrastrukturę firmy.

Różnice są fundamentalne

Czy osoby przyniesione nową falą pozostaną aktywne na Fediwersie? Jak ocenia Jacek Zadrożny, "dla części to jest tylko chwilowe. Oni chcą dokładną kopię Twittera, a tu różnice są fundamentalne, a nie tylko kosmetyczne. Mam też nadzieję, że sporo ludzi zostanie, chociaż używanie Mastodona wymaga pewnej pracy. Na Twitterze wieloma rzeczami zajmował się algorytm".

"Wydaje mi się bardzo ciekawe, co się dalej wydarzy" — podsumowuje Alek Tarkowski. — "Otwarte infrastruktury mają ogromny potencjał. Widzę, że trwają prace nad nowymi serwisami, na przykład PeerTube. Pytanie, czy się przyjmą. Dużą rolę widzę tu dla instytucji publicznych. Fajnie, że powraca dyskusja o tym, jak komunikuje się polski rząd".

Warto przypomnieć, że niemal dekadę temu ówczesne Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji miało już konto na zdecentralizowanej, otwartej sieci społecznościowej, która stała się z czasem prekursorem Fediwersu.

"A czego bym sobie życzył" — kontynuuje Alek Tarkowski — "to interoperacyjności z Twitterem. Bo wydaje mi się, że to jednak nie jest »walka Dawida z Goliatem«. Chyba że Twitter zbankrutuje, wszystko jest możliwe. Ale idealny scenariusz byłby taki, w którym te różne przestrzenie byłyby połączone i wymieniały się informacją".

Nie stanie się to bez regulacji zmuszających operatorów ogromnych zamkniętych ogródków do otwarcia się na zdecentralizowane sieci. To zadanie na lata.

Tymczasem warto założyć konto i przekonać się samemu, jak inny może być internet bez reklam, trolli i Big Tech.

;

Udostępnij:

Michał rysiek Woźniak

(https://rys.io/) jest specjalistą ds. bezpieczeństwa informacji w rejestrze domen IS. Studiował filozofię, był członkiem Rady ds. Cyfryzacji, jest współzałożycielem warszawskiego Hackerspace’a. Pracował jako Dyrektor ds. Bezpieczeństwa Informacji w OCCRP – The Organised Crime and Corruption Reporting Project, konsorcjum ośrodków śledczych, mediów i dziennikarzy działających w Europie Wschodniej, na Kaukazie, w Azji Środkowej i Ameryce Środkowej, a wcześniej zarządzał Fundacją Wolnego i Otwartego Oprogramowania. Współpracuje z szeregiem organizacji pozarządowych zajmujących się prawami cyfrowymi w kraju i za granicą. Współautor „Net Neutrality Compendium”, oraz “Katalogu Kompetencji Medialnych”.

Komentarze